| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
|
Usunięty
Gość
|
| Dodane dnia 13-01-2010 20:20 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą
|
|
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
|
Anaris
Użytkownik
|
| Dodane dnia 13-01-2010 20:25 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim
|
| `The most difficult thing is trying not to forget who you really want to be.`
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
|
Usunięty
Gość
|
| Dodane dnia 13-01-2010 20:29 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem
|
|
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
Jack the Nipper
Użytkownik
- Postów: 3011
- Skąd: Centrum Świata
|
| Dodane dnia 13-01-2010 20:31 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną
|
| Gdyby Bóg chciał, aby ludzie chodzili nago, to by nas takimi stworzył.
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
|
Usunięty
Gość
|
| Dodane dnia 13-01-2010 20:35 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania
|
|
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
TomaszObluda
Użytkownik
- Postów: 6879
- Skąd: Szczecin
|
| Dodane dnia 13-01-2010 20:46 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę
|
|
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
|
Usunięty
Gość
|
| Dodane dnia 13-01-2010 21:12 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w
|
|
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
TomaszObluda
Użytkownik
- Postów: 6879
- Skąd: Szczecin
|
| Dodane dnia 13-01-2010 21:13 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na
|
|
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
Esy Floresy
Redaktor
|
| Dodane dnia 13-01-2010 21:21 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem
|
| Możemy być tylko tym kim jesteśmy, nikim więcej i nikim mniej.
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
wierszokleta
Użytkownik
- Postów: 795
- Skąd: Wrocław
|
| Dodane dnia 13-01-2010 21:27 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając
|
" ... przyzna pan że kryje się coś niedobrego w mężczyznach którzy unikają wina, gier, towarzystwa pięknych kobiet i ucztowania ..."MISTRZ I MAŁGORZATA M.Bułhakow
Biada artystom na których nikt nie pluje
Lope de Vega
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
faith
Użytkownik
- Postów: 771
- Skąd: Szprotawa/Zielona Góra
|
| Dodane dnia 13-01-2010 21:49 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek.
|
Jest nas sosen w lesie wiele,
jeśli umiem to się z nimi rozdarciem dzielę.
Bywają sosny, co się wiatrom nie skłonią,
ale mój pień wiotki, wiatr zwykł kłaść go dłonią.
Lao Che
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
wierszokleta
Użytkownik
- Postów: 795
- Skąd: Wrocław
|
| Dodane dnia 13-01-2010 21:51 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona
|
" ... przyzna pan że kryje się coś niedobrego w mężczyznach którzy unikają wina, gier, towarzystwa pięknych kobiet i ucztowania ..."MISTRZ I MAŁGORZATA M.Bułhakow
Biada artystom na których nikt nie pluje
Lope de Vega
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
MarioPierro
Użytkownik
- Postów: 569
- Skąd: Sobótka
|
| Dodane dnia 13-01-2010 22:27 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki
|
|
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
|
Usunięty
Gość
|
| Dodane dnia 13-01-2010 22:38 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i
|
|
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
|
Anaris
Użytkownik
|
| Dodane dnia 13-01-2010 22:40 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak
|
| `The most difficult thing is trying not to forget who you really want to be.`
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
|
Usunięty
Gość
|
| Dodane dnia 13-01-2010 22:50 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk.
|
|
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
Miladora
Użytkownik
- Postów: 7637
- Skąd: Kraków
|
| Dodane dnia 14-01-2010 00:39 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku.
|
| Zawsze tkwi we mnie coś, co nie przestaje się uśmiechać (Romain Gary).
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
wierszokleta
Użytkownik
- Postów: 795
- Skąd: Wrocław
|
| Dodane dnia 14-01-2010 00:39 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w
|
" ... przyzna pan że kryje się coś niedobrego w mężczyznach którzy unikają wina, gier, towarzystwa pięknych kobiet i ucztowania ..."MISTRZ I MAŁGORZATA M.Bułhakow
Biada artystom na których nikt nie pluje
Lope de Vega
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
Miladora
Użytkownik
- Postów: 7637
- Skąd: Kraków
|
| Dodane dnia 14-01-2010 00:41 |
|
Wierszuś - pisaliśmy jednocześnie - uzupełnij...
|
| Zawsze tkwi we mnie coś, co nie przestaje się uśmiechać (Romain Gary).
|
|
| Do góry |
|
|
| Autor |
RE: Niekończąca się opowieść...
|
|
lynch
Użytkownik
|
| Dodane dnia 14-01-2010 01:03 |
|
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe...
|
|
|
|
| Do góry |
|