Ostatnie komentarze koriat
widzę w tym wierszu potencjał, ale w obecnej formie jest tak sobie. po pierwsze, śmiało można skasować z tytułu "anty", całość tylko zyska na ironii. po drugie: czasem jakby przesadzasz: "one pachną mułem /odmętem, karną kolonią" - to jest znakomite, bardzo sugestywne, haptyczne, ale następny wers to wrażenie rozwija, "szara rzeczywistość" i "trącenie" to w tym kontekście nieprzystające kolokwializmy. skąd i po co też zmiana szyku w "w muszlach więzione"? wiersz by się nie zawalił, gdyby było "więzione w muszlach", a pani gramatyka poczułaby się mile połechtana. nie bardzo też, szczerze mówiąc, widzę związek pierwszych dwóch wersów. to znaczy dostrzegam z grubsza tok rozumowania, ale metaforyką to nie przystaje do reszty. no i ostatni wers. Oczywiście wyguglałem to sobie błyskawicznie i teraz już wiem, ale zastanawiam się, czy pointa to aby na pewno najlepsze miejsce do wprowadzania tego rodzaju słownictwa, jako że czytelnik zamiast skupić się na jej sensie zastanawia się, co to do cholery jest ta konchiolina. z drugiej strony nie wiem, jak by to mozna wyrazić inaczej. wielokropek na końcu to natomiast 100% pretensjonalności i absolutnie nie ma racji bytu.
ale coś w tym wierszu jest, co mi nie daje spokoju, bardzo niepokoi. być może jest to pokrewne z rozdźwiękiem, jaki wywołują we mnie małże: smaczne, ale przecież ohydne
, a przy tym będące istotami absolutnie dla mnie niepojętymi: jak takie coś w ogóle może istnieć, takie dziwne. i to akurat wyrażone zostało znakomicie.
A Tetley, będąc herbacianymi trocinami, nigdy nie będzie prawdziwą herbatą
Też będę się upierał, że pierwsza strofa jest słaba, a szkodzi jej nie herbata (skądinąd właściwie "po herbatę" śmiało można wyrzucić, przecież każdy wie, że Tetley z następnego wersu to nie owies), tylko upiorna pretensjonalność - chamski oksymoron pustego wypełnionego koszyka no i to samostanowienie, to zdecydowanie nie jest dobre słowo.
Bo dalej, zwłaszcza w trzeciej strofie lepiej, bez potknięć, i ładnie.
Chłód to może i tak, wiersz wszakże musi być o czymś. Chyba że wyznajesz jakąś mutację czystego formalizmu, ale domyślam się,że tak nie jest. A więc nie ma tu, jak kolega Karol zauważył, za grosz sensu, jest za to mnóstwo nieporadności, infantylnych inwersji i frazesów, które po prostu źle brzmią. " gdy deszczowość w przypomnieniach /czas zanuca chłód jest stanem faktu" Chryste Panie. Mniej dziwactwa, więcej treści.
W samej rzeczy, picassa
Wesołych, tego, tam
Wiem, że się mówi jak z obrazka, chodziło mi o to, że jak zdjęty jest "człowiek", czy "picasso", bo nie wiadomo, a jeśli Picasso jest autorem obrazka, to się go odmienia.
Do usług
Dostąpiłem oto czegoś, co się pięknie a uczenie nazywa dysonansem poznawczym. Zobaczywszy tytuł pomyślałem, że następna głupiutka i smutna nastolatka, i że będzie używanie, tymczasem dostałem tą szybą po gębie, i dobrze mi tak. Bo to jest ładne, choć ja akurat szczególnej symboliki ponad to, co oczywiste bym się nie dopatrywał, poza tęsknieniem w oknie, za szybą, ten nastrój, z ciepłem na szybie. O, jak w pierwszej scenie "Pożegnań" Hasa. tyle że to jednak mało, pan Mies nauczał co prawda, że less is more, ale chyba w pewnych granicach. Niemniej przez chwilę było mi miło.
To jest jeden z takich utworów, po których lekturze nasuwa się pytanie: ale po co? Z tego nie wynika zupełnie nic, a wiersz, z którego nie wynika nic, musi bezwzględnie mieć ciekawą, albo piękna, albo chociaż prowokującą formę.
Tedy przeczytałem, wstałem i poszłem.
Mam, szczerze mówiąc, pewne wątpliwości, czy w tym aby na pewno o coś chodzi. Chwilami też tekst nieco wymyka się spod kontroli: od chyb a po prostu błędów ("mgła podnosi się rannych z ziemi"
, a czasem wers staje się zbyt mało klarowny ("obok mnie człowiek jak z obrazka małego picasso zdjęty" za dużo, człowiek, picasso, obrazek, a jak się to do siebie ma, nie wiadomo), pointa też nie do końca, jako że pogoda, per se, jest tylko jedna, a przynajmniej jedna naraz. Ale plusy mocniejsze: potoczysta fraza, łatwośc efektownych skojarzeń, obrazeczki-perełki (obnażone lasy, to omijanie domu, limuzyny gubiące mgły) - nieźle, a nawet dobrze.
Chwilami łapie to rytm słów i skojarzeń jakby trochę z księdza Baki, i jeśli rzeczywiście taki był zamysł, zrobienia podobnej, groteskowej i formalnie uproszczonej rymowanki-moralitetu - byłby to zamysł ciekaw, chociaż zrealizowany słabo. jeśli nie - tym gorzej, wyliczanka jest neurotyczna i chwilami chwyta rytm, chwilami go gubi i się rozłazi, ale akurat ze spazmem nijak się to nie kojarz, raczej z tuptaniem tam i z powrotem.
ha. napisałem szczerze co o tym wierszu myślę, po czym tknięty przeczuciem sprawdziłem, ile Autor ma lat. tak więc zamiast się wyzwierzęcać, tylko wytknę, dla nauki:
-Zestawienie Kraków, jesień, spleen straciło wszelkie znamiona oryginalności tak ze sto lat temu. pod żadnym pozorem nie należy się brać za taki temat, jeśli się nie jest bezwzględnie pewnym, że ma się w nim coś ciekawego do powiedzenia.
- wiersz wolny to jest wiersz wolny. na takie rzeczy, jak inwersje (pierwszy wers) czy rymy, nawet niedokładne (kolaska/miasta) nie ma w nim miejsca i już.
-wstawianie kolokwializmów (grzyby po deszczu) w wielce poważny wiersz o żałości daje efekt wyłącznie komiczny.
-wspomniany wiersz wolny ma być zagęszczony, operować słowem w sposób możliwie oszczędny i ekonomiczny - więc wszystkie banały w rodzaju "późna jesień nie nastraja do optymistycznych myśli" czy "tylko żal marzeń, co się nigdy już nie spełnią." prosto do kosza
- w ogóle ze stylizacją, archaizacją i inną podniosłością trzeba uważać, te wszystkie "niczym" i "co się" też są raczej zabawne.
Ogóle więc należy zmienić podejście, raczej gruntownie. Mniej słów, więcej treści, i takie tam.
Pzdr.
"wstępu do jakiejś książki SF."
???
"Choćby zabieg miał narazić na zarzut monotonii."
może. ale i tak mnie biją za powtórzenia
"minnesänger i świerszcz
na łące"
a to jest dobre, chyba lepsze od mojego
"z dalekiej kaffy
była śmierć"
no... nie. po pierwsze, znika ruch, po drugie, jak to brzmi?
"niekonsekwencji tych czasów"
Ale to nie jest niekonsekwencja. Dżuma i Voyager są w czasie przeszłym, bo z naszego punktu widzenia to przeszłość. Co wszakże w wierszu nie przeszkadza mi skupić się na scenie jeszcze wcześniejszej (rozgrywającej się gdzieś ok. roku 1200)
Dzięki dziewczęta
dawno nie miałem tu nic do powiedzenia, bo też i dawno nie trafiłem na tekst, który by mnie zainteresował. ha, nareszcie
zainteresowanie wszakże zainteresowaniem, ale zastanawiam się, czy konstrukcja tego wiersza jest tak zawikłana i subtelna, że mi częściowo umyka, czy też właśnie żadnej wymyślnej konstrukcji tu nie ma, a zamiast konkretnego wywodu jest to tylko ciąg obrazków. alleluja to alleluja, więc pewnie to pierwsze, ale na mnie i same obrazki robią wrażenie: ich mgliste kontury, sposób, w jaki przechodzą jedne w drugie, i sposób, w jaki skaczą ze szczegółu na szczegół, a wszystkie te szczegóły żyją i lśnią (fryzury, oddechy, rum z butelki). w ogóle maniera narracji, budowa sytuacji lirycznej z króciutkich zdań i detali sprawdza się tu znakomicie, nadając całości szybki, i właśnie podróżny rytm, zawieszając postaci w ruchu miedzy tytułowymi punktami - może i o to chodzi? jest tylko to, co w pociągu, a koniec i początek się nie liczą, i nie ma innych sensów poza pociągiem?
no, ładne to.
Ha. Komentarz Bossa!
Dzięki za miłe słowa i wypunktowanie byków, poprawiłem. I dodałem link do Maladie.
Co do schematów - Maladie zasadniczo się w nie wpisuje, ale łamanie konwencji ewidentnie nie było tu celem. Sapkowski raczej skupia się na niuansach, wprowadza elementy psychologiczne i... hm, historiozoficzne(?) w obrębie zastanego schematu. Bo jedyną większą zmianą fabuły jest zmiana odpowiedzi Izoldy na pytanie Tristana o kolor żagla nadpływającego statku. Ale tez właśnie w wygrywaniu tych niuansów tkwi największa literacka wartość opowiadania.
rany, trzy komentarze, każdy w inną stronę
dzięki.
Dzięki
Abi - ja nie rymuję. Ilekroć się za to biorę, efekt jest żałosny. Skoro tu co się przypadkiem wkradło będę go chyba musiał przepracować.
Antek - no cóż, przypadek. Mój koriat wziął się od postaci historycznej, litewskiego księcia.
A co do prozy - nie oprę się pokusie zacytowania wstępu do "Pochwały cienia" Borgesa:
"Powszechne jest twierdzenie, że wiersz wolny nie jest niczym innym niż typograficzną ułudą; myślę, że w tym twierdzeniu czyha błąd. Poza swym rytmem forma typograficzna wersu zapowiada czytelnikowi - to jej rola - że tym, co go oczekuje, jest wzruszenie poetyckie, nie zaś informacja czy rozumowanie."