Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 26-04-2010 23:18 |
|
DO UCHA
Mirka Szychowiak
Nie na te brzegi idzie wielka fala - w czasach - gdy małe wody
gonią się jak wściekłe. Wpuszczeni w kanał szukają uskoku,
a ja spokojnie tonę - podobno jestem niezatapialna, więc sprawdzam.
Nasza droga planeta cierpi na depresję - dlatego szuka wsparcia
wśród najbliższych krewnych - jest tylko małe ale, nikt się nie chce
przyznać, że coś go łączy z tą kupą nieszczęścia. Mogłabym spróbować,
ale właśnie tonę - wyjścia nie widzę, bo jest z tamtej strony
i nim utonę - muszę wpierw dopłynąć i zdecydować czy osiąść na dnie
czy dać się wypluć fali i coś uratować. I bądź tu mądra i nie bądź
frajerką - kobieto z dziurą w głowie i blizną na krzyżu.
Skończyłam, możecie odejść. Nie zostawiajcie klucza, bo jeszcze
coś otworzę i jeszcze gdzieś pójdę i komuś opowiem, o tym,
jak się tonie, a potem żyje w tych najgłębszych dziurach
i jak się traci oddech, choć oddychać trzeba. Idźcie i nie wracajcie.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Euridice
Użytkownik
- Postów: 485
- Skąd: Rzeszów
|
Dodane dnia 27-04-2010 09:00 |
|
Gdy odeszła pod chmurami - E.Stachura
Jak bez rąk byłem z rękami
Jak bez nóg byłem z nogami
Jak bez ust byłem z ustami
Jak bez rąk byłem z rękami
Wszystko z nich mi wypadało
Rękę złóż do ręki - brawo
Dziesięć palców czy to mało
Dziesięć palców nie istniało
Jak bez rąk byłem z rękami
Jak bez nóg byłem z nogami
Jak bez ust byłem z ustami
Jak bez nóg byłem z nogami
Podpierałem się o ścianę
Dźwigać mnie nie chciały wcale
Niby lilie wiotkie były
Dawną siłę, biedne, śniły
Jak bez rąk byłem z rękami
Jak bez nóg byłem z nogami
Jak bez ust byłem z ustami
Jak bez ust byłem z ustami
Jakby plastrem zalepione
Jakby w wapnie unurzone
Było, że w powietrzu tonę
Było, że już po mnie, po mnie
Jak bez rąk byłem z rękami
Jak bez nóg byłem z nogami
Jak bez ust byłem z ustami
Jak ten trup byłem przed wami
Gdy odeszła pod chmurami
|
Bycie Poetą jest jak bycie szewcem, codziennie szyjemy własne myśli ze słowami, w których następnie uczymy się chodzić. - Ja.
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Ares
Użytkownik
|
Dodane dnia 27-04-2010 11:12 |
|
Cytat: miraeryka napisał/a:
Szymborska Wisława
Pożegnanie widoku
Rozumiem, że mój smutek
nie wstrzyma zieleni.
Źdźbło, jeśli się zawaha,
to tylko na wietrze.
Mam w domu prawie cały dorobek Szymborskiej i długo nie mogłem się dokopać do tego wiersza (zapomniałem tytułu). Wielkie dzięki za przypomnienie.
Jesienin
***
Wiele myśli przemyślałem w ciszy,
wiele pieśni o sobie złożyłem
na ziemi, co jęk zewsząd słyszy,
jam szczęśliwy po prostu, że żyłem.
Że kobiece całowałem piersi,
gniotłem kwiaty i trawy w parowie
i że zwierząt, braci naszych mniejszych,
nigdy pałką nie biłem po głowie.
|
Konieczność istnienia trudna jest do zniesienia...
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
miraeryka
Użytkownik
|
Dodane dnia 30-04-2010 20:54 |
|
Ares, nie ma za co dziękować
Cytowanie (i rozmawianie o) twórczości Szymborskiej to jedno z moich literackich uzależnień
|
"Pamiętaj, musisz mieć kredens. Twój świat się zawali
a kredens jeszcze będzie stał. All you need is kredens
i dużo, dużo naczyń, które łatwiej zapełnić
niż pustkę."
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Esy Floresy
Redaktor
|
Dodane dnia 22-05-2010 11:52 |
|
prolog
Piotr Kuśmirek
przedpołudnie beznamiętnie szachuje słońcem.
podobnie jak dawno temu, nad jeziorem,
kiedy najważniejsze było milczenie i wilgoć
rzeźbiła w kościach zapowiedź zmian.
jest czerwiec. łabędzie o szyjach ostrych jak noże
przecinają porozrzucane w trawie szmatki oczek wodnych.
wyczuwam zwierzęta skłębione pod skórą,
szkielet trawy pulsujący w ramieniu. zaczynamy się
tam, gdzie kończy się cisza: zerwane przęsła mostów i gardeł,
spiętrzone słowa, przecieki z mało wiarygodnych źródeł.
jest czerwiec. zastanawiam się, czy potrafię
wytłumaczyć ci świat w moim języku.
|
Możemy być tylko tym kim jesteśmy, nikim więcej i nikim mniej.
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
peepshow
Użytkownik
|
Dodane dnia 22-05-2010 14:29 |
|
a ja ostatnio dorwałam antologię moich miejscowych poetów (olsztyńskich). wynalazłam tam autora, który mnie zachwycił i zadziwił (wcześniej o nim nie słyszałam, jestem ignorantką?)
Jan Sobczyk, Próba wyrazu
Cóż mi ból cywilizacji
cóż ogryzione kości
tłumów w kanałach ulic
gdy do wilgotnej nory wchodzę
kłamię
bo częścią człowieka
jest kłamstwo
okrutny jest człowiek
okrutne jest to stworzenie
nie dobite na wszystkich frontach
cóż mi poezja
ja piszę pamiętnik
odgrywam komedię
ucząc się śpiewu ptaków
wstydzę się słów zbyt obnażających
tak się na stole kładzie księżyc
i ćwiartkuje jak świnię
tak się przemawia
w sztuce miłości
czasem mówię
zgódź się na życie
jak koń się godzi na
ufnal
czasem mówię
ale tak jak mówił Platon
o świecie można mówić
klepiąc się po udach
Jan Sobczyk, Widokówka prowincjonalna
Oczy
drzewo do
kolan
idzie
płoną jej włosy
płoną ręce
" - kurwa - mówią -
pociąg obciął
jej nogi..."
młodość
w drzewie znieruchomiała
we włosach
idzie
jakby tam
była od początku
- "kurwa" -
i nie widzą
płonącego na jezdni
człowieka.
Jan Sobczyk, Poranne wstawanie z łóżka
Stoisz w oknie
drzewa na gwiazdach
śnieg zasypał
śpią jeszcze krzesła i stół
lecz buciki już gotowe
wróć
jeszcze w studni
nie du
uuu
dni
jeszcze noże siekiery
bez ruchu
wróć na dno snu
będę czuwał
lubię gdy śpisz
przytulona do ucha
nie czuję obrotów ziemi
nie myślę
jestem zdrowy i dobry
wróć
w naszym świecie
jeszcze noc
jabłko strąca przebudzony ptak
|
~. 'ze słabości drwię, bo zamiast niej warto kpić, kopać, kląć i wyć.'
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Esy Floresy
Redaktor
|
Dodane dnia 09-07-2010 16:50 |
|
CX. Waleta
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki
przez pięć kolejnych dni
nie usłyszą o mnie albo będą mówić
jako o umarłym i cieniem moim
bawić się przy świecach
przez pięć kolejnych dni będą opowiadać
jak bardzo byłem nieprzystępny za życia
i że broniłem się przed śmiercią w ciepłych
ramionach starców z Farbiarskiej
to będzie smutna opowieść o chłopcu
ze skradzionym słonecznikiem i szesnastu
tego dnia skradzionych książkach
i o tym jak się ów chłopiec rozmiłował
w słoneczniku gdy przyszła noc
po swoje ziarno
10.12.79: Śnieg I
Stanisław Barańczak
Z ust mi wyjąłeś, śniegu,
ten język, który wziąłem pomyłkowo
sobie na własność i który trzymałem
tak długo za zębami; wyrwało
mi się to z ust, ta czerwień bolesna i ciepła,
gdyś mnie, śniegu, za język ciągnął, kiedyś łamał
sobie mój język na mnie, chcąc mi rozwiązać ten supeł
śliski od krwi i śliny, który, między nami
mówiąc, strzępił się niepotrzebnie o
pękniętą szybę jawy, która nas rozdziela;
od ust mi odjąłeś, języku,
ten śnieg, co między ustami a brzegiem
horyzontu tak jarzył się dla mnie, że stałem
z otwartymi ustami; nie mam do nich co
włożyć teraz, ta biel lodowata i czysta
nie jest w stanie przemówić do mnie bez ogródek
zębów i mam ją tylko na końcu języka,
szorstką od mrozu i szronu, nawet nie na końcu
mam tylko język, kaleczony o
pękniętą szybę jawy, która nas rodziela
Przejścia nie ma
Marcin Orliński
Słońce owija się wokół kamienia, wspina po tarczy
i zawisa na grocie strzały. Przychodzimy tu znowu,
mniejsi niż dawniej. Właz obrósł historyjkami,
które latem opowiadają sobie rozbawieni turyści.
W kolejce do kasy dostrzegam kilka znajomych
twarzy, rymują się jak litery w alfabecie. Nefretete
rozkłada bezradne ręce. Teby są pod innym ostrzem,
na inny rachunek. Nie widzisz? Słońce zwija się
na posadzce, kurczy do półokręgu. Na stole, między
słojami – oddech ojca, zmarszczone płótna, które
wtedy zapełniał niemożliwymi obrazami: bezdenne
oazy pełne rozżarzonych ust, drzewa sadzone
na wspak, dołem ku ciału, wnętrzem ku Słońcu.
Widzę, przejścia nie ma.
|
Możemy być tylko tym kim jesteśmy, nikim więcej i nikim mniej.
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
zawsze
Użytkownik
- Postów: 3112
- Skąd: Ciechanów
|
Dodane dnia 09-07-2010 17:30 |
|
Słonimski Antoni
Notes
Znalazłem w starym notesie
Numery telefonów
Umarłych przyjaciół,
Adresy spalonych domów.
Cyfry nakręcam. Czekam.
Telefon dzwoni.
Ktoś podnosi słuchawkę.
Cisza. Oddech słyszę.
A może szept ognia.
|
Jestem wciąż niejasna, niesyta. - A. Osiecka
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Samuel Niemirowski
Użytkownik
- Postów: 2563
- Skąd: Kraków
|
Dodane dnia 29-07-2010 02:24 |
|
Ernst Wiechert DWIE RĘCE
Tej nocy widziałem tkackie krosna we śnie
a co one snuły, to właśnie była moja suknia.
Leciało czółenko, leciało, od zachwytu, do boleści,
i spinało je obie z moim żywotem,
i spinało rok z rokiem i z sekundą wieczność.
I gwiazdy były na sukni tej utkane,
i kwiaty, i ptaki, i kraina baśni,
i ciernie leciały jej ciemnym skrajem,
i korona była podniesiona
ku złotej wyspy złocistej plaży
Lecz nie siedział nikt przy kolorowych ramach,
żadne oko nie zerkało, co uderza w osnowę,
żadnych ludzkich ust, co uśmiech by się tlił,
tylko dwie ręce, które w pustce przędły,
one snuły mi kielich i kubek na łzy.
Dwie ręce, a ślizgały się niczym dwa cienie,
i były bez wieku, ni młode, ni stare,
i nie miały ziemskiego kształtu,
i nie wiedziały co utkały same,
i były obce, zimne i nieznane.
Co snujesz? - pytałem, jak pytały dzieci.
Co tkasz do cna i bez przerwy?
Czy jeszcze serdeczną komorę utkasz mi?
I słyszałem cichy głos jak rzecze mi:
- Ja... jestem... ty.
|
"Nie będę zmieniał świata ani Zachodu. Podążą one ku swoim celom tak jak spadająca gwiazda. Ja będę jednak pracował i zmieniał się".
E. Wiechert
www.prozafotografii.blox.pl
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 29-07-2010 22:42 |
|
SZOFAR
Radosław Wiśniewski
"Learn to swim, I’ll see sou In Arizona bay"
[Tool, "Aenima"]
co to był za głos, który obudził mnie o wschodzie
i przypomniał kto trzyma mnie w garści jak ufnego
wróbla? skąd to drżenie idzie przez porty, dworce,
ukrzyżowania pode mną i sprowadza sen?
widzę rozdzielone słowa, jakby bezgłośnie pękała
skóra na słońcu. wśród kamieni zakwitają kości
wołające na wzgórzach, drzewa w morze wypuszczają
korzenie i piją światło z wąwozów. chcę bić
kamieniami w zbocza, wygrzebywać glinę,
mieszać ją ze śliną i przykładać do powiek, ale widzę
tylko horyzont. przerzucam po stole kasztana,
jedyną mapę lądu, który obejmą okrutne dzieci.
czuję jak wypiętrzają się bezwzględnie i szybko. dzikie
zwierzęta w nas ślubowały odnajdywać schronienie
i podobieństwo ale wiem, że będą naśladować ten głos
i prawie ludzkie gesty. odpuszczam gołębicy, otwieram
burty, niech wzejdzie morze, niech skończy się
ten skowyt
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Esy Floresy
Redaktor
|
Dodane dnia 30-07-2010 17:40 |
|
Ostatnio zapanowała moda na Vilanelle na naszym portalu, więc podrzucam i tu małe co nieco do posmakowania.
Płakała w nocy, ale nie jej płacz go zbudził
Stanisław Barańczak
Płakała w nocy, ale nie jej płacz go zbudził.
Nie był płaczem dla niego, chociaż mógł być o nim.
To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi.
I półprzytomny wstyd, że ona tak się trudzi,
to, co tłumione czyniąc podwójnie tłumionym
przez to, że w nocy płacze. Nie jej płacz go zbudził:
ile więc było wcześniej nocy, gdy nie zwrócił
uwagi - gdy skrzyp drewna, trzepiąca o komin
gałąź, wiatr, dygot szyby związek z prawdą ludzi
negowały staranniej: ich szmer gasł, nim wrzucił
do skrzynki bezsenności rzeczowy anonim:
"Płakała w nocy, chociaż nie jej płacz cię zbudził"?
Na wyciągnięcie ręki - ci dotkliwie drudzy,
niedotykalnie drodzy ze swoim "Śpij, pomiń
snem tę wilgoć poduszki, nocne prawo ludzi".
I nie wyciągnął ręki. Zakłóciłby, zbrudził
toporniejszą tkliwością jej tkliwość: "Zapomnij.
Płakałam w nocy, ale nie mój płacz cię zbudził,
To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi."
|
Możemy być tylko tym kim jesteśmy, nikim więcej i nikim mniej.
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Cute
Użytkownik
- Postów: 121
- Skąd: Zielona Góra
|
Dodane dnia 31-07-2010 13:52 |
|
boję się urosnąć
bo dorośli całymi godzinami muszą czytać
i rozmawiać o polityce
policjantami są grubasy
nikt nie traktuje mnie poważnie
a to przecież ja z całej rodziny
najczęściej chodzę do spowiedzi
myślę że zasługuję już na większego anioła
ale w niedzielę daję za małe pieniążki na tacę
zbieram szczekania psów
chciałem dostać chomika
ale mama powiedziała że mogę mieć wszystko
co się nie wypróżnia w nocy
głosy psów pilnują żeby nie przyśnił mi się diabeł
babcia mówi że diabeł śni się zawsze
jako rozebrana kobieta
ojciec twierdzi że tak śni się anioł
który we śnie powiedział mu gdzie mama schowała pieniądze
na mszę za duszę dziadka
i dziadek do przyszłego miesiąca musi być jeszcze w czyśćcu
a tata chodzi pijany
muszę mieć scyzoryk bo chłopaki mówią
że tylko ci co mają scyzoryk mogą całować się z dziewczynami
gdy poszedłem do pierwszej komunii
nie chciałem dostać zegarka
marzyłem wiecie o czym
Jacek mówi że przed właściwym całowaniem
dobrze jest zrobić próbę
na cioci
gdy tylko kładę się spać
nadlatuje komar
ma już tyle mojej krwi
że pewnie wymienia ją w stacjach krwiodawstwa
na tabliczki czekolady
pani nauczycielka mówi że zawsze potrafię
wychylić się ze swoją niewiedzą
wczoraj nałykałem się zimnego powietrza
i nie muszę iść do szkoły
czytam o przepowiedniach końca świata
i nie wiem czy zdążę ukończyć czwartą klasę
komary są jak mój ojciec
stale mnie dręczą
kiedyś zabijałem je kapciem
ale zostawiały plamy na ścianie
teraz je duszę
swetrem
podobno jestem dziwny
babcia twierdzi że wystarczy na mnie spojrzeć żeby zrozumieć
że moja matka nie powinna mieć dzieci
a ojciec nawet psa
Piotr Macierzyński ( :
|
Najchętniej zamieniłabym się w grubego czarnego kota,
lecz zamiast na płocie, życie
przespałabym na Twoich kolanach...
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 31-07-2010 20:32 |
|
Z dedykacją dla tych, którzy postanowili w swych wierszotworach uskuteczniać mowę osiemnastowieczną i wcześniejszą 
Daremne żale
Adam Asnyk
Daremne żale - próżny trud,
Bezsilne złorzeczenia!
Przeżytych kształtów żaden cud
Nie wróci do istnienia.
Świat wam nie odda, idąc wstecz,
Znikomych mar szeregu -
Nie zdoła ogień ani miecz
Powstrzymać myśli w biegu.
Trzeba z żywymi naprzód iść,
Po życie sięgać nowe...
A nie w uwiędłych laurów liść
Z uporem stroić głowę.
Wy nie cofniecie życia fal!
Nic skargi nie pomogą -
Bezsilne gniewy, próżny żal!
Świat pójdzie swoją drogą.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Esy Floresy
Redaktor
|
Dodane dnia 01-08-2010 11:07 |
|
Erotyk dla następcy
Bohdan Urbankowski
I
Przeprowadź ją przez pokój
niby ścieżką wśród lasu
na stole
zapal różę
dobrą jak nocna lampka
Potem
rozbieraj ją delikatnie
z obronnych gorsetów
z zaciśnięcia rąk
drżenia ramion ...
Otul szeptem.
A jeśli kiedyś
wybiegnie nagle z pokoju
biegnij za nią
nie pozwól
ukryj jej twarz
w swych wielkich rękach
mów słowa
dużo słów
te wszystkie
których ja zapomniałem
których się wstydziłem
Proszę cię
ty
którego nienawidzę
który przyjdziesz po mnie
by z jej drobnych piersi
zdrapać ślady mych rąk
rozchylić jej kolana
proszę cię
bądź dla niej dobry
II
Nie wiesz
że będziesz kochał mnie
że powie ci słowa
wypróbowane ze mną
że w jej włosach
poczujesz mój oddech
na jej brzuchu
napotkasz nocą
moje ręce
I jeśli czasem
wciągając cię w siebie
aż do zachłyśnięcia
pomyli nasz imiona -
nie myśl o mnie z nienawiścią
to ja
uczyłem ją jak dziecko
nie wstydzić się krzyku imion nagich ciał
to ja
czasem jeszcze mówię do ciebie
wtedy
myślałem
że mówię tylko do niej
III
Twój cień w jej oczach
to mój cień
jej głos pełen niepokoju
to mój głos
gdy ona cofa się z lękiem
ja powracam
pamiętaj
na każde twoje słowo
zbyt ostre
na każdy gest
nie dość szczery
ja powracam
pamiętaj
I jeśli kiedyś sama
zapłacze nocą
nie wchodź do jej pokoju
już ja
będę przy niej
|
Możemy być tylko tym kim jesteśmy, nikim więcej i nikim mniej.
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Opheliac
Użytkownik
|
Dodane dnia 02-08-2010 10:10 |
|
Pić z tobą Colę
Frank O'Hara
to nawet zabawniejsze niż jechać do San Sebastian,Irun,
Hendaye,Biarritz,Bayonne
lub dostać mdłości na Travesera de Garcia w Barcelonie
po części dlatego że w pomarańczowej koszuli wyglądasz jak
lepszy szczęśliwszy św.Sebastian
po części dlatego że cię kocham, po części dlatego że ty
kochasz jogurt
po części z powodu fluoryzujących pomarańczowych
tulipanów dookoła brzóz
po części z powodu naszych uśmiechów skrywanych przed
ludźmi i posągami
trudno uwierzyć gdy jestem z tobą że może być coś tak
niewzruszonego
tak podniosłego tak nieprzyjemnie skończonego ja posągi
kiedy tuż przed nimi
w ciepłym nowojorskim świetle popołudniowej czwartej
dryfujemy między sobą
w przód i w tył jak drzewo co oddycha przez swoje okulary
i zdaje się że na wystawie portretu nie ma ani jednej twarzy
tylko farba
człowiek dziwi się nagle po co u licha ktoś je wszystkie zrobił
patrzę
na ciebie i wolałbym patrzeć na ciebie niż na wszystkie
portrety świata
może czasem z wyjątkiem Polskiego Jeźdźca co tak czy owak
jest u Fricka
gdzie dzięki bogu jeszcze nie poszedłeś więc pierwszy raz
będziemy mogli razem pójść
a że poruszasz się tak pięknie z grubsza załatwia nam futuryzm
podobnie w domu nigdy nie myślę o Akcie schodzącym po
schodach ani na
próbie o jednym rysunku Leonarda lub o Michale Aniele co
kiedyś tak mnie rozanielał
i na cóż zdały się impresjonistom ich wszystkie studia jeżeli
nigdy nie zdołali
ustawić sobie właściwego człowieka w pobliżu drzewa gdy
tonęło słońce
czy też takiemu Marino Mariniemu skoro nie wybrał jeźdźca
tak czujnie
jak konia
wygląda na to że okradziono ich wszystkich z jakiegoś
cudownego doświadczenia
którego ja zmarnować nie myślę, dlatego mówię ci o tym.
[21 kwietnia 1960]
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
kokainka
Użytkownik
|
Dodane dnia 02-08-2010 13:05 |
|
Jarosław Bukowski
1917
było zimno
napęczniały sokiem krwi grona gniewu
konała Święta Ruś
Twoje oczy zaszły łzami
apostołowie niewiary pożerani gorliwością
o dom Antychrysta
roznosili ulotki
o raju na ziemi
ziemia dla chłopów
fabryki dla robotników
paliłem w piecu ostatnią poręcz krzesła
czy Car jeszcze żyje?
a Cerkiew?
ponoć na Newskim zbili dla niej trumnę z ikonowych desek
starzec z Ławry Peczoroskiej ma puste oczy smutku
,,spalili w kraju wszystkie miejsca świętych zgromadzeń
już nie widać naszych znaków i nie ma proroka:
a między nami nie ma nikogo, kto by wiedział, jak długo to potrwa
jak długo, Boże będzie urągał nieprzyjaciel?"
nadchodzi noc
kładzie się czerwonym kirem
na wszystko,co czyste, święte, piękne
będą majowe poranki
i potoki szturmówek na ulicach
czerwone procesje i kazania
czerwony chrzest i ślub
czerwone świątynie
czerwoni bogowie i święci
czerwona matka boska - Róża Luksemburg
czerwoni męczennicy Syberii
czerwone święta i czerwone msze na otwartym powietrzu
czerwona Ziemia Święta
i czerwony najświętszy grób - Mauzoleum Lenina
i będzie plac świętego Piotra - Krasnaja Płaszczadź
czerwona ewangelia - Manifest Komunistyczny
czerwone relikwie
czerwone synody i sobory
czerwony katechizm
czerwona spowiedź
bo jak słusznie zauważył święty Augustyn
szatan jest małpą Boga
Rosjo
Twoje oczy zaszły łzami
nowotwór Cię przerósł i odcina się
od niemiłej mu normalności
wilki wyją na łowy
ciepła jest krew szlachty, słodka i lepka
czas ją chłeptać z lubością
i nory kopać we dworach
|
kokainka
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 02-08-2010 14:23 |
|
DRESZCZYK
Konrad Ciok
Słowa nad ranem przebóstwiają się w kroki,
lecz i drogi nie pomnę. Letniej woltyżerki,
zdjęć i spojrzeń mętnych – na drugą stronę,
gdzie ludzie w cukierniach i ogrodach piwnych
wykładają sobie filozofię wieków średnich.
Pole pełne zniczy. Dalej jezioro i czółna
jak sanki, gdzieś i kiedy indziej. Ach,
i te dzieci, paląc trawę, obejmują się głodne
doskonałej więzi.
Bądźmy czuli i prędcy, jak tylko potrafisz,
nie mówmy o śmierci, o zaniku mięśni.
Noc się pokruszy w zapoconych dłoniach,
wykrzyczy długie, bajeczne, lecz od dawna martwe.
Zagarnie resztki, zamknie usta, nawilży
okoliczne łąki. Na wysokim pułapie snu
będziemy bezpieczni, wyborni, dostatecznie ciepli.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
kokainka
Użytkownik
|
Dodane dnia 02-08-2010 15:22 |
|
Czesław Milosz
„To’’
Żebym wreszcie mógł powiedzieć, co siedzi we mnie.
Wykrzyknąć: ludzie, okłamywałem was
Mówiąc, że tego we mnie nie ma,
Kiedy TO jest tam cięgle, we dnie i w nocy.
Chociaż właśnie dzięki temu
Umiałem opisywać wasze łatwopalne miasta,
Wasze krótkie miłości i zabawy rozpadające się w próchno,
Kolczyki, lustra, zsuwające się ramiączko,
Sceny w sypialniach i na pobojowiskach.
Pisanie było dla mnie ochronną strategią
Zacierania śladów. Bo nie może podobać się ludziom
Ten, kto sięga po zabronione.
Przywołuję na pomoc rzeki, w których pływałem, jeziora
Z kładką między sitowiem, dolinę,
W której echu pieśni wtórzy wieczorne światło,
I wyznaję, że moje ekstatyczne pochwały istnienia
Mogły być tylko ćwiczeniami wysokiego stylu,
A pod spodem było TO, czego nie podejmuję się nazwać.
TO jest podobne do myśli bezdomnego,
kiedy idzie po mroźnym, obcym mieście.
I podobne do chwili, kiedy osaczony Żyd
widzi zbliżające się ciężkie kaski niemieckich żandarmów.
TO jest jak kiedy syn króla wybiera się na miasto
i widzi świat prawdziwy: nędzę, chorobę, starzenie się i śmierć.
TO może też być porównane do nieruchomej twarzy kogoś,
kto poją, że został opuszczony na zawsze.
Albo do słów lekarza o nie dającym się odwrócić wyroku.
Ponieważ TO oznacza natknięcie się na kamienny mur,
i zrozumienie, że ten mur nie ustąpi żadnym naszym błaganiom.
|
kokainka
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Afternoon
Użytkownik
- Postów: 705
- Skąd: Warszawa : Katowice
|
Dodane dnia 03-08-2010 00:15 |
|
Oksana Zabużko
W wagonie metra
Ta para naprzeciwko kołysze się zgodnie, ramię przy ramieniu,
o jednakowo zasklepionych powiekach, jak u zachorzałej kury
(od ciężko obwisłych podwójnych podbródków – nadęta piłka,
z której jednym wydechem uszło powietrze, a przekłuta – nawet nie mruknęła).
Popołudnie, sjesta – albo upał – stoi u góry:
nie z nocy bezsennej to powrót, nie z miłosnego wyczerpania,
nie wtuleni w siebie aż tak, że gdyby próbować rozerwać –
to straciłby świat równowagę i zbójcy zrobiłoby się wstyd. –
Wysysająca duszę, chwiejna, monotonna trasa,
wieczne obok-spanie, z tymi samymi szarymi snami,
wieczna stacja Nuda, jak długo się jedzie – wieczna stacja Tu –
aż do końcowej, która ciągle obecna jest między nami.
Kobieta gdzieś tak po trzydziestce – no, więc jeszcze nie stara,
choć w dekolcie sukni opadają już przywiędłe melony
i twarz jej – plama cementu, którym zalepiła się dziura,
gdzie tunelowo poświstuje przeciąg po dawnej (dziewiczej!) dumie –
tylko usta obrażono-obwisłe i w kącikach ledwo puszczają bąbelki
wygasające soki, z ciała uciekające siły.
Ta kobieta – naprzeciwko: rząd przez los pomylony –
to mogłabym być ja. Gdybym za ciebie wyszła, mój drogi.
(tłum. Aneta Kamińska i Andrij Porytko)
[druk w:] „Pobocza” nr 1(31)/2008 (www.pobocza.pl)
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 04-08-2010 10:02 |
|
Że lampa, że krąg światła
Rafał Wojaczek
Że lampa, że krąg światła, że kartka z zeszytu
- wiem; i chrzęst spierających się na twarzy rysów
I limfy szloch i tkanek łkanie i gruczołów
Gruchanie; stół podobny do drugiego stołu;
Smutna zgoda pośladków na zwyczajne krzesło
I upór serca, które kontroluje metrum;
Też, że tętnienie tętnic, że długi żal żył,
Czułe wołanie nerwów, rozpaczliwe krwi
Zaklęcia, wiem; swędzenie tłustych włosów, guz
Zbuntowanego mózgu, że bezsenność: snu
Hostia postna lub jawnie wypluta; lecz ręki
Pewność, bo śmierć za murem wzniesionym z dwuwierszy.
*
Lecz nagle zwisła ręka
I wolne palce czeszą
Chłodne włosy przeciągu,
Co przechodzi pod krzesłem;
Ołówek z dłoni wypadł,
Ale ciąg dalszy pisze
Śmierć, która już nie boi
Się światła jak w dzieciństwie
Gdy wzrok Ci ponad kartkę
Uciekł - ku jakiej wizji,
Że oczy, jak wędrowcy
Gdzieś w lodowcu, zastygły?
|
|
|
Do góry |
|