O Uli oraz jej książce dowiaduję się dzięki, o dziwo, poczcie pantoflowej. Zaledwie kilka dni po przeprowadzeniu wywiadu Ewa Suśniak znienacka przysyła mi wiadomość. Pyta, czy byłabym zainteresowana przeprowadzeniem wywiadu z jej koleżanką, która debiutowała nieco ponad rok temu. Jestem zainteresowana. I to jeszcze jak. Ula zresztą też.
Akcja „Bloga Amandy” jest nieco… nietypowa. Czy mogłabyś o niej opowiedzieć?
Główną bohaterką mojej książki jest nastolatka – a konkretnie dziewczyna kończącą gimnazjum, która zakłada w Internecie blog. Ma on być swojego rodzaju pamiętnikiem, a czytelnicy – doradcami, którzy będą pomagali jej rozwiązywać problemy życia codziennego. Amanda wierzy, że ludzie, którzy jej nie znają, będą potrafili obiektywnie ocenić jej sytuację i doradzić lepiej, niż jej przyjaciółka, która wszystko odbiera subiektywnie. Pisze na blogu praktycznie codziennie, opowiada o rozwodzie rodziców, kłótniach z przyjaciółką, nieszczęśliwymi miłościami oraz swych irytujących braciach, którzy również przeżywają swoje miłości. W jej blog wpleciony jest także wątek zespołu Tokio Hotel, którego jest fanką – Amanda stara się pokazać, że zespół przekazuje wiele wartości i pomaga w życiu młodego człowieka, zaprzeczając wszystkiemu, co powszechnie sądzi się o zespole.
Dlaczego zdecydowałaś się na umieszczenie wątku związanego z zespołem Tokio Hotel?
Kocham ten zespół całym sercem. Był dla mnie oparciem w trudnych chwilach w życiu, ich piosenki podtrzymywały mnie na duchu i nauczyły wielu ważnych rzeczy. Dlatego boli mnie, gdy ludzie mylnie postrzegają cały nasz świat fanek, że niby połowa to emo, która się tnie albo, że jesteśmy satanistkami, że słuchamy „szwabów”, że niemiecki jest beznadziejnym, sztywnym językiem. Chciałam pokazać emocje, jakie towarzyszą nam przy słuchaniu piosenek, energię, jaką dajemy z siebie na koncertach i to, jak wspaniałych ludzi można poznać poprzez miłość do ich muzyki. Nie można generalizować – każda fanka jest inna, i nawet jeśli zdarzają się dziewczyny, które lubią styl emo – czy też podobny do niego, farbują włosy na ciemno i ubierają się w specyficzny sposób, to nie wszystkie właśnie tak wyglądamy i nie można zamykać nas w jakimś pudełku z napisem „emo” czy „sataniści”. Tokio Hotel grają zresztą raczej lekki rock niż wszystko, co można by było powiązać z satanizmem. Tymczasem Amandę przedstawiłam jako taką typową nastolatkę, z jednej strony bardzo dojrzałą, a z drugiej kompletnie dziecinną, nieprzewidywalną – i właśnie to jej oblicze najmniej przypadło do gustu czytelnikom. Uważają, że jej postawa nie zmieni tego, co myślą o nas inni. Tyle tylko, że ona często zachowywała się tak na pokaz, adekwatnie do swojego wieku. Jeśli ktoś będzie w stanie ją polubić, powinien polubić większość z fanek. Chyba gorszego przypadku w kwestii „wariowania” na punkcie idoli nie można spotkać.
Nie bałaś się tworzyć dzieła o tak niszowej tematyce?
Nie interesuję się tym, co się sprzedaje, a co nie. Nie zaczęłam pisać po to, żeby na tym zarobić – zresztą to jest bardzo trudne, w większości przypadków trzeba jeszcze za to zapłacić. Autorzy z mojego wydawnictwa debatują o trudach w promowaniu fantastyki, więc nie wiem, w co wierzyć. Ja piszę to, co w miarę umiem pisać, to co lubię pisać i to, co sama najchętniej wzięłabym do ręki, by przeczytać.
Cały wywiad przeczytacie
tutaj.