Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
kresowiak
Użytkownik
- Postów: 351
- Skąd: Gdzieś na Kresach
|
Dodane dnia 11-08-2009 15:38 |
|
Psalm snu naszego
On widzi we śnie A sen jego widzi
usta otwarte do jagód do wiśni
on śpi na prawym sen na lewym boku
Sen jego widzi łotra po prawicy
łotr po lewicy śpiącemu się przyśni
A obok śpiących snu i ciała we śnie
ze snu swojego trzy Maryje idą
niosąc wonności Bogu i synowi
Namaszczą ciało wpatrzone boleśnie
w swój bok otwarty na sen wieczny dzidą
Wracając stamtąd trzy Maryje w dzbanach
niosą jagody i mokre czereśnie
Dzbany stawiają obok snu naszego
A rozpalając susz pod blachą widzą
jak sen nasz krzyczy przebudzony we śnie
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Afternoon
Użytkownik
- Postów: 705
- Skąd: Warszawa : Katowice
|
Dodane dnia 11-08-2009 17:02 |
|
Andrzej Bursa
Kat
Podobno kat
wcale nie ma fraka
ani maski
(może w Paryżu u nas nie)
tylko ubrany jest
zwyczajnie
"zwyczajnie" to ja wiem jak
szaryalbogranatowywpaski
żałosne petroniuszostwo
małomiejskiego gulona
skarżą się na kryzys teatru
a nawet tego nie umieją wyreżyserować ze smakiem
jak będą mnie wieszać
kat ma być we fraku
1957
Obrona żebractwa
Uważa pan że żebrakom nie należy dawać jałmużny...
że większość z nich mogłaby pracować
pracować... dobre mi sobie
czyli gdyby ten owrzodziały z głową Tołstoja machał łopatą przy jakimś wykopie
a ten starzec ze sztuczną raną warował przy magazynie łopat...
a ta czarownica (czy był pan kiedyś dzieckiem) plewiła buraki...
byłbyś pan usatysfakcjonowany
ależ oni pracują drogi panie jak jeszcze...
za jakikolwiek datek o każdej porze dostarczają nam emocji czystej i nie sfałszowanej...
oni nie jedzą drewnianego chleba...
nie markują (słowo godne waszej kultury) śmierci jak w waszych teatrach...
ale grają całym ciałem wystawionym na mróz skwar i ulewę każdym gestem głosem i wszą na kołnierzu...
aby osiągnąć zamierzony efekt muszą surowo przestrzegać trybu życia nakazanego regułą
spać na ławkach w parkach i na dworcach nie dojadać i upijać się...
a pomimo że śmierć i chleb jest u nich prawdziwy...
sztuka ta nie jest ani trochę naturalistyczna...
osiągają pełnię realistycznego uogólnienia o czym nawet marzyć nie mogą wasze wypchane akademickie trupy...
oni są na wskroś nowocześni..
mimo że tradycja ich jest stara jak nędza...
artyści awangardy winni uczyć się od nich i co mądrzejsi robią to...
W pociągu Kraków Przemyśl stanął nagle w drzwiach przedziału ślepiec z laską.
czy pan wie że każde z tych drętwiejących na ławce ciał dążących do wygodniejszego usadowienia się zostało nagle postawione przed problemem...
którego najsłabszego echa trudno się doszukać w waszej sztuce
to wy nie pracujecie...
co pan dziś zrobił panie literacie
jaki jest twój "zawód" konferansjerku...
za co ci tyle płacą dziwko z ekranu...
za co chleje twój reżyser...........?
(najbardziej bawią mnie ci którzy zarzucają żebrakom że czasem piją wódkę)
jak wy w ogóle wyglądacie?
karzeł wzrost około 1m 30 cm
numer obuwia około 45
gra na harmonii
rękami konarami (3 buraczkowe krzywule przy każdej dłoni)
pieśń kościelną
Łączy Grand Guignol
z misterium religijnym
i robi to ze smakiem
a ten rzucany drgawkami
(u was balet polega ciągle
na erotycznym rajcowaniu
ojców rodzin)
zubożały inteligent (ach co za charakteryzacja)
mówi że wyszedł niewinny z więzienia
przeżywa głęboki konflikt
trudno mu jest prosić
zaobserwuj jakim gestem chowa 10 złotych
staruszek z pieskiem na dywaniku
żeby miękko było biedactwu
obłąkana w męskim kapeluszu
ojciec niepocieszony po stracie
trzech synów bohaterów
oni grają przez całe życie jedną rolę
ale robią to doskonale
Nie pomyślcie że fraternizuję się z lumpami
żebracy są przeważnie ograniczeni i cuchną
czuję do nich taki sam wstręt
jak do was panowie... artyści
tyle że bardziej gustuję
w ich sztuce
niż w waszej.
(1958)
Miłość
Tylko rób tak żeby nie było dziecka
tylko rób tak żeby nie było dziecka
To nie istniejące niemowlę
jest oczkiem w głowie naszej miłości
kupujemy mu wyprawki w aptekach
i w sklepikach z tytoniem
tudzież pocztówkami z perspektywą na góry i jeziora
w ogóle dbamy o niego bardziej niż jakby istniało
ale mimo to
...aaa
płacze nam ciągle i histeryzuje
wtedy trzeba mu opowiedzieć historyjkę
o precyzyjnych szczypcach
których dotknięcie nic nie boli
i nie zostawia śladu
wtedy się uspokaja
ale nie na długo
niestety.
(1958)
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
lukasz44
Użytkownik
|
Dodane dnia 11-08-2009 19:32 |
|
U mnie po tym wierszu wracają wspomnienia z dzieciństwa.
Polały się łzy me czyste,rzęsiste...
Polały się łzy me czyste, rzęsiste
Na me dzieciństwo sielskie, anielskie,
Na moją młodość górną i durną,
Na mój wiek męski, wiek klęski;
Polały się łzy me czyste, rzęsiste...
Adam Mickiewicz
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Daniel Madej
Użytkownik
|
Dodane dnia 11-08-2009 19:33 |
|
wypadałoby podać kogo ten wiersz(?)
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
lukasz44
Użytkownik
|
Dodane dnia 11-08-2009 19:38 |
|
Wiem,wiem zapomniałem ale już poprawiłem
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 20-08-2009 14:14 |
|
Adam Wiedemann:
Próba wiersza politycznego
A jednocześnie wiedziałem, że tak zrobi, bo jest to
człowiek, który tak robi. W określonych warunkach
nie można postąpić inaczej, i jest to rodzaj prawości.
Stosowanie metafor piłkarskich już dawno weszło nam
w krew, uzbrojeni jesteśmy głównie w pomidory,
a jednak ciągle zwyciężamy, zgodnie z zasadą „trafić
w czachę, ale nie trafić do paki”. Podobnie postępuje
wiatr, który wieje lub znika, nie ma innych możliwości.
Oczywiście, niekiedy rozwiewa nam włosy i wyglądamy
wtedy jak cytat, pamięć odbiorcy natrafia na grudkę
sensu, potyka się o nią, wpada do psiej miski i chce,
żeby natychmiast ktoś z niej jadł, ale właściciel już dawno
przebywa na wolności i rzuca się komuś do gardła. Trud
ma niestety sens tylko wówczas, gdy wieńczy go wytrysk.
Warszawa, 24.6.08
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
evivvalarte
Użytkownik
|
Dodane dnia 20-08-2009 14:46 |
|
Super! Ten Wiedemanna wiersz chyba sie na niego rzuce troche
|
a normalnie to jestem pieczara tak na mnie wołaja w szkole
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 20-08-2009 15:28 |
|
"Druga połowa" - Marcin Świetlicki
Człowiek, który wydrapał słowo HUJ na ścianie,
przecież jest lepszym poetą od ciebie
- w rozpiętej i rozdartej aż do krwi koszuli,
pali wietnamskie papierosy, z braku innych w kiosku,
śmierdzi tym samym potem, co i ty, ukryty
za swoim biurkiem, ty - pielęgnujący
drobnomieszczańskie cnoty, idealny wzorku,
wkomponowany we wszechświat, ty symetrio, ty...
Człowiek, który wydrapał słowo HUJ na ścianie,
gwiżdże - i w jednej chwili należy do niego
wszystko, o co zabiegasz w swych krągłych petycjach.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
lukasz44
Użytkownik
|
Dodane dnia 23-08-2009 18:01 |
|
Adam Mickiewicz: Do Niemna
Niemnie, domowa rzeko moja! gdzie są wody,
Które niegdyś czerpałem w niemowlęce dłonie,
Na których potem w dzikie pływałem ustronie,
Sercu niespokojnemu szukając ochłody?
Tu Laura, patrząc z chlubą na cień swej urody,
Lubiła włos zaplatać i zakwiecać skronie,
Tu obraz jej malowny w srebrnej fali łonie
Łzami nieraz mąciłem, zapaleniec młody.
Niemnie, domowa rzeko, gdzież są tamte zdroje.
A z nimi tyle szczęścia, nadziei tak wiele?
Kędy jest miłe latek dziecinnych wesele?
Gdzie milsze burzliwego wieku niepokoje?
Kędy jest Laura moja? gdzie są przyjaciele?...
Wszystko przeszło, a czemuż nie przejdą łzy moje!
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 23-08-2009 18:02 |
|
Edward Pasewicz:
Sonata o rytmie
"touto gár estin ho chrónos,
arithmós kinéseos katá
tó próteron kai hýsteron"*
Arystoteles
Podnosisz stopę, a mnie się przypomina,
punkt spoczynku "płynące teraz", ale nie
żebym przeżywał, bo jest ciągle obok,
co otworzę usta ucieka,
histerii już się oduczyłem, więc mnie
"płynące teraz" już nie uwodzi jak dawniej,
raczej ten układ "leve-frappe", uderz, spocznij.
Mam nowe rany na twarzy, czy już mówiłem?
Nić logiczna, od twoich kroków, do mojego
wzroku i piłeczka co rzucona robi,
taak, tak tak tak ta ta t
(bo biała nitka na twoim policzku
gdy cerujesz mi spodnie, wyraźna jest
i nie daje spokoju)
Obiegnik, tryl i przepłyń mnie proszę,
kiedyś była śmierć najlepszym spójnikiem
a teraz co? Uderz spocznij,
argument na nie, w fartuchu ordynatora,
zwrócili państwo uwagę jak to się kończy?
w sterylnych pomieszczeniach stukot
kopyt, nie wrócą bo nie mają dokąd,
echa co zawsze sprawiają wrażenie,
że są połową jakiejś całości.
I nawet gdybym znał ten ruch, nic mi
nie pomoże,on nie gasi nie znaczy nie pali,
bo twoje przejście z kuchni do pokoju
szybkie i kocie, tak że mi umyka ten moment
kiedy podnosisz stopę, a ona
znowu opada
*czas jest liczbą ruchów według wpierw i później
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
gabstone
Użytkownik
- Postów: 1101
- Skąd: Chorzów
|
Dodane dnia 30-08-2009 09:19 |
|
Gdzieś milczą dobre wiersze
Z Krzysztofem Gąsiorowskim rozmawia Przemysław Szubartowicz
http://czytelnia.onet.pl/0,1320221,1,,0,0,0,gdzies_milcza_dobre_wiersze,artykuly.html
Czesław Miłosz
ARS POETICA?
Zawsze tęskniłem do formy bardziej pojemnej,
która nie byłaby zanadto poezją ani zanadto prozą
i pozwoliłaby się porozumieć nie narażając nikogo,
autora ni czytelnika, na męki wyższego rzędu.
W samej istocie poezji jest coś nieprzystojnego:
powstaje z nas rzecz, o której nie wiedzieliśmy,
/ że w nas jest,
więc mrugamy oczami, jakby wyskoczył z nas tygrys
i stał w świetle, ogonem bijąc się po bokach.
Dlatego słusznie się mówi, że dyktuje poezję dajmonion,
choć przesadza się utrzymując, że jest na pewno aniołem.
Trudno pojąć skąd się bierze ta duma poetów
jeżeli wstyd im nieraz, że widać ich słabość.
Jaki rozumny człowiek zechce być państwem demonów,
które rządzą się w nim jak u siebie, przemawiają mnóstwem
/ języków,
a jakby nie dosyć im było skraść jego usta i rękę
próbują dla swojej wygody zmieniać jego los?
Ponieważ co chorobliwe jest dzisiaj cenione,
ktoś może myśleć, że tylko żartuję
albo że wynalazłem jeszcze jeden sposób
żeby wychwalać Sztukę z pomocą ironii.
Był czas, kiedy czytano tylko mądre książki
pomagające znosić ból oraz nieszczęście.
To jednak nie to samo co zaglądać w tysiąc
dzieł pochodzących prosto z psychiatrycznej kliniki.
A przecie świat jest inny niż się nam wydaje
i my jesteśmy inni niż w naszym bredzeniu.
Ludzie więc zachowują milczącą uczciwość,
tak zyskując szacunek krewnych i sąsiadów.
Ten pożytek z poezji, że nam przypomina
jak trudno jest pozostać tą samą osobą,
bo dom nasz jest otwarty, we drzwiach nie ma klucza
a niewidzialni goście wchodzą i wychodzą.
Co tutaj opowiadam, poezją, zgoda, nie jest.
Bo wiersze wolno pisać rzadko i niechętnie,
pod nieznośnym przymusem i tylko z nadzieją,
że dobre, nie złe duchy, mają w nas instrument.
|
Polacy są zbyt inteligentni jak na swoje położenie geograficzne. Jarosław Iwaszkiewicz
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 30-08-2009 13:27 |
|
Można by to zadedykować wielu ludziom
Witkacy
Do przyjaciół gówniarzy
Motto:
Kto się za ten wiersz obraża
ten się sam za gówniarza uważa.
Przeglądam w myśli wszystkich mych przyjaciół twarze
I myślę sobie, och, psiakrew! czyż wszyscy są gówniarze?
Ach, nie! Jest kilku wiernych, z tymi pojechałbym nawet do Kielc.
A reszta? Ach, reszta, to jest gówno, proszę pani, wprost na szmelc.
Pytacie mnie, czemu do Kielc, a nie do Afryki lub na Borneo?
O, tam łatwiej przyjacielem być wśród tropikalnych puszcz,
Niż gdy za ścianą woła ktoś: puszcz mnie pan, ach, puszcz.
A pluskwy, ach, nietropikalne, mnożą się jak w aparacie tym "Roneo".
O, tak w ohydnej wszawości małego miastka,
Gdy metafizyk głąb wypiera dowolna wprost namiastka,
A miłość dają tylko, ach, nieszczęsne prostetuty
(Bo krzywych zbrakło już),
A syf i tryper biegną w krok tuż, tuż,
Gdzie zwykła dorożkarska buda zastąpi wszelkie narkotyki świata,
I gdzie jedyne piękno jest: na zgniłych domkach jakaś, proszę pani,
wieczorna, ta tak zwana, ach, poświata,
I to wszystko na tle zupełnej nędzy
W smrodzie u jakiejś gospodyni potwornej wprost jędzy,
W ciągłej niepogodzie, co lepsza jest od słońca,
Bo wtedy wszystko zda się bliskim już, ach, końca -
Tak sobie wyobrażam Kielce, symbol, jako szczyt ohydy,
Jako jakiś Paramount najgorszej małomiasteczkowej brzydy.
A może piękne to jest, ach, miasteczko, ach, i nawet miłe
I niełatwo jest w nim złapać nawet kiłę...
W każdym razie tam przyjacielem być i w tych warunkach
Trudniej jest niż w afrykańskich najpiekielniejszych choćby
wprost stosunkach.
Gdy człowiek gębą sra,
A tyłkiem podpatruje obroty gwiazd i mgławic dalekich spirale,
Gdy muzyczka skądiś gra,
A on gdzieś przy powale wydusza miliony pluskwich gniazd,
Gdy beznadziejność dusi jak ohyda i śmierdząca zmora,
Gdy człowiek sobie siebie widzi jako cuchnącego własnym
sosem, ach, potwora -
Może to wszystko przejdzie, ach, a może nie,
W każdym razie to jest wszystko bardzo fe.
A do tego napisanie nie krwią, a gównem, bardzo źle.
Ja nie chcę tego, nie, nie, nie!
I nie chcę, potąd mam już ich,
Przyjaciół mych, gówniarzy tych.
Wolę bydło wprost, koty, nie mówiąc o psach,
Robaki, pluskwy, jakieś automaty,
Nawet takie, jak na stacjach, choć bez twarzy,
Co nie mają ni mamy ni taty,
Bo wiem, że kot nie skłamie miaucząc,
A pies swym szczekaniem,
Że krowa mi nie siknie witriolejem w pysk, tylko mlekiem,
Że pluskwa... ale szkoda gadać, proszę pani,
Że świat się roi od drani.
Że gdy, na przykład, w automat włożę groszy pięć,
To wyjdzie mi na pewno czekoladka,
A nie kłamliwa mowa, brechnia obłudna i już zbyt wprost nader hadka
W swym śliskim kłamstwie,
W zaczajonej za nim złośliwości, chęci krzywdy
I zlekceważenia, ach, i zwykłym chamstwie.
Automat nie będzie obśliniać mnie i dusić aż do bólu rąk mych z
czułości,
A potem za plecami, albo i przed, to wolę nawet już, robić małych
obrzydliwości,
W imię jakiś urojonych zalet i cnót
Czekając na swego wniebowzięcia już za życia cud -
Bo on jest taki dobry, ach, i doskonały,
Że nie wiadomo już, czy nawet on oddaje kały...
Może on nie sra i nie robi pipi,
Taki, ścierwo, doskonały jest,
Że w samo piękno zamienia się jego najpospolitszy gest:
Jakieś dłubnięcie w nosie,
Czy umazanie ręki w jakimś własnym sosie,
Co lepszy jest od majonezu,
Gdy organ, co go wydaje, piękniejszy od świątyni Diany jest
z Efezu...
I tak nie znoszę w ogóle obłudnych gówniarzy,
Ale gdy mymi przyjaciółmi jeszcze śmieli być
I potem się zdemaskowali
- Tym gorzej, jeśli się w gówniarstwie swym tak długo dekowali -
To taki mnie porywa wstyd, że mi jest z tym wprost nie do twarzy!
Precz ode mnie, gatunku wraży!
Niech mi się nie śmie żaden z was nawet śnić,
Bo będę pluć jak Arab i bić!
Niech mi się o nim nigdy więcej najlżej nawet nie zamarzy,
Bo wszystkich razem w kupie
Zwalę czym popadło - dla ekonomii - po olbrzymiej wspólnej dupie.
Witkacy wysyłał ten wiersz, gdy skreślał kogoś z listy swoich "przyjaciół".
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 06-09-2009 10:25 |
|
Bez kluczy
Bohdan Zadura
śnieg jest tylko w piaskownicy
zima w nazwie
we śnie jadę autobusem
pomagam kobiecie wynieść z niego
wózek z dzieckiem
idę do redakcji "Akcentu"
ścieg zegarka jest mało czytelny
jeśli pokazuje za kwadrans dziesiątą
będę stał pod drzwiami
jeśli za kwadrans dwunastą
może nie
spodziewałem się dwóch osób
jest dwadzieścia
Bogusław przemawia na siedząco
za jego plecami trzy czerwone róże
na potem
stoję na Głębokiej
patrzę na ogródek
na liściu róży bladoróżowa narośl
dotykam jej palcami
to pąk
drzewa wypuściły białe liście
wszystko kwitnie naraz
białe krokusy białe astry białe warszawianki
białe frezje
nawet forsycje kwitną na biało
świat powoli
przechodzi na drugą stronę
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Afternoon
Użytkownik
- Postów: 705
- Skąd: Warszawa : Katowice
|
Dodane dnia 07-09-2009 13:33 |
|
Li-Young Lee
Z miasta, w którym cię kocham
Ranek przychodzi do tego miasta pustką po tobie.
Kartki i okna błyszczą, a ciebie tam nie ma.
Ktoś zamiata swój kawałek chodnika,
Budzi pijaka, ciśniętego jak pranie,a ty odeszłaś.
Nie ma cię w wietrze którym ktoś notuje na marginesie książki.
Zgasłaś małymi ogniami w porzucanych losach gdzie natłok ludzkich figur,
a każda aspiruje do własnego ducha.
Między ceglanymi ścianami, w przestrzeni nie szerszej niż moja twarz,
bezlistne drzewko stoi w błocie.
Na jego gałęzi gniazdo otwartych ust
rozdziawione i piszczące, chude ognie które muszą jeść.
Moje łaknienie ciebie nie jest mniejsze niż ich.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 01-10-2009 00:14 |
|
W ciemno
Julia Szychowiak
Do obcych mieszkań wchodzi się oknami,
na czarno. Z cudzą miną, znalezioną na progu.
Będę tym progiem, póki nie wstanę
i nie zobaczę, jak rozchodzą się schody,
co miały tylko długość.
Z obcych mieszkań wychodzi się głównym
wyjściem, cudzym snem. Cudzym świtem.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 01-10-2009 14:34 |
|
LEOPOLD STAFF
ODYS
Niech cię nie niepokoją
cierpienia twe i błędy.
Wszędy są drogi proste,
lecz i manowce są wszędy.
Bo o to chodzi jedynie,
by naprzód wciąż iść śmiało,
bo zawsze się dochodzi
gdzie indziej, niż się chciało.
Zostanie kamień z napisem:
tu leży taki a taki.
Każdy z nas jest Odysem,
co wraca do swej Itaki.
KOCHAĆ I TRACIĆ
Kochać i tracić, pragnąć i żałować,
padać boleśnie i znów się podnosić,
krzyczeć tęsknocie "precz!" i blagać "prowadź!"
Oto jest życie: nic, a jakże dosyć...
Zbiegać za jednym klejnotem pustynie,
iść w toń za perłą o cudu urodzie,
ażeby po nas zostały jedynie
ślady na piasku i kręgi na wodzie.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
creep
Użytkownik
|
Dodane dnia 01-10-2009 15:24 |
|
Marcin Świetlicki - Korespondencja pośmiertna
Otóż: w jakiś tam sposób nie byłem ci wierny;
istniał świat. A to rozprasza. Ja budziłem się
i żyłem, dotykałem, jadłem, rozmawiałem,
piłem wino i grałem w ludzkie gry, jeździłem
koleją i pozowałem do zdjęć, rozproszyłem się,
wybacz.
Otóż: w jakiś tam sposób nie byłam ci wierna,
byłam zajęta w innych miejscach, w innych
ludziach, prócz ciebie miałam pory roku,
zwierzęta, drzewa, wojny, dzieci, wielką przestrzeń
do ogarnięcia. Dopiero teraz zostanę przy tobie,
wybacz.
I teraz będzie wszystko? Nie będzie niczego.
Kapelusze i dachy, korony drzew, wieże,
drogi i tory kolejowe, rzeki - stąd widziane
rozpłyną ci się zaraz. Pozwoliłam sobie
zrobić dopisek na twojej kartce pocztowej,
wybacz.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 05-10-2009 16:42 |
|
DŻUDŻUDŻUDZU - Mirka Szychowiak
I znowu u mnie stan wyjątkowy, no niedobrze.
Jak zmarznę albo ktoś osłabi na maksa, pani docent
wykładająca pod czaszką robi puk puk i mówi:
moja droga, doradzam pad płaski, póki się nie
odrobaczy powietrza, nie przetrze luster. Póki nie
odkurwi się hotel nowy świat od strychu po piwnicę.
Słucham jej po swojemu - czyli dosłownie trawię
szept falujący pod skórą czoła. Upadam najniżej
jak potrafię, brzuch przywiera miękko do ziemi.
Oko w oko z tą przyziemną mafią, tyle że niegroźną,
bo gangi z całej dzielnicy mieszczą mi się w garści.
Taki robak. Lezie sobie dżudżudżudżu. Posuń się
mały, zrób miejsce koleżance, popełzamy sobie
razem, ale daj cynk kolesiom, niech się rozejdą
na boki, żebym ich nie zgniotła. Nie jestem
waszym wrogiem, proszę tylko o azyl polityczny.
Szanowne robactwo, mrowie i wszelkie ruszaki:
z uwagi na gwałt zbiorowy, w którym przypadła mi
rola ofiary - zmuszona byłam opuścić moją ziemię.
Liczę na to, że u was jest spoko z poszanowaniem
praw człowieka i nie odeślecie mnie z powrotem.
Może kiedyś zrobimy razem jakąś małą rewolucję?
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Abi-syn
Użytkownik
- Postów: 1458
- Skąd: Mazowsze
|
Dodane dnia 05-10-2009 19:14 |
|
Genialne pod każdym względem, po prostu Leśmian
DZIEWCZYNA
Władysławowi Jaroszewiczowi,
Jego entuzjastycznym zapałom
dla dzieł twórczych i szczerym
wyczuciom czarów poetyckich
Dwunastu braci, wierząc w sny, zbadało mur od marzeń strony,
A poza murem płakał głos, dziewczęcy głos zaprzepaszczony.
I pokochali głosu dźwięk i chętny domysł o Dziewczynie,
I zgadywali kształty ust po tym, jak śpiew od żalu ginie...
Mówili o niej: "Łka, więc jest!" - I nic innego nie mówili,
I przeżegnali cały świat - i świat zadumał się w tej chwili...
Porwali młoty w twardą dłoń i jęli w mury tłuc z łoskotem!
I nie wiedziała ślepa noc, kto jest człowiekiem, a kto młotem?
"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -
Tak, waląc w mur, dwunasty brat do jedenastu innych rzecze.
Ale daremny był ich trud, daremny ramion sprzęg i usił!
Oddali ciała swe na strwon owemu snowi, co ich kusił!
Łamią się piersi, trzeszczy kość, próchnieją dłonie, twarze bledną...
I wszyscy w jednym zmarli dniu i noc wieczystą mieli jedną!
Lecz cienie zmarłych - Boże mój! - nie wypuściły młotów z dłoni!
I tylko inny płynie czas - i tylko młot inaczej dzwoni...
I dzwoni w przód! I dzwoni wspak! I wzwyż za każdym grzmi nawrotem!
I nie wiedziała ślepa noc, kto tu jest cieniem, a kto młotem?
"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -
Tak, waląc w mur, dwunasty cień do jedenastu innych rzecze.
Lecz cieniom zbrakło nagle sił, a cień się mrokom nie opiera!
I powymarły jeszcze raz, bo nigdy dość się nie umiera...
I nigdy dość, i nigdy tak, jak pragnie tego ów, co kona!...
I znikła treść - i zginął ślad - i powieść o nich już skończona!
Lecz dzielne młoty - Boże mój - mdłej nie poddały się żałobie!
I same przez się biły w mur, huczały śpiżem same w sobie!
Huczały w mrok, huczały w blask i ociekały ludzkim potem!
I nie wiedziała ślepa noc, czym bywa młot, gdy nie jest młotem?
"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -
Tak, waląc w mur, dwunasty młot do jedenastu innych rzecze.
I runął mur, tysiącem ech wstrząsając wzgórza i doliny!
Lecz poza murem - nic i nic! Ni żywej duszy, ni Dziewczyny!
Niczyich oczu ani ust! I niczyjego w kwiatach losu!
Bo to był głos i tylko - głos, i nic nie było oprócz głosu!
Nic - tylko płacz i żal i mrok i niewiadomość i zatrata!
Takiż to świat! Niedobry świat! Czemuż innego nie ma świata?
Wobec kłamliwych jawnie snów, wobec zmarniałych w nicość cudów,
Potężne młoty legły w rząd, na znak spełnionych godnie trudów.
I była zgroza nagłych cisz. I była próżnia w całym niebie!
A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?
|
Wadą ideału jest to, że jest ideałem, cóż, ja nim nie jestem, więc ..., jestem bez wad
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 05-10-2009 21:00 |
|
A propos Świetlickiego -
Pod wulkanem
Po zdjęciu czarnych okularów
ten świat przerażający jest tym bardziej.
Prawdziwy jest. Właściwe barwy
wpełzają we właściwe miejsca.
Wąż ślizga się po wszystkim, co napotka.
Właśnie nas dotknął.
Niczego o nas nie ma w Konstytucji.
Śnieg spadnie i zakryje wszystko.
Na razie widać jednak miasto
- czarną kość rozjaśnioną niekiedy światłami
maleńkich samochodów, usiadłem wysoko
i patrzę. Wieczór. Już zamknięte
wszystkie wesołe miasteczka.
Niczego o nas nie ma w Konstytucji.
Po zdjęciu czarnych okularów
ten świat przerażający jest tym bardziej.
Szedł z nami pies i śmierdział. Wszystkie dokumenty
uległy rozkładowi. Wszystko, co kochałem,
uległo rozkładowi. Jestem zdrów i cały.
Pod wulkanem
urodziło się
DZIECKO!
|
|
|
Do góry |
|