Zważając na sytuację oraz na prośbę samego autora, postanowiłem przeanalizować to długie opowiadanie i zawrzeć do niego jakąś sugestywną opinię. Otwarcie podjąłem się tego wyzwania, chociaż postawione zostało ono raczej nieudolnie. O ile, podobno, powinno trzymać się swoich nieprzyjaciół blisko siebie to tym bardziej powinno się odrzucać monodramastystów do tekstów długich, zawiłych. Ale los podyktował taki tok, więc i czas na pewne zapoznanie się z tematem, ot, od strony personalnej. A skoro autor sobie rozdziela ten tekst na części to i swoją wypowiedź o tym fragmencie wyrzucę w części. Żyje się tylko raz.
Akt I: Smrody ortograficzne (w głównych rolach Zjadacz Przecinków oraz Odskrótowacz Doskonały)
Cytat:
teraz będzie niebieski Jeep, potem dwa suv-y i jeszcze sportowy mitsubishi eclipse
SUV z dużej litery, bo skrót.
Cytat:
Nawet, jeśli na miejscu kierowcy spoczywa jego szkielet.
Niepotrzebny przecinek.
Cytat:
Zataczając pojazd na wyłączonym silniku ominęli roztrzaskane fragmenty kłódki
Przecinek przed "ominęli".
Cytat:
Połóż się najniżej jak możesz
Przecinek przed "jak".
Cytat:
Żłopał powietrze z butli dogorywającego członka grupy dziwiąc się
Przecinek po "grupy".
Cytat:
małpi krzyk kolegów dopingujących go z dodge’a docierał zarówno do uszu roztrzęsionego chłopca
Makaronizm.
Cytat:
trzystu-funtową
Skoro stukilogramowa to i trzystufuntowa.
Cytat:
Po tym, był pewien, że jest tam, gdzie powinien.
Nie potrzeba przecinka przed "był pewien".
Cytat:
Twój ojciec sprawił, że posiłek możesz wkładać nie zdejmując jej
Przecinek przed "nie zdejmując jej".
Cytat:
Ten stan utrzymywał się w nim, dopóki na twarzyrozmówcy syna nie spostrzegł głębokich zmarszczek.
Pod względem ortografii, gramatyki i stylistyki jest więc całkiem w porządku, chociaż bym jeszcze ten tekst sprawdził chociaż raz przed samym wydaniem, zważywszy na ilość uwag zamieszczonych u góry i kilku rewizjach. Jak to się mówi w branży - testy regresywne.
Akt II: Zanim zacznę rwać włosy z głowy
Jedna z rzeczy, zanim przejdziemy do tekstu per se, jest fakt, że forma zaprezentowania tekstu pozostawia sobie wiele do życzenia. Moim zdaniem takie formatowanie tekstu psuje odbiór i czytanie jego w taki sposób stanowił dla mnie problem. Co nie zmienia faktu, że jestem cholernym estetykiem i takie drobnostki mnie irytują. Autor powinien zdecydowanie zmienić czcionkę, bo Georgia jest zwyczajnie fatalna, ba!, nawet gorsza od Comic Sans'u. Niby czcionka szeryfowa, ale mnie irytuje. Co zrobić - otworzyć Notatnik i jakoś się za to zabrać.
Akt III: Makbet idzie sobie do lasu
Ja nie wiem od czego zacząć w sumie, jeżeli chodzi o samą treść. To nie jest "złe" w takim kontekście, jak złe jest, na przykład, piekło czy tradycyjna ukraińska kuchnia. To nawet nie jest "złe" w kontekście prowadzonej akcji, bo ktoś tam powyżej, słusznie zresztą, napisał, że autor umie opowiadać. A no umie, temu mu nie zaprzeczę. Ale czy wystarczająco bym ochoczo sięgnął po drugą część? Mam obawy, bo ocknąłem się przy części szóstej i takiego clusterfuck'a w życiu nie widziałem. Ale najpierw o tej części. Zatem, gdzie widzę błędy:
Cytat:
Długie sznury samochodów kierujących się do centrum to codzienność we wszystkich miastach świata.
Dlaczego w akapicie pojawiają się, okazjonalnie, ale nadal, pojedyncze zdania. Ani to nie buduje dla mnie atmosfery, ani do końca nie przekonuje mnie jako zabieg stylistyczny. Nie wczuję się jednym zdaniem do tematu. Tym bardziej nie rozumiem skąd ten podział, skoro akapit niżej mamy już pełniejszy opis miejsca akcji, który bardziej się prezentuje i prezentuje mi, czytelnikowi, świat przedstawionej treści dogłębniej.
I to nie jest przypadek odosobniony. Nie rozumiem racjonalizacji takiego prezentowania lokacji. Jakby to jeszcze było kursywą pomyślałbym "Aha, jest jakiś pomysł!", a tu nawet tego nie ma. Takie wysepki leniwe, po co to komu, na co to komu? Zważywszy jeszcze, że w późniejszej części tekstu jesteśmy atakowani blokiem tekstu, który jeszcze bardziej rozwala te małe fragmenty na coś zupełnie nieistotnego.
Kolejny kardynalny błąd zauważam w dialogach, a raczej co po nich. "Wyliczał, tłumaczył, dodał, przykucnął". Autor ma mnie albo za ślepca, albo za człowieka z dysfunkcją rozpoznawania tego, co bohater robi w danym czasie. Szczególnie jest to widoczne już w pierwszym dialogu tekstu:
Cytat:
– Hyundai, honda, chevrolet… – wyliczał Kevin – zwolnij, tato! Nie zauważyłem czwartego.
– Czwarty był biały jaguar na blachach z Luizjany – tłumaczył Edwin, próbując jednocześnie przedrzeć się między pojazdami blokującymi szosę
Łączenie wątków nie jest faktem trudnym. Skoro nie zauważył, a odpowiedź o jego niezauważeniu przybyła natychmiast to wiem, że ta kwestia została wytłumaczona. Nie potrzebuję ciągnięcia za nos. Pozwoliłbym sobie na dodatek w takiej kwestii, gdyby to "tłumaczył" było po jakimś opisie, szerszym bloku tekstu. Ale, idąc za zasadą "show, don't tell", nie potrzebuje oczywistego wytłumaczenia kwestii w taki banalny sposób.
Cytat:
– Mówi się kradzież – krzyknął w stronę syna
Wykrzyknik by wystarczył, naprawdę. Implikacja stanu postaci zachodzi po dialogu, nie w jego trakcie.
Inna kwestia:
Cytat:
Nie ma jej, kretynie. Szukałeś wszędzie. Nie ma Emmy, nie ma… – pouczał się w myślach
Skoro w myślach, to gdzie myślniki? To wprowadza też szereg innych problemów:
Cytat:
Zaśmiał się zadziornie i szepnął do siebie. – Już wiem.
Ale kto wie? Bohater? Narrator?
Jeszcze inne:
Cytat:
– I zrobili ze mnie durszlak, wpychając na tę pułapkę, gdy tylko przestałem być potrzebny. – Macał się po całym ciele. – Zdążyłem zasłonić flaki rękami i, praktycznie rzecz biorąc, pizgłem w nią bokiem. Podziurawiło i połamało mi wszystkie kończyny. Jeden kolec wbił się w policzek i wybił po drodze trzy zęby, a kolejny przebił tętnicę, spójrz tylko. – Odpinał guziki flanelowej koszuli, zza której uwidaczniało się coraz więcej świeżo zabliźnionych ran. – To dziecko zajęło się mną lepiej niż lekarz.
Tutaj miałem największy oczopląs, bo nawet nie umiałem określić co, gdzie, jak, za ile. A może to formatowanie tak mnie urąbało?
Ale tak sobie czytam i czytam. Nie wiem czy to tylko ja czy moja personalna nerwica, ale zupełnie mnie ten tekst nie chwycił. Przypomniały mi się lata Nowej Fantastyki, gdzie lamentowałem nad czytaniem czegoś nadmiernie przeciętnego, nadwyraz prostego. Nie, żeby to było z jakiegoś powodu rzeczą złą, ale zupełnie długa forma, dla mnie, zabiła potencjalny tok prowadzonych wydarzeń. Wyznaję zasadę, że momenty szokujące, istotne, punktowe dla postaci, powinny odbywać się w rzeczywistości poza dialogiem, w miejscu, w którym, jak na filmie, widz widzi coś, nie słysząc głosów bohaterów. I tutaj, czuję, mamy sytuację odwrotną. Postacie nie mówią co bardziej eksponują rzeczami, plotami, historiami. Nie jest nam pokazane, a jest nam mówione. Czy to dobrze? Ja tam lubię ciche japońskie produkcje, w których dialogi porozrzucane są szeroko wokół trwania produkcji. Wtedy klimat przesiąka najbardziej. I ten fakt, że literatura również może tak działać, styka się z wizją tego tekstu. Bum! I co z tym biedactwem zrobić?
Inną kwestią jest fakt, że forma, sama w sobie, wiele narzuca. I szkoda, bo widać, że autor narzucił sobie, no właśnie, całą formę, od A do Z, bez eksperymentów. Ta forma jest aż tak bezpieczną, że jej drobne przeciążenie wołałoby o gloryfikację. Od tych wszystkich "odpowiedział, westchnął", poprzez bloki tekstu, poprzez samą konstrukcję i formę tekstu, który raz rzuca dużymi kawałkami dialogów by potem wyrzucić dużym fragmentem tekstu. Brakuje tutaj tempa, które zmieniłoby się jakkolwiek. Wiem, że to jedna z części większego tworu, ale w tej części nie czuję, by zostawione było mi cokolwiek. Taki troszku zostałem pozostawiony na szczycie i zamarzam. Czy to dobrze? Nie z mojej perspektywy. Ostatecznie to nie ma znaczenia, póki coś kupuje większość, póki autor ma przekonanie w to, co robi. Gorzej jak nie ma przekonania. To wtedy prosi dziwaka do skomentowania kilku części tekstu, który... O, jak ładnie dotarliśmy do początku. Ostatecznie wychodzi na to, że to okej tekst, ale zupełnie nie dla mnie, przedzielony ortograficznie, poprawiony gramatycznie, przeżarty przez innych forumowiczów. Co ja mogę dodać więcej? Sam nie wiem. Do dodania tutaj jest bardzo, bardzo mało. Personalnie kilka lat temu ogłosiłem wojnę z taką formą prozatorską i trzymam się zasady, że z wrogiem nie kolaboruje. Ale to jest okej. Czy okej w takiej formie wystarcza? Zapytać trzeba kogoś, kto w tym siedzi dłużej, kto się zna bardziej. Dla mnie jest tylko i aż "okej". Chyba jednak przysiądę nad częścią szóstą. O ile jest nad czym przysiąść.
[EDIT]
Wypada jeszcze wspomnieć o jednej rzeczy, która uderza mnie najbardziej - brak osobowości. Porównując "Ale" z tym tekstem rzucił mi się fakt, że czuję jakby pisały to dwie różne osoby, o zupełnie innym podejściu, o zupełnie innym myśleniu. Czy to źle, czy to dobrze - nie mnie oceniać.