Szczerze mówiąc nie wciągnęło mnie twoje opowiadanie. Do zgorzkniałej głównej bohaterki nie zdołałam się przywiązać i zadręczyła mnie tym ciągłym narzekaniem. Jeżeli opisujesz jej szczęście to powinno to być czyste szczęście, czyli takie jakie w danej chwili odczuwała, zapewne wręcz euforyczne. A ty jej miłosny zachwyt opisałaś w kontekście rozczarowania, które dopiero miało nadejść. Zero efektu zaskoczenia od początku było wiadomo, że coś pójdzie nie tak.
"Zmarznięta i zabiedzona wygląda tak, że wszystkim na jej widok kraje się serce"
Czyli w zasadzie jak wygląda? Moim zdaniem powinnaś to bardziej uplastycznić, napisać jak konkretnie to zabiedzenie odbija się na jej wyglądzie.
No i jeszcze jedno: najpierw piszesz, że nie czuła się na dachu bezpiecznie bo krążyło tam dużo
obcych kotów, aż w końcu piszesz "I nagle, pewnego dnia zjawił się na jej dachu jakiś nowy, obcy Czarny Kocur" skoro i tak kręciło się tam mnóstwo innych obcych kocurów to co w tym takiego niezwykłego i nagłego?
Pozdrawiam