Niezwykły wiersz z bardzo intrygującą ścieżką interpretacyjną, w której kardynalnym zdaje się rozszyfrowanie dwóch przestrzeni: "przejrzewającej jasności" i przestrzeni "nieskończonej". Ta pierwsza otrzymuje epitet "przejrzewająca" - moim zdaniem - w opozycji do
dojrzewajacej. To rzeczywistość (
jasność jako coś oczywistego, odpoznanego, bliskiego, zrozumiałego), która jednak już odchodzi jako przejrzała. W niej wszystko było naturalne, czyste, dobre i jasne - normalne:
Cytat:
W przejrzewającej jasności nic szczegolnego
Ale już pojawiają się symptomy skażenia:
Cytat:
Ze skorupek
skapuje na głowy zawiesina
szkła i miedzi - emblemat, dzięki któremu
łatwo odnaleźć się w miastach nakrapianych
światłem.
W nowej - nieskończonej - dotychczasowy świat na opak. Nieprzyjazny, niezrozumiały, budzacy lęk.
Doskonała puenta:
Cytat:
W nieskończonej przestrzeni coś szczególnego:
każde ciało krąży wokół drugiego,
ale orbity tych ciał nigdy się nie przecinają, nie mają punktów stycznych. Samotność nie tylko piskląt, pozór i wszechobecna samotność "na trzeciej planecie od Słońca".
Prześwietny wiersz,
hp, świetnie poprowadzony, gdzie mimo niełatwej metaforyki dla się czytelnikowi wykrzesać sens. Głęboki sens. To lubię, to cenię, nad takimi pochylam się nie żałując czasu i emocji.
Serdeczności.