Czytałem wczoraj o Spreepark w Berlinie, który mi się potem przyśnił (czasem tak mam, że wieczorne aktywności znajdują swoje odwzorowanie właśnie w snach) a dziś rano zupełnie przypadkiem przypomniałem sobie o Twoim opowiadaniu, więc zaskoczenie całkiem spore. W dodatku Hamburg - spędziłem tam ponad rok mojego życia.
Tekst wciąga, choć od połowy nieco się już domyślałem zakończenia, może tylko w nieco odmiennej formie. W niczym mi to jednak nie przeszkodziło, a zwłaszcza w tym, żeby doczytać z zaciekawieniem do końca.
Ponieważ nie znam się na prozie, mam za to nieco wiedzy i zamiłowania do samych Niemiec, polecam wizytę we wspomnianym Spreepark w Berlinie (podobno można zwiedzać to miejsce z przewodnikiem) oraz poczytanie o nalotach niemieckich lotników na Hamburg pod koniec wojny. Niemcy też trochę odpokutowali za swoje zbrodnie. Chciałoby się napisać "na szczęście", ale krzywda ludzka chyba nie powinna być powodem do zadowolenia bez względu na okoliczności.
Osobista refleksja odnośnie opisanej historii - można nie być szczęśliwym, mając rodzinę, można być szczęśliwym, jednocześnie tej rodziny nie mając. Czytałem z zainteresowaniem, ale w rzeczywistości wolę ludzi, którzy biorą sprawy we własne ręce, a nie poddają się biernie nadchodzącym wydarzeniom czy okolicznościom, w jakich przyszło im żyć. Bohater Twojego opowiadania mógł sam założyć rodzinę, ale utknął na etapie żalu za utraconym dzieciństwem. No cóż... Można i tak, ale czasem rozwiązanie jest prostsze i lepsze, chociaż wtedy nie ma o czym pisać.
