Ach, jakże zatęskniłam do Gór Świętokrzyskich! Do dziś pamiętam zdartą skórę na kolanach, gdy wchodziliśmy po kamiennym szlaku. I domy w niebieskim kolorze (ultramaryna, czy jaśniejsze?). I wielkiego świątka, który - wg podań - przesuwa się o ziarnko piasku każdego roku...
Czucia tutaj przepiękne, magiczne niemal, przepełnione miłością rodzicielską, miłoscią do Ziemi, Natury. Wiara, religia, poprzeplatana z potrzebą obcowania z wyższą siłą, jakkolwiek ją nazwać. Bardzo na TAK!
Pisanie w czase teraźniejszym nadaje temu tekstowi charakteru relacji, reportażu, że wszystko toczy się tu i teraz . A zakończenie wzruszające.
Zawsze mówię, że trzeba słuchać swojego organizmu, ciała, żeby było w zgodzie z samym sobą/naturą; żeby mogło się uleczyć.
Gratuluję,
świetny tekst!
Wracam jeszcze na chwilę, bo o czymś zapomniałam.
I, hmmm, trudno mi to sformułować. Chodzi mi o to, że ciężar bycia głównym bohaterem przesuwa się tu niejako z Jędrka na dziadka i z powrotem pod koniec opowiadania. To mi się podoba. W dziadka ręce włożyłaś mądrość, uczciwość, poświęcenie, ufność Naturze. To on jest głównym bohaterem. Jędrek niejako nieświadomie przyjmuje jego wiedzę, choć widać zaangażowanie i wiarę w to, co robi. Nadzieję.
Takie to moje czucia
Kiss
A