Niekończąca się opowieść...
Portal Pisarski » Wspólne Pisanie » Proza
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Miladora Użytkownik
  • Postów: 7637
  • Skąd: Kraków
Dodane dnia 14-01-2010 01:18
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok...
Zawsze tkwi we mnie coś, co nie przestaje się uśmiechać (Romain Gary).
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Esy Floresy Redaktor
  • Postów: 5986
  • Skąd:
Dodane dnia 14-01-2010 01:22
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się...
Możemy być tylko tym kim jesteśmy, nikim więcej i nikim mniej.
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
lynch Użytkownik
  • Postów: 39
  • Skąd: łódź
Dodane dnia 14-01-2010 01:33
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Esy Floresy Redaktor
  • Postów: 5986
  • Skąd:
Dodane dnia 14-01-2010 02:44
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Wszystko byłoby w...
Możemy być tylko tym kim jesteśmy, nikim więcej i nikim mniej.
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Miladora Użytkownik
  • Postów: 7637
  • Skąd: Kraków
Dodane dnia 14-01-2010 03:23
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Wszystko byłoby w porządku, rzecz jasna,
Zawsze tkwi we mnie coś, co nie przestaje się uśmiechać (Romain Gary).
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
TomaszObluda Użytkownik
  • Postów: 6879
  • Skąd: Szczecin
Dodane dnia 14-01-2010 06:34
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Wszystko byłoby w porządku, rzecz jasna, gdyby nie radiowóz
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
wierszokleta Użytkownik
  • Postów: 795
  • Skąd: Wrocław
Dodane dnia 14-01-2010 06:46
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Wszystko byłoby w porządku, rzecz jasna, gdyby nie radiowóz który wyłonił się
" ... przyzna pan że kryje się coś niedobrego w mężczyznach którzy unikają wina, gier, towarzystwa pięknych kobiet i ucztowania ..."MISTRZ I MAŁGORZATA M.Bułhakow
Biada artystom na których nikt nie pluje
Lope de Vega
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
iska36 Użytkownik
  • Postów: 81
  • Skąd:
Dodane dnia 14-01-2010 07:46
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Wszystko byłoby w porządku, rzecz jasna, gdyby nie radiowóz który wyłonił się zza brzuchatego silosa
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
wierszokleta Użytkownik
  • Postów: 795
  • Skąd: Wrocław
Dodane dnia 14-01-2010 08:00
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Wszystko byłoby w porządku, rzecz jasna, gdyby nie radiowóz który wyłonił się zza brzuchatego silosa niczym Nemezis albo
" ... przyzna pan że kryje się coś niedobrego w mężczyznach którzy unikają wina, gier, towarzystwa pięknych kobiet i ucztowania ..."MISTRZ I MAŁGORZATA M.Bułhakow
Biada artystom na których nikt nie pluje
Lope de Vega
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 14-01-2010 08:15
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Wszystko byłoby w porządku, rzecz jasna, gdyby nie radiowóz który wyłonił się zza brzuchatego silosa niczym Nemezis albo coś gorszego. Janusz
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
wierszokleta Użytkownik
  • Postów: 795
  • Skąd: Wrocław
Dodane dnia 14-01-2010 08:22
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Wszystko byłoby w porządku, rzecz jasna, gdyby nie radiowóz który wyłonił się zza brzuchatego silosa niczym Nemezis albo coś gorszego. Janusz popadł w zadumę
" ... przyzna pan że kryje się coś niedobrego w mężczyznach którzy unikają wina, gier, towarzystwa pięknych kobiet i ucztowania ..."MISTRZ I MAŁGORZATA M.Bułhakow
Biada artystom na których nikt nie pluje
Lope de Vega
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
SzalonaJulka Użytkownik
  • Postów: 2351
  • Skąd: Bronowice
Dodane dnia 14-01-2010 08:25
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Wszystko byłoby w porządku, rzecz jasna, gdyby nie radiowóz który wyłonił się zza brzuchatego silosa niczym Nemezis albo coś gorszego. Janusz popadł w zadumę. Rozmyślał nad istotą...
nikt nie reklamował
szczęścia jak podpasek
jesteś tego warta
(ja)
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
iska36 Użytkownik
  • Postów: 81
  • Skąd:
Dodane dnia 14-01-2010 08:28
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Wszystko byłoby w porządku, rzecz jasna, gdyby nie radiowóz który wyłonił się zza brzuchatego silosa niczym Nemezis albo coś gorszego. Janusz popadł w zadumę. Rozmyślał nad istotą koła zębatego zepsutej

Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 14-01-2010 08:45
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Wszystko byłoby w porządku, rzecz jasna, gdyby nie radiowóz który wyłonił się zza brzuchatego silosa niczym Nemezis albo coś gorszego. Janusz popadł w zadumę. Rozmyślał nad istotą koła zębatego zepsutej do granic mozliwości
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
wierszokleta Użytkownik
  • Postów: 795
  • Skąd: Wrocław
Dodane dnia 14-01-2010 08:50
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Wszystko byłoby w porządku, rzecz jasna, gdyby nie radiowóz który wyłonił się zza brzuchatego silosa niczym Nemezis albo coś gorszego. Janusz popadł w zadumę. Rozmyślał nad istotą koła zębatego zepsutej do granic mozliwości, nawet jeszcze bardziej
" ... przyzna pan że kryje się coś niedobrego w mężczyznach którzy unikają wina, gier, towarzystwa pięknych kobiet i ucztowania ..."MISTRZ I MAŁGORZATA M.Bułhakow
Biada artystom na których nikt nie pluje
Lope de Vega
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
iska36 Użytkownik
  • Postów: 81
  • Skąd:
Dodane dnia 14-01-2010 08:53
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Wszystko byłoby w porządku, rzecz jasna, gdyby nie radiowóz który wyłonił się zza brzuchatego silosa niczym Nemezis albo coś gorszego. Janusz popadł w zadumę. Rozmyślał nad istotą koła zębatego zepsutej do granic mozliwości, nawet jeszcze bardziej albo ciut mniej
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 14-01-2010 09:05
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Wszystko byłoby w porządku, rzecz jasna, gdyby nie radiowóz który wyłonił się zza brzuchatego silosa niczym Nemezis albo coś gorszego. Janusz popadł w zadumę. Rozmyślał nad istotą koła zębatego zepsutej do granic mozliwości, nawet jeszcze bardziej albo ciut mniej, ale nie dużo
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
iska36 Użytkownik
  • Postów: 81
  • Skąd:
Dodane dnia 14-01-2010 09:08
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Wszystko byłoby w porządku, rzecz jasna, gdyby nie radiowóz który wyłonił się zza brzuchatego silosa niczym Nemezis albo coś gorszego. Janusz popadł w zadumę. Rozmyślał nad istotą koła zębatego zepsutej do granic mozliwości, nawet jeszcze bardziej albo ciut mniej, ale nie dużo
używanej, rdzewiejącej motorynki
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 14-01-2010 09:09
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Wszystko byłoby w porządku, rzecz jasna, gdyby nie radiowóz który wyłonił się zza brzuchatego silosa niczym Nemezis albo coś gorszego. Janusz popadł w zadumę. Rozmyślał nad istotą koła zębatego zepsutej do granic mozliwości, nawet jeszcze bardziej albo ciut mniej, ale nie dużo
używanej, rdzewiejącej motorynki, która przypadkiem była
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
iska36 Użytkownik
  • Postów: 81
  • Skąd:
Dodane dnia 14-01-2010 09:10
Dawnym zwyczajem Pradawnych każda dziewczyna, która lubiła kolor różowy miała prawo do jednego kompletu różowej zastawy z Cepelii.
Było to jedno, drugie i trzecie, niestety nie czwarte, a piąte, liczących z trzystu praw pracujących ladacznic. Gadający rower Janusz był szczerym zwolennikiem zaostrzenia przepisów dla właścicieli banków zbożowych. Różowa pszenica nie była towarem zbyt chodliwym, gdyż zawierała działającą pobudzająco na daltonistyczną administrację roweru substancję, która powodowała dziwne zwyrodnienie pedałów.
Wszechobecny, mechaniczny gaduła czasem używał pszenicy w celu sterroryzowania wypłowiałych koronek ladacznic. Zazwyczaj jednak koncentrował się na uwodzeniu, ponieważ miał słabość do wypierz przepierz na jedną noc gwieździstą. Telefony zaś zapisywał sobie na karteczkach przymocowanych do szprych, przez co świecił w nocy niczym fluorescencyjna choinka, mając nadzieję, że zwabi tym chętne wołki zbożowe. Pszenica natomiast utknęła beznadziejnie na jednym z dziwniejszych zakrętów życiowych.
Załamany ta wiadomością zapoczątkował nowy zwyczaj: wykorzystując oportunizm dynama zastosował młyn rowerowy. Odtąd wszystkie rowery zachęcone kręceniem zakrzyknęły "Chwała i cześć". Na co Gadający Janusz kwintalem wypełnił podstawiony mu elewator i wkrótce potem zaróżowione łany ladacznic wybuchnęły gromkim śmiechem. Janusz wstał i wychędożył wszystkie trzy za jednym zamachem. Następnie ubrał się a zrobiwszy to wrócił do pedałowania.
Tego samego wieczoru łypnął rometowskim lusterkiem gdyż dostrzegł coś znikającego za rogiem "wypruta dętka"- pomyślał i poszedł sprawdzić. Rozczarował się, gdyż była to jedynie łatka. Nagle usłyszał stuk, puk i trzask. Coś się zbliżało wielkimi krokami - dlatego tak dudniło Rozpoznał ją przypadkiem, bo już kiedyś dosiadał błyszczącej niewiernej... czego?
Damki, oczywiście. Ale tym razem przyjrzał się dokładniej i zobaczył wielką białą mewę, siedzącą na kierownicy. Patrzyła tym swoim jednym wielkim okiem na jego podziurawioną po latach używania kurtkę. Strzelił mewę dwa razy w głowę. Spadła na chodnik z łoskotem przy okazji wydalając wczorajszy obfity podwieczorek. Czego to ona nie wtrząchnęła! Kawałki plastiku, gumy i czegoś, co wyglądało jak mały ołowiany żołnierzyk, bez serca w plecaku. Janusz popadł w poważne problemy jelitowe na sam widok ścierwa rozkładającego się pośród błękitnych kwiatuszków.
Wszystko byłoby w porządku, rzecz jasna, gdyby nie radiowóz który wyłonił się zza brzuchatego silosa niczym Nemezis albo coś gorszego. Janusz popadł w zadumę. Rozmyślał nad istotą koła zębatego zepsutej do granic mozliwości, nawet jeszcze bardziej albo ciut mniej, ale nie dużo
używanej, rdzewiejącej motorynki, która przypadkiem była albo jej się
Do góry
  • Skocz do forum:
Polecane
ShoutBox
  • Miladora
  • 06/11/2025 17:18
  • Witaj, Bereniko, po baaaardzo długiej nieobecności. Miło Cię znowu zobaczyć. :)
  • Berenika
  • 06/11/2025 17:17
  • Jak miło tu zajrzeć po długim czasie :D
  • Darcon
  • 03/11/2025 21:16
  • UWAGA, Drodzy Użytkownicy! Po 3 latach powraca konkurs MALOWANIE SŁOWEM! W tym roku małe zmiany aby lepiej zintegrować naszą społeczność. Oczekujcie newsa i pamiętajcie - kto pierwszy wybór ma lepszy.
  • valeria
  • 30/10/2025 18:10
  • Nikt nie komentuje moich wiersz!:) pozdrawiam logujących się:)
  • Berele
  • 20/10/2025 07:56
  • teraz to nie mam niczego do dodania hihi
  • alkestis
  • 19/10/2025 19:07
  • Berele, oj jakże Nietzsche przewraca się w grobie :p Chociaż na Twoje szczęście dodałeś, że "niektóre" style :D
  • Berele
  • 19/10/2025 10:26
  • Przy niektórych stylach muzyki wydaje mi się, że lubienie piosenek to proces czysto fizjologiczny. Jesteśmy ukształtowani do rozumienia mowy, ale też płaczu, prośby, jęku, ochrzanu itd. To melodie...
  • Wiktor Orzel
  • 15/09/2025 11:17
  • A kogo my tu widzimy :D Można czytać setki razy, a można tylko raz, jak komu pasuje. ;)
  • TomaszObluda
  • 14/09/2025 18:18
  • dawno nie czytałem poezji, Jak czytać wiersze? Raz i to co w pierwszej chwili poczułem jest ważne. Czy może więcej razy, aż do lepszego zrozumienia?