Zapoznałem się z kilkoma Twoimi tekstami i widzę, że wybór karkołomnego języka jest świadomym wyborem, ale nie jest on - moim zdaniem oczywiście - walorem stylu. Jako czytelnik - myślę, że raczej wyrobiony - czytam Ciebie nie z akapitu na akapit, nie od zdania do zdania, ale od wyrazu do wyrazu, jak wprawkę literacką polegającą na zastępowanie każdej utartej frazy/frazesu synonimicznym odpowiednikiem. Wrażenie wprawki potęgowane jest przerostem formy nad treścią, która za nią stoi. W późniejszych akapitach jest dużo lepiej, bo opisujesz "bebechowe" sprawy, które domagają się własnego języka.
____________
Cytat:
zamiast jednoznacznego potępienia czynów bohatera, dobrotliwie pozwoliłbym uwierzyć w jego niewinność, a przedstawiam go w roli moralnego czyścioszka wyprowadzonego w pole.
Proponuję "pozwalam" - dla zachowania czasu.
Cytat:
tworzy sobą zaczyn, jeszcze nie uformowaną plazmę. Ciekłą i teoretycznie twardą bryłę; materię oczekującą na nowego rzeźbiarza.
Z cieczy przechodzisz do bryły/materiału dla rzeźbiarza. Moim zdaniem lepiej byłoby wybrać jeden materiał.
Cytat:
na chrzcie nadano mu szorstką i ochrypłą ksywę Benek.
Co jest szorstkiego, ochrypłego w "Benku"? (retoryczne)
Cytat:
Mija mu spontaniczny okres dreptania po gadulstwie
Może "dreptania gadulstwem"?
__________
Język, język, język... tylko po co go aż tyle? Tekst pozostawił mi w głowie wrażenie obcowania z kimś, kto zainwestował czas (a może i życie) w liczne operacje plastyczne języka, który w efekcie nabrał sztucznego, wysilonego charakteru i osłabił funkcję komunikatywną na rzecz jakieś
quasi erudycji. Ten tekst (i inne) mógł być naprawdę dobry, bo jest o Czymś, ale ZAMAZAŁEŚ go stylem. Powoływanie się na Gombrowicza, Balzaka, Orwella, Mickiewicza (kolejność analfabetyczna), jest wysoce nie na miejscu. Ich styl jest wehikułem sensu, unosi go i podbija. U Ciebie do sensu trzeba się przekopywać przez styl i w przypadku opisów zwykłych scen jest się zawiedzionym.