Ostatnie komentarze X
Oddać się Bogu w całej okazałości i przytulać wzrokiem obraz Matki Bożej... Wyznanie wiary dość dwuznaczne - zresztą co nie jest żadną nowością. Dewocja religijna zazwyczaj wyrażana jest za pomocą wyznania quasi-erotycznego. Ja tu widzę jeszcze zabawę z kalkami językowymi sacro-kiczowatych piosenek, obrazkami Matki Boskiej, które w swojej prostocie i naiwności zmuszają do jakiej ekspresji tańczących radośnie zmysłów - czyli mówiąc najprościej, wywołując jakieś szaleństwo.
Cytat:
już wie, że czasem spłynie z góry kroplą łzy
tak samotnej, jak źródło co wypływa u Jej stóp.
Ja chyba będę potrzebował wyjaśnienia. Matka Boska na końcu chyba jest?, ale jak rozumieć wtedy to, że źródło jest samotne. Chodzi o to, że woda wypływająca ze źródła jest wodą samotności? Zresztą koncept ciekawy. Źródło przecież z natury jest czymś oznaczającym życie, radość, a tu samotność. Samotność, która jest jakby wewnętrzną energią, która zalewa świat. Bo ta kropla łzy według mnie przeistacza się w coś większego, jak źródło, które dopiero u swojego wylewu jest też czymś wielokrotnie większym. To mi się podoba, ale niejasne są dla mnie przyczyny tego i co to może oznaczać - w końcu ci pierwotni ludzie, Adam i Ewa, grzeszą sobie, więc ta samotność nie zalewa ludzkości, ta rzeka samotności nie ma żadnego odbicia w świecie, nie styka się z nim. Chyba, że to chodzi o rzekę "wewnętrzną" samego Boga?, no ale ona wypływa "u jej stóp"... Czyli znowu jakby ten Bóg tęsknił też za kontaktem z drugim, na wzór człowieka. O właśnie! No to po co coś budować? Dlaczego wtedy jeszcze bardziej zamyka się w tej swojej samotności. Dobra, katolicy to sobie tłumaczą tym, że niezbadane są boskie poczynania, ale do mnie to na razie w tej formie nie trafia. Z jednej strony w tym wierszu on jest taki ludzki, a z drugiej znowu jakaś tajemnica.
Trzeba pracować nad językiem i myślą i będzie jeszcze lepiej, ja widzę tutaj duży potencjał dla poezji religijnej (mimo że jestem 100% ateuszem).
Tak na marginesie, wydaje mi się, że budowanie Kościoła, jako jakiejś wspólnoty wierzących w określoną ideę kosmogoniczną czy nawet ontologiczną, jest według mnie przeżytkiem. No, powiedziałbym nawet naiwnością. Ten wiersz miałby sens w momencie, w którym ujawniłby jakąś nostalgię za tym scentralizowanym światem, który minął gdzieś w XVIII wieku. Bo tutaj Bóg sobie płacze, że jest sam, ale o to właśnie chodzi współcześnie, że to ludzie płaczą, że czują się sami, mimo że uznają istnienia tego Boga - powiedzmy, mam na myśli nie tyle Boga w myśl teologi katolickiej, ale coś więcej, jakiś absolut.
To chyba będzie Olsztyn...
Zadziwiające, gdyby pozmieniać kilka nazw i układów topograficznych tak samo można byłoby opisać Gdańsk i pewnie wiele miast Warmińskich, Mazurskich i Pomorskich.
Czas idzie do przodu. Niektóre nazwy ulic zostają i stają się zupełnie bez sensu, jak Targ Rybny. A inne zmieniają się, tak samo, jak zmienia się ustrój czy rządzący. Okazuje się, że byle głupi targ zachowuje o sobie pamięć, chociaż tylko w nazwie. Taki Hitler natomiast nie (ale o nim wszyscy pamiętają i bez tego, ale czy pamiętają, że np. Wolny Gdańsk był w przeważającej części niemiecki?)
Zastanowić może czy Jan Paweł II też przeminie jak nastąpi wielka islamizacja Europy?
Mój pierwszy komentarz odnosi się do tego tekstu i wszystkich innych tekstów o miłości, które są przeciętne (autorstwa wszystkich ludzi na świecie, łącznie ze mną). Nie ma w tym nic personalnego, ponieważ wydaje mi się, że nie taka jest rola tej strony. Nie mogę oceniać człowieka, ale tekst, bo tylko tekst mogę poznać. Tak więc pisząc o epigonach miałem na myśli nie Pana, jako osobę rzeczywistą i konkretną, ale Pana, jako pewien dysponent reguł twórczych - to tak się chyba fachowo nazywa.
Tak więc, okazuje się, że felieton o nie ufaniu motylom wywołał we mnie niezamierzoną reakcję. Teraz właśnie sobie to uświadomiłem! Może nie odczytałem tego w sposób zgodny z zamierzeniem autora, ale naszła mnie inna wizja, wydaje mi się, że również ciekawa. Mam na myśli właśnie epigonizm wywołany zakochaniem, jako zjawisko częste. To była bardzo ogólna refleksja. Z jednej strony nie można uznać żadnej wartości tworów powtarzających się z tendencją do zaniżania jakości, ale z drugiej strony czy zakochanemu potrzebna jest oryginalność? Chyba nie, bo to uczucie nakręca człowieka tak bardzo, że nie interesuje go cała reszta kuli ziemskiej. No waśnie. Każdy zadowala się tym, co zaspokaja jego potrzeby i jakoś odzwierciedla jego stan mentalny. Ciekawie to pokazała ostatnio Dorota Masłowska w swojej piosence Chleb. Bynajmniej nie chcę powiedzieć, że ten felieton jest dla ludzi "nieogarniętych" życiowo. Podałem to bardziej jako przykład ciekawej stylistyki, osobiście dla mnie genialnej, mówienia o miłości.
Rzeczywiście, moja wypowiedź mogła wydać się złośliwa. Zapewniam, że taka nie była.
Nie rozumiem? Przecież po to jest to forum, żeby wyrazić swoje myśli. Wstawia Pan tekst i musi się Pan liczyć z tym, że będzie oceniany nie tylko pozytywnie. Cóż za pewność siebie! To, że Pan uważa ten felieton za ciekawy, nie znaczy, że wszyscy też muszą. Widocznie nie udało się tym razem przekazać tego, co było w Pana zamyśle. Zdarza się najlepszym.
Poza tym nie rozumiem też dlaczego uważa Pan, że moja wypowiedź jest niekulturalna czy niepełna. Tekst jest nudny i bardzo, bardzo pospolity. Przecież to prawda. Po przeczytaniu tego tekstu po raz trzeci, wciąż uważam, że jest nudny. Jest nudny, bo przetwarza ten sam temat w taki sam sposób, jak w wielu innych przypadkach. To chyba oczywiste. Nie wiem, może są ludzie, którzy lubią czytać wiecznie to samo. Ja do nich nie należę. Proszę mi wytłumaczyć, dlaczego nie mogę odczuwać nudy.
Subiektywizm wypowiedzi nie oznacza, że felieton nie może podlegać ocenie. Skoro zamierza Pan się obrażać za komentarze, to proszę w ogóle nie publikować. Poza tym negatywne komentarze powinny z kolei Pana skłonić do refleksji. Ale widocznie mój komentarz był tak samo słaby, jak Pana felieton.
Wydaje mi się, że na razie miłość rodzi epigonów.
Podobne wywody ma każdy zakochany człowiek - wydaje mu się, że jest natchniony, a tworzy kolejny, iluś milionowy felieton o miłości. Dlatego to jest nudne i mało odkrywcze.
Ciekawe. Jak poznaję kolejne części Sznurowadeł, to podobają mi się coraz bardziej. Podoba mi się spojrzenie na temat - jest inne, a przez to interesujące.
Nawet styl stał się bardziej czytelny. Czasami tak jest, że dopiero po głębszym zanurzeniu się w tekst, można się przyzwyczaić do proponowanej przez autora narracji. Nooo... teraz widzę, że chaos jest świadomym zabiegiem.
Myślę, że dla samotnika deszcz mógłby padać cały czas, więc jest zawsze w porę.
Samotnik nie mówi w liczbie mnogiej!
Cytat:
Zbieramy bezładnie rozrzucone litery
Cytat:
Ale już nas stać na pobłażliwe uśmiechy,
skoro nie czekamy na żadne zbawienia.
Dziwi mnie też to, że samotnik zawsze jest kojarzony z osobą nieszczęśliwą. Samotnikiem jest się z wyboru, a osobą samotną ze zrządzenia losu. A skoro z wyboru, to w tej samotności znajduje się ukojenie, o właśnie, stabilizację. Ale pozostałe wersy mówią o nieszczęściu. Tak jakby stabilizacja wykluczała szczęście. Nieeeee...
Chaos. Ciężko się czyta. Strasznie wszystko tutaj jest pomieszane. Na przykład w pierwszym akapicie, mowa jest o tym, że dotyk jest dla podmiotu czymś niepotrzebnym. a zaraz potem, że lubi uściski - czyli dotyk.
Cytat:
A to wszystko bez podania dłoni. Kontakt cielesny to zbędność. Mogłaby zasiąść czyjeś ramię jak ptaszek, na owo ramię nie siadając. Ona lubi ramiona. One otulają ją tak czule, a czasem bezwiednie. Woli te pierwsze uściski.
Dalej jest trochę lepiej.
Mimo wszystko tekst podejmuje ważny temat. Takie artefakty jak
rajstopy są doskonałym przykładem stereotypowego, krzywdzącego patrzenia na kobiety i kobiecość. Co najważniejsze, to nawet nie jest spojrzenie mężczyzn, ale samych kobiet. To niewyemancypowane i zamknięte w starych schematach "baby" narzucają sobie i innym jarzmo poddaństwa i poniżenia. Feminizm nie dyskutuje wyłącznie z facetami i ich obrazem świata, ale również z tymi niewyzwolonymi kobietami.
W końcu ktoś dostrzegł, że Maryja nie była wiecznie młodą i cnotliwa istotą, jak to wciska wiernym naiwnie pojmowana religia i ten cały sacro-pop. A tu okazuje się, że Matka Boska była zwykłą kobietą, marząca o tym samym, co każdy normalny człowiek - czyli bogactwie i władzy dla swoich dzieci i samej siebie. Właśnie, dzieci, bo jak podają naukowcy, Maryja nie miała tylko tego jedynego, którego Piłat powiesił na krzyżu. Bardzo ciekawe ujęcie Maryi. I wcale nie uważam, że motyw jest stary i nudny. Wręcz przeciwnie. Uważam, że należy zamącić i pokąsać trochę mit Bogurodzicy, oczyścić go z tej całej śmiesznej, dziecinnej otoczki, jaka jest obecna w świadomości bardzo wielu ludzi.
Rym jest słabą stroną tego wiersza. Może to polega na doborze słów. Chodzi mi głównie o te fragmenty: włos się kobiecie czasem na głowie jeży oraz ma spracowane dłonie/ toteż czasem lepiej się czuje/ gdy w myślach pofantazjuje. W ogóle to "pofantazjuje" jakoś mnie gryzie.
Mimo wszystko podoba mi się pomysł. Myślę, że poezja religijna czy podejmująca tematy religijne nie jest obecnie jakoś szczególnie w centrum zainteresowania szerszego grona odbiorców, tym bardziej, że poezję czytają tylko sami poeci, ale takie spojrzenie, mówiące o normalności Maryi Dziewicy jest potrzebne - modernizm poszedł w zapomnienie, a szkoda. Ale to się odnosi nie tylko do tej postaci biblijnej, inni też zasługują na "nową" interpretację.
Tak, tak... Niektórzy zawężają literaturę tylko do gramatyki i interpunkcji, jakby cała reszta, właśnie to najważniejsze, nie była istotna. Szybki rzut oka na formę nie jest krytyką, ani oceną. Czytelnicy internetowi, często przypadkowi, są leniwi intelektualnie, ale brak głupiego przecinka zauważą zawsze i o tym potrafią się rozpisywać na 8000 znaków.