Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Vanillivi
Użytkownik
|
Dodane dnia 26-09-2008 01:29 |
|
Dalmacja -Krzysztof Kamil Baczyński
I. Góry
Kamienie, kamienie,
daleko,
szeroko,
osiołki spłoszone
po drogach się wloką
powoli,
powoli,
ciężarem stłoczone,
u szyi,
u szyi
telenta się dzwonek,
nad przepaść się tłoczą
przestrzenią spłoszone,
u szyi,
- u szyi
telenta się dzwonek.
II. Zatoki
Od szumiących fal zatok
serce mi ogłuchło,
napełnione przestrzenią
błękitem napuchłą.
Słowa szare jak skały,
niepotrzebne, huczące,
przetapiały się w złoto
w lawie słońca gorącej.
Krew pokryła się pianą
przelewaną z błękitów,
przeogromnych, stopławnych,
niebieskiego sufitu...
szum...
III. Noc na morzu
Morze jest w nocy czarne - błyszczy czernią -
atrament Boga rozlany na ziemię
i lśniącą taflą bezfaliście skrzepły;
świeci w bezruchu aksamitem miodu...
Oczy krewetek białe - łzawy fosfor -
latarnie denne, śpiewające światła.
Białe księżyca ostrze zimnomienne
rozcina smołę na mieniące smugi...
. . . . . . . . . . . . . . . . .
płyńmy...
. . . . . . . . . . . . . . . . .
sznury białe powietrza płyną z palców,
budzą ranami bieli ciszę głębi -
smutek i groby zatopionych krain
. . . . . . . . . . . . . . . . .
płyńmy...
. . . . . . . . . . . . . . . . .
w dole spowite noce czarną krepą,
wkute księżyca światłem w czamobarwie...
w ramy faliste kamienistych brzegów..
|
http://www.cala-reszta-nocy.blogspot.com Mój blog o życiu, podróżach i pisaniu.
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 30-09-2008 13:02 |
|
ANDRZEJ BURSA - ŚWIĘTY JÓZEF
Ze wszystkich świętych katolickich
najbardziej lubię świętego Józefa
bo to nie był żaden masochista
ani inny zboczeniec
tylko fachowiec
zawsze z tą siekierą
bez siekiery chyba się czuł
jakby miał ramię kalekie
i chociaż ciężko mu było
wychowywał Dzieciaka
o którym wiedział
że nie był jego synem
tylko Boga
albo kogo innego
a jak uciekali przed policją
nocą
w sztafażu nieludzkiej architektury Ramzesów
(stąd chyba policjantów nazywają faraonami)
niósł Dziecko
i najcięższy koszyk.
1957
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Afternoon
Użytkownik
- Postów: 705
- Skąd: Warszawa : Katowice
|
Dodane dnia 11-10-2008 10:21 |
|
William Shakespeare
Dwie przyśpiewki błazna
(Z Króla Leara)
Nie śmiejcie się, dziewice płoche,
Bo takie zmyślne mam narzędzie,
Że gdy nim pomajstruję trochę,
Zaraz mniej dziewic w świecie będzie...
Płyń do mnie, Basieńko, przez rzeczkę -
Choć szparę masz w łódce,
Ja zatkam ją wkrótce,
Więc nie bój się ani troszeczkę.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
pawelh
Użytkownik
- Postów: 102
- Skąd: Dymitrów Duży (powiat tarnobrzeski)
|
Dodane dnia 11-10-2008 10:36 |
|
naprawdę to jest w "Królu Lirze"?? że ja tego nie zauważyłem... 
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 14-10-2008 20:18 |
|
Ziutek Szczepański, żołnierz z batalionu "Parasol"
(napisane na gruzach Starówki w czasie Powstania Warszawskiego)
Czekamy ciebie czerwona zarazo,
Byś wybawiła nas od czarnej śmierci
Choć kraj nasz przedtem rozdarłaś na ćwierci
Będziesz zbawieniem witanym z odrazą. (...)
Legła twa armia zwycięska, czerwona,
U stóp łun jasnych płonącej Warszawy
I ścierwią duszę syci bólem krwawym
Garstki szaleńców, co na gruzach kona. (...)
Czekamy ciebie, nie dla nas żołnierzy,
Dla naszych rannych - mamy ich tysiące...
I dzieci tu są i matki karmiące,
A po piwnicach zaraza się szerzy.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
lina_91
Użytkownik
|
Dodane dnia 15-10-2008 14:43 |
|
Czytalam ten wiersz juz wiele razy, ale zachwyca za kazdym razem. Jest taki wymowny, ze komentarza nie trzeba...
Do powstańca
Pamiętaj: nie wolno ci zwątpić
w wolność, co przyjdzie, choćbyś padł.
Pamiętaj, że na ciebie patrzy
ogromny i zdumiony świat.
I wiedz, że krokiem w nędznym bucie
jak pomnik dziś w historię wrastasz.
I wiedz, że w sercu twoim bije
uparte serce tego miasta.
Choćby zawiodła wszelka pomoc,
choć przyjdą dni głodu i moru;
ostatniej stawki nie przegramy
- stawki naszego honoru.
I jeszcze jeden, do przemyslen:
Zbigniew Kabata - "Bobo"
Do Młodych
Piszę ten list do młodych
panienek i chłopaków
w imieniu pokolenia
wykończonych wapniaków,
w imieniu pokolenia
skapcaniałych ramoli,
które nic nie rozumie
tylko stale biadoli
i na dzisiaj narzeka
i na wczoraj spogląda,
co na karku mu wisi
niby garby wielbłąda,
które wciąż ma wam za złe,
które was krytykuje,
teraźniejszość odrzuca
i przeszłego żałuje.
Takie wasze jest zdanie,
tak na nich spoglądacie,
taką właśnie opinię
o tych wapniakach macie.
Lecz pamiętajcie mili,
że lata wartko płyną,
że dni waszej młodości
bezpowrotnie przeminą
zanim się obejrzycie.
Z osłupiałym zdumieniem
staniecie się następnym
wapniaków pokoleniem
i zaczniecie wstecz patrzeć.
I co tam zobaczycie?
Co godnego pamięci
pozostawi wam życie?
Ci z którychście szydzili
pamiętają dni krwawe
i ofiary i boje
i męczarnie i sławę,
dni w których każdy musiał
dokonywać wyboru
między dobrem prywatnym
i wymogiem honoru,
dni z których każdy dla nich
oczywisty miał związek
z pojęciami jak służba,
lojalność, obowiązek
i oddanie - do śmierci.
To wszystko pozostało
i dla waszych wapniaków
bezczasowym się stało.
Ciekawym, moi drodzy,
jakie wczoraj zostanie
po waszych dniach dzisiejszych,
gdy przeszłością się stanie?
Czy potraficie spojrzeć
z choć odrobiną dumy
na przeszłość, gdy was najdzie
w szarych chwilach zadumy?
Może wtedy ujrzycie
tych wczorajszych wapniaków,
te wczorajsze bojowe
panienki i chłopaków
w lustrze własnej przeszłości.
Przed oczyma wam stanie
dla was raczej ujemne
historyczne równanie,
gdy palcami was wytknie
następna młoda fala.
Zrozumiecie, za późno,
z perspektywy, z oddala,
że są sprawy ważniejsze
niż bilanse bankowe.
Może wtedy przed nami
Cicho schylicie głowę.
Nanaimo, B.C., Canada, 20 lutego 1999
Do Rafała
To był ostatni Twój szturm - Rafale.
Szliśmy z Tobą - twoja wierna gromada,
Twoja pierwsza kompania szturmowa,
Na Twój rozkaz do czynu gotowa.
Cień zza murów wnękami się skradał
i peemy błyskały zuchwale,
Tyś prowadził jak zawsze na przodzie - Rafale!
O, nie kryłeś się w chłopców szeregu,
Twoje miejsce było zawsze na czele,
Takich chwil przeszedłem z Tobą już wiele,
Byłeś wodzem i byłeś kolegą.
Duch Twój nadal do zwycięstw nas wiedzie - Rafale!
Ty nie byłeś z krwi i kości żołnierzem,
Nie kochałeś się w łunach i wrzawie.
W karabinie, peemie, bagnecie.
Byłeś jednym z tych nielicznych na świecie,
Którzy walczą, a serce im krwawi,
Że nie o to się biją, w co wierzą.
Ja bym kazał Ci wyjść z tych szeregów,
Żebyś przestał być świętym mordercą
Świętej sprawy - piekielnym sposobem.
Kazałbym Ci tylko być sobą:
Zamiast broni - do walki wziąć serce,
Twoje serce, jaśniejsze od śniegu!
Tysiąc szturmów Cię jeszcze czekało,
Całe życie zmagania i trudów,
Setki zwycięstw dla Polski i chwały,
Do tej walki Ci serce się rwało!
Rwało Ci się do walki wśród ludu.
Tak się rwało - Rafale, tak rwało!
Padłeś w szturmie! - tak było sądzone!
Może Bóg Cię dlatego powołał,
Boś za dobry był na to, by zostać,
Boś przebaczał, miast karać i chłostać!
Może Bogu trzeba było anioła,
Z Twoim sercem przy boskim tronie?
Smutno teraz - zostaliśmy sami,
Twoja wierna - ta pierwsza drużyna,
Twoja pierwsza kompania szturmowa.
Mamy w sercach Twe myśli i słowa.
Myśl o Tobie nam wciąż przypomina,
Że nie tylko się walczy kulami.
Pozdrów od nas, gdy będziesz już w niebie,
Przemka, Reka, Juranda, Tomicza,
tam jest prawie pół twoich chłopaków,
A my, reszta z 'Parasola' znaku
Będziem bić się - i póki nam życia
Zawsze będziem wspominali Ciebie.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
faith
Użytkownik
- Postów: 771
- Skąd: Szprotawa/Zielona Góra
|
Dodane dnia 27-10-2008 20:06 |
|
A mnie dzisiaj wpadła w oko Padlina Charlesa Baudelaire
Przypomnij sobie, cośmy widzieli, jedyna,
W ten letni, tak piękny poranek:
U zakrętu leżała plugawa padlina
Na ścieżce żwirem zasianej.
Z nogami zdartymi lubieżnej kobiety,
Parując i siejąc trucizny,
Niedbała i cyniczna otwarta sekrety
Brzucha pełnego zgnilizny.
Słońce prażąc to ścierwo jarzyło się w górze,
Jakby rozłożyć pragnęło
I oddać wielokrotnie potężniej Naturze
Złączone z nią niegdyś dzieło.
Błękit oglądał szkielet przepysznej budowy,
Co w kwiat rozkwitał jaskrawy,
Smród zgnilizny tak mocno uderzył do głowy,
Żeś omal nie padła na trawy.
Brzęczała na tym zgniłym brzuchu much orkiestra
I z wnętrza larw czarne zastępy
Wypełzały ściekając zwolna jak ciecz gęsta
Na te rojące się strzępy.
Wszystko się zapadało, jarzyło, wzbijało,
Jak fala się wzniosło,
Rzekłbyś, wzdęte niepewnym odetchnieniem ciało
Samo się w sobie mnożyło.
Czerwie biegły za obcym im brzmieniem muzycznym
Jak wiatr i woda bieżąca
Lub ziarno, które wiejacz swym ruchem rytmicznym
W opałce obraca i wstrząsa.
Forma świata stawała się nierzeczywista
Jak szkic, co przestał nęcić
Na płótnie zapomnianym i który artysta
Kończy już tylko z pamięci.
A za skałami niespokojnie i z ostrożna
Pies śledził nas błyskiem w oku
Czatując na tę chwilę, kiedy będzie można
Wyszarpać ochłap z zewłoku.
A jednak upodobnisz się do tego błota,
Co tchem zaraźliwym zieje,
Gwiazdo mych oczu, słońce mojego żywota,
Pasjo moja i mój aniele!
Tak! Taką będziesz kiedyś, o wdzięków królowo,
Po sakramentach ostatnich,
Gdy zejdziesz pod ziół żyznych urodę kwietniową,
By gnić wśród kości bratnich.
Wtedy czerwiowi, który cię będzie beztrosko
Toczył w mogilnej ciemności,
Powiedz, żem ja zachował formę i treść boską
Mojej zetlałej miłości!
urzeka mnie ten kontrast 
turpizm wyciekający spomiędzy poetyckich piękności...
|
Jest nas sosen w lesie wiele,
jeśli umiem to się z nimi rozdarciem dzielę.
Bywają sosny, co się wiatrom nie skłonią,
ale mój pień wiotki, wiatr zwykł kłaść go dłonią.
Lao Che
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Fri
Użytkownik
- Postów: 46
- Skąd: okolica stolica
|
Dodane dnia 28-10-2008 13:58 |
|
Pan Cogito i wyobraźnia
1
Pan Cogito nigdy nie ufał
sztuczkom wyobraźni
fortepian na szczycie Alp
grał mu fałszywe koncerty
nie cenił labiryntów
sfinks napawał go odrazą
mieszkał w domu bez piwnic
luster i dialektyki
dżungle skłębionych obrazów
nie były jego ojczyzną
unosił się rzadko
na skrzydłach metafory
potem spadał jak Ikar
w objęcia Wielkiej Matki
uwielbiał tautologie
tłumaczenie
idem per idem
że ptak jest ptakiem
niewola niewolą
nóż jest nożem
śmierć śmiercią
kochał
płaski horyzont
linię prostą
przyciąganie ziemi
2
Pan Cogito będzie zaliczony
do gatunku minores
obojętnie przyjmie wyrok
przyszłych badaczy litery
używał wyobraźni
do całkiem innych celów
chciał z niej uczynić
narzędzie współczucia
pragnął pojąć do końca
- noc Pascala
- naturę diamentu
- melancholię proroków
- gniew Achillesa
- szaleństwa ludobójców
- sny Marii Stuart
- strach neandertalski
- rozpacz ostatnich Azteków
- długie konanie Nietzschego
- radość malarza z Lascaux
- wzrost i upadek dębu
- wzrost i upadek Rzymu
zatem ożywiać zmarłych
dochować przymierza
wyobraźnia Pana Cogito
ma ruch wahadłowy
przebiega precyzyjnie
od cierpienia do cierpienia
nie ma w niej miejsca
na sztuczne ognie poezji
chciałby pozostać wierny
niepewnej jasności
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Joachim
Użytkownik
|
Dodane dnia 12-11-2008 20:05 |
|
Epitafium dla frajera Jonasz Kofta
Żył raz Frajer
Wierzył w bajer
Potem umarł
Nad grobem cztery
Inne Frajery
Wbite w gajery
Wytarte, starte
W cholernym słońcu
Stali bez końca
Jakby po piwo
Albo ćwiarę
Aż wreszcie jeden
Niemłody Frajer
Łzę łyknął gorzką
Jak zajzajer
I w taki gorąc
O suchym gardle
Na siebie biorąc
Żałobne parle
Powiedział:
Przyjacielu
Trochę serca nam ubyło
Ile naprawdę
Jeszcze nie wiemy
Pamięć o Tobie
Poniesiemy
Zrobimy z nią
Ile umiemy
Ci co z urzędu
Wieńce kładli
Musieli odejść
Do swych spraw
Nas tak jak Ciebie
Czas nie nagli
Frajerzy zawsze
Mają czas
Bracie spod jednej anatemy
Żegnamy Cię i dziękujemy
Że Ci się chciało
Być zakałą
Gdy wystarczało
Głośno klaskać
Że Ci się chciało
Widzieć całość
Gdy wystarczała
Biała laska
Że Ci się chciało
Być tylko sobą
Zwyczajnie dobro od zła
Odróżniać
Kiedy nikogo
Nie było obok
Tylko służalcza
Szepcząca próżnia
Że Ci się chciało
Myśleć tak mało
O swoich własnych
Nielekkich losach
Że Ci godności
Wystarczało
By nie dorzucać
Drewna do stosów
Że Ci się chciało...
Że Ci się chciało
Ciężki Frajerze
Przeżyć po ludzku
Swe ludzkie życie
Choć w zmartwychwstanie
Nikt z nas nie wierzył
Ni w wieczną rzeczy pamięć
W granice
Bracie spod jednej anatemy
Żegnamy Cię
I dziękujemy
Cztery frajery
Wbite w gajery
Jeszcze postały
Chwilkę na słońcu
Ptaszki ćwierkali
A oni stali
Po dobrej chwili
Poleźli w końcu
I zapomnieli dać po czerwońcu
Ja bym takiego klienta
W życiu nie wpuścił na cmentarz
|
Wiadomym jest mi, że masz lat blisko czterdzieści, wyglądasz na blisko trzydzieści, wyobrażasz sobie, że masz nieco ponad dwadzieścia, a postępujesz tak jakbyś miał niecałe dziesięć.
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 18-11-2008 20:15 |
|
Seamus Heaney "Dzień ślubu"
Czuję przestrach.
W dniu wysiadł dźwięk
A wizja pokazuje w kółko
Ten sam ciąg obrazów. Czemu te wszystkie łzy,
Ten dziki żal na jego twarzy,
Gdy stoi przy taksówce? Gości weselnych,
Machających nam na pożegnanie z krawężnika,
Podmywa jak urwisko rosnący nurt żałoby.
Śpiewasz zasłonięta wysokim tortem
Jak porzucona panna młoda,
Która zawzięła się, obłąkana,
I bierze udział w ceremonii do końca.
Za drzwiami z napisem "Panowie"
Było przebite serce
Oraz legenda: coś o miłości. Daj mi
Przespać na twojej piersi jazdę na lotnisko.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
KenG
Użytkownik
|
Dodane dnia 18-11-2008 23:18 |
|
Wisława Szymborska "Pokój samobójcy"
Myślicie pewnie, że pokój był pusty.
A tam trzy krzesła z mocnym oparciem.
Tam lampa dobra przeciw ciemności.
Biurko, na biurku portfel, gazety.
Budda niefrasobliwy, Jezus frasobliwy.
Siedem słoni na szczęście, a w szufladzie notes.
Myślicie, że tam naszych adresów nie było?
Brakło, myślicie, książek, obrazów i płyt?
A tam pocieszająca trąbka w czarnych rękach.
Saskia z serdecznym kwiatkiem.
Rado iskra bogów.
Odys na półce w życiodajnym śnie
po trudach pieśni piątej.
Moraliści,
nazwiska wypisane złotymi zgłoskami
na pięknie grabowanych grzbietach.
Politycy tuż obok trzymali się prosto.
I nie bez wyjścia, chociażby przez dzrwi,
nie bez widoków, chociażby przez okno,
wydawał sie ten pokój.
Okulary do spoglądania w dal leżały na parapecie.
Brzęczała jedna mucha, czyli żyła jeszcze.
Myślicie, że przynajmniej list wyjaśniał coś.
A jeżeli wam powiem, że listu nie było-
i tylu nas- przyjaciół, a wszyscy się pomieścili
W pustej kopercie opartej o szklankę.
|
"Boże! Proszę, daj mi siłę, abym pogodził się z tym, czego zmienić nie mogę; odwagę, abym zmienił to, co zmienić mogę i mądrość, abym potrafił odróżnić jedno od drugiego." <Reinhold Niebuhr>
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Afternoon
Użytkownik
- Postów: 705
- Skąd: Warszawa : Katowice
|
Dodane dnia 19-11-2008 19:01 |
|
Kazimierz Hoffman
***
Wspaniała zieleń, ciężka od
czerni; lecz zanim wejdzie w nią,
zwleka;
niby koń biały na wzgórzu rozrzewnia go
pamięć cichego dnia z minionej jesieni.
A dzień się już chyli
ku zachodowi wolno. Czy jest samotny?
lubię ten spokój - powiada (komu?)
obmywa kamień nagrobny swej matki,
przez chwilę widzi wielkie obłoki
stojące nad lasem obok i wraca do domu.
To, co zapisze potem (zapisze krótko)
oddaje stan,
jaki niekiedy można odczuć: piszemy o sobie
dla tych, których kochamy
forma jest sucha. Pęka przez to,
roni kroplę
SŁONIE
I oto pchnąwszy ostatniego słonia -
tak, podziwu godna owa umiejętność
przetaczania ciężarów po równi po-
chyłej Ta krzepa Jako i przewlekanie
przez ucho igielne
- przekroczył Alpy.
Idziemy z Tomem przez Zoo Jeszcze nie
poruszyły się liście Nie trzasnęły trawy
Słonie stoją
szeregiem Światło Nie Ołów Matowe blachy
pokrywają ich skórę Trąby uniesione
prosto Ni głosu ni szmeru Skąd te
zwyczaje twarde Ta musztra Jak w wojsku
Hannibal - powiadam głośno
Co Hannibal - pyta Tom Ach
Hannibal
i pojmuje w końcu. Ich ślepka
odprowadzają nas na przepisową odległość
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 21-11-2008 11:07 |
|
Leopold Staff, Wieczór
Leżę na łodzi
W wieczornej ciszy.
Gwiazdy nade mną,
Gwiazdy pode mną
I gwiazdy we mnie.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
zapomin
Użytkownik
- Postów: 406
- Skąd: Szamotuły
|
Dodane dnia 05-12-2008 11:05 |
|
Agnieszka Bartol (+1978 - *1990)
SZTORM
- Kiedy jest sztorm, no kiedy?
- A wtedy, rybeńko, wtedy,
Gdy niebo okryje się fioletem...
A wiatr zaczarowanym fletem
zagra morzu tango pomarańczy.
- No i co?
- Ono tańczy.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
lina_91
Użytkownik
|
Dodane dnia 05-12-2008 13:38 |
|
Dzieciom polskim zamordowanym przez UPA
Na fotografii starej
z czterdziestego czwartego
rośnie skrwawione drzewo,
i dzieci ukrzyżowane...
Druty, jak róże, wplecione w nadgarstki...
Anioła nie ma nad nimi,
rok jest
czterdziesty czwarty,
na fotografii wśród zimy...
Wiszą tam dziś pośród cieni,
ból ich zatrzymał na zdjęciu,
zły czas zatrzymał ich cząstkę,
a świat się zmienił, się zmienił...
A one wciąż wiszą - za Polskę...
Matki w liściach i kirach,
nie ma skowronków, ni księdza,
nie ma szeptunek, ni wróżek
...tylko drzewa mogiłą,
i drut kolczasty, jak róże...
Pięć, cztery, i ledwie pół wiosny...
Inny już, inny jest świat,
i inne drzewa wyrosły.
I róże,
i anioł biały...
Pięć, cztery i ledwie pół
dzieci miały
...lat!
Inny jest świat, inny świat...
Mam fotografię starą
ból nieskonczoność uwięził
oczy dziecięce martwe,
z zamarznietą wiarą
bialą
na drzewa gałęzi.
Płacz umilkł dawno.
Na soplach splecione dłonie…
Pójdą do Matki Boskiej,
pójda do Niej.
Na fotografii polskiej…
Lusia Ogińska
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
zapomin
Użytkownik
- Postów: 406
- Skąd: Szamotuły
|
Dodane dnia 05-12-2008 18:33 |
|
ta fota... kiedyś nie mogłem na nią patrzeć bez wycia w środku. Do dziś mną poniewiera wiersz nie, ale fota szarpie maksymalnie. Dobrze chyba że ją wstawiłaś.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
lina_91
Użytkownik
|
Dodane dnia 10-12-2008 12:29 |
|
Właśnie dlatego ją wstawiłam. Żeby szarpnęła, zastanowiła...

Orlątko
O mamo, otrzyj oczy,
Z uśmiechem do mnie mów -
Ta krew, co z piersi broczy,
Ta krew - to za nasz Lwów!
Ja biłem się tak samo
Jak starsi - mamo, chwal! ...
Tylko mi ciebie, mamo,
Tylko mi Polski żal! ...
Z prawdziwym karabinem
U pierwszych stałem czat ...
O, nie płacz nad swym synem,
Że za Ojczyznę padł! ...
Z krwawą na kurtce plamą
Odchodzę dumny w dal ...
Tylko mi ciebie, mamo,
Tylko mi Polski żal! ...
Mamo, czy jesteś ze mną?
Nie słyszę twoich słów ...
W oczach mi trochę ciemno ...
Obroniliśmy Lwów! ...
Zostaniesz biedna samą ...
Baczność! Za Lwów! Cel! Pal!
Tylko mi ciebie, mamo,
Tylko mi Polski żal! ...
Artur Oppman

Przyśniła się dzieciom Polska
Przyśniła się dzieciom Polska
czekana przez tyle lat,
do której modlił się ojciec,
za którą umierał dziad.
Przyśniła się dzieciom Polska,
w purpurze żołnierskiej krwi,
szła z pola bitym gościńcem,
szła i pukała do drzwi.
Wybiegły dzieci z komory,
przypadły Polsce do nóg
i patrzą - w mrokach przyziemnych
posępny czai się wróg.
Dobywa ostre żelazo
zbójecką podnosi dłoń ...
Więc obudziły się dzieci
i pochwyciły za broń
Podniosły w groźny wir bitwy
zwycięski parol swych snów
i osłoniły przed wrogiem
własnymi piersiami Lwów.
Edward Słoński

Solidarni
A jeśli ktoś
nasz polski dom podpali
to każdy z nas
gotowy musi być,
bo lepiej byśmy stojąc umierali,
niż mamy klęcząc
na kolanach żyć.
DO GENERAŁA
Za słowa kłamstwem splugawione
Za mundur bratnią krwią splamiony
Za ręce siłą rozłączone
Za naród głodem umęczony
Za oczy dziecka przerażone
Obnoś swój tryumf w partyjnej chwale
Naród dziękuje Ci, generale
Za pogrom braci bez litości
Za honor wojska zbezczeszczony
Za mękę strasznej bezsilności
Za ból rozłąki z mężem żony
Za łzy i rozpacz samotności
Ciesz się, żeś działał tak waspniale
Naród dziękuje Ci, generale
Za połamane pałką kości
Za koszmar walki brata z bratem
Za nienawiści siew i złości
Za to, że żołnierz stał się katem
Za znów zdławiony świt wolności
Pomnik swych zasług wziosłeś trwale
Naród dziękuje Ci, generale
Za nałożone znów kajdany
Za zbrodnię łagrów w polskiej ziemi
Za fałsz przemówień wyświechtanych
Za podłość zdrajców między swymi
Za język prawdy zakazany
Wypnij na Kremlu pierś po medale
Naród dziękuje Ci, generale
Naród śle swoje podziękowania
Żeby Ci legły jak kamienie
Przyjmij je spiesznie bez wzdragania
Może obudzą Twe sumienie
Bo generale nie znasz godziny
Gdy przed Najwyższym Dowódcą świata
Złożysz ostatni raport za swe czyny
Z piętnem Kaina, krwią swego brata
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Afternoon
Użytkownik
- Postów: 705
- Skąd: Warszawa : Katowice
|
Dodane dnia 29-12-2008 19:59 |
|
Roman Honet
o mieszaniu pokarmów
lato. kobiety oglądające start balonu
krzyczą, jak gdyby właśnie oddawano niebu
gazowy mózg istoty, która zmieszała
pokarmy - miłość fizyczną i żal. to
zawsze boli. na słońcu obracają się
suknie, chłopcy już mają skrzynie i fotele,
w których wyruszą w głąb ziemi,
odpoczną. albo bóg.
z czego stworzył duszność? albo wakacje,
owady nurkujące w odmętach krwi,
ptaki o łagodnie wygiętych szyjach, z których można by pić
i nie umierać - w nieprzespanym
śnie salto, spadanie
albo słomiana gałka na czubku
mojej głowy - albo i to
to, co zostało w pamięci,
w chwili rozłączenia.
nasze ciała pełznące po wąskim molo,
źródła obojga ciemności i jasne kręgi wody.
----------------
z tomu "Baw się"
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Vanillivi
Użytkownik
|
Dodane dnia 31-01-2009 23:43 |
|
Jakiś czas temu zauroczył mnie ten wiersz, mało znanego w Polsce, rumuńskiego poety:
Claudiu Komartin - Irina
Przypominam sobie dom z cegły
i długą alejkę biegnącą przez zacienione podwórko
gdzie niekoszona trawa sięgała w sierpniu
kolan. Widzę tam ponownie ciało Iriny
leżące między ostami, żuczkami, krzakami bukszpanu - a świat
powolnieje w rytm szmeru
jej piersi, do całkowitego oddalenia. Uśmiechając się ekstatycznie.
Mam w pamięci tę cienką kostkę (lekko zaczerwienioną
od zapięcia sandała
i białą łydkę, niemal śpiewającą,
drżącą na wietrze, który zerwał się ni stąd ni zowąd.
Minął rok, prawie dwa.
Znów jest lato, ujmująca pora roku,
która dyktuje mi najprostszy ruch.
Jej ciało zaokrągliło się tymczasem, nosi dłuższe włosy
(tak mi mówiono), furia zaś, no dobrze,
moja furia, zmalała, przedestylowana przez tyle spraw i słów.
Jestem człowiekiem ułożonym i samotnym
wyobrażam sobie coraz częściej
dom z cegły
i długa alejkę
prowadząca w ciemn chłodne miejsce
bez powrotu.
|
http://www.cala-reszta-nocy.blogspot.com Mój blog o życiu, podróżach i pisaniu.
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 04-03-2009 09:36 |
|
Psalm o powrocie - Tadeusz Nowak
I wróci Odys wróci do Itaki
od żywej kości dech mieczem odetchnie
policzy owce i na niebie ptaki
siądzie i morze zamiast niego westchnie
A po tym morzu czerwonym jak wino
ślepca spod Troi wiodą białe żagle
Zmarli aż do nas z jego pieśni płyną
Podobni do mnie i do ciebie nagle
Od zmarłych dzieli nas zwierciadło tarczy
Stojąc przed tarczą rozczesują włosy
kobiety nasze Obok nich pies warczy
na hełm z którego wyciągamy losy
Kobiety nasz To im zwiastowano
Syna w kapliczce obok każdej drogi
Odchodzą chłopcy z karabinem rano
całując starcom poranione nogi
I wróci Odys wróci do Itaki
spod jego dłoni szare drzewko tryśnie
O tym nam mówią na niebiosach znaki
i w zżółkłe księgi spadające liście
|
|
|
Do góry |
|