Nie neguję sensowności opisania opowieści, ani jej samej, a tylko wskazuję wątpliwości. Zawsze zresztą w takich sytuacjach więcej jest pytań niż odpowiedzi.
Widziałem, że wrzuciłeś ten tekst na jakimś portalu historycznym. Kto wie, może pojawią się kolejne osoby, które potwierdzą opisane wydarzenia i zweryfikują.
Pozdrawiam
Przeczytaj "Kapitan opuszcza swój statek" oraz "Komandor Bolesław Romanowski". Poczytaj też o "Spisku komandorów". - będziesz miał dobrą podstawę do zrozumienia tamtych czasów.
Opowieść bardzo interesująca, ale w 1948 Romanowski dostał awans i objął stanowisko Dowódcy Dywizjonu Okrętów Podwodnych. Represjonowany był dopiero w 1950: zwolniony, a następnie zmuszony do opuszczenia wybrzeża. Generalnie w tym okresie (1950-52) z ORP Sęp stracono jednego marynarza, a siedmiu innych dostało wyroki wieloletniego więzienia, ale nie znalazłem żadnej informacji o hurtowym zwolnieniu.
W momencie, gdy w "akcji" brały udział inne okręty (z polską załogą) naprawdę trudne jest do uwierzenia, że nie zachowała się żadna inna relacja pochodząca od marynarzy, którym często otwierały się usta już po odwilży w 1956, nie mówiąc o tym, co opowiadali wiele lat później. Szczególnie, że do naszych czasów "przetrwało" wiele opowieści, które nie miały aż tak szerokiej publiki.
Również niewiarygodna jest pełna zmowa milczenia dot. propozycji ewentualnej ucieczki. Od 1944 na pokładach okrętów funkcjonowali oficerowie polityczni i zwykli kapusie.
O ile pamiętam - ale mogę się mylić - oficerowie mieli przydziałową broń osobistą, więc raczej nikt by się nie dziwił obecności broni na pokładzie. Nawet mimo tego, że ORP Sęp pełnił w tamtym okresie rolę okrętu szkoleniowego.
Nie mówię, że opowieść jest wyssana z palca, bo tego nie wiem, ale jej realność, w przytoczonej formie, jest dla mnie wysoce dyskusyjna.
Pozdrawiam