Mariushu - należę do tych osób, które w każdym wytworze językowym starają się znaleźć jakąś cechę indywidualną - wystarczy, że spełnia wymóg spójności, a więc jest tekstem. Każdy tekst niesie ze sobą jakiś przekaz, reszta jest kwestią odbioru, decydująca o tym, czy dany tekst przetrwa w obiegu literackim (papierowym lub elektronicznym), czy nie. Jest dla mnie sprawą dyskusyjną, czy awangardowość może objawiać się w naciąganej do granic metaforyczności i gramatycznych udziwnieniach - na pewno każdy podobny zabieg ma jakiś zamiar, cel i skutek.
Mariush napisał:
Wszystko po to, żeby być innym, lepszym. Jedni nazywają to twórczością niszową, inni chłamem.
Oj, nie stawiałabym znaku równości między chłamem i twórczością niszową. To nie to samo.
Chłam to zbyt obraźliwe określenie. Każdy ma prawo pisać, ale nie każdemu jest dane być docenionym przez szerszą publiczność.
Wielu uznanych poetów, weźmy chociażby przykład przedstawicieli Awangardy Krakowskiej: Tadeusza Peipera, Brunona Jasieńskiego czy Stanisława Młodożeńca, pozostawiło po sobie masę utworów kompletnie niezrozumiałych dla współczesnego odbiorcy i nieaktualnych pod względem zawartego w nich przesłania, a nawet wątpliwych ideowo (patrz: casus wypowiedzi krytycznej Stanisława Barańczaka ze zbioru esejów pt.:
Etyka i poetyka, Wydawnictwo Znak, Kraków 2006). Mimo to, nie umniejsza się ich udziału w historii literatury - dlaczego? Oto jest pytanie!
Czasami tylko odnoszę wrażenie, że nadrzędnym kryterium, pozwalającym jakieś dzieło/literackie wytwory docenić jest nie tyle kryterium oryginalności, ile emanującej zeń prawdy - i w tym miejscu znów wypada się zgodzić z sądami Barańczaka.
Więcej nie chciałabym mącić, bo wyjdę na pseudokrytyka z Bożej łaski i jeszcze ktoś o mnie na tym zacnym portalu wiersz napisze
Pozdrawiam i życzę łaskawej weny,
Fabby