Niezwykła emanacja zatrzymanego czasu przebija z niby zwykłego obrazu torów, po których nic od wielu lat nie jeździ. Stagnacja i bezruch, jednocześnie siła przyrody, która jest wieczna jak trawa, każą nam myśleć o przemijaniu.
Nieuchronności jutra.
Wydawałoby się, że pod okładką kryje się melancholijny smutek zastoju - ale nie to (chyba ) było zamysłem wydawcy czy projektanta okładki.
Zarośnięte krzewami tory przywodzą na myśl podróże i ludzi - którzy kiedyś nimi przemieszczali się z łoskotem stalowych kół. Pisku hamulców i obłokach pary z lokomotywy. Zapachu oliwy, żelaza i uryny w brudnych toaletach. Zatykającego oddech swądu papierosów "Sport" na korytarzu i w przedziałach.
Śmiali się, śpiewali, jedli kanapki , grali w "66". Może jechali na pogrzeb , albo na ślub. Czy - zwyczajnie - do pracy i z pracy.
Niektórzy z nich spotkali przy otwartym oknie korytarza swoją miłość i przeżyli eksplozję uczuć. Ferię nadziei i domysłów. Zawrót głowy.
Domysły o tych ludziach poparte siłą wyobraźni mogłyby przerodzić się w kilkutomową powieść. Może nie w stylu Harr'ego Pottera - ale trzymającą się ziemi opowieść o losach, nadziejach, osobistych tragediach, wygranych i przegranych i o utraconych marzeniach kolejnych setek podróżnych . Z których każdy jest niezapisaną książką.
Czy wreszcie o zwykłej egzystencji toczącej się wolno jak zwykły osobowy z Konkolewa Dolnego do Jabłkowic.
Zapis ich życia , mógłby być bardziej ciekawy niż wyreżyserowane i zakłamane zapisy dossier celebrytów i marnych aktorów.
To najlepsza okładka jaką znalazłem w tym zestawie PP.
Marek Mozets.