Autor |
Marcin Świetlicki
|
Corpseone
Użytkownik
- Postów: 61
- Skąd: Zawiercie
|
Dodane dnia 16-05-2008 08:50 |
|
Marcin Świetlicki (ur. 24 grudnia 1961 w Piaskach k. Lublina) – polski poeta, powieściopisarz, dziennikarz, wokalista zespołu Świetliki.
Uczęszczał do III Liceum Ogólnokształcącego im. Unii Lubelskiej w Lublinie. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Odbył służbę wojskową w latach 1984-1986. Mieszka w Krakowie.
Debiutował tomem poezji Zimne kraje, wydanym w 1992 r. przez fundację brulionu. Przez krytyków za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli tzw. pokolenia brulionu. W 1992 r. wspólnie z muzykami krakowskiego zespołu Trupa Wertera Utrata założył grupę Świetliki, wykonującą utwory z tekstami poety. Świetlicki współpracował również z wieloma muzykami alternatywnymi (np. Robert Brylewski, Cezary Ostrowski) i yassowymi (Mikołaj Trzaska).
Laureat wielu nagród literackich. Do 2004 pracował zawodowo jako korektor w redakcji Tygodnika Powszechnego w Krakowie. Przez pewien czas prowadził program TV Pegaz w duecie z Grzegorzem Dyduchem. Wystąpił jako aktor w spektaklu TVP Małżowina (1998) oraz w filmie Anioł w Krakowie (2002).
Twórczość Świetlickiego bywa określana jako anarchizująca. Spora część wierszy posłużyła poecie jako piosenki Świetlików. Poezja ta naszpikowana jest emocjami (często pesymistycznymi). Jest w tym miejsce dla szorstkości, autoironii i prawdziwości. Kreuje to "outsiderski" wizerunek poety. Najsłynniejsze wiersze Świetlickiego to: "Dla Jana Polkowskiego", "Baczność" i "Nieprzysiadalność".
Fakty biograficzne zaczerpnąłem z Wikipedii.
"Pod wulkanem"
Po zdjęciu czarnych okularów
ten świat przerażający jest tym bardziej.
Prawdziwy jest. Właściwe barwy
wpełzają we właściwe miejsca.
Wąż ślizga się po wszystkim, co napotka.
Właśnie nas dotknął.
Niczego o nas nie ma w Konstytucji.
Śnieg spadnie i zakryje wszystko.
Na razie widać jednak miasto
- czarną kość rozjaśnianą niekiedy światłami
maleńkich samochodów, usiadłem wysoko
i patrzę. Wieczór. Już zamknięte
wszystkie wesołe miasteczka.
Niczego o nas nie ma w Konstytucji.
Po zdjęciu czarnych okularów
ten świat przerażający jest tym bardziej.
Szedł z nami pies i śmierdział. Wszystkie dokumenty
uległy rozkładowi. Wszystko, co kochałem,
uległo rozkładowi. Jestem zdrów i cały.
Pod wulkanem
urodziło się
DZIECKO!
"Korespondencja pośmiertna"
Otóż: w jakiś tam sposób nie byłem ci wierny;
istniał świat. A to rozprasza. Ja budziłem się
i żyłem, dotykałem, jadłem, rozmawiałem,
piłem wino i grałem w ludzkie gry, jeździłem
koleją i pozowałem do zdjęć, rozproszyłem się,
wybacz.
Otóż: w jakiś tam sposób nie byłam ci wierna,
byłam zajęta w innych miejscach, w innych
ludziach, prócz ciebie miałam pory roku,
zwierzęta, drzewa, wojny, dzieci, wielką przestrzeń
do ogarnięcia. Dopiero teraz zostanę przy tobie,
wybacz.
I teraz będzie wszystko? Nie będzie niczego.
Kapelusze i dachy, korony drzew, wieże,
drogi i tory kolejowe, rzeki - stąd widziane
rozpłyną ci się zaraz. Pozwoliłam sobie
zrobić dopisek na twojej kartce pocztowej
wybacz.
"79"
Oczywiście, że nie ma miłości.
Nie ma i nigdy nie było.
Nawet to, cośmy robili
w żadnym calu nie zahacza
o miłość.
Oczywiście, że nie ma miłości.
Pomyliłem się, pomyliłem się.
Oczywiście, że nie ma miłości.
Można już odetchnąć, można wetchnąć
resztki swojego ciepła
w resztki ciepła świata.
"Pogo"
Spałem źle. Ona spała źle. Pełne
porozumienie - spało nam się źle w tym kraju,
w którym wciąż więcej i więcej palantów
nosi przy sobie broń (zażartowałem,
że są to dla nich namiastki penisów,
choć chodzi o coś groźniejszego). Źle spałem.
Spałem źle. W tym kraju,
w którym wzorcem mężczyzny jest ksiądz albo handlarz.
Spałem źle. W tym kraju,
w którym znów ojczyznę a nie wiosnę zobaczę. (Jak ci się
nie podoba - to wypierdalaj!). Źle spałem.
Spałem źle. Chociaż się zdarzają
jakieś jaśniejsze momenty - na przykład:
czarne oliwki, wino Sophia-Riesling,
22 grudnia 91
oraz efekty owej rewolucji
seksualnej, z których skorzystałem
wyjątkowo skwapliwie, ponadto ty jesteś,
a ciebie nikt mi nie zabroni. Źle spałem.
Spałem źle
i przyśniła mi się Idea, przyśnił mi się Działacz,
przyśniły mi się Obowiązki i konieczność Skruchy.
Kolaboruję z pismem katolickim,
nie mając nawet kościelnego ślubu,
nawet nie będąc bierzmowany!
Jakaż perwersja! Zawsze zdradzam, w tym
szczególnie pozostaję sobie wierny
- i przelatują przez te Muzea, Biblioteki, Banki,
a one ścian już niemal nie mają, nie warto się skupiać
na tych obcych detalach, mam w sobie gorący
detal, teraz cię muszę znaleźć, przejdziemy przez siebie
w lepsze, gorące kraje, bo istnieją, skoro
ty zaistniałaś i ja już istnieję...
I co? I pożar. To bardzo powoli
się zaczynało. Najpierw mnóstwo znaków,
zapachów, trzasków, drobnych świateł. Teraz
płonie. Poważnie. Ogień stawia swoje
stopy ostrożnie. Ja to sobie tańczę.
Siedzę przed lustrem, zupełnie nieruchomo, z zamkniętymi oczami,
tańczę to sobie, ja to sobie tańczę.
Wyjąc bezgłośnie, postępując tuż za
ogniem, powoli,
powoli,
powoli.
Tańczę to
sobie.
"Przed wyborami"
Dzisiaj kupiłem dwa pory na kolację.
Niosłem je za plecami, trzymając jak kwiaty.
Lato się gryzie z jesienią. Forma ocalała i wychodzi z podziemia.
Wszystko się układa w jeden wyraźny doskonały kształt:
OGRÓD KONCENTRACYJNY.
Dzisiaj kupiłem dwa pory na kolację.
Niosłem je za plecami, trzymając jak krzyż.
Jestem tak bardzo martwy, że aż chodzę, czuję.
Widzę jak wszystko się układa w jeden wyraźny, doskonały kształt:
OGRÓD KONCENTRACYJNYYYYY!
"Karol Kot"
Śnieg w kościołach, śnieg w bramach, śnieg pod kopcem Kościuszki.
Mam cień, widziałem - obejrzałem się.
Mam cień siny na śniegu.
Mam płaszcz, za duży, ciemniejszy od spodni.
Mam w płaszczu narzędzie.
Nie, nie zasłaniaj, nie zasłonisz, zostaw.
No, jeszcze trochę odkryj.
Lubię jak krwawisz, bo stare kobiety nie.
Plecy, dzwonek, dzwonki.
Dzwonki w kościołach, dzwonki w bramach, dzwonki pod kopcem Kościuszki.
Guzik z orzełkiem. Trener sekcji strzeleckiej stwierdził,
że nie mogę reprezentować.
Wziąłem duży rozmach i ściąłem jednocześnie - chłopca, śnieg, powietrze,
swój kręgosłup, łodygę.
Śnieg pada, śnieg pada.
Maszeruję przez sen.
Mnożę się.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
Vanillivi
Użytkownik
|
Dodane dnia 16-05-2008 18:12 |
|
Wkleję wam dwa moje ulubione wiersze Świetlickiego:
Marcin Świetlicki - Listopad
Listopad, niemal koniec świata, kilka minut przed zmierzchem.
Schroniłem się w kawiarni, siadłem tyłem do światła.
Wolne? Zajęte - odpowiadam, rzucam kurtkę na to drugie krzesło.
Och, gotów jestem już wyjść z tego miasta, ręce wytrzeć o
liście, cały ten kurz, tłuszcz miasta
wytrzeć o liście, wyjdź ze mną, zobaczysz.
Znudzimy się i pozabijamy po tygodniu, ale pomyśl o tych
łunach, które pozostawimy za sobą, o tych wszystkich miejscach
i kobietach, mężczyznach; pomyśl - z jaką ulgą
będziemy krzyczeć w hotelowym pokoju, na najwyższym piętrze,
a nasze krzyki dotrą na pewno aż na portiernię.
Wolne? Już, już za chwilę będzie wolne - odpowiadam.
Zmierzch.
Marcin Świetlicki - M-Czarny Poniedziałek
Moment, kiedy się zapalają jednocześnie wszystkie
lampy uliczne w mieście. Moment, kiedy mówisz
to niepojęte "nie" i nagle nie wiem co z tym robić
dalej: umrzeć? wyjechać? nie zareagować?
Moment w słońcu, kiedy cię obserwuję z okna autobusu,
masz inną twarz niż w chwilach, kiedy wiesz, że patrzę
-a teraz mnie nie widzisz, patrzysz w nic, w błyszczącą
szybę, za którą niby jestem. Już nie ja, nie ze mną,
nie ten sposób, nie tutaj. Może zdarzyć się
wszystko, bo wszystko się wydarza. Wszystko określają
trzy podstawowe pozycje: mężczyzna na kobiece,
kobieta na mężczyżnie albo to, co teraz
-kobieta i mężczyzna przedzieleni światem.
|
http://www.cala-reszta-nocy.blogspot.com Mój blog o życiu, podróżach i pisaniu.
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 23-11-2008 13:49 |
|
Tobół
Ameryko, dałaś mi niewiele.
O całe niebo mniej niż ci się zdaje.
O całe niebo mniej niż poetom śląskim.
Kilka pomówień, trochę papierosów,
nieco muzyki. Wczoraj poleciałem
ze stołka barowego w Klubie Kulturalnym
i mam łuk brwiowy, choć na zewnątrz nic
nie widać, wewnątrz obolały.
Ameryko, Kanado. Trochę wychowały
ście i Andrzeja Sosnowskiego, który
niewyjaśnionym impulsem kierowany, był
tu wczoraj i w ostatecznej scenie dał
mi swe klucze od mieszkania w
Wwie, bo mi się zdawało, że swoje
klucze krakowskie zgubiłem, a nie
zgubiłem, lecz Monice dałem
wcześniej i oto scena powrotu, gdy się
Andrzej Sosnowski zapodział a ja jego kluczem
próbuję swoje drzwi otworzyć, Ameryko, i
w końcu po prostu dzwonię, Ameryko, i
otwiera mi Monika.
I nie mów o beatnikach, bo jestem zazdrosny
a nie wdzięczny, albowiem wdzięczność jest mi obca
jak i beatnicy, Ameryko, dziś
jest luty dziewięćdziesiąt osiem,
jestem niezmiernie trzeźwym
tobołem.
I Ameryko - dałaś Boba Hassa,
zabieraj sobie Boba Hassa.
Dość uświęconych grafomanów tu mam,
trochę skończyły się żarty.
A jutro piłem. Barman przekazuje
prezencik /anonimowy/ - foliowy i czarny
worek na śmieci, z martwą choinką i kartką
o treści - STYCZEŃ, PORA ŚMIERCI
CHOINEK /żarcik/. Jutro piłem
a poker się nie odbył. Byłem w kinie
/to zdrada/. Coraz bardziej zdradzam
/w przeszłości/.
Budzi mnie
but z rozwianymi sznurowadłami, wywalonym językiem.
Patrzy mi w oczy. Kopniak w głowę i
słońce.
Dzisiaj Tadeusz Pióro opowiada mi
telefonicznie swą warszawską wersję.
Andrzej Sosnowski jeszcze nie dojechał.
Jest w Zwisie z M. Baranem. Jadą do Warszawy
za chwilę, a ja nie, ja jestem
w pracy, ja jestem w pracy, bo wczoraj nie byłem,
bo nie wstałem ze stołka, raz ze stołka spadłem,
spadłem, ale nie po to, żeby się poczołgać
do kulturalno-społeczno-katolickiej pracy.
Do tego Paweł /wkurwia mnie ostatnio
to imię niesłychanie, przepraszam cię Pawle/
- więc P. Dunin-Wąsowicz opowiada mi
dramatyczne spotkanie z W. Wenclem,
który mu zdradził, że Świetlicki jednak
ma prawo do istnienia i pisania, zaś
młoda poezja śląska raczej nie ma.
Więc jestem ocalony! Ameryko! Rosjo!
W ogóle najazd Warszawy na Kraków.
We wtorek Varga i wieczór autorski,
na którym T. Kunz zadał mu pytanie,
którego żaden autor najprawdopodobniej
nigdy nie słyszał w takiej sytuacji.
Pytanie brzmiało: masz dziewczynę? A
śledzie i wódka potem.
Popłynąłem. Zaś środa
pod znakiem Sosnowskiego.
Dzisiaj Bratkowscy. Ale dziś spokojnie.
Tak, Ameryko. Mały koniak i
maleńka śliwowica.
W ogóle myślę, że nie jest to uraz,
to pulsowanie w okolicach łuku
brwiowego przecież nie świadczy o niczym.
Twoje kliniki niech mnie nie przyjmują,
Ameryko. Tylko jeden lekarz
na jedno życie /jest nim doktor Dyduch/.
Popatrz Moniko. Ten wiersz zaludniają
głównie mężczyźni. Takie heroiczne
czasy nastały. To dopiero dzisiaj
Pędzel przypomniał mi upadek ze
stołka barowego w Kulturalnym, prawdę
mówiąc - wcześniej
nie znałem źródła bólu,
nie byłem pewien.
Jak brzmi słowo "przekora" po angielsku więc?
Wczoraj mi Andrzej podał ostateczną wersję
na "a", lecz nie pamiętam, kiedyś jeszcze raz
zapytam, to przyjemne.
Jest to rodzaj kaca,
kiedy się człowiek wzrusza przy reklamach i
znów Ocalony jestem.
I budzi mnie
but z rozwianymi sznurowadłami, wywalonym językiem.
Patrzy mi w oczy. Kopniak w głowę i
słońce.
A spałem w strachu, że to źle, że śpię.
Budziłem się co godzinę na granicy krzyku.
Spałem w strachu, że mnie złe ma i
nie puszcza. Śniła się pustynia
i przezroczystość. Śniło się, że idę
i spotykam, i mówię: dzień dobry
a państwo mi: dzień dobry odpowiada i
śnił mi się banał, koszmar.
A teraz pełne słońce, buty świecą błotem
jeszcze poznańskim, kiedy był tam tobół?
Wiele, wiele dni temu!
Pełne słońce, kilka jakby psich
włosów na jednym z rękawów toboła,
dziurawa kieszeń.
Dziurawa kieszeń, cokolwiek się tam
umieści - ulatuje. Jest to jedna z
tobolich zabaw.
Dziurawa kieszeń, druga kieszeń przez to
przepełniona tym niczym, co stanowi o
osobowości, Ameryko, o
osobowości.
/styczeń-luty 98/
na stronie:
http://www.darta.art.pl/raster/.../tobol_paviq.htm
można znaleźć ciekawe odnośniki pomocne przy interpretacji
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
pawelh
Użytkownik
- Postów: 102
- Skąd: Dymitrów Duży (powiat tarnobrzeski)
|
Dodane dnia 23-11-2008 14:16 |
|
Świetlicki śpiewa w zespole Świetliki, gdzie jego tekst aranżowane są muzycznie.Lubię go.
Nieprzysiadalność
no, proszę sobie wyobrazić:
marzec albo kwiecień.
hm... raczej marzec.
wieczór.
spotykam j.p - jest pijany jak świnia
a ja jestem trzeźwy- jak świnia
idziemy na kawę
on - między morzem wódki, a powrotem do domu
ja - pomiędzy kłótnią z jedną kobietą,
a rozmową z drugą, która być może także się przerodzi w kłótnię
siedzimy więc w knajpie
choćbym się nawet bardzo skupił,
nie pamiętam w jakiej
on między wódką a powrotem do domu,
ja pomiędzy kłótnią...
i nagle on, wskazując mi jakieś dwie
siedzące przy sąsiednim stoliku
proponuje byśmy się do tych dwóch przysiedli
a ja mówię
daj mi spokój
ja nie mam ochoty
ja to pierdolę
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
pomiędzy kłótnią z jedną kobietą,
a rozmową z drugą, która być może także się przerodzi w kłótnię
ja nie mam ochoty
ja to pierdolę
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
więc rezygnuje, siedzimy w tej knajpie
i rozmawiamy o czymś, o literaturze
być może nawet o kobietach
on się trzyma nieźle, chociaż jest pijany jak świnia
ja się nieźle trzymam, chociaż jak świnia trzeźwy jestem
deszcz zaczyna padać
i nagle on, wskazując znowu te dwie
mówi
zobacz, to się nieźle składa
ich dwie, i nas dwóch
dosiądźmy się do nich
a ja mówię
daj mi spokój
nie mam ochoty
jestem dziś w nastroju
nieprzysiadalnym
ja to pierdolę
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
pomiędzy kłótnią z jedną kobietą
a rozmową z drugą
ja nie mam ochoty
ja to pierdolę
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
tak się czasami zdarza
że jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
tak się zdarza zazwyczaj
że jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
siedzę sam przy stoliku
i nie mam ochoty
dosiąść się do was
choć na mnie kiwacie
ja to pierdolę
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
ja proszę pana to pierdolę
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
spierdalaj gnoju!
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
Palenie
Pytam: dlaczego niepalący
wsiadają bez skrupułów do przedziałów
dla palących? Czemu chcą dominować? Czemu
są wiecznie urażeni?
Mój mały przyjacielu, papierosie.
Spędziłem z tobą więcej czasu niż z kimkolwiek.
Niszczmy się nawzajem, czule
zobowiązani.
Pytam: dlaczego niepalący
nie doceniają naszej samotności,
naszej niemądrej odwagi, naszego
żaru, popiołu?
Casablanca
Niekochany nie zdradza.
Niekochany chodzi
dzwoniąc w kieszeni
niepotrzebnym kluczem.
Z bramy wychyla się staruszek
niepokojąco podobny do Bogarta.
Celuję prosto w twoje serce, synu!
Przecież wiesz, że to najmniej czuły we mnie punkt.
W sąsiedniej bramie znaleziono
siedemdziesięcioletnią Marilyn Monroe.
Potrafiła wykrztusić jedynie:
PU PU PI DU.
Jaka jest pańska narodowość?
Jestem pijakiem.
Jestem nieślubnym dzieckiem.
Bogarta i Marilyn Monroe.
To ja zabiłem Laurę Palmer.
To wszystko na ten temat.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
Tnicu
Użytkownik
- Postów: 115
- Skąd: Tomaszów Mazowiecki
|
Dodane dnia 23-11-2008 14:26 |
|
Marcin Świetlicki - Upiór
Minęło kilka dni. Od kilku dni jeżdżę na drugi koniec miasta.
Pamiętałem po co jeszcze przedwczoraj. Dzisiaj nie pamiętam.
Przez park, po wielkich wyświechtanych liściach, pod drzwi.
Zadzwonić, zapukać, postać, pomedytować, odwrócić się, odejść.
To już nie jest cierpliwość, to jest religia.
To już nie jest religia - dzisiaj ktoś poruszył się wewnątrz.
Jutro będzie wiosna i będę dłużej pukać.
Marcin Świetlicki - McDonald´s
Znajduję ślad twoich zębów w moim mieście.
Znajduję ślad twoich zębów na swoim ramieniu.
Znajduję ślad twoich zębów w lustrze.
Czasami jestem hamburgerem.
Czasami jestem hamburgerem.
Sterczy ze mnie sałata i musztarda cieknie.
Czasami jestem podobnie śmiertelnie
Do wszystkich innych hamburgerów.
Pierwsza warstwa: skóra.
Druga warstwa: krew.
Trzecia warstwa: kości.
Czwarta warstwa: dusza.
A ślad
twoich zębów
jest najgłębiej,
najgłębiej.
Mój ulubiony autor
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 23-11-2008 16:08 |
|
Już niedługo szykuje się na portalu niespodzianka związana z wierszem Tobół na portalu także zapraszam do lektury
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
Joachim
Użytkownik
|
Dodane dnia 23-11-2008 18:33 |
|
a ktoś mógłby zaserwować 'do Jana Polkowskiego' :-)
|
Wiadomym jest mi, że masz lat blisko czterdzieści, wyglądasz na blisko trzydzieści, wyobrażasz sobie, że masz nieco ponad dwadzieścia, a postępujesz tak jakbyś miał niecałe dziesięć.
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
pawelh
Użytkownik
- Postów: 102
- Skąd: Dymitrów Duży (powiat tarnobrzeski)
|
Dodane dnia 23-11-2008 20:00 |
|
Dla Jana Polkowskiego
Trzeba zatrzasnąć drzwiczki z tektury i otworzyć okno,
otworzyć okno i przewietrzyć pokój.
Zawsze się udawało, ale teraz się nie
udaje. Jedyny przypadek,
kiedy po wierszach
pozostaje smród.
Poezja niewolników żywi się ideą,
idee to wodniste substytuty krwi.
Bohaterowie siedzieli w więzieniach,
a robotnik jest brzydki, ale wzruszająco
użyteczny - w poezji niewolników.
W poezji niewolników drzewa mają krzyże
wewnątrz - pod korą – z kolczastego drutu.
Jakże łatwo niewolnik przebywa upiornie
długą i prawie niemożliwą drogę
od litery do Boga, to trwa krótko, niby
splunięcie - w poezji niewolników.
Zamiast powiedzieć: ząb mnie boli, jestem
głodny, samotny, my dwoje, nas czworo,
nasza ulica – mówią cicho: Wanda
Wasilewska, Cyprian Kamil Norwid,
Józef Piłsudski, Ukraina, Litwa,
Tomasz Mann, Biblia i koniecznie coś
w jidysz.
Gdyby w tym mieście nadal mieszkał smok
wysławialiby smoka – albo kryjąc się
w swoich kryjówkach pisaliby wiersze
- maleńkie piąstki grożące smokowi
(nawet miłosne wiersze pisane by były
smoczymi literami...)
Patrzę w oko smoka
i wzruszam ramionami. Jest czerwiec. Wyraźnie.
Tuż po południu była burza. Zmierzch zapada najpierw
na idealnie kwadratowych skwerach.
'88
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
Corpseone
Użytkownik
- Postów: 61
- Skąd: Zawiercie
|
Dodane dnia 23-11-2008 20:21 |
|
Bardzo mi się podoba ten wiersz Świetlickiego:
Wiersz bez światła
Nie, nie napiszę listu. Światło nam umarło,
śmierdzi po śmierci naftą. Światło zmarło. Światło
nam wyłączyli urzędnicy. Pan kierownik przyszedł
z fizycznym i wyłączył. Bo żyjemy w grzechu,
nijak za to nie płacąc, więc znaleźli sposób,
żebyśmy zapłacili - wyłączając światło.
Ciekawy eksperyment. Telewizor umarł.
Nie żałujemy nazbyt. Jedyny mankament,
że już nic nie zagłusza szczekania sąsiadek.
Ale za to kochamy się głośniej. I bardziej.
Ciekawy eksperyment. Jest tak, że się wszystka
elektryczność skończyła, lecz nie tylko ona,
także i w innych światłach trwa powolna czystka,
zapałki nie chcą płonąć, przemokły, i kota
oczy nie świecą nazbyt w tych ciemnościach,
zimnościach, piwnicznościach, w których stanął dom.
A więc światło umarło, Wiele martwych świateł
leży przede mną, w tym bezkształtnym mroku.
Ze wszystkiego się zawsze uda robić wiersze,
z martwego światła także. Nawet jest pożytek
z ujadania sąsiadek. Z pana kierownika,
który się niebezpiecznie w Pana Boga bawi.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
pawelh
Użytkownik
- Postów: 102
- Skąd: Dymitrów Duży (powiat tarnobrzeski)
|
Dodane dnia 01-12-2008 14:45 |
|
Świerszcze
Powiedziałem: znam takie miejsce,
gdzie przychodzą umierać koty.
Zapytałem: chcesz je zobaczyć?
Odpowiedziała: nie chcę.
Powiedziałem: jest czyste i ważne.
Powiedziałem: jest jasne i pierwsze.
Zapytałem: chcesz je zobaczyć?
Odpowiedziała: nie chcę.
Powiedziała to w taki sposób,
że musiałem odwrócić się od niej.
Od tamtej pory
powoli
zbliżam się
do wyjścia.
Zły ptak
To pewne: ten ptak - sroka
próbuje mnie okrążyć
i osaczyć, dzień w dzień
zatacza coraz mniejsze kółka
i skrzeczy: buddyzm, materializm,
literatura, pieniądze, w imię Ojca i Syna,
skrzeczy: odpowiedzialność, skrzeczy: wychowanie
- i wszystko inne takie. Co to
za światło, które można opowiedzieć, które
ma regulamin? Co to
za wierni, którym nie wystarczy
ten nieprzerwanie wieczny pocałunek bez ust?
Wszystko cieknie
Nie śnij się. nie śnij. W którymś śnie się utop
tak ostatecznie i nie przyśnij już się.
Robisz mi nieporządek w chaosie. Aż muszę
zaraz po przebudzeniu kląć bezgłośnie, żeby
ciebie odpędzić. Do mojej przeszłości
wprowadzili się obcy, nawet nie wiem kto,
leżą przy tobie na tapczanie, sprawnie
- uczciwie za drzwi wypychają, tak że
to nie jest teraz moja przeszłość. Dzisiaj odwilż.
I wszystko cieknie. Wszystko cieknie.
Niszczeją wszelkie trwałe formy.
Budzi się z zimy rozedrgany ustrój.
Południe
Z rozpalonego ogrodu do piwnicy: noc.
Wszystko się zgadza: tu w piwnicy kwiaty
już się zamknęły, liście zaszły czernią.
Coś jest pod nocą, pod piwnicą, coś.
Ostateczna dojrzałość.
* * *
Cały pokój jest obwieszony Marcinami.
Przynajmniej raz w tygodniu wieszam jednego Marcina.
Mgła wisielcowa jest prawie tak gęsta,
jak chmura papierosowego dymu.
Ten - bo nie chciał. Tamten - bo nie umiał.
Tamten - bo go zmęczyło. Tamten - bo nie wierzył.
Obracają się w rytmie kłótni za ścianami
i nic nie znaczą. Najważniejszy - nowy
Marcin wisi pod lampą, wciąż podnoszę głowę
i robię straszne miny w jego stronę, wierząc,
że skoro drży - to wstyd mu tego, że tak
czeka i że nie umie czekać, że czeka jak dziecko
na Gwiazdkę, czeka na kobietę,
która przyjdzie, na pewno przyjdzie, wszystko się odbędzie
tak jak zawsze, jak zawsze, z jakimiś małymi
niespodziankami, te się również zawsze
zdarzają. Wisi Marcin, drży, obraca się.
Wieczór. Gwałtownie wschodzi żarówkowe słońce.
Żyję dłużej niż wszyscy młodo zmarli poeci.
Żyję dłużej niż wszyscy młodo zmarli poeci.
Korespondencja pośmiertna
Otóż: w jakiś tam sposób nie byłem ci wierny;
istniał świat. A to rozprasza. Ja budziłem się
i żyłem, dotykałem, jadłem, rozmawiałem,
piłem wino i grałem w ludzkie gry, jeździłem
koleją i pozowałem do zdjęć, rozproszyłem się,
wybacz.
Otóż: w jakiś tam sposób nie byłam ci wierna,
byłam zajęta w innych miejscach, w innych
ludziach, prócz ciebie miałam pory roku,
zwierzęta, drzewa, wojny, dzieci, wielką przestrzeń
do ogarnięcia. Dopiero teraz zostanę przy tobie,
wybacz.
I teraz będzie wszystko? Nie będzie niczego.
Kapelusze i dachy, korony drzew, wieże,
drogi i tory kolejowe, rzeki - stąd widziane
rozpłyną ci się zaraz. Pozwoliłam sobie
zrobić dopisek na twojej kartce pocztowej,
wybacz.
Śmierć
Pies, łasica albo inne złe
którejś nocy mi wszystkie króliki rozniosło
po ogrodzie, po krzakach malinowych sierść
i jakieś resztki - widać niejadalne -
z ich wnętrz, niezrozumiałe przyrządy do życia.
Zginął Odys i Penelopa zginęła, i młode,
z największym - Telemachem (reszta bezimiennie
poległa, już nie chciało mi sie tworzyć mitologii,
zginęły nosząc własne, królicze imiona,
dałem im wolność).
Dałem im wolność, pozwolenie na
ucieczki z klatki. Wieczorami śledząc
uszy, które migały za kępami mlecza
i wsłuchując się w tupot pod dębem - zbierałem
króliki po kolei, niosłem wierzgające.
Ślad
na grządce
głęboki i nieregularny, teraz już umiem to opisać: ślad
na grządce, trochę jasnej sierści
na roślinach, na ścieżkach, szczur w króliczej klatce,
ślad
na grządce, głęboki i nieregularny.
Ślad na grządce, głęboki i nieregularny.
Styczeń
Marcina Barana
Nowa energia wstrząsa zabitymi.
Znajdują sobie pracę, mieszkanie, kobietę.
Ze ścian zdrapują farbę.
Malują drzwi i okna.
Wchodzą do łóżka i drżą.
Ich kobiecie się zdaje, że oni są w niej,
a oni drżą, po prostu.
Pierwsze kopnięcie
Oczywiście: sentymentalnych wynurzeń nie będzie.
Za oknem Bestia, tramwaje jak czołgi.
W twoim brzuchu pod moją ręką poruszyło się.
(23 VI 92)
Wiersz bez światła
Nie, nie napiszę listu. Światło nam umarło,
śmierdzi po śmierci naftą. Światło zmarło. Światło
nam wyłączyli urzędnicy. Pan kierownik przyszedł
z fizycznym i wyłączył. Bo żyjemy w grzechu,
nijak za to nie płacąc, więc znaleźli sposób,
żebyśmy zapłacili - wyłączając światło.
Ciekawy eksperyment. Telewizor umarł.
Nie żałujemy nazbyt. Jedyny mankament,
że już nic nie zagłusza szczekania sąsiadek.
Ale za to kochamy się głośniej. I bardziej.
Ciekawy eksperyment. Jest tak, że się wszystka
elektryczność skończyła, lecz nie tylko ona,
także i w innych światłach trwa powolna czystka,
zapałki nie chcą płonąć, przemokły, i kota
oczy nie świecą nazbyt w tych ciemnościach,
zimnościach, piwnicznościach, w których stanął dom.
A więc światło umarło, Wiele martwych świateł
leży przede mną, w tym bezkształtnym mroku.
Ze wszystkiego się zawsze uda robić wiersze,
z martwego światła także. Nawet jest pożytek
z ujadania sąsiadek. Z pana kierownika,
który się niebezpiecznie w Pana Boga bawi.
zepsuty kalendarz
Odłamki gliny na swetrze, butach, brwiach -
jasne grudki, niejasne pochodzenie. Kiedyś
to się wyjaśni. Wczoraj musiało się coś
przydarzyć. Grudki gliny, pieniążek wypluty
w porannym kaszlu.
trzecia połowa
SHIT HAPPENS, tak się kończy
napis na ścianie toalety męskiej.
To jest najgorsze -
chodzić w takim głodzie
choć minimalnej poświaty - znajdować
tylko tyle, ten napis w toalecie nocnej,
tak to kotku wygląda
i tak się to kończy.
cudze wiersze
Na ścieżce odnajduję kolejne strony książki,
parzyste, oprawione w cienki lód.
Pora posiłku strażników ogrodu.
Badam palcami ranę w drzewie - jest głęboka, wygląda
jak głupi uśmiech.
wstęp
Czyje to okno? Bo czyj dom
wiem. We śnie wiem. Jeśli
zbudzę się - to zapomnę. Jeśli skupię się
- to odczytam z odległej tabliczki na furtce
to nazwisko. Potwierdzenie. We śnie
przypuszczam, że wiem. Ale czyje okno?
Jedyne ujawnione żółtym mglistym światłem.
We śnie odczuwam, że w tej chwili się
tworzy tam wszechświat. Że mała dziewczynka,
chuda i jasna, wyjmuje z pudełka
kolejne elementy. Czyje okno? Śnię
i dostrzegam. Jakby. Szczeka we śnie pies.
Samolot świeci białym brzuchem. Gdzie
jest. Ja jestem. We śnie. Tylko na to stać mnie.
Wiele mil. Kilka tygodni. Przyjdzie i się zemści.
Camera obscura
Zwiesiłem głowę z parapetu.
Ludzie w czerwonych albo czarnych swetrach.
Niektórzy tak dalecy, że bezbarwni.
Nogi są w górze, ważniejsze od głów.
Centrum nieba stanowi kwadratowy trawnik.
Naprawdę miło jest wrócić do domu.
Ustalać nowe miejsca dla starych przedmiotów.
Dowiedzieć się, że jest coś, czego zmienić się nie da.
Wisieć i wiedzieć. Lekkie ciepło się
zbliża, bo weszłaś.
85 i 97
Nie dam tytułu
Śmierć ma walkmana.
Jest w ciemnym przedziale
dla palących. A cały pociąg rozjaśniony, pełny
spoconych, piwem się pocących.
Śmierć ma kobiecą intuicję. Oczy
utkwione w moich oczach niewidząco. Oczy
spotykają się w szybie. Nikłe światła wszystkie
za oknem. Małe miasta jak małe cmentarze.
Duże miasto jak pożar. Tu trasa się kończy.
Iść żyć. Udawać cząstkę społeczności.
Robić. Najpierwszy umrze język. Nie
wierzyć.
97
Sześć razy Coltrane
Do kogo mówię? Bo mówię - i przecież
mówię po polsku - - - - - -. Zaraz słońce padnie
za krawędź. Zaraz zimnym palcem
jazda po gardle. Zaraz zimnym miastem
jazda. Do Nikąd. W Nikąd zamieszkawszy
nigdy nie będę w Indziej. I do kogo mówię?
- po polsku, w marginesach
światła. Anioł
znienacka mówi: - Teraz chcę się dla pana rozebrać.
(Do kogo mówi?)
97
Piekło
Piekło,
piekło,
przestało. Grube skóry, groby
gadające. A wschód
słońca w południe następuje, kiedy
samotnie zamówiwszy wódkę i drożdżówkę
w "Zwisie", w którym pracuje pani, co nas lubi,
palimy sobie papierosa. Podstawowy zestaw,
wywołujący wschód słońca oraz nową miłość
do niewiadomoczego, na nic konkretnego
nas nie stać i nie będzie nas stać, a za chwilę
nie będziemy tu stali, pan tu stał, a teraz
nie stoi, poszedł. Piekło i przestało.
Pięć wierszy religijnych
1
Maciek Świetlicki mówi:
- Ja wiem, to jest ten pan,
którego ojciec zabił.
Cały Nowy Testament
w jednym zdaniu.
Co dalej?
2
Maciek Świetlicki wie również o piekle.
Ktoś mu musiał nagadać.
Pójdę do piekła, tatusiu.
Nie pójdziesz. Jestem niegrzeczny.
Wiem, że pójdę. Nie pójdziesz. Na pewno.
A pamiętasz, jak cię kopnąłem? Pamiętasz?
3
Boże Ciało, pół Rynku lub trzy czwarte Rynku
oblepione wiernymi. Czemuś jestem wierny,
więc czuję się u siebie.
4
Jeśli to prawda,
że mówi przeze mnie szatan
- Bóg się zlituje
i wyrwie mi język.
5
Odstąpią wody.
Odsłonią wzgórze łotrów
zawieszonych głowami w dół.
Odsłonią niebo
pełne szarych roślin.
78 i 97
Golenie
Od wielu dni grzeszyłem, dziś pora niezdarnych
prób odkupienia, wykupywania
duszy i ciała wprost z przepaści. Siadam
przed lustrem, pianę kładę na twarz.
Ręce drżą. Przytrzymałem ręką drżącą rękę
i - nie drżyj - powiedziałem. Potem wykonałem
wszystko odwrotnie. Przez żaluzje wszedł cień.
Zdzieram maszynką starość i śmierć z twarzy,
na chwile, na pół doby najwyżej. To jeszcze
się okaże. Jeszcze się okaże.
Kochanie
Kocham cię, kocham. Obsesyjna mantra,
na którą Bóg uprzejmie reaguje, a i
- a i ludziom świeckim podoba się całkiem.
Kocham cię. Łatwiej dostaniesz kanapkę.
Łatwiej się wymigujesz. Obsłużą cię łatwiej,
jeżeli powiesz: kocham, kocham cię.
Kocham cię. Nawet jeżeli zabijesz
i staniesz nad zwłokami - i powiesz: kocham cię,
to lżej jest, lżej ci. Kocham cię.
Kocham cię - mówię.
Wraca świat.
Śpi ze mną.
Palenie
Pytam: dlaczego niepalący
wsiadają bez skrupułów do przedziałów
dla palących? Czemu chcą dominować? Czemu
są wiecznie urażeni?
Mój mały przyjacielu, papierosie.
Spędziłem z tobą więcej czasu niż z kimkolwiek.
Niszczymy sie nawzajem, czule
zobowiązani.
Pytam: dlaczego niepalący
nie doceniają naszej samotności,
naszej niemądrej odwagi, naszego
żaru, popiołu?
Topienie
Dzień, w którym umarł Marek Zender,
a także wiele dni tego rodzaju,
kiedy wchodzę do "Zwisu" - a tu wielu mężczyzn
pije z okazji śmierci (utonął? utonął)
Marka Zendera, który chwilę potem
kompletnie żywy i nieutopiony
absolutnie nadchodzi.
Dzień, w którym Kiwi widział osiem (osiem!)
sarenek i jednego jelonka. Ten dzień,
w którymśmy popłynęli na fali zachwytu
(jeszcze dziś rano! osiem! sarenek! i jeden!
jelonek!) - aż szesnaście chyba
pięćdziesiątek (jeżeli nie więcej)
z winy sarenek ośmiu, jednego jelonka.
(A co by było, gdyby sarenka
zobaczyła ośmiu Kiwich?)
(A co by było, gdyby Marek Zender
utonął rzeczywiście?)
Dni, w których.
Dni pływania.
Bezkrwawe łowy.
Bezsensowne gody.
Obszar objęty papierowym ogniem.
Obszar, którym narasta; nasiąknięty wodą
chleb, margaryna z piaskiem.
Żegnanie
Czy byłem? Skoro bohaterstwem
jedynym moim był uparty pęd
ku płodzeniu? Czy byłem? Skoro wielokrotnie
krzywiłem ludzi prostych? Czy ja byłem? Czy
krzewiąc siebie usiłowałem krzywdzić innych, w ten
pokrętny sposób pragnąc udowodnić,
że jestem? Udowodnić
złudę? To i tamto? Czy
teraz, gdy mówię koniec i kiedy wyrażam
nadzieję - jestem? I czy teraz, stojąc
na przystanku ósemki, dziewiętnastki i
dwudziestki dwójki - czy wybieram się?
Gorączka
Długo pościł, a Bóg
nie przyjął postu.
Bez uzasadnień. Mógł,
lecz nie przyjął. Po prostu.
Pod powiekami
biała gorączka.
gdyby anioła spotkał -
to z nim zwarłby się,
ale ciebie napotkał.
Druga komunia
Miała się bawić. Nabawiła się
groźnej choroby. Więc wyjadła wszystkie
czarne ciasteczka z pudełeczka.
Na krawężniku. W wielkim słońcu.
Wszystko rzucało cienie. Najadła się cienia.
A miała się bawić. I miała wyjechać
w słońce jeszcze większe.
Miała się bawić. A jedynie jest
zbawiona.
Czterdziesta czwarta
Lecz ludzie tak nie żyją, już podobno śmieją
się z ciebie, myszko, ludzie tak nie robią
i ludzie tak nie czują, jak ty, myszko, czujesz,
bo ludzie to nie ty, na pewno, ludzie to nie ty.
Obudzić się w mieszkaniu nieopodal dworca.
Przez ptasi świergot obudzonym zostać.
A ludzie tak nie piją i nie obejmują
tak rozpaczliwie przez sen. Rozdzwoniło się
miasto grudniowe i rozpoczął się
ostatni tydzień, co święta poprzedza.
Za jednym oknem ściana. Za innym reklamy
i nazwy firm. Jestem dalekowidzem, więc mogę odczytać.
Tak jak ten wyrok sobie mogę cicho
odczytać, wypisany gdzieś tam
wielkimi literami. Coś jeszcze się zdarzy
między nami, bo na razie się
za mało stało, myszko. Wyrok brzmi: coś jeszcze
będzie. Przyjdzie Mesjasz. I spotkamy się
na neutralnej ziemi. Jak ludzie. Umiesz imitować
ludzi, zajączku? Wydaje się, że
posiadłeś w szkołach taką umiejętność.
Przyjdzie Mesjasz. I miałem sobie to przemyśleć.
(Do kogo mówię, czy do siebie? Czy
do ciebie?) - a ludzie tak nie mówią, wiem.
Ludzie tak nie kochają, zupełnie inaczej.
Mógłbym ich opowiedzieć, lecz obawiam się.
Mniej więcej o tym traktował ten wyrok.
Który
Pod drzwiami, które obce są w zasadzie - dzwoni
i puka, tam coś rusza się. A on
cały puka. I dzwoni tak, że
pani z drzwi obok niemal
dzwoni po policję.
A którą policję?
Umarł, więc która z policji go teraz
dotyczy? Puka i dzwoni, a umarł.
Która policja? Która strona drzwi?
Kto odpukuje?
Około
Klucz od skrzynki na listy istnieje wyłącznie
w przeszłości. W szczelinie biel widnieje, zima jest, lecz nie śnieg
to, a oczko śmierci. Nie światło to, lecz
galopujące Teraz.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
mslonina
Użytkownik
- Postów: 9
- Skąd: Bełchatów, Toruń
|
Dodane dnia 28-04-2009 22:58 |
|
Słonidarność
Widziałem na mieście kobietę ciężarną
Dziecko przewraca się w wyrku
Dzień dziś jest kreatywny, bardzo
Słoń zrobił kupę w cyrku
Widziałem na mieście kobietę ciężarną
Dziecko przewraca się w wyrku
Wszystkiemu winna jest Solidarność
Słoń zrobił kupę w cyrku
ten wiersz zdarzyło mi się parę razy recytować na naszych wieczorach poetyckich, http://www.teatrwrobli.republika.pl/
|
próba słowa, zanim te rymy puszczę w obieg
zanim sen wieczny dotknie moich powiek
zanim usłyszysz ten rym na nowej płycie
opiszę w zeszycie w swoich słowach życie
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
Corpseone
Użytkownik
- Postów: 61
- Skąd: Zawiercie
|
Dodane dnia 17-05-2009 11:45 |
|
Ostatnio czytałem tomik "Zimne kraje" i wstrząsnął mną wiersz Szmaty. Jest dośc długi i nie da się go chyba znaleźc w internecie, ale jeżeli ktoś będzie miał okazję ten tomik poczytać, to zachęcam.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
Marcin Sierszynski
Użytkownik
|
Dodane dnia 10-06-2009 21:33 |
|
"Zimne kraje", tomik legenda. Wszędzie o nim głośno, a prócz bibliotek uniwersyteckich - właściwie nie do zdobycia.
Ja osobiście miałem w łapkach jeszcze ten z fioletowej serii bruLionu... i "Szmaty" pamiętam tak, jakbym czytał przed chwilą. Wiele cennych obrazów. Krótkie formy. Buntowniczość. To zadziałało.
Trzeba tylko liczyć na kolejne (piąte? szóste? ) wznowienie "Zimnych krajów".
|
nie będziemy królami nie będziemy królami
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
Czarna_Blond
Użytkownik
- Postów: 26
- Skąd: Augustów
|
Dodane dnia 16-07-2009 00:54 |
|
Poza tym, że mam kolegę, który się tak samo nazywa słyszałam jak czytają go w radiu "Trójce". Całkiem przyjemnie się słuchało.
|
Jestem Hipocentrum.
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
Volver
Użytkownik
|
Dodane dnia 16-07-2009 00:57 |
|
eee, nie lubię.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
Corpseone
Użytkownik
- Postów: 61
- Skąd: Zawiercie
|
Dodane dnia 30-01-2010 06:05 |
|
A oto świetny wiersz pt. "Szmaty".
A potem chłopcy założyli miasto.
Stu budowało, jeden patrzył.
Następnie wybrał herb i flagę,
ustalił regulamin
- i przestaliśmy być w tej chwili
rówieśnikami.
Ciach. Ciach.
Postrzyżyny.
Teatralna rzeź.
I mamomamo wołają ubrania
wysłane w papierowych workach.
I mamomamo nawołuje stado.
*
Idę sam z białym prześcieradłem
przez plac musztry.
Czasami jesteśmy wiatrem.
Czasami jesteśmy ptakiem,
żaglowcem i latawcem.
Łopot z nas wielki.
*
Stuk. Stuk.
Drewniana trybuna
stojąca na asfalcie.
A my czwórkami.
Ostatnie rzędy mdleją.
Fala
za falą.
*
Ale pułkownik nigdy nie był szeregowcem,
a jeśli nawet - to już mitologia.
Kiedy pada pytanie: "kto się nie zapisał?"
- to nie las rąk, to tylko moja ręka
się unosi - i cisza - i przez okno widać
jak pułkownik samotnie stoi na trybunie,
ma oczy takie same jak ten orzeł za nim.
*
Jestem żołnierzem Innej Armii,
inny się chlebem karmię.
Moja głowa porusza ustami
na zbiorowym zdjęciu.
*
Intymne małe zaświaty.
Mrówka uciekła pod liść.
NIezrównany szyk traw.
Wyrywając palcami zielsko wzdłuż popiołu
znajduję pół motyla:
jeszcze barw nie utracił.
Trwa to jedną sekundę.
Teraz
wiatr.
W tym samym czasie mógłbym zrobić komuś dziecko.
Sekundy były
mniejsze,
gorące,
bardziej żywe.
*
Ptaki - obsługa karabinów maszynowych.
Żółte blaski pomiędzy drzewami.
Na palcu mam obrączkę z trawy, czołgam się.
*
Jest tu nam ciepło
pod szarymi kocami.
W tej chwili kilku
jest zdradzanych
przez narzeczone, inni zaś
będą zdradzeni później.
*
Tyle tylko dostrzegam, kiedy zamknę oczy:
zielony kwadrat - cmentarz, nad nim stada mew:
szarych, nieregularnych, nastroszonych. Raz
zrywających się, a raz siadających.
Jeden z ostatnich cywilnych widoków
z okna pociągu. Ten radosny chaos.
Cieszę się,
kiedy zamykam oczy.
*
W snach jeszcze ciągle cywilne obrazki:
to cywilne powietrze i cywilny brud
za paznokciami - i cywilne jest
nieogolenie we śnie, cywilne problemy.
W snach pozostaje nadal
ta z jaw najjawniejsza jawa.
Na zewnątrz jednak już dudnią komendy.
Na zewnątrz krwawi zieleń, toczą się kamienie,
sto głosów we mnie, nade mną, przede mną.
Wrogie powolne słońce.
*
Stary się lubi grzać przy kocie.
Stary wyciorem bije kota w kark.
Stary się wzrusza wieczorami
czytając listy kocich narzeczonych.
*
To chyba najpiękniejsze zdanie:
"Obywatelu poruczniku,
kanonier Takioataki.
Proszę o pozwolenie wyjścia.
Proszę o pozwolenie wyjścia".
*
Przysięga. Przyjechali wszyscy
- rodzice, siostry, narzeczona, Jaś
i Rudy. Trochę jak pogrzeb.
Stałem w szeregu, ale nawet
nie poruszyłem ustami.
Szkoda tylko, że nikt
nie zauważył mojej zbrodni.
*
Na lufie karabinu
siadł mi motyl.
Autentyczne zdarzenie.
*
Na salę gimnastyczną
wchodzi się jak do kościoła.
Zdejmuję czapkę z orzełkiem
i zamiatam, zamiatam
pod ołtarzem
- wielką tablicą z wynikami meczu
NASI : GOŚCIE.
Poza oknem jest nocna zieleń, wciąż tam
wędrują moje oczy.
*
Nie ma prawej i lewej.
Mój mózg płynie środkiem.
Moje prawe nieprawe.
Mój mózg płynie środkiem.
I słychać ciche pluski
i ciche tupanie.
Jestem jedną z nóg stonogi.
Jestem jedną z nóg stonogi.
*
Tylko tu spokój.
GWIEZDNE WOJNY - nagłówek w jednej z gazet.
Japończycy w mosiężnych imbrykach na głowach.
Nowozelandzki desant wisi przyczajony.
Lecz ja spokojnie okupuję kibel, jeden na sto
osób. Jeden jedyny. Wywiesiwszy pas
ponad drzwiami, aby wiedziano, że zajęte, ja
okupuję to miejscę. Nawet nie zdejmuję spodni.
Siedzę, przymykam oczy. Nie myślę o niczym,
o nikim. Okupuję to
miejsce, gdy tymczasem cała
kompania chce srać.
*
Jedyne co się teraz tutaj dzieje
- to ciemność. JW 2459, Morąg. Noc.
Obudziłem się z krzykiem. Och, przyśniło mi się,
że znajduję się we wnętrzu krzyża. Wnętrzu krzyża. Tak.
*
Szmaty. Mój Boże: szmaty. Strzępy piżam, onuc
- i te od których barwa odstąpiła już -
wilgotne i kobiece.
Chciałbym umrzeć - i nie chcę, nie chcę umrzeć. Klęcząc
klepię pacierzę, rżnę wdowy po moich
miłosnych wierszach i odtwarzam sobie
strzępki rozmów i książki sobie opowiadam, filmy,
nucę sobie STRAWBERRY FIELDS FOREVER - i
przyznaję się, a wszystkie dawne zbrodnie
są jak odległe spod ziemi sygnały,
nie śmiem podnosić oczu, z perspektywy mysiej
oglądany korytarz...
Szmaty. Idąc zapalić papierosa nocą
bezsensownie się schylam,
jakbym zbierał poziomki.
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
Ares
Użytkownik
|
Dodane dnia 30-01-2010 12:22 |
|
Ja swojego czasu miałem manię na Świetlickiego. Przeczytałem dwa jego tomiki "Nieczynny" i "Muzyka środka", i powieść-kryminał "Dwanaście". Jak skończę to, co teraz czytam, to chyba do niego wrócę, bo te wiersze są znakomite.
Mój ulubiony:
FROJDY
Ostatecznie się okazało nienajgorsze.
Dziurawe, ale nienajgorsze.
Poprzez dziury wygląda oko opatrzności,
ono wygląda jak oko rosołu.
Życie.
- Idę do domu - przejęzyczył się -
i wszedł do wanny.
I jeszcze jeden. Oglądałem teatr TV "Małżowina" ze Świetlickim - dostępny w całości na youtube.
MAŁŻOWINA
A jeśli o mnie chodzi - to ja już skończyłem.
Ja już skończyłem - a jak pani?
Jeżeli o mnie chodzi - to ja się odwracam.
Ja się odwracam do ciemniej ściany.
Jeżeli o mnie chodzi - to ja już wychodzę,
Nim będę śmieszny i stary.
Jeżeli o mnie chodzi - to ja nie chce prosić
O ochłap. Nie chcę prosić. Bohater umarły,
Lecz nie uwiędły. Tak właśnie od teraz
Proszę mnie rozpatrywać. Umarły - ale nie uwiędły
Bohater. Owszem. Podoba mi się to.
Wzwód wymierzony w ciemności.
|
Konieczność istnienia trudna jest do zniesienia...
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
lynch
Użytkownik
|
Dodane dnia 30-01-2010 14:15 |
|
świetlicki - miszcz. i jego proza, i jego poezja, i jego muzyka są znakomite
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
Usunięty
Gość
|
Dodane dnia 30-01-2010 15:15 |
|
Na tyle przytoczonych powyżej, nie znalazłem tu jeszcze kilku moich ulubionych tekstów p.Świetlickiego. Przytaczam więc:
Cytat: Pod wulkanem
Po zdjęciu czarnych okularów
ten świat przerażający jest tym bardziej
prawdziwy jest
prawdziwe barwy wpełzają we
właściwe miejsca
wąż ślizga się po wszystkim co napotka
właśnie nas dotknął
niczego o nas nie ma w konstytucji
niczego o nas nie ma w konstytucji
śnieg spadnie i zakryje wszystko
na razie jednak widać miasto -
- czarną kość rozjaśnioną niekiedy światłami
maleńkich samochodów
usiadłem wysoko i patrzę
wieczór
już zamknięte wszystkie wesołe miasteczka
niczego nas nie ma w konstytucji
niczego o nas nie ma w konstytucji
Po zdjęciu czarnych okularów
ten świat przerażający jest tym bardziej
szedł z nami pies i śmierdział
wszystkie dokumenty uległy rozkładowi
wszystko co kochałem uległo rozkładowi
jestem zdrów i cały
pod wulkanem urodziło się dziecko!
Cytat:
"Państwo von Kleist"
Tak. A ponadto donosimy, że
leżymy zastrzeleni - i jeszcze w tej chwili
mozna nas odnaleźć. Bardzo staromodnie
leżymy - przytuleni, a trawy zwyczajnie
ruszają się - i drzewa, bo wszystko jest w ruchu:
państwowe trawy i państwowe drzewa,
nawet i nasze ciała, wyjątkowo martwe
(gdyby popatrzeć na nie z pewnej odległości,
jak pewnie to uczynisz, wiadać że falują
w tę samą stronę, co wszelka natura,
wiatr jest po prostu). List ci
przyniosę we śnie. Otwieraj go wolno.
Wszystko należy robić cicho i powoli,
ponieważ miłość jednak jest. Tak.
Cytat:
Jonasz
Młoda zima. Bezśnieżna.
Och, dzisiejszy wieczór uczynił z tej ulicy wnętrze wieloryba.
Byłbym nie zauważył, lecz w sklepie warzywnym
sprzedawano fragmenty podmorskich zarośli..
I neony w tej chwili zaczęły wysyłać..
..mgłę i wilgoć.
Kałuże pełne tranu i krwi..
Przy krawężniku znalazłem muszelkę
i poczułem, że jestem trawiony..
Cytat: Prawda o drzewach
drzewa nie mają świętej księgi
drzewa mają dość światła powietrza i deszczu
cienkich gałązek drżących ku niebu
niebo drzew jest zielone potężne pachnące
stwórca drzew jest potężny zielony jak one
stwórca drzewom nie wymyślił piekła
nie ma żadnego grzechu nie ma powinności
wystarczy istnieć szumieć dążyć
wystarczy rosnąć piąć się rozgałęziać
stwórca drzewom nie wymyślił piekła
fascynująca jest drzew obojętna czułość
z jaką małych wisielców przyjmują
|
|
|
Do góry |
|
|
Autor |
RE: Marcin Świetlicki
|
tresura
Użytkownik
|
Dodane dnia 02-11-2012 13:21 |
|
Mógłby się ktoś podzielić swoja interpretacją "Henryka Kwiatka"?
|
"Don't try"
|
|
Do góry |
|