Leśne Potyczki
Portal Pisarski » Wspólne Pisanie » Proza
Autor
RE: Leśne Potyczki
mariamagdalena Użytkownik
  • Postów: 1075
  • Skąd: Vratislavia / Tel Aviv
Dodane dnia 05-01-2011 12:55
Bogini umiechnela sie mimo bolu - Niiru najszybciej bedzie wiedzial o co chodzi. Ale chyba nie odwazy sie powiedziec tego Medanie - mimo wszystko mial do niej... sentyment? Takie paskudne ludzkie slowo. Ludzkie uczucie.
Arionell tez bedzie wiedzial - i rowniez ociaga sie z powiedzeniem czegos. Dobrze.
Niech i tak bedzie. Niiru, Arionell, Kalt. Pani Bogactw.
Cztery mozliwosci. Za duzo jak na jeden rzut moneta.
Dzwoneczki zadzwieczaly, gdy bogini odwrocila sie na zlocitej poscieli. Nie bylo na co patrzec. Los toczyl sie. A Arionell, chyba nie myslal ze ucieknie. Klepsydra jeszcze nie przesypala sie do konca, to wszystko.
Poetka. Prozaiczka.
Poetka prozaiczna.
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
Arionell Użytkownik
  • Postów: 25
  • Skąd:
Dodane dnia 05-01-2011 23:23
Czego by nie powiedzieć o Medanie, to z pewnością jej system moralny był…
N i e p r z e c i ę t n y.
W życiu nie spotkałem się z taką kobietą, tak różną od tych „bogobojnych niewiast” jakie poznałem w całym świecie, który do tego momentu zwiedziłem; ona była po prostu po za jakimikolwiek stereotypami. Jej wyuzdanie jawiło mi się jako wielki połyskujący wąż, oplatający swą bezbronną ofiarę i wyciskającym z niej... Może to już przemilczę.

W zwyczajnych okolicznościach zareagowałbym na jej propozycje purpurowym rumieńcem wypływającym z twarzy i z trudem powstrzymując drżenie rąk oraz absurdalnie głupi wyraz miny, wywołany zmieszaniem… Odmówiłbym…? Sądzę, że tak.
Widziałem na wylot jej podejście do tej sprawy, które nie różniło się niczym od np. wspólnego spaceru. Ja nie potrafiłem tego zrozumieć. Wtedy.
Jej propozycja pójścia razem do łóżka, miała dla niej takie samo znaczenie jak zabicie natrętnego komara i buntowałem się całym sobą na takie podejście do najpiękniejszej z rzeczy, jaka może spotkać człowieka w jego szarym życiu.

Ale ja wtedy nie skupiałem się na słowach pięknej, zalotnej kobiety.
Byłem pogrążony w żałobie. Tamtego dnia pogrzebałem swoje serce, a gruzy walącego się przede mną świata zasłaniały mi wszystko. Zasłaniały bardzo szczelnie i miałem wrażenie, że raz na zawsze.
Do tego czułem iż COŚ poszło nie tak. COŚ z życzeniem wypowiedzianym na Vayyati. W przypływie pychy postrzegałem swój plan za doskonały (choć mimo wszystko ryzykowny). Spełniona prośba w zamian za kończące się życie – czysta, prosta wymiana.
Więc czemu czułem w duszy żelazną obręcz ściskającą mnie jak kaganiec? Z początku myślałem, że to żal po Sabrze… Ale po pewnym czasie zacząłem w to wątpić.
A ta obręcz miała jakby metaliczny, miedziany posmak…
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
mariamagdalena Użytkownik
  • Postów: 1075
  • Skąd: Vratislavia / Tel Aviv
Dodane dnia 06-01-2011 01:14
Miedziana Pani wpatrywała się w ścianę. Oparta sztywno o poduszki, ledwo mogła się ruszyć. Wolała nie próbować.
- Posmak mówisz? - szepnęła.
Wyjęła od góry jeden z pieniążków z klepsydry i popiła deszczówką ze złotego kielicha tłoczonego w subtelne wzory. Deszcz, zawsze przynosił ukojenie. Łzy ukochanego brata.
Z powodu braku żołądka nie mogła jednak strawić ani monety, ani wody.
To akurat już nie należało do niej.
Arion czuł się dziwnie i niedobrze. Zdecydował się wrócić do swojego pokoju. Metaliczna obręcz zacisnęła się wręcz fizycznie mocno. Na sercu. I na żołądku. Ledwo wszedł, oparł się o brzeg łóżka a z ust wysunęły mu się drobne miedziane monety. Po chwili następna fala. Nachylił się nad miednicą, bo chlusnęła woda, żółć i mamona.
Dziwne wymioty. Niedobre. Co to niby miało być. Ogień palił mu wnętrzności.
"Gdyby to chociaż złote, a nie miedziane." - pomyślał w ułamku chwili, między kolejnymi seriami. W końcu odzyskał życie, ale poza życiem - nic. A z czegoś żyć było trzeba.
Zresztą, nie wiadomo jak długo jeszcze. - naszło mu na myśl z goryczą.
Ustało. Zdecydował później zająć się ewentualnym wykorzystaniem miedziaków, próbując dowlec się do łóżka. Bolało go wszystko. Fizycznie, psychicznie, bóg wie jak. A moze raczej bogini. Do późnego wieczora Arionell leżał niemal bez ruchu, patrząc w ścianę, lub zamykając oczy.
Mógłby próbować się modlić, ale poza Vayyati nie łudził się, że Miedziana Pani mu odpowie. Jaki zresztą mogła mieć nastrój, po tym co próbował jej "wyciąć". Chociaż... Nazywano ją Szczęśliwą, mogła spełniać marzenia, może zawsze była niezmiennie szczęśliwa?
Leżeli tak sobie oboje, Miedziana Bogini i Arionell. Bez ruchu. Bez najmniejszego ruchu.
- Wiesz jak to jest, Arionie? - myślała bogini niesłyszalnie dla nikogo - Dzielę się z tobą takim ułamkiem, jednym pieniążkiem... A ja, jestem przecież Panią Bogactw...
Jako ostatni chyba klient karczmy, Arionell zszedł poszperać jeszcze w książkach o mitologii.
"Jak rozmawiać z bóstwem", "Bogowie i ludzie", "Klątwy bogów. Przyczyny i leczenie." oraz "Mitologia stosowana" okazały się być bezużyteczne. Dopiero jeden z rozdziałów opasłego tomu, zatytułowany "Jak Ich znaleźć?" krył coś w sobie - co dla umysłu zmordowanego przeżyciami dnia stanowiło nie lada wyzwanie do interpretacji. Tekst brzmiał:
"Aby znaleźć onego y przybyć do yego sadyby lub y chramu, odnaydź wpierw żywiel yego.'
- Ogień - mrunkął Arion, wzdrygając się na wspomnienie płomienistego słupa - na razie było prosto.
"Daley umrzyi niemalże w czynie odowiadayącym temuż żywielowi, to yest: przeydz miedzy ognie, weydz w topiel głębinną, skocz z gory lub wiezy strzelistey a wysokiey, lub też day się pogrześć żywien. Snadź pewien być musisz, że bostwo ono zechce cie wysluchac, ieno pewien bądź, bo inaczey śmierć rychłą spusci na cię. Sama zresztą spusci się."
-Co za humor, autorze...
"Rownie dobrze doyechac mozesz oslem albo mułem lub czymże chcesz, byle pamietny, że droga yest dluga, trudna a niebezpieczna i wielu nie wrocilo z niey lub też nawet nikt. Toteż nie wiemy, czy doyedziesz tam zdrów a szczęsliw. A niezdrowu człowiekowi po coz do bostwa jechac daley..."
Kolejne rozważania utrzymane były w podobnym tonie, nie było sensu ich czytać.
- No, na wchodzenie w ogień dość szalony chyba nie jestem... - szepnał Arion, stukajac palcami w okładkę książki - Pytanie czy dość szalony, zeby jechać do niej na czymkolwiek, plując co staje miedziakami.
Bóg - pfu - bogini wiedziała co może mu się jeszcze przydarzyć.
- Miedziana Pani! - zawołał konfidencjonalnym szeptem, jakby liczył na to, ze może odpowie mu - tu w biblioteczce, skoro milczała przy świecy i w skupieniu
Przeciez juz się znali, mogła się zniżyc do jego poziomu - ten jeszcze jeden raz.
Miedziana Bogini słuchała, ale nie wysłuchiwała. Po wypiciu tego jednego pucharu wolała się na razie nie poruszac, tłumić ból na ile się dało... To byl zły, paskudny dzień.
Arionowi odpowiedziała cisza.
Poetka. Prozaiczka.
Poetka prozaiczna.
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
Aleksander Sarota Użytkownik
  • Postów: 88
  • Skąd:
Dodane dnia 06-01-2011 14:02
- Już mi lepiej - odpowiedziałem, uśmiechając się lekko.
Grzane wino smakowało wybornie.
Medana przez większość czasu milczała, pozwalając wypowiedzieć się przedstawicielom płci brzydkiej.
Arionell posiadał dużą wiedzę o świecie, przeczytał też kilka ksiąg, które były mi doskonale znane. Poznałem część jego historii, opowiedział o wielu przygodach jakie go spotkały...
Mimo to potrzeba czasu by komuś całkiem zaufać.
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
Arionell Użytkownik
  • Postów: 25
  • Skąd:
Dodane dnia 06-01-2011 22:38
Tego wieczoru po raz pierwszy rozmawiałem z Kaltem i Medaną, w sposób, który powiedzmy przypominał normalną konwersację, bez przesadnie gęstej atmosfery niepewności. Owszem, czułem jeszcze, że do dobrej znajomości ( nie mówiąc już o przyjaźnie ) jeszcze nam daleko ale… Ta lepka gęstość z poprzednich rozmów gdzieś już wyparowała, pozostały po niej jedynie delikatne opary.
Rozmowa z magiem i wojowniczką przyniosła mi nieco wytchnienia od minionych spraw. Opowiedziałem im nawet o swoich podróżach. W szczególności o tej wyprawie do Bramy Północy na niebieskiej ziemi i o tym co spotkałem po drugiej stronie. Kraina Niebytu wciąż straszyła mnie po nocach.
Kalt chłonął opowieści o moim świecie znajdującym się za Wielkim Morzem, zwracając głównie uwagę na magiczne wątki. Medana, niejako na pozór niezainteresowana, również słuchała mych słów. Zwłaszcza gdy opowiadałem o Anemondarskiej broni z nebinu, niemającej sobie równych.

Po rozmowie rozeszliśmy się do swych komnat. Nagle poczułem się przerażająco źle, jakby w żołądku zagnieździł mi się oślizły, długi wąż szukający wyjścia na powierzchnię. Wiercił się, wykręcał, wierzgał i robił różne dziwne akrobacje stopniowo pokonując kolejne centymetry przełyku. Oczy zaszły mi łzami, w ustach poczułem coś twardego i z zaskakująco dużym strumieniem wody wyleciały mi z gardła zabrudzone, miedziane monety.
Teraz byłem już pewien, że COŚ poszło nie tak jak powinno. Oklapłem bezwładnie na twarde łóżko w komnacie i zacząłem myśleć co by tu teraz zrobić. Gdyby monety miały złoty połysk, to cała sprawa wyglądałaby nawet całkiem nieźle… Niestety Miedziana Bogini okazała się panią szczęścia dość taniego. Trochę żebraczego – przeszło mi przez myśl.
Zszedłem na dół, do opustoszałej karczmy. Zastałem tam Norberta zamiatającego klepisko gospody. Spytałem rogacza, czy by mi nie pozwolił obejrzeć tych jego ksiąg raz jeszcze – swoją drogą dziwna sprawa, skąd on miał tyle tych rękopisów? Z myślą, że jego głównymi klientami są bezrobotni bibliotekarze hobbyści, płacący za piwo papierem, zasiadłem do stołu z kilkoma tomami, które miałem nadzieje powiedzą mi coś o moich problemach gastrycznych.

Miałem dziwne przeczucie, że coś znajdę ;) . Odkładając na półkę kolejny (szósty?) tom, optymizm zaczął mnie opuszczać. Całe szczęście w końcu się udało, ale to co przeczytałem… Nie było czymś co chce się usłyszeć. Według porad autora miałem po raz kolejny się zabić ( szybko i boleśnie ) lub zabić się w czasie niebezpiecznej podróży ( wolno, a znając życie równie boleśnie ) tylko dlatego, by spotkać tę boginie, której symbol- miedź- ma w kieszeni każdy żebrak.
- Podpalić się…? – spytałem sam siebie marszcząc czoło. Poczułem, że stary dobry boa dusiciel z mojego żołądka znów budzi się do życia, więc zacząłem myśleć nad innym wyjściem. Trochę szkoda było mi tego ledwo odzyskanego życia. Mimo wszystko.
- Skoczyć z przepaści…? – wyszeptałem, na co mój wąż podskoczył nerwowo, widać nie chciał pozwolić na przedwczesną śmierć swego żywiciela. Dobry z niego zwierzak, zacząłem go lubić.
- To wyprawa w nieznane? Ostatecznie na tym trochę się już znam… I właśnie dlatego, wiem że to zły pomysł! – stwierdziłem, przypominając sobie ze zgrozą moje poprzednie wyprawy. Z doświadczenia wiem, że takie przygody dobrze opowiadać… Przy ciepłym ognisku w zaciszu własnej chatki. Kiedy jest się w trakcie ich przeżywania, to chce się je jak najszybciej zakończyć.

Może Kalt będzie wiedział co z tym całym fantem zrobić? Trzeba będzie pogadać z magiem. Cóż… Zawsze znajdzie się jakiś sposób. Nie cierpię podążać ścieżką wyznaczoną mi z góry. Szczególnie kiedy drogę wyznaczają mi bogowie.


( PS, mam dziwną chęć poznać was z trochę bardziej realnej strony... Może chociaż przedstawimy się sobie (powiedzmy w załączniku) i powiemy kilka zdań na własny temat;) )
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
Medana Użytkownik
  • Postów: 83
  • Skąd:
Dodane dnia 06-01-2011 23:18
- Samotny mężczyzna w opustoszałej karczmie? - Arionell aż podskoczył na dźwięk moich słów. Nikt nie słyszy kroków Wojownika. Nikt, oprócz... Roth. Ziejąca rana, gdzieś w okolicach serca, bolesna, ale nie na tyle, aby mnie osłabiała. No nic, teraz miałam na oku tego gagatka. Stałam przed nim boso, w koszuli, z rozkosznie potarganymi włosami, z lekkim uśmiechem na pięknej twarzy, ozdobionej Znakiem Cierni na prawym policzku. Kobieta naznaczona czerwienią własnej krwi. Oparłam się o stół, przy którym siedział. Przełknął głośno ślinę.
- Nie śpisz? - wyjąknął.
- Wojownik nie potrzebuje snu. - wyjaśniłam spokojnie, bawiąc się rąbkiem koszuli. Zeszłam na dół, bo coś wyczułam, coś poruszyło się we mnie, zacisnęło mocniej. Wibrowanie bogów, nie lubiłam tego. Miałam swego boga, nie lubiłam innych, który teraz spał na mojej poduszce. - Czasem się kładę, bo tego się oczekuje, rozumiesz, nie chcę uchodzić za tak wielkiego dziwoląga. - wzruszyłam ramionami - Co czytasz?
Wzięłam do ręki książkę zgrabnym ruchem, odeszłam parę kroków od stołu, delikatnie kręcąc biodrami. Dziwkarskie przyzwyczajenie.
- Znałam go. - mruknęłam - Napisał o mnie rozdział. O, tutaj.
Rzuciłam mu książkę na odpowiedniej książce.
- Ale... on pisał jakieś sto lat temu!
Uśmiechnęłam się lekko.
- Czytaj.
- Medana, Wieczny Wojownik. To o tobie? Jak mogłaś go znać? - spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Mam grubo ponad setkę, nie dziw się. - usiadłam na blacie stołu, wzięłam książkę i zaczęłam cicho czytać, pomijając co kilka zdań - Niezwykle piękna Oblubienica Boga Gniewu Niiru... wyzuta z uczuć... nie zna miłosierdzia... bla bla bla... po tej masakrze w mieście naprawdę mnie nie lubił... kąpie się we krwi zabitych... podejrzenie obłąkania... zabija i dorosłych, i dzieci, kobiety oddaje nie tylko żołnierzom... no cóż, nie lubi mnie. - westchnęłam. Spojrzałam na Arionella - Z jakim bogiem się pykałeś? Ja z dwoma. Nirru i takie jeden od mórz. Z kim ty masz zatarg i dlaczego jestem w to wmieszana?
Położyłam mu stopę na ramieniu. Mimowolnie spojrzał między moje nogi, na odsłonięte ciało. Zaczerwienił się lekko. Pochyliłam się ku niemu.
- Zabiję cię nawet gołymi rękami. - warknęłam - Mogę być miła, ale nie oszukujmy się, nie ma osoby, na której by mi zależało, więc radzę ci dowiedzieć się, dlaczego jakiś bożek się tutaj panoszy.
Wzięłam stopę z jego ramienia i uśmiechnęłam się lekko.
- Ojć, podnieciło mnie to. A ciebie? - oznajmiłam i zapytałam, śmiejąc się z lekką pogardą.
Jestem tylko słowem
Wypowiedzianym
Drżącym głosem
W niepewności trwam
Zamgloną pamięcią nie sięgam już wstecz
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
mariamagdalena Użytkownik
  • Postów: 1075
  • Skąd: Vratislavia / Tel Aviv
Dodane dnia 06-01-2011 23:53
- Tanie szczęście? - bogini niemal zakrztusiła się ze śmiechu, co przyprawiło ja o urywany ból w piersi - Takie monety z ciebie wypadły... Gdybyś był wart złota, byłoby pewnie złoto... Mam cię jeszcze bogacić, śmiertelniku? Na to są osobne życzenia...
Ludzie byli tak pocieszni. Warci nawet tej chwili bólu przeznaczonej na śmiech. Złote dzwoneczki brzęczały lekko na unoszącej się co chwila tkaninie szaty.
Bezwstydnie podglądała myśli Ariona, odciągając przynajmniej uwagę od nieznosnej słabości. I tak widzialaby przed oczyma jakiś urywek dziejów świata, nie mogła od tego uciec - zawsze pod powiekami ból, tęsknota, gorycz, płacz, jęk, pożary, morderstwa, żądze, chuć, zazdrość i inne takie... Więc mogła popatrzeć na Ariona.
- Któż może kierować losem jeśli nie Pani Losu? - odpowiedziała mu bezgłośnie.
Miał zamiar udac się do Kalta - och, bardzo dobrze. Pamiętała doskonale o nieświadomym życzeniu Medany - "Chciałabym tylko z nim podróżować"...
- No to będziecie podróżować. Jakkolwiek i jak bądź. Fizycznie, magicznie, bez różnicy. Gratuluję trafienia na Pierwszy Dziedziniec i próby wejścia do środka. Zapraszam serdecznie.
Wciąż bez ruchu na swoim łożu, Pani Wewnętrznego Sanktuarium pogrążyła się na chwilę w kilku wojnach i dramatach świata, by jednoznacznie rozstrzygnąć losy imperiów.
- Płomyczku... - szepnęła - jak dobrze, ze w tych wszystkich walkach los ci sprzyjał...
Niiru spał, zwinięty w kłębek, nie reprezentując w tym momencie nic ze swojej boskiej natury.
Dzieci - pomyślała Miedziana Bogini, wciąż nie poruszając się na poduszkach. Chciała zasnąć. Krew przelewała się jej pod powiekami, dzieci umierały. Ktoś wzywał imienia Szczęśliwej, ale puściła to mimo uszu. Nie zasługiwali. Na nic.
Chciała spać. Nic więcej. Zastygnąć, jak miedziany posąg - choć to zniszczyłoby świat pozbawiony "trwania" i "dziania się", po coś w końcu wymyśliła te posągi - na swój obraz i podobieństwo. Z drugiej strony nie chciała tego - była sercem czasu, działaniem, musiała działać, właśnie tak - ze stosu poduszek i narzutek. Spośród girland zdobionych tysiacami klejnotów, kolczyków i łańcuszków drgajacych przy każdym ruchu.
Uwolnione węże bransoletek pełzały po świecie, jak setki innych błyskotek - żarptaków, świetlików i o czym jeszcze zamarzyła...
Akolitki nuciły mantry, akolici uderzali w bębenki ozdobione złotymi dzwoneczkami.
"Rhai rhai rhai rhai rhai rhairhairhairhaaaiiiiiiiiii!"
Byli szczęśliwi, tym nieludzkim szczesciem tańca bogów. Byli szczęśliwi, swoja codziennością, która przekraczała wszelkie ich wyobrażenia o raju. I co ważne byli Szczęśliwej.


/A nie prościej na PW? :) o co chciałbyś spytać?/
Poetka. Prozaiczka.
Poetka prozaiczna.
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
Srebrzysty Użytkownik
  • Postów: 6
  • Skąd:
Dodane dnia 07-01-2011 11:59
Prawie bieglem ulicami miasta.Wszyscy na moj widok klaniali sie nisko albo wrecz padali na kolana.Kopniakiem otworzylem drzwi swiatyni i obecni w niej kaplani padli na twarze.
-GDZIE ON JEST!!??-wrzasnalem
-Panie,blagam...On...-arcykaplan wstal i chcial mnie zatrzymac ale padl pod ciosem mojej piesci.
-MOJ syn umiera a ja dowiaduje sie ostatni?!Czy naprawde chcecie wszyscy zginac?Na Blask Naszej Pani...Na Ksiezyc...zwariowalisci.Prowadz arcykaplanie...I modl sie by nie bylo za pozno.
Szedlem za arcykaplanem kretymi korytarzami i myslalem.Poltora roku...Tyle czasu byl spokoj.Zdobycie Lodowych Krain,powstanie mojej rasy z mroku przeszlosci,ludzkie wojny w ktorych pomagalismy naszym sojusznikom...To wszystko bylo niczym.Teraz bylem panem ogromnego krolestwa zamieszkanego przez Srebrzystych.Krolestwa w ktorym mile widziani byli wszyscy zmiennoksztaltni,wszelkie dziwolagi ale nie ludzie...Jedyni ludzie jacy tu byli sluzyli za niewolnikow oraz za pokarm.Dwa bunty byly tylko pretekstem do swietowaia bo moje wilki zjadly buntownikow.Tez bawilem sie doskonale.Moje krolestwo mialo stolice oraz szesc wielkich miast na widok ktorych ludziom zapieralo dech z zachwytu.Tylko ze malo kto wracal by sie pochwalic widokami.Doborowe oddzialy Tancerzy Ostrzy,Magow oraz Tytanow stanowily trzon mojej armii.Armii ktora urosla juz do ponad 200 tysiecy...A w razie niebezpieczenstwa moglem powolac pod bron kazda istote w moim krolestwie.Od krolestw ludzi oddzielalo nas potezne panstwo krola Wareza.Pomoglem mu podbic sasiadow ,wspomoglem zlotem wojskiem i czarami..A teraz...Ktos osmielil sie zaatakowac mego syna.W jednym z najwiekszych miast mego krolestwa.Kto to mogl byc a raczej co?Zaden ludzki mag by nie przezyl proby wtargniecia do Nowej Doliny ktora rzadzil moj syn.Ponadto stacjonowal tam garnizon Tytanow.Ci wojownicy byli elita mojej armii.Jak to sie moglo stac?
Drzwi uchylily sie na ciche pukanie arcykaplana.Nie czekajac pchnalem je mocno i wszedlem do komnatki.Moj syn lezal na materacu i zucal sie w goraczce.Majaczyl a smrod ran az wiercil mi w nosie.
-Set!Synu!-uklaklem przy poslaniu nie patrzac ze brudze ubraie warte fortune w ludzkich krolestwach.
-Panie...Ojcze...Przyszedles....Umieram...-wychrypial.Poznal mnie bo nasza krew zawsze sie rozpozna.
-Bedziesz zyl.Co to bylo...Powiedz...
-Nie wiem...Nigdy ...Spalilem to Plomieniem Aganazara ale zanim umarlo ...Ojcze...Moja zona...Prosze...
-Synu jeszcze dzis wrocisz na tron.Obiecuje-wstalem i pobieglem do oltarza bogini.Wyjalem srebrny sztylet i wbilem go w brzuch.Krew chlusnela na oltarz.
-PANI!Blagam....
-Mow moj slugo-moje uszy wypelnil najslodszy na swiecie glos.
-Moj syn umiera o Pani.Blagam uratuj go.
-Pod jednym warunkiem.O odda mi swego pierworodnego a Ty...przyprowadzisz do mie dziecko Medany.
-Pani przeciez probowalem...Wybacz smialosc...
-Wszystko sie zmienilo.Medany nie ma na wyspie.Bogowie nie beda dla Ciebie problemem jesli wezmiesz swoj miecz...Ale o ile wiem odddadza Ci dziecko.
-Dobrze Pani.
-to nie wszystko.Przeniose Cie do Medany..W jej poblize...Cos co zaatakowalo Twego syna powrocilo.Te stwory....moga zagrozic rownowadze swiata i unicestwic bogow...Musicie je powstrzymac...
-Pani...Twe slowa sa dla mnie rozkazem-rana w brzuchu nadal krwawila gdy wybieglem ze swiatyni widzac jak Seth staje przy oltarzu.Musialem przygotowac sie do drogi i wydac odpowiednie rozkazy.Krol Lodowych Krain ruszal pomscic rany swego syna...
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
Medana Użytkownik
  • Postów: 83
  • Skąd:
Dodane dnia 07-01-2011 12:30
Coś ukłuło mnie ponownie. Szlag by to jasny trafił, zabij tego, kto mi to zrobił. Nie po to stałam się długowieczną, aby teraz jakieś coś mnie zabiło! Wstałam od stołu, zostawiając otępiałego Arionella. Nie po to mężczyźni mieli dwie ręce, aby kobiety wszystko za nich robiły. A ja nie po to uciekłam z klatki Rotha, którą szumnie nazywał zamkiem, aby teraz pakować się w kolejne ramiona. Chociaż te wyglądały całkiem apetycznie... Wróciłam do pokoju i szluchnęłam porządnie wódki, wyciągniętej z torby. Postanowiłam wziąć kapiel. Musiałam zatem chodzić od studni do łaźni, gotować wodę i wlewać ją do wielkiej bali. Nie zmęczyło mnie to ani trochę, taki relaks przed kąpielą. Przed wejściem do wanny, pachnącej olejkami, które tam wlałam, umyłam się porządnie w mniejszej misce. Nie miałam zamiaru leżeć w brudnej wodzie.
Wreszcie zanurzyłam się aż po szyj i ułożyłam się wygodnie. Wilgotne włosy lepiły się do twarzy, ale to dobrze, lubiłam to. Rozkoszowałam się kąpielą, gdy nagle coś szarpnęło mnie w trzewiach znowu. Jęknęłam cicho. To jeszcze nie był mój próg bólu, daleko temu było do sprawienia mi dyskomfortu. Rozmasowałam lekko brzuch, chociaż wiedziałam, że to nic nie da.
- No, bożku, policzymy się jeszcze. - mruknęłam spokojnie.
Połączyłam się z bogami na wyspie i z Persją. Wszystko było dobrze. Mój syn i córka Kalta rosły zdrowo, dbali o nie bogowie i Persja. No cóż, mój syn już nie był moim synem... oddałam go Persji, odebrałam mu moc, uczyniłam zwykłym człowiekiem. Pozbyłam si tego cholernego balastu.
Poświęcenie? Nie lezało w mojej naturze. Uśmiechnęłam się do siebie. Rozkoszowałam się chwilą samotności.
Jestem tylko słowem
Wypowiedzianym
Drżącym głosem
W niepewności trwam
Zamgloną pamięcią nie sięgam już wstecz
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
mariamagdalena Użytkownik
  • Postów: 1075
  • Skąd: Vratislavia / Tel Aviv
Dodane dnia 07-01-2011 12:37
Zabawki byly jak zawsze cudne. Wystarczylo zabrac im ich wlasne zabawki, by zaczely prosic o wszystko. Wystarczylo przechylic szale losu na inna strone niz ich wlasna.
Tak jak teraz.
Cos dziwnego pojawilo sie, dziwne istnienia, ktorych Miedziana Pani chciala sie pozbyc. Byly nienaturalne. Byly niepotrzebne. Byly bez powodu dla istnienia, a to znaczylo, ze nalezy je zniszczyc.
Bog Zniszczenia nie dotykal ich, zadne z bostw nie dotykalo ich, by sie nie skalac. Pierwsze Rodzenstwo bylo chronione swoim pochodzeniem, byli prawdziwe niesmiertelni - wraz z nimi skonczylby sie swiat. Ale wizja w ktorej wszystkie pomniejsze bostwa mialyby przestac istniec, a tym samym caly ciezar spasc mial na Miot Przedswiata byla przerazajaca nawet dla niej, przyzwyczajonej do rzezi, mordu i strachu. Wszystek bol, wszystkie prosby skierowane tylko do niej. Chyba glowa pekla by jej z cierpienia. Byla Pania Losu, nie masochistka... Mogla niesc bol dla losow swiata, ale po cos w koncu Przyczyna stworzyla bozkow i pozwalala im istniec. matka nigdy nie zrobila by czegos rownie glupiego.
- Ishhhh... - szepnela Pani Bogactw - Braciszku...
Bog Zniszczenia, ktory nie chcial dotknac obiektu zaglady, Pani Losu ktora nie chciala przewazyc szali. Jak zwykle stali po jednej stronie. Lecz tym razem, potrzebowali wyrzucic kogos poza mury.
Poetka. Prozaiczka.
Poetka prozaiczna.
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
Srebrzysty Użytkownik
  • Postów: 6
  • Skąd:
Dodane dnia 07-01-2011 15:31
Pani to nieublagana bogini.Mialem czas tylko na wydanie niezbednych rozkazow i zabranie miecza oraz zbroi gdy uslyszalem swist zaklecia i wszystko zalala czern.Gdy znowu zaczalem widziec stalem juz na Wyspie.Bylem tu wczesniej w&alczac z Medana by zabrac jej syna...Teraz wiedzialem ze maly do obrony ma tylko bogow.A tych moglem zabic.Zapomniani bogowie,bez wyznawcow nie sa wymagajacymi przeciwnikami.dopialem zbrojei ruszylem w kierunku w ktorym byla chatka a w niej bogowie.Ich zapach mogl doprowadzic do nich nawet zwyklego kundla w chwile przed smiercia wiec ja nie mialem problemow.O dziwo nikt mnie nie zatrzymywal.Podszedlem do chatki i juz mialem zastukac w drzwi gdy dobiegly mnie glosy dzieci.Maluchy plakaly.Zaraz....Maluchy?Wiecej niz jedno dziecko?Tego nie bylo w planach...Wciagnalem powietrze...Kalt?Persja?Co oni...Jednak ten zapach byl inny.Troche sie roznil....
-Wejdz Roth-uslyszalem glos i drzwi sie same otworzyly.
Wszedlem spokojnie i rozejzalem sie po czystym wnetrzu.Dwojka dzieci,chlopiec i dziewczynak bawily sie zgodnie na kocu rozeslanym na podlodze.Pilnowal ich jakis staruszek.
-Prosze,nie badz protekcjonalny.Jestem kuzynem twojej bogini.Zwa mnie Dagon.Kiedys....bylem bogiem morza...
-Dagon?Ty?Slyszalem o Tobie...Tak krwawych rytualow nie odprawia sie juz od tysiacleci...Wszyscy twoi wyznawcy zgineli na twich oltarzach-wzdrygnalem sie wspominajac urywki z ksiag.
-Taaaak.Teraz tego zaluje ale chyba juz za pozno...Jestes tu by zabrac dzieci.-bardziej stwierdzil niz zapytal
-Dziecko.Syna Medany i Belwira.Mam je dostarczyc Pani...
-Wez dwojke.JA powiadomie Medane ze taki jest wyrok Losu.
-Dzieki ,juz Cie lubie.Dasz sie posiekac na kawalki zamiast mnie...Ale coz...Wybrales.Masz jakies....cos w czym moge je zabrac?Dziewczynka jest Kalta tak?
-Po co pytasz jak wiesz?Nosidelko jest pod sciana.
Parenascie minut pozniej wygladalem jak idiota niosac na plecach dwojke ludzkich dzieci i idac do swiatyni Pani w stolicy.Przybyla bardzo szybko.Tym razem nie musialem nawet sie ranic.
-Przekaz Medanie ze zwroce jej dziecko gdy minie rok.Jesli zas zawiedziecie w swojej misji...Dzeici beda nowymi rodzicami ludzkosci...Taka jest wola bogow.A teraz idz moj slugo.Przyjmij swoja nagrode i swoj bol.Ona juz na Ciebie czeka-Pani jednym ruchem reki przemiescila mnie o tysiace kilometrow.Nawet nie wiedzialem gdzie jestem.Patrzylem na jakies miasto ale nawet nie znalem jego nazwy.Wciagnalem powietrze.Nawet w ludzkiej postaci moglem wyczuc zapach Medany.Jej krew,jej moc i szalenstwo.Takie polaczenie bylo unikalne a ja przeciez tak dobrze je znalem...Powoli ruszylem przed siebie i nagle sie zatrzymalem.
Zlozylem dlonie w dosc skomplikowany znak i wyszeptalem kilka slow.Wyrwalem wlos z glowy i splunalem na niego.Maly srebrny ptaszek pojawil sie w powietrzu.
-Znajdz Medane.I przekaz jej ze Roth ,pan i wladca Srebrzystych czeka na nia w lesie.Niech przyjdzie sama.-rozkazalem i ptaszek pomknal w strone miasta.Odwrocilem sie i poszedlem w strone majaczacego na horyzoncie lasu.Czekalo mnie mnustwo przygotowan.Nim nastala noc bylem zmeczony.Namiot stal na skraju lasu.Jedwab lsnil w zachodzacym sloncu jak piekny szafir.Obok wystroj nieco psuly ludzkie i konskie trupy.Glupcy ktorzy nie umieja uszanowac prywatnosci...Przed namiotem plonelo ognisko...Mieso skwierczalo na ogniu.Sam zjadlbym je na surowo ale Medanie przy pierwszym spotkaniu nie zaproponowalbym surowego ludzkiego zeberka.Teraz mialem chwile poczekac.Wiedzielem ze ja uslysze albo wyczuje.
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
Medana Użytkownik
  • Postów: 83
  • Skąd:
Dodane dnia 07-01-2011 16:00
Ptaszka udusiłam jedną ręką, bo ćwierknął mi nad głową. Szlag, śmierdział Rothem. Czyżby ten zapchlony kundel naprawdę się tu zjawił? Po tym, jak czmychnęłam w środku nocy z jego Królestwa, zabijając kilkudziesięciu strażników, podobno tych najlepszych? Niesłychane. Wyszłam z wanny i wytarłam się porządnie w puszysty ręcznik. Po chwili nieśpiesznie natarłam ciało olejkiem i ułożyłam włosy w wygodną koronę, okalającą delikatnie moją twarz. Pod tunikę, ledwo kryjącą pośladki założyłam koszulę, a na nogi naciągnęłam buty, sięgające połowy ud. Zapięłam pas z mieczem na plecach i sztylety na biodrach.
- A znajdziemy cię, wilczku. - mruknęłam i spokojnie wyszłam z karczmy. Węszyłam przez chwilę w powietrzu, aż złapałam jego zapach. Zadrżałam na tę woń, zbyt ją pamiętało ją całe moje ciało. Podążyłam za nim wgłąb lasu. - Rany, nawet o kolację się postarał. - mruknęłam, a potem dodałam głośniej, aby mnie usłyszał, zanim wyszłam zza drzew - Po coś tu przylazł? Co... - zapach mojego dziecka i dziecka Persji, zapach wyspy... on...
Ryknęłam ze wściekłości, aż zatrzęsły się drzewa. Skoczyłam ku niemu, wyciagajac ręce do jego gardła. Rycząc, rzuciłam sie wprost w jego ramiona, przewalając nas oboje.
- Zdrajca! - ryczałam, drapiac go po twarzy, siegając gardła. No, ale to był dwumetrowy mężczyzna, znający mnie lepiej niż ktokolwiek inny. W końcu przestałam się szamotać i wyrwałam si z jego uścisku. Chciał się do mnie przytulić - Ty... zapchlony kundlu... ty kupo kłaków.... ty... ścierwojadzie! - wysapałam.
- Medano, kochana, Pani... - zaczął, próbując wytłumaczyć.
Rozniosłam ognisko jednym kopniakiem, rzuciłam w niego mięsem, a potem sztyletem. Sztylet trafił prosto w jego ramię, ale nic mu nie zrobił.
- Nie obchodzi mnie to. - powiedziałam spokojnie - Najpierw zamykasz mnie na jakimś odludziu wśród całej masy wilkołaków, potem uważasz, ze wszystko w porządku, grzejesz się z tymi sukami ile wlezie, a potem pakujesz się do mego łoża, jakby to było nic... a teraz porywasz mojego dziecko! Ty draniu! Gdzie on jest? Mów! Znajdę go i wydrę tej twojej zasranej Bogini!
Byłam wściekła. Gotowało się we mnie jak w garnku. Jakaś dziwaczna obręcz zaciskała sie wewnątrz mnie aż do bólu. Szlag, działa na emocjach?
- Ona odda ci ich za rok... - znów zaczął. Miał cierpliwość do moich wybuchów, chyba jako jedyny na świecie.
- ROK?! - wrzasnęłam i rzuciłam w niego drugi sztyletem, który trafił w nogę. Znowu go wyciągnął - Oni mieli być na wyspie... ta... twoja... Bogini... zabiję ją, do cholery jasnej! - sapałam, a to coś wewnątrz wciąż się zaciskało. Wreszcie uspokoiłam się i wszystko minęło.
Stanęłam prosto i spojrzałam na Rotha. Jedyny mężczyzna, który miał mnie całą, który potrafił mnie przy sobie utrzymać.
- Dlaczego znowu za mną leziesz? Ile razy mam cię ranić? - zapytałam cicho - Wiesz, ze nie potrafię inaczej.
- I dlatego cię kocham. - uśmiechnął się lekko. Wariat. Mój wariat.
- Och, Roth... - jęknęłam cicho - Chodź do mnie.
Jestem tylko słowem
Wypowiedzianym
Drżącym głosem
W niepewności trwam
Zamgloną pamięcią nie sięgam już wstecz
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
Arionell Użytkownik
  • Postów: 25
  • Skąd:
Dodane dnia 07-01-2011 19:21
Kobieta-drapieżnik położyła mi swą smukłą nogę na ramieniu, odsłaniając przy tym intymną część ciała. Oślizgły, złośliwy wąż z mych wnętrzności szepnął do mego ucha „witamy w dżungli Arionie” (skubany jest niezły, nie wiem jak on to zrobił siedząc mi w żołądku).
Krew nie sok malinowy, krew nie woda… Pcha się gdzie popadnie i samą silną wolą jej nie powstrzymasz… Tak też zalała mi całą twarz, dotarła również żyłami do bardziej ukrytych zakamarków ciała, mimo że tego nie chciałem.
Całe szczęście Medana szybko mnie opuściła, nie oczekując odpowiedzi. Pozamykałem księgi i udałem się na rozmowę z Kaltem.
Po owocnej konwersacji postanowiłem odwiedzić wojowniczkę raz jeszcze, tej długiej, ba! niekończącej się wręcz nocy.
To co przeczytałem o niej w księgach spowodowało, że zacząłem żywić do Medany współczucie. Ona zapewne inaczej postrzega swą sytuacje, ale ja wiem jak to jest nie być sobą. Tyle, że ja zawsze mogłem wrócić do własnej ludzkiej formy, a ona jest tą „bestią” przez cały czas. Życie bez uczuć to według mnie pewien rodzaj kalectwa. Nawet przekleństwa – pomyślałem wspominając watahy nieumarłych z północy, którzy swym brakiem emocji skojarzyli mi się z wojowniczką.

Chwyciłem różę ofiarowaną mi przez samego Stwórcę i poszedłem do Medany. Zszedłem na dół dokładnie w momencie gdy wojowniczka opuszczała karczmę, kierując się wrodzoną ciekawością postanowiłem ją śledzić.


Obserwowałem z ukrycia jej rozmowę z tym nieznajomym wielkoludem. Kiedy zauważyłem, że ich walka „niespodziewanie” zmienia się w coś… Zupełnie innego, zakaszlałem zza krzaków.
- Ekhmm… Wybaczcie, że wam przeszkodzę, ale skoro już tu jestem…
- Co ty tu do diabła robisz?! – wrzasnęła zdenerwowana wojowniczka. Mężczyzna zza jej pleców przyglądał mi się błyszczącymi oczami. W tym spojrzeniu było coś zwierzęcego.
- Ten uścisk, który czujesz… - zacząłem niepewnie. – To efekt wypowiedzenia przez ciebie życzenia na święto Vayyati. Miedziana Bogini chce teraz zapłaty za spełnienie twojej prośby. Wygląda na to, że znaleźliśmy się w jednym bagnie – powiedziałem uśmiechając się kwaśno
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
mariamagdalena Użytkownik
  • Postów: 1075
  • Skąd: Vratislavia / Tel Aviv
Dodane dnia 07-01-2011 22:10
Bogini nawet nie miała sił się denerwować. To samo od tysiącleci.
- Kuzynem?!
Młodsi bogowie używali słów na które nie zasługiwali. Piętnaścioro Najstarszych było haram - oddzielonymi. Byli stworzeni, jedyni. Ale jak ubodzy kuzyni, chcieli choć musnąć tej chwały.
Kolejne cierpienie. Wstręt.
Dziecko było jedno, ludzi czworo.
Los był jeden, jedna cena, jedna bogini. Zaskakująco niepodobna do ludzi i bogów których znali. To teraz mieli się zdziwić. Tak jak zdziwił się Dagon. Rodzeństwo milczało. Świat milczał. Ludzie planowali coś głośno i chaotycznie. Jak to ludzie, jak to urodzeni. Bogowie czuwali we wspólnej medytacji, święto Sukk, święto Istnienia Świata. Nikt inny go nie świętował. Świat odnawiał swoje trwanie. Przez nich, w nich. I dla nich.
Poetka. Prozaiczka.
Poetka prozaiczna.
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
Aleksander Sarota Użytkownik
  • Postów: 88
  • Skąd:
Dodane dnia 07-01-2011 22:19
Otworzyłem drzwi z hukiem i nie zwracając uwagi na oglądające się za mną głowy klientów karczmy ruszyłem żwawym krokiem w stronę Norberta.
- Gdzie oni są?! - krzyknąłem.
- Kto? - zaniepokoił się stary centaur.
- Medana i Arionell!
- Kalt, co się z tobą...
- Gdzie oni są?! - powtórzyłem.
- Nie wiem... Wyszli jakiś czas temu i...
Nie czekałem na odpowiedź. Ściskając z całej siły Kij wybiegłem z karczmy, starając się cały czas nie zwracać uwagi na te ciekawskie łby. Jakąż ochotę miałem, by wykrzyknąć zaklęcie. Latające topory zabiłyby tę ciekawość, o tak!
Byłem wściekły. Czarodziej posiada zmysł jasnowidzenia i choć tak naprawdę nie widzimy jasno i przejrzyście przyszłości to czujemy to co ma nadejść - choć zwykle nie wiemy co to takiego. Czułem paraliżujący strach, a wściekłość opanowała całe moje ciało, kiedy poczułem Persję. Była tak daleko, jednak więź myśli była na tyle silna, że mogłem poczuć jej niepokój.
- Obyś Medano mnie nie oszukała... - mruknąłem sam do siebie.
- Już cię opuściła...
Stałem na wzgórzu zupełnie sam, drżąc na całym ciele.
- Kto tu jest?! - krzyknąłem, kierując koniec Kija w stronę źródła głosu.
- Kobieta-wojownik odeszła z człowiekiem-panterą - odpowiedział mi kobiecy głos za moimi plecami.
- Od dawna knuli przeciw tobie. Matka i dziecko nie są już bezpieczne, kiedy wilk wtapia w nie kły...
- ZAMKNIJCIE SIĘ! - ryknąłem rozpaczliwym głosem - Ujawnijcie się lub odejdźcie, upiory!
I wtedy posłyszałem szyderczy śmiech.
- Sam. Opuszczony.
Dzieci Otchłani zmaterializowali się wokół mnie.
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
Srebrzysty Użytkownik
  • Postów: 6
  • Skąd:
Dodane dnia 08-01-2011 09:03
-Drogi przybyszu-zaczalem gdy nieznajomy skonczyl mowic do Medany.-Drogi przybyszu,nie wiem kim jestes,jakim prawem pogdladasz nas w dosc prywatnej sytuacji i co masz wspolnego z Medana.Szczegolnie tego ostatniego nie jestem ciekaw bo nie lubie bez potrzeby zabijac -pozwolilem by moje dlonie pokryly sie futrem a pazury wysunely sie na kilka centymetrow.
-Ale jedno wiem na pêwno.Jesli zaraz nie podasz mi dobrych powodow swojej obecnosci tutaj to skonczysz jak inni ciekawscy-pokazalem na stos trupow,slabo oswietlany swiatlem ogniska.
-A moze Ty moja piekna,wyjasnisz mi kto to jest i co Cie z nim laczy?Co to za swieto Vayyati ,co to bylo za zyczenie i co to za Miedziana Bogini?Raz juz zabilem boga....moge sprobowac ponownie jesli zechcesz...-poglaskalem rekojesc miecza
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
Medana Użytkownik
  • Postów: 83
  • Skąd:
Dodane dnia 08-01-2011 12:37
- Roth, uspokój przyrodzenie. - powiedziałam spokojnie i machnęłam ręką. Szlag, nie wyczułam Arionella, zbyt skupiona na wilkołaku - Wilczku, to jest Arionell, nieco dziwny nowy towarzysz, który jak do tej pory nie skorzystał z mojej gościnności. - wbiłam szpilkę celnie, Roth skrzywił się i odruchowo wciągnął powietrze, łapiąc mój zapach. Musiał wyczuć resztko zapachu Kalta, co odzwierciedliło się na jego twarzy. Uśmiechnęłam się lekko - Mam nadzieję, że będziesz dla niego miły. Arionellu - zwróciłam się do mężczyzny - To jest Roth, ostatni ze Srebrzystych, taki wielki wilkołak. - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
Całe moje ciało krzyczało, gdy Roth był obok, cała ta zwierzęca strona mojej natury, którą przyjęłam wraz z jego krwią. Miałam ochotę pobiec z nim w las, jak kiedyś. Wtedy jednak usłyszałam krzyk Kalta, był niedaleko. Wściekły.
- Arionellu, potem policzymy się z tą całą Miedzią...
- Miedzianą Boginią. - poprawił mnie, przerywając mi.
- ...Miedzią... - powtórzyłam dobitnie - ...i zastanowimy się, co z nią zrobić. Nie lubię, jak się mna bogowie bawią, więc ma już stara przechlapane. A teraz biegiem do Kalta!
Chwyciłam sztylety, które rzucił mi Roth i pobiegłam w stronę czarodzieja. Wypadłam z krzaków gotowa do walki.
- Kogo trzeba zaszlachtować?! - krzyknęłam, rozglądając się. Nie było żadnych przeciwników. Tylko Kalt patrzył na mnie, a potem, gdy wybiegł Roth, skrzywił się lekko.
- Gdzie Persja i moje dziecko? - szepnął cicho.
- Z tego, co wiem, to Roth wie więcej. - powiedziałam lekko - Podobno jego pofirśdana bogini ich zabrała. Znaczy, dziecko. Persja jest bezpieczna na wyspie.
- Ich? - powtórzył za mną. Wymieniliśmy długie spojrzenia - Nic im nie grozi?
- Nie, u niej są bezpieczni. - schowałam sztylety - Nie bój się, bohaterze-magu. Ani ty, ani ja na niektóre rzeczy nie mamy wpływu. Też nie jestem zachwycona tym, co Bogini Zmiennokształtnych robi, ale zwalczmy najpierw tę całą Otchłań, a potem zwojujmy resztę świata. To coś, cię ściga, do mnie przylepiła się jakaś Miedź, mamy normalny zakalec! - wyrzuciłam do góry ręce - Najpierw policzmy się z tym, co wymieniłam, a potem skoczmy sobie do gardeł, co ty na to? - wzruszyłam ramionami z uśmiechem.
Jestem tylko słowem
Wypowiedzianym
Drżącym głosem
W niepewności trwam
Zamgloną pamięcią nie sięgam już wstecz
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
Arionell Użytkownik
  • Postów: 25
  • Skąd:
Dodane dnia 08-01-2011 12:48
Kolejny rębajło – westchnąłem w duchu. Do tego pseudokulturalny, co jeszcze bardziej mnie zirytowało.
Wiedziałem, że właśnie tacy są najgorsi – półludzkie potwory będące błędem w materii świata. Są jak ziarenka piasku wrzucone do naoliwionego mechanizmu zegarka, tylko po to by go zepsuć.
Poprawiłem nerwowo pas od grafitowego miecza, starając się przygotować na niespodziewany atak. Lewą rękę schowałem niepostrzeżenie do kieszeni i zacisnąłem ją na garści pewnego proszku, mogącego uratować mnie w razie niebezpieczeństwa. Borsen nauczył mnie, żeby podczas wyprawy NIGDY nie rozstawać się z bronią. Błogosławiłem go teraz za to w myślach. Chciałbym, żeby był w tej chwili przy mnie, z tym jego srebrnym mieczem.
- Wścibski z ciebie wilkołak . Ta sprawa dotyczy tylko mnie i Medany– powiedziałem, starając się by mój głos brzmiał tak normalnie jak to tylko możliwe. Bałem się, oczywiście że tak, bo tylko idioci na moim miejscu nie czuliby lęku. Serce wybijało mi szaleńczy rytm, dłonie wilgotniały z każdą chwilą, a wąż z żołądka budził się ze snu.
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
mariamagdalena Użytkownik
  • Postów: 1075
  • Skąd: Vratislavia / Tel Aviv
Dodane dnia 08-01-2011 14:08
Ludzie jak zwykle krzyczeli, buntowali sie, bluzgali i bluznili.
Nic nowego.Bogini spala w najlepsze, a pod jej powiekami przesuwaly sie dramaty swiata.
Wojna. Krol-kaplan modlil sie oddajac swoje zycie, swoja dynastie i swoj kraj. Zachlannosc. Tym razem Los mu sprzyjal. I oto ogien z nieba starl z powierzchni ziemi polowe obcej armii na popiol. Tak bylo najszybciej.
Reszte mial chyba wykonczyc Tancerz Zniszczenia, przynajmniej w opinii Miedzianej Pani.
Uspiona Bogini byla spokojniejsza i milsza, wtulona dziecinnie miedzy zociste haftowane poduszki. Jej umysl czuwal, ale cialo odpoczywalo niemal po ludzku.
Niiru spal rowniez, zwiniety na poduszce medany.
Pani usmiechnela sie na jego widok, w takich momentach wszyscy byli do siebie podobni. I Najstarsi i Dzieci. Chwila blogiej polswiadomosci. Wszyscy bogowie wiedzieli co jest w zyciu najlepsze.
Poetka. Prozaiczka.
Poetka prozaiczna.
Do góry
Autor
RE: Leśne Potyczki
Aleksander Sarota Użytkownik
  • Postów: 88
  • Skąd:
Dodane dnia 08-01-2011 16:15
Dzieci Otchłani zmaterializowali się wokół mnie, by po chwili - słysząc kroki Medany i Arionella - zniknąć. Obok kobiety-Wojownik i człowieka-pantery pojawił się jeszcze ktoś trzeci, ktoś kogo nie poznałem od razu. Gdy zbliżył się, mrok trochę ustąpił odsłaniając twarz wilkołaka Rotha.
Po chwili rozmowy usłyszałem tętent końskich kopyt.
- Mistrzu, chyba już czas ruszać w drogę ku Otchłani! - zawołał Altior, zeskakując na ziemię. Wciąż był blady, ale już o wiele zdrowszy. Za to towarzyszący mu Makao wyglądał paskudnie jak zawsze ze swą białą twarzą i pustymi oczodołami. Mój czarny wierzchowiec Fenrir zaczął skubać trawę.
- Ty draniu! - krzyknąłem ze śmiechem - Złamałeś moje zaklęcie!
- Jestem twoim Uczniem - odparł Altior, uśmiechając się lekko - Chyba jesteśmy w komplecie. Idziemy ku Otchłani?
- Jeszcze powinieneś odpocząć - mruknąłem - Musimy wszyscy wiele sobie powiedzieć.
Do góry
  • Skocz do forum:
Polecane
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/03/2025 23:38
  • Wszystkich, a szczególnie zwycięzców konkursu serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję/głęboko w to wierzę, że i bez konkursu będziemy licznie komentować! Liczne pąki już pęcznieją, czas rokwitnąć ;-}
  • Redakcja
  • 03/03/2025 15:21
  • Wyczyściliśmy już Portal z tego spamu.
  • Miladora
  • 03/03/2025 14:24
  • A ja myślałam, że jest to forum dyskusyjne portalu pisarskiego, a nie agencja reklamowa. :(
  • Redakcja
  • 28/02/2025 09:38
  • Ostatni moment na komentarzowe szaleństwo! Pióra w dłoń!
  • Redakcja
  • 14/02/2025 12:01
  • Kochani, mamy konkurs, zapraszamy do zabawy! [link]
  • Szymon K
  • 30/01/2025 06:22
  • Dlaczego zniknęły moje linki do ksiażki?
  • Wiktor Orzel
  • 02/01/2025 11:06
  • Wszystkiego dobrego wszystkim!
  • Janusz Rosek
  • 31/12/2024 19:52
  • Udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku 2025
  • Zbigniew Szczypek
  • 30/12/2024 22:28
  • Iwonko - dziękując za życzenia - kocham zdrowie i spokój oraz miłość, pełną świąt! A Tobie Iwonko i wszystkim na PP życzę Szczęśliwego Nowego Roku, by każdy dzień był święty/świętem