Na cholerę komu kolejne pismo literackie? Do tego na papierze?! Pogódźmy się z tym: im bardziej efektowne wycyzelujemy argumenty, że jest ono, właśnie tu, właśnie teraz, naszej unikalnej kulturze narodowej tudzież uniwersalnym, odwiecznym europejskim tradycjom absolutnie niezbędne, tym bardziej będzie widać, jak nieporadnie próbujemy zagadać rzeczywistość. Im ciaśniej się napniemy, aby się uzasadnić, tym wścieklej żałość będzie nam ściekać ze słów. Sprawa jest jasna: druku już nie ma. Umarł druk. Analogowe widma, mentalne sieroty po zecerach, wciskają ludziom na skrzyżowaniach darmowe płachty czegoś, czego nikt już nie potrzebuje. Przechodnie to biorą z łaski, niechętnie, na czarną godzinę: na wypadek nagłej acz niespodziewanej awarii smartfona, padnięcia systemu w tablecie, zakłóceń wifi. Ostatni guru druku już żebrze na mieście, na brudnej karteczce ma napisane „zbieram na happy end”, ale tak naprawdę zbiera się w sobie, żeby wstać z chodnika, otrzepać spodnie i pójść już do domu. Mit Księgi, etos domu Gutenbergów tli się wciąż jeszcze & dogorywa jedynie w pogrobowcach poprzedniej epoki.
Którymi jesteśmy.
Moglibyśmy tu opowiedzieć bajkę, jak to chcemy być ostatni, bo lubimy gasić światło, jak bardzo nas jara pomysł, żeby się z Wami pobawić w kolonię Mohikanów; że nasza najwyższa ambicja to: urządzić uroczy pogrzeb ze słów. Fajnie by było raz zostać obrońcą „królestwa bez kresu i miasta popiołów”, godnie znieść porażkę, a potem nosić wiązankę z aureol po knajpach po grób. Manifesty w formie testamentów pisać i odwrotnie. Tę fikcję sobie zostawmy na zaś. Sami dobrze wiecie, że może się przydać.
Na dzisiaj prawda jest inna. Mamy interes do zrobienia. Chcemy być kanałem tematycznym, który operuje opowieścią: optymalnym narzędziem komunikacji. Narracją: najskuteczniejszym znanym sposobem budowania społeczności. Medium wybraliśmy nie zacietrzewiając się ideologicznie, bez retorycznych gestów, w tej chwili po prostu nie ma dla czystej opowieści nośnika bardziej poręcznego od: pdfa, e-booka, broszury. Zaczynamy od formy prostej, poznanej, stabilnej. Od kilkunastu postaci stąd i nie stąd, które opowiadać potrafią jak mało kto. Są wśród nich prawdziwe gwiazdy literatury, są Wasi ulubieńcy i autorzy cenieni i popularni w swoich krajach, ale w Polsce debiutujący. Jest świetna narracja plastyczna, sekwencja o adaptacjach, jest trochę pogaduch i parę recenzji.
Za nami, przed Wami zerowy numer „Opowiadania”. Za chwilę siadamy tu, we Wrocławiu, przy ulubionym stoliku, żeby znowu knuć plany, jak zawładnąć światem. Nie chcecie przypadkiem się przysiąść?
Marcin Hamkało
Więcej o czasopiśmie przeczytacie
tutaj.