Ostatnie komentarze OWSIANKO
Krzysztof
Kolejne sprawozdanie z percepcji Twojego tekstu dotyczy popularyzacji dokonywanej przez mistrzów w rodzaju Kałużyńskiego. Pasjonatów potrafiących mówić o trudnych sprawach w sposób niehermetyczny, czyli przystępny i nie wpędzający adresata w kompleksy. Nazwisk takich było zresztą wiele, np. Niesiołowski, Czyż, Treugutt, Koenig.
Niestety, audycje mające cokolwiek wspólnego z kulturą, zostały zepchnięte na póżnonocne godziny, a w trakcie oglądalności (najlepszej dla reklamodawców) puszcza się krwawe łubudu w akompaniamencie seksualnych piruetów. W tym czasie nawet bardzo inteligentny karaluch przysypia, a co dopiero człowiek chcący obejrzeć program o twórczości Wisławy Szymborskiej, film Bergmana lub audycję o Kantorze. Zastanawiam się czy aby sławetna „misja” naszej telewizji nie polega na tym, byśmy umysłowo skapcanieli.
Krzysztof Suchomski
Już po paru zdaniach czytelnik wie, czego może spodziewać się po artykule. I znowu mnie nie rozczarowałeś: Twój dobry i potrzebny tekst ma to do siebie, że się do niego wraca. A czyta się go wielokrotnie, bo pobudza do myślenia i prowokuje do dyskusji. Na razie dotarłem do seriali, ale tekst jest sakramencko długi i muszę go sobie dawkować. Nie mam pojęcia, czym się skończy, ale tak sobie kombinuję, że i Herkules ma cztery litery i nieposkakującą nerkę, może więc warto zrezygnować z płakania nad rozlanym mlekiem? Może nie warto walczyć z wiatrakami? Może powinniśmy pogodzić się z nieuchronnością?
Prawda: jesteśmy teraz zdominowani przez kulturę bezfachowściowych naturszczyków i gdyby problem dotyczył garstki, nie byłoby sensu przejmować się. Ale nie mamy garstki, tylko jesteśmy świadkami potopu amatorszczyzny. I to we wszystkich dziedzinach Kultury. Dyletancka tłuszcza opanowała nie tylko nas, ale i resztę Matuli Ziemi, a Gajosy zostały wyparte przez Mroczki.
pozdrawiam i dziękuję
ardo
masz rację: „Co innego jakby to był horror” Wtedy żywy truposz byłby na miejscu. Tu zaś skrzeczy bezsensem, bo od kiedy to nauka, skoro to absurd. Nie mieszajmy gatunków.
jeżeli "życie nieboszczyka" to termin naukowy, to pora umierać
pozdrowienia od giętkiego sztywniaka z biglem
he,he„Sztywniak. Osobliwe życie nieboszczyków”. mówi Ci to coś?
toteż, moja droga, nie oceniam książki, tylko jej pseudonaukowy temat.
Miladora
Nawiążę do komercyjnego gniota, bo prawdopodobnie tylko ja, stuletnia dziadyga (bez 37 wiosen) upieram się przy tym określeniu. Otóż wystaw sobie waćpanna, że ani w ząb nie „czuję bluesa”, gdyż Twoje achy i ochy: „czy masturbacja może leczyć i do czego służy "penis-kamera" – wydają się przesadne.
Czy faktycznie ciekawią Cię tego rodzaju „zagadnienia”? Chciałabyś się dowiedzieć, kiedy autorka omawianej przez Ciebie wybroczyny zamierza ujawnić psi los migdałków w pochwie i jak ta wiedza pomoże ludziom zrozumieć drugiego człowieka? Tak sobie miarkuję, że różne hitowe bzyki należą do literatury kucharek: fabrykowane dla kasy.
pozdrawiam
Miladora
Książki nie przeczytam, bo temat beznadziejny. Życie po śmierci mało zabawne jest i nie pomogą filozoficzne upiększenia. Tym bardziej, że - jak słusznie zauważyłaś - wyraźnie odstajemy od anglosaskiej popkultury. Zwłaszcza – kultury pochówkowej. Wampiry, zombie, wiedźminy i inne koszmarne rekwizyty, są to przejściowo modne akcesoria „naszych czasów”, robią nam majonez z mózgów, ale, tuszę, iż jak wszelkie zdurnowacenie, opuści umysły następnych pokoleń. Co zaś do Twojej recenzji z komercyjnego gniota, to jak zwykle jest bez zarzutu.
pozdrawiam
tekst świetny
gratuluję i pozdrawiam
Krzysztof Suchomski
Tekst jak to u Ciebie: przedni. Świetnie zrobiony i ogólnie słuszne zderzenie poezji z prozą życia. Na tenże temat Sztaudynger upichcił fraszkę:
„Zasłaniasz mi sobą świat – to poezja
Tak masz szeroki zad – to proza”
pozdrawiam
Bajdurzysta
Podoba mi się całość, zwłaszcza, że ten utwór traktuję „osobiście”: w Twoim tekście odnalazłem bardzo ciekawe spostrzeżenie na temat ulotności wrażeń: „zapisuję je w nietrwałych słowach, przedłużając może o miesiące, a może tylko o tydzień żywotność niektórych obrazów,”. Nawet jeśli robimy notatki, by nie zapomnieć, to fatycznie, po pewnym czasie zapiski te zmieniają swój pierwotny sens. Nie wiem, jak to przebiega u Ciebie, ale ja mam często tak, że kiedy czytam jakąś książkę, podkreślam niektóre sformułowania warte szczególnej uwagi. I kiedy po latach wracam do lektury tej książki, dziwię się, dlaczego podkreśliłem zdanie, które nic mi nie mówi, a zignorowałem to, co znajduje się kawałek dalej. I co mnie w nim wtedy fascynowało.
pozdrawiam
wyrrostek
odpowiadam za lustro wyłącznie w temacie "erudycja komputerowa"
Miladorciu, też się lubię. A Ciebie, to już specjalnie.
podoba mi się ten kaczeńcowy tytuł. A i reszta też (przepraszam za szczerość).
Marzenie: "i nic z łabądków bzów gołębi". Kiedy tak będzie, sisey, no kiedy?
Szanowny Panie Wyrrostek!
To mnie trzeba bronić przed Miladorcią, bo ja jestem człek ze wszech miar poczciwy i na ogół nieczepliwy.
Bardzo podoba mi się Twój tekst o komputerach i jestem ciekaw, co nastąpi dalej. Wiktora znam z lustra: też ze mnie komputerowy matoł. Co do twierdzenia Oke_Mani, jakoby dzieci lepiej się znały na komputerze, to święta racja. Ale jeśli ojcem tych dzieci jest facio w rodzaju „nie dotykaj, bo popsujesz”i chce wszystko sam zrobić, to nic dziwnego, że lata do serwisu po prośbie.