„Reedukacja kapitana M”- to kolejny zbiór opowiadań, dalszych losów już rezerwisty kapitana Stanickiego, w cywilnej rzeczywistości. Obejmuje lata od przedsionka stanu wojennego roku aż do zmierzchu nadziei związanych z „Solidarnością”.
Kapitan rozpoczyna niebezpieczną i niepewną wędrówkę po różnych zawodach i zakładach pracy. Nie zabiega o synekury i nie prosi o łaskę nikogo, a szczególnie wojska. Wszystko zdobywa bez znajomości i jakiegokolwiek poparcia – pracowitością i dyscypliną. Przydaje mu się w tym upór, duma, niezłomność i wytrwałość wykształcone w ( o dziwo-na przekór) ludowej armii. Pracuje jako konstruktor, a także cywilny specjalista wojskowy w fabryce broni. Stan wojenny „przezimowuje” na słabo opłacanym ale spokojnym stanowisku biurowym. Przenosząc się tam z zakładu zbrojeniowego przed grudniem i oddając „bezcenną”, czerwoną legitymację. Unika w ten sposób niechybnego przemundurowania i włączenia w machinę stanu wojennego. W tym jednym przypadku przydaje mu się przyjaciel z wojska, który ostrzega go przed mającą nastąpić „jaruzelską” dyktaturą. Obserwuje sprytne zachowanie wszelkich apanaży i wpływów przez niedawnych O’Brienów z „Partii Wewnętrznej” PRL. Lądujących miękko na czterech łapach. Jego odejście z wojska i partii nigdy nie zostaną mu zapomniane przez TOWARZYSZY cywilnych i wojskowych. Kiedy on i oni są już oficerami WP i NATO - ONI czują się dalej wierni PZPR , LWP i UW. Zresztą przez kolejne 20 lat wzywany jest regularnie na ćwiczenia wojskowe. Jest podobno nie do zastąpienia na etacie mobilizacyjnym. Gdy PRL pozornie upada – dopada go zmiana stanowiska na „polityczne”. Konsekwencją byłaby konieczność babrania się w paranoi propagandy końca stanu wojennego. Po raz drugi nie chce być Winstonem Smithem. Nie ma wyjścia – odchodzi i pracuje fizycznie jako zwykły robotnik w firmie budowlanej. Okazując pogardę dla serwilizmu wobec ( starych – nowych) nadzorców PRL(bis) - wybiera ciężką pracę fizyczną z niewykształconymi, prostymi ale uczciwymi ludźmi ( „prolami”)... Ważniejsze są dla niego własne zasady. Kopie 3,5 metrowe doły, maluje, tynkuje, pokrywa dachy papą, muruje i układa glazurę, posadzki , chodniki i drogi. Wisi na sznurku pod stropami hal przemysłowych i maluje konstrukcje. Pracuje też w hurtowni spożywczej, przerzucając tony skrzynek z napojami. Także w kanałach i obiektach oczyszczalni ścieków - w fekaliach i niesamowitym smrodzie. Potrafi wznieść się ponad tą przemalowaną, postkomunistyczną menażerię. Ponad ich instynkty, czystą fizjologię, czyli: nachapać się, dopchać do koryta, lizać buty przeróżnym kanaliom, wyżej ustawionym. Nie spotka się go w tłumie konformistów, w przedpokojach przefarbowanych z czerwonego na różowo. I tego właśnie – jego byli koledzy wojskowi, nie mogą mu darować, ani zrozumieć. Gdy odchodzi na emeryturę, napotyka mur złośliwości i bezinteresownej trepowskiej zawiści. Gdy potrzebuje zwykłego papierka - zaświadczenia. Jak i przy odejściu z LWP, pomaga dopiero bezpośredni monit w Ministerstwie Obrony. Rozsądna decyzja przyzwoitego generała – rozwiązuje problem.
Zamyka za sobą czas zmagań z plejadą odrażających typów o najprzeróżniejszej proweniencji. Mogąc wreszcie spojrzeć na przebyty mozół spokojnie.
M.Mozets