Januszu Rosek, duże dzięki za komentarz opatrzony w Twoje osobiste refleksje dotyczące głównego bohatera.
Piszesz:
Cytat:
Zastanawiałem się, dlaczego zwykle to, co dla młodych jest ważne dla ich rodziców jest bzdurą, głupotą, pomysłem poronionym niemającym szans na powodzenie.
Też się zastanawiałem nad tym problemem. Przełomem w negatywnym postrzeganiu swojego ojca stała się rozmowa z sędziwym Niemcem, którego na polecenie szefa odwoziłem do odległej wioski w Dolnej Saksonii.
Staruszek, którego przez wzgląd na jego wiek, zakwalifikowałem jako byłego żołnierza SS, mną się zaciekawił. Na początku myślał, że jestem Niemcem. (Tak poprawnie się wysławiałem w języku zachodnich sąsiadów).
Kiedy opowiedziałem mu o swoich konfliktach z ojcem, kategorycznie uznał mnie za idiotę, twierdząc, że racja tkwiła po stronie mojego rodzica.
Były esesman i mój kończący wówczas życie ojciec należeli do pokolenia wychowanego przed wojną, a etos zawodu inżyniera w czasach ich młodości był bardzo wysoki. Pozycja społeczna przedwojennych technokratów wsparta wysokimi zarobkami wynosiła inżynierów do kręgów elit.
Znacznie podupadł prestiż inżynierów w czasach komuny. Pamiętam, kiedy mój rozżalony ojciec skarżył się kuzynowi, jak podłą rolę musiał wykonywać na stanowisku dyrektora koksowni.
- Najchętniej partyjna wierchuszka wręczyła by mi bat, żebym okładał robotników gdzie popadnie, poganiając ich, aby wykonywali zawyżone normy produkcyjne, aby tylko wykonać niemożliwy do wykonania plan.
Dlatego szybko zrozumiałem, że rola poganiacza i oprawcy mizernie opłacanych robotników, wraz z koniecznością przejścia po studiach na stronę gnębicieli, daje wątpliwą możliwości na zawodową satysfakcję.
Jednak ojciec wywierając na mnie presję, abym jak on został inżynierem, był przesączony wiarą, jaka towarzyszyła mu w czasach jego młodości. Opowiadał jak wysokich zarobków i poczucia dumy ze swego zawodu doświadczył krótko przed wybuchem wojny.
Jakby wyparł z głowy, że komunistyczna rzeczywistość wtłoczyła go w konieczność stanięcia po stronie znienawidzonej przez większość społeczeństwa.
Tak Januszu usprawiedliwiłem ojca, który w ostatnim okresie swojego życia przyznał, że błędem z jego strony była presja, aby wtłaczać mnie do szuflady z etykietką "mgr inż.".
Pozdrawiam