Dziękuję, Wasinko

za uwagi i szczerą opinię
Niestety, często ludzie żyją obok siebie. I zdają sobie z tego sprawę, dopiero w obliczu dramatu. Wtedy może być już za późno. Armagedon jest tutaj symboliczny. Tym Armagedonem może być każda inna życiowa tragedia. Chciałam ukazać, że pomimo iż ci dwoje przez wszystkie lata trwania ich małżeństwa, nie znaleźli wspólnego języka, to odnaleźli go w obliczu końca. Choć, jak słusznie zauważyłaś, jedynie pozornie. Bo jeśli ludzie żyją obok siebie, od podstaw tworzą związek oparty jedynie na namiętności, pozbawiony szacunku, przyjaźni, więzi emocjonalnej, wtedy każde pojednanie będzie jedynie pozorne. Na chwilę. Być możne tragedia nieco scali ten związek. Uratuje, co się da. Lecz, jeśli tych wszystkich wartości zabrakło u podstaw, to nawet w obliczu końca ich zabraknie. Dalego bohaterka "zmusza" męża m.in. do palenia papierosów, w zamian darując to, co wydaje się, że jest naturalne. A tak naprawdę, czy w każdym związku jest? Dodatkowo, chwilowy kompromis miał nieco osłodzić ten nadchodzący koniec świata. Nie chciałam, żeby zakończenie było jedynie dramatyczne, choć raczej nie preferuję w swoich opowiadaniach happy endu. Być może nie udało mi się w pełni przekazać czytelnikowi tego, co zamierzałam. Z pewnością przemyślę. I popracuję jeszcze na tekstem.
Pozdrawiam