Trochę nie rozumiem walki prowadzonej przez p. Pilipiuka... wyliczanie, procenty, udziały w rynku, raptem trzy lata życia za wydanie książki, zróbmy obóz przetrwania dla młodych autorów - niech coś piszą, a może Uda Się To Wypromować. Moim zdaniem świetna literatura obroni się sama, a... hm, rozumiem podejście, za przeproszeniem, "wyrobnika", bo chyba takie określenie pasuje wg mnie najlepiej - każdy chce zarobić, ale odkąd wynaleziono prasę z ruchomymi czcionkami wiadomo, że z literatury nie ma kokosów, a wysokie nakłady osiągają dopiero utwory sprawdzone. Sytuacja zmieniła się dopiero przy harrychpotterach i kodachleonarda (które, notabene, też najpierw miały niski, próbny nakład), ale na polskim rynku nie ma takiego potencjału wydawniczego jak na zachodzie, nie poświęca się też takich funduszy na promocję. Literatura piękna wciąż pozostaje, powiedzmy, w pewnym sensie "sztuką", a nie "biznesem", wg mnie dobrze, bo unikamy zalewania rynku pozycjami typu "tajemnica mrocznego całunu", czy "ostatni trynitarz na tropie zagadki świętego graala", które najłagodniej moża określić jako bezwartościowe. Chociaż nie rozumiem polskich wydawców i tego, że uparcie chcą wydawać zachodnie produkcje podobnej klasy... lecz w takim wypadku nie można już mówić o literaturze, ale właśnie o biznesie, wyrobnictwie i czytadłach.
Nie rozumiem też upartego parcia w stronę promowania fantastyki, fakt - jest to gatunek, który p. Pilipiuk zna znajlepiej, ale, taka determinacja prowadzi do wydawania książek, które można porównać do harlequinów.
Zupełnie do mnie nie przemawia argument za wydawaniem powieści... "lekkich", tzw. "czytadeł", p. Pilipiuk nie użył tego argumentu w swoim tekście, ale już wiele razy słyszałem, że "nie ważne, co młodzież czyta - byleby czytała", a czy są to kryminały, książki z serii "plotkara", czy jeszcze coś innego, to już nie ważne... cóż, moim zdaniem kto chce czytać i tak będzie to robił, więc po co ułatwiać dostęp do książek kiepskich, lecz "łatwo wchodzących", by jednocześnie utrudnić dostęp do książek, które są wartościowe, są już klasyką, którą wypada znać i podobnych. Tutaj dochodzi do głosu ten "wydawca", czy "kapitalista", który oznajmia, że takie książki nie sprzedają się. A szkoda.
Co do głównej tezy tekstu - o rzemieślniczym podejściu do literatury... antyczne rzemiosło - garnki, naczynia, sandały, cokolwiek - to teraz skorupy, śmiecie i proch, a literatura antyczna wciaż zachwyca swoim pięknem i pozostaje nieśmiertelna, bo jest "pomnikiem trwalszym niż ze spiży"