Ostatnie komentarze decKster
Dziękuję za wnikliwą krytykę języka, gdy przyjrzeć się błędom, które gdzieś umknęły w pracy - są idiotyczne. Szczególnie "jej". Naturalnie poprawię. Z drugiej strony sugestia - proszę państwa, wyjdźcie (wyjdźmy) poza technikę pracy i przyjrzyjmy się bliżej historii. Nikt nie zwrócił też uwagi, że tekst jest oszczędny, słownictwo ordynarnie proste, a zdania możliwie krótkie. Bardzo zależało mi na tym, by te czynniki stały się integralną częścią całości. Dziejącej się tragedii, podczas której dochodzi do wyroku śmierci, opisanej oszczędnie, obiektywnie i z dystansem, mimo - przecież - osobistego zaangażowania narratora. Dlaczego nikt nie dołoży mi za cynizm i nie zasugeruje, że kanapka powinna być ze szczypiorkiem, miast ze zmielonym królikiem?
Gdy napisałem bajkę o kotku, pozwoliłem sobie porozsyłać ją na gg w formie łańcuszka. Każdy dostał informację, że to z dedykacją specjalnie dla niego. Nie skłamałem, a dowodzi tego wasza "intelektualna" reakcja zredukowana do analizy formy.
I już? Zaledwie 7 komentarzy pod (prawie) doskonałym opowiadaniem! Lorelay, gratuluję pióra, które zgrabnie się czyta, prostoty i sugestywności bajki! Żadne ze znanych, profesjonalnych opowiadań zaangażowanych nie oddaje w tak dobry sposób późnej nowoczesności w supermarkecie. Jednocześnie dialogi dobrze wpisują się w strukturę, mimo zapożyczeń z oryginału - co jest uchybieniem dla znających treść bajki - nie przeszkadzają, a nowe istotnie wzbogacają całość, i są jakby wyjęte spod pióra Exupery. Bardzo dobra stylizacja, jeszcze lepsze zakończenie.
Gdybym zaś miał wskazać niedociągnięcie, to na pewno Książę, który w kluczowym momencie zwyczajnie się mazgai, miast wybrnąć z opresji trafną puentą. Wydaje się to być wyrazem bezradności autora. Przesadą jest dla mnie też "cichodajka" odbierająca prezenty. Wytraca się to obiektywizm, lekkość i spokój, z jakimi było prowadzone opowiadanie od początku.
Mimo wszystko ocena: Świetnie! Pozdrawiam.
Doskonały, wręcz wzruszający początek: "kiedy spotkałam Jezusa na pustyni/powiedział mi, że dzisiaj nie umrę/że mogę powiedzieć co chcę i nie policzy mi grzechu" - zwiastował - stylizując na adekwatny język - wspaniały tekst. Dalej jest już jednak nazbyt deklaratywnie. Właściwie brak tu zamierzonej, jak mniemam, rozmowy - wskazywałaby na to i konsekwencja, natomiast jest nieodkrywczy dialog wewnętrzny. Wycieńczająca pustynia oczywiście wprowadza odpowiedni kontekst dla takich majaków, jednak spostrzeżenia nie tyle banalne, co nieodkrywcze. Ot, nie jesteśmy w stanie widzieć wszystkiego, najwyżej małą część. Bo nie chcemy?
"Cząstki elementarne" Houllebecq'a. Faktycznie, wersyfikacja się popsuła, odsyłam tu:
www.litery.blog.pl. Tam jest wszystko w porządku.
Twój smutek jest dosyć oczywisty. Mocno ugrzeczniony, cenzurowany, mówisz głosem prawie stoika, który przyzwyczaił się do smutku i pije z nim herbatę, na imprezach obaj nie przesadzacie z alkoholem. Nie lubię takiego, bez wyrazu, mocniejszej emocji, wyzwolonej adrenaliny, smutku. Bo jeżeli sam w sobie jest melancholijny, a moja postawa wobec niego wręcz uległa, a więc również apatyczna, nie ma walki, nic się nie dzieje. Wiersz jak scenariusz polskiej komedii romantycznej – prosty, przejrzysty i łatwy w użyciu. Bez nuty szaleństwa.
Wymemłałeś to jak przesłodzonego landrynka jaskrawiącego się swoim niepodniecającym różem. Nienawidzę patosu w miłości, nie znoszę prostych wierszy nawet bardziej od rymowanek, bo te pierwsze nie porażają kunsztem, a te drugie może wydać podupadające wydawnictwo w formie magnesów na lodówkę opatrzonych wypindrzonym bukietem kwiatów i czcionką nawiązującą do ornamentu fig mojej babci.
Czy rzeczywiście osoba, do której adresujesz swój tekst jest na tyle wspaniała, by chwila z nią spędzona ukoiła Twoją duszę, czy to tylko niezręczna kalka egzaltowanego działa sentymentalisty. Najłatwiej strzelić sobie w łeb w żółtej kamizelce, znacznie trudniej zacisnąć zęby i będąc pomnym niepowodzenia uderzyć ponownie. Wskazać na swojego członka i pokazać, że jest tam coś jeszcze. Jaja.
"W pustej nocy Cię znajdę
w cieple obcej dłoni odgadnę
w zgiełku głos Twój usłyszę" - to z kolei brzmi jak dobrze rokujący szlagier disco polo na lato. Niestety, lato już się kończy. Pierwszy wers to podręcznikowy przykład nieoryginalności, a dochodząca zewsząd "pusta noc" to podręcznikowy przykład kiczu, najprostsza tego forma i zamach na wolną twórczość.
Jednak niektórzy wolą Gosię Andrzejewicz.
Milla chodziło o zwrot, którego użyłaś w tekście. Również pozdrawiam.
I owszem, znaczenie kreskówek (bajki to odmienny gatunek) jest permanentnie demonizowane przez ludzi dorosłych, aczkolwiek nie uważam, by ta skłonność do nadinterpretacji, a u Ciebie doszukiwanie się skandaliku, były doraźną przyczyną wulgarnego słownictwa, którego zasięgają najmłodsi. Jestem pesymistą i twierdzę, że charakterystyczna dla dorastania wręcz nomenklatura to zwyczajnie efekt obcowania z danym środowiskiem, gdzie pewne hasła się pojawiają. I tutaj pewnie to już ingerencja dorosłych, którzy nierzadko paradoksalnie strofując swoje pociechy za słownictwo, sprawiają, że w gronie rówieśników te używają ich częściej. Już od dziecięctwa chodzi przecież o akceptację grupy.
Podobnież na tym etapie życia ja nie gloryfikowałbym tak znaczenia używania negatywnego słownictwa przez ludzi najmłodszych. Oczywiście, Mila jako pedagog zrobiła kawałek dobrej roboty - wcieliła się w rolę dorosłego, który zakazuje, przez co "pedały" stały się jeszcze bardziej soczyste. I słusznie! Taka walka - prawie klas - sprawia, że dzieciaki mogą się buntować, że negują świat ludzi dorosłych, a taka postawa wraz z czasem może przerodzić się tylko w poszukiwanie. A to już przecież proces intelektualny. Jeśli nie akceptuje się porządku świata, który się zamieszkuje, to wraz z czasem sięga się po rozwiązania alternatywne, rzadko całość kończy się na daremnej negacji.
Słowem: dajmy się młodym wyszaleć!
No. A my - ludzie dorośli, nierzadko rodzice - nadal urozmaicajmy sobie tę prozę życia skandalami i podglądaniem sąsiadów. Niestety, wraz z dorastaniem i uczestnictwem w kolejnych, mocno spatetyzowanych sytuacjach oduczamy się tego, co tak świetnie wypełnia czas najmłodszym. Umiejętności zabawy, wyobraźni. Dlatego świata zewnętrznego poszukujemy wewnątrz, dzięki czemu taką popularnością cieszą się tabloidy. Mamy wówczas do czynienia z efektem lustra. Oto okazuje się, że szczotka do włosów ma zdolności triceratopsa. I jest fajnie. Mimo że tak nie jest.
Jak śpiewał Grechuta: "Jesteśmy dziećmi dużemi".
Dziękuję za opinie. Po kolei. Przede wszystkim pisząc ten tekst nacisk położyłem głównie na nie stawianie się po żadnej ze stron sporu, zjawisko chciałem skomentować możliwie obiektywnie, natomiast wnioski pozostawić czytelnikowi. Jak widać, nie udało się.
Jeśli chodzi o arcyciekawy komentarz niejakiej Dagny_d, to nie jestem w stanie zgodzić się z opinią, że jednym z celu pozbycia się peerelowskiego jarzma jest dzisiejsza nijakość postawy. Zgadzam się za to, że to się stało i w tej chwili to najdosadniejszy przykład, że pokolenie futurystów egzystuje. Oto młodzi ludzie dopominają się o luksusy cywilizacji zachodnich, co przejawia się w trybie życia (tudzież zanglicyzowanej nomenklatury tego dotyczącej), stroju, wreszcie gustach dotyczących kultury. Przeszłość kojarzy się jedynie z nudną lekcją historii „do zaliczenia”, a taka dewaluacja i desakralizacja znaczeń najważniejszych procesów – w tym i ostatniego transformacyjnego – jest niczym innym, jak nieefektownym skazywaniem na samowyburzanie pomniku. Co więcej, nie ma tu ideałów i postulatów, jak w maju 1968 roku we Francji, mimo że to zwracanie się na zachód nawet trąci lewactwem.
To destrukcja nie przygotowująca gruntu pod nowe, stąd współczesnym futurystom przydałem etykietkę skonformizowanych.
Skonformizowanych, niczym dzisiejsza definicja patriotyzmu. Rzeczywiście wystarczy bowiem płacić podatki i przestrzegać prawa, by móc liczyć na to szlachetne określenie, na które Polacy przed wiekami pracowali bagnetami, ryzykując śmierć. Takie dostosowywanie definicji do realiów prowadzi do relatywizowania pojęcia i to dookreślenie paradoksalnie działa/podziałało na szkodę postawy, którą opisuje.
Istotnym jest natomiast, że rzeczywiście heroizm i starania narodowowyzwoleńcze to już nie melodia dzisiejszych czasów i tę definicję trzeba było przeredagować. Ale nie tak drastycznie. W dzisiejszych czasach, gdy wojna ma charakter biznesowy i rozgrywa się na rynkach nietrudno odnaleźć wzorce działań służące krajowi. To między innymi ochrona środowiska, ochrona lokalnego rynku – wzorem Niemiec konsumpcja głównie rodzimych produktów, liczne macierzyństwo, praca w wieku poprodukcyjnym. Szczególnie dwa ostatnie punkty nieco trąci założeniami socrealizmu, ale przy obecnych tendencjach demograficznych i ich relacji z funduszami emeryturalnymi to konieczność. A więc dla dobra narodu!
I jeszcze odnośnie dopracowania tekstu. Dziękuję za uwagi, sam nie wyłapałem tych błędów, jednak nie zgodzę się co do pierwszej. Ta rewolucja jest i ich – namacalnie wzięli w niej udział i pochodzi z importu. Co zaś do ostatniej, to chodziło o zwrócenie uwagi na karierowiczów, szkolnych piątkowiczów, którzy nade wiedzę przedkładają oceny.
Na koniec: proszę, nie przeraź się mojej orientacji politycznej. Szczerze mówiąc ostatnimi czasy mocno posypałem się w tej materii i obecnie sam nie wiem, w którą stronę mi bliżej. Pozdrawiam także pozostałe osoby, które wzięły udział w dyspucie, choć oczywiście mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec.
Jednak gdybyś mi zasygnalizował, które to te newralgiczne punkty, powziąłbym decyzję o popracowaniu nad składnią/słownictwem. Myślę, że tekst nie umrze wraz z publikacją na portalu pisarskim.
Których zdań nie rozumiesz? Tekstu nie pisałem na kolanie, acz z perspektywy czasu - to stary tekst - sam zauważam miejscami chaotyczność tekstu i niejasny przekaz. Co do treści - ile głów, tyle opinii. Znam osoby, które gratulowały mi tego tekstu, są również takie, które go nie rozumieją. I wreszcie oponenci.
Pozdrawiam, dziękuję za opinię.
Też nie "szczymałem" na tą panią. Głośno westchnęła, gdy z nieukrywanym zdenerwowaniem w głosie przeprosiłem, odpiąłem swojej dziewczynie krzyżyk i jej go oddałem. Dzięki za komentarze, są naprawdę budujące, tym bardziej, że z tego tekstu nie jestem za bardzo zadowolony. Co do kultury totalitarnej to to dla mnie dyktat obyczajowości, za którą idą przegięcia w dziedzinie karnej - nie rozumiem, dlaczego Wojewódzki ma być pociągnięty do odpowiedzialności za flagę w gównie, jak i skąd takie pociągnięcie Nieznalskiej. To się nie powinno dziać w wolnym kraju, gdzie pozornie wolność słowa jest zapewniona konstytucyjnie - stąd to porównanie. Oczywiście skala jest sporo mniejsza, a wojna kościoła to nie nazistowskie Niemcy, a świadomość - analogia - milionów.
Programowo liberalna, stąd oczekiwałem, że jeśli ktoś na nich głosuje, to rzeczywiście oczekuje reform - w tym i prywatyzowania przedsiębiorstw, co grozi obniżeniem zarobków, nie ich zwiększeniem, co ciemnogród postulował.
Jeśli media są koncesjonowane, to widać wymogi nie są widać zbyt duże. Jeśli media radiomaryjne działają bez problemów, to jest coś chyba na rzeczy, prawda?
Jeśli zaś chodzi o Solorza i Waltera to mnie podejrzenia nie interesują. Istnienie tezy, że kiedyś istniał również TW Bolek, oraz wszelkie zawirowania z podrabianiem teczek pozwalają mi stwierdzić spokojnie, że wszelakie listy nie pozwalają na stwierdzenie prawdy. Ponadto nie wierzę, by telewizje tych panów realizowały jakąś konkretną politykę właśnie ze względu na agenturę ich szefów.
Wkrótce wrzucę swój tekst "Matka Boska kiczowska" o zjawiskach dotyczących kultury sakralnej i popularnej. Pisałem go na konkurs newsweeka, ale ten jest źle zaprojektowany. Również pozdrawiam.