Cel - MIQD
A A A
Jego świszczący oddech wypełniał cichą uliczkę. Miasto jak zwykle umarło zbyt wcześnie. Wszyscy dziwacy już poszli spać, a niedobitki balują gdzieś po klubach. To była chwila dla niego. Tylko na nią czekał, a jednocześnie tak jej nienawidził… Musiał zniszczyć tę ciszę.

– Tato! Tato! Co dziś robimy?
Ojciec nie zareagował. Za bardzo był wpatrzony w ekran, żeby zwracać uwagę na pchłę, która stanęła w drzwiach salonu. Siedział w Najfajniejszym Tatowym Fotelu i właśnie oglądał swój ulubiony program – poranne wiadomości. Jak zawsze zaczęły się o 8:30 w telewizji regionalnej. Szkoda, że Pcheł musiał zerwać się z łóżka akurat niecały kwadrans po rozpoczęciu…
– Tato! Tato!
Nadal zero reakcji. Pcheł ruszył przed siebie, kłapiąc o boazerię bosymi stopami. Gdy wzrok małego przybysza padł na leżący przy NTF plastykowy miecz, przez drobną twarz przemknął łobuzerski uśmieszek.
– A tato… Eee… Co tam oglądasz? Acha, wiadomości! Fajne są wiadomości – mówiąc to, powoli schylał się, by dobyć swej niepokonanej broni. Na pewno pamiętała jeszcze o wieczornych wyczynach – nie każdy miecz miał okazję ubić aż dwa smoki.
W tym samym czasie Tata nie odrywał wzroku od ekranu, który ukazywał właśnie twarz jakiegoś znanego polityka. Kąciki jego ust powoli zaczynały się unosić…
– Rrrroarrr! – ryknęła maszkara, która zamieszkiwała na szczycie kryształowej góry.
Rycerz z oczami płonącymi zapałem do walki porwał broń z ziemi, natychmiast przyjmując szermierczą pozycję.
– Nie będziesz potworze jadł wieśniaków!
Kolejny ryk maszkary rozpoczął pojedynek, z którego tylko jeden mógł ujść z życiem.

Nawet nie zauważył, kiedy z całej siły uderzył kamieniem w sklepową wystawę.
Już dawno temu przestał panować nad takimi zachowaniami. Jak coś mu się spodobało w sklepie, po prostu to brał. Nikt nie mógł mu tego zabronić.
W uszach zadźwięczał mu alarm, który uruchomiła rozsypująca się szyba. Nawet najszybsza agencja ochrony, która zjawia się na miejscu zdarzenia w ciągu pięciu minut, nie miała z nim szans. Wziął wszystkie cztery zegarki z wystawy i ruszył przed siebie tym samym co przed chwilą, przepełnionym lekceważeniem świata, krokiem.

– Znowu wygrałem! Tato, ale ty słaby jesteś!
– Ty siedź cicho Pcheł! Będzie teraz oceniał siły staruszka, którego właśnie zrównał z ziemią. Żeby go jeszcze bardziej zdołować… Co za niewdzięczny syn mi się trafił! – Tata z uśmiechem złapał chłopca pod pachy i podrzucił pod sufit.
Śmiech zatrząsł ścianami salonu, który był jednocześnie sypialnią rodziców. Chłopiec wzlatywał, opadał, lądował w wyciągniętych ramionach Taty, odbijał się, znów leciał… I tak w kółko. Aż obydwaj już dłużej nie mogli.
– Tato? – spytał chłopiec, kiedy leżeli obok siebie na dywanie.
– Mhm…
– Mama już poszła do pracy? Co dziś na śniadanie? Idziemy gdzieś? Może na sanki? Czy się z kimś umówiłeś? Pamiętasz o której zaczyna się ta bajka? Może byśmy się…
Tata z przerażoną miną zasłonił mu ręką usta.
– Jeśli chcesz choć na połowę tych pytań dostać odpowiedź, będziesz musiał je wszystkie powtórzyć. Duuuużo wolniej – powiedział, patrząc dziecku prosto w oczy i powoli kiwając głową. – Ale najpierw śniadanie!

– Stój! Natychmiast masz się zatrzymać!
Samochód agencji ochrony stał tuż za rogiem. Tego akurat się nie spodziewał, ale nigdy nie dawał się na długo zaskoczyć. W mgnieniu oka wykonał w tył zwrot i przesadził barierkę, która oddzielała go od ulicy. Na drugą stronę było tylko kilka kroków, tam wystarczyło już przeskoczyć niewysoki murek, a potem wpaść w blokowisko. Tam na pewno go nie złapią. Przecież nie wysiądą ze swojego samochodu, bo na tym osiedlu zawsze kręciło się kilku takich, co chętnie by trochę poturbowali głupich ochroniarzy. Po raz ostatni obejrzał się przez ramię przed wejściem w cień wieżowców.

Znów długo nie mógł zasnąć. Tata przeczytał mu bajkę, poczekał aż zamknie oczy i poszedł. Nie wiedział, że syn zawsze budzi się, kiedy odchodzi od łóżka. Ale chłopcu to nie przeszkadzało. Mógł podsłuchiwać o czym wieczorami rozmawiają rodzice, często dowiadywał się ciekawych rzeczy – czasem zdarzało im się omawiać ważne problemy z pracy mamy, często omawiali wydatki, rozprawiali na temat pracy Taty. Nigdy nie mógł zrozumieć o czym mówią, bo Tata przecież cały dzień zawsze spędzał z nim… Ale i tak warto było słuchać, bo można było usłyszeć coś ważnego. Na przykład dziś.
– Nie chciałam ci mówić, dopóki się nie upewniłam. Wiesz, jak to jest. Zaczynasz o tym myśleć i zaraz wydaje się, że na pewno, ale dziś byłam w aptece.
Sufit, biały w dzień, w środku nocy był szary. Ani on, ani jego Tata nie przepadali za tymi godzinami, kiedy było ciemno. Gdyż w szafie mieszkały takie czarne ośmiornice, które miały długie macki i tylko czekały na wieczór.
– Ale przecież się zabezpieczaliśmy. Za każdym razem! – głos Taty nie był teraz taki wesoły jak w czasie czytania bajki.
– Zdarza się. Widocznie kondom pękł – mama też jakoś dziwnie brzmiała. Ale ona zawsze była zła albo krzyczała, więc się tym nie przejmował.
– Więc będziemy mieli drugie dziecko.
Chłopiec nie zauważył, kiedy stanął na nogi. Po raz pierwszy po tym, jak Tata już wyszedł z jego pokoju, wstał z łóżka. Z początku nawet nie wiedział dlaczego. Przecież nic się nie wydarzyło, przed mackami ośmiornic chroniły go mocne drzwi dębowej szafy, a rodzice sobie spokojnie rozmawiali.
Ale wypowiedzieli słowa, które musiały zostać potwierdzone.
Drugie dziecko.
Przy każdym kroku jego stopy tonęły w grubym dywanie, który zajmował całą podłogę w dziecięcego pokoju.
Drugie dziecko.
Nacisnął na klamkę.
– Tak, jestem tego pewna – mama właśnie odpowiadała Tacie, kiedy zobaczyli w drzwiach swojego synka.

To nie byli zwykli ochroniarze. Gonili go policjanci. Po raz pierwszy w życiu popełnił taką fatalną pomyłkę. Na pewno wbiegną za nim na osiedle. I już musieli wezwać posiłki. Znali te okolice, więc wiedzieli, że przyda im się pomoc. Od dawna żaden gliniarz nie zapuścił się w blokowisko samotnie, a i we dwóch tam nie chadzali.
Po raz pierwszy tego wieczoru poczuł, jak po plecach przesuwają mu się zimne macki strachu.

– Tato, to ja będę miał tego braciszka, czy nie? – nie dawał za wygraną, zadając to pytanie po raz setny tego ranka. Wieczorem tak nagle wylądował w łóżku, zaciągnięty siłą przez mamę, że nawet się nie mógł zorientować, czy dobrze wszystko usłyszał. Był jeszcze w tym wieku, w którym nie oddziela się snu od prawdy, więc nawet nie brał pod uwagę nocnych halucynacji. Tata mówił o dziecku. Nowym dziecku.
– Braciszka? Braciszka Tucka z Wesołej Kompanii? – Tata umiał zrobić takie wielkie, zdziwione oczy. – Już lecę! – krzyknął nagle głosem otyłego zakonnika, biegnąc w stronę wspaniałego Robina, który nagle się pojawił na środku salonu.
I tak właśnie zaginęło pytanie. Od tej pory mama dokładnie pilnowała, czy jej syn śpi. I głośno wieczorem włączała telewizor, na wypadek gdyby niespodziewanie się obudził.

Na szczęście nie z nim takie numery. Przecież nie mogli nic mu zrobić pod drzwiami własnego domu, a do kryjówki zostało niecałe pięć minut drogi. Musiał jeszcze tylko chwilę pobiec, a wymarzone schronienie pojawi się w zasięgu ręki. Szkoda tylko, że kłuło go coś w boku. I oddech coraz trudniej złapać, a nogi ciążyły jak dwa kamienie. Albo sterty kamieni. A sylwetki policjantów stawały się coraz większe. Nie mógł zrozumieć, jak mogli go gonić w takiej okolicy. Przecież za każdym mrocznym drzewem, pod niedziałającą latarnią i we wszystkich licznych tutaj zaułkach siedzieli jacyś ludzie. W kapturach, z puszkami piwa w rekach, z zainteresowaniem przyglądali się biegnącym. Nikt jednak nic nie robił.
Musiał zgubić ogon. Skupił się na swoich butach i przyspieszył, wpadając na węższą ścieżkę, skrytą w cieniu pomiędzy dwoma blokami.

To był wyjątkowy spacer. Chłopiec nie mógł powiedzieć, żeby mu się podobał, ale Tata nie zwracał uwagi na jego narzekania – zachodzili do wszystkich sklepów i rozdawali kartki ze zdjęciem Taty. I w nic się nie bawili. Robić poważną minę, cicho siedzieć i nic nie mówić, to nie była najciekawsza rzecz, jaką czynili we dwoje. Nie dał się oszukać, że to taka nowa zabawa.
Czuł, że coś jest na rzeczy, a to chodzenie jest bardzo ważne. Mimo to nie podobało mu się to nic a nic. Tata po raz pierwszy nie był jak zwykle wesoły cały dzień i wyglądał na zatroskanego. I nie chciał się bawić – ubrania musiały być czyste.
Sklep na rogu, wypożyczalnia kaset wideo, bank, nawet kwiaciarnia. Tata oprowadził go po całym osiedlu zostawiając po drodze kartki ze zdjęciem w każdym możliwym miejscu.
A potem mama była bardzo zadowolona, że Tata, opiekując się synem, załatwił jakąś ważną sprawę. I że chłopiec mu nie przeszkadzał. Mówiła o tym przy kolacji, żeby uściskać przy okazji obydwu bohaterów i z uśmiechem obiecać pyszny deser.

Potknął się. Na szczęście nie wylądował na chodniku, ale mundurowi byli zbyt blisko na takie pomyłki. Jakiś dres musiał wyrzucić butelkę po piwie tam, gdzie ją opróżnił, a w ciemnej uliczce trudno było zauważyć coś na ziemi. Pozostawało mieć nadzieję, że oni też się na nią natkną.
Przeskoczył nad resztkami namokłego kartonu, kopnął za siebie pogniecioną puszkę, po czym prześledził w myślach mapę okolicy. Teraz musiał skręcić w lewo, potem jeszcze wpadnie między zachwaszczone ogródki działkowe i tam zgubi pościg. Już nie raz słyszał podobne historie od swoich kumpli. Gdyby nie krople potu, które zalewały mu pół twarzy, uśmiechnąłby się pod nosem. Będzie niezła historia do opowiadania przy piwku.
Zaułek powoli się kończył, a policjanci dopiero wbiegali w jego mrok, więc byli bardzo z tyłu. Mógł się odprężyć, może nawet trochę zwolnić i odsapnąć.
Wybiegł truchtem na ulicę, otarł czoło rękawem i zatrzymał się.
Drogę odcinały mu dwa radiowozy, które właśnie mignęły w niego kogutami.

– Jak to nie dostałeś? Co to ma znaczyć? Chcesz powiedzieć, że w całym mieście nie ma pracy dla faceta w twoim wieku? To już nawet place budowy wszystkie pozamykali?
– Teraz nawet do przerzucania worków z cementem i kopania rowów trzeba mieć doświadczenie i znać co najmniej dwa języki. Inaczej cię nie wezmą. Przecież wiesz, że jest…
– Bezrobocie? To czemu ja mam pracę? I wszyscy nasi znajomi? I każdy, kogo się nie spytam? Po prostu ci się nie chce! Jesteś leniwy i masz nadzieję, że to ja zarobię na twoje obiadeczki, śniadaneczka i kolacyjeczki! A może jeszcze pan sobie życzy podawać je do łóżka? Gazetkę przynieść? Otworzyć? Może poczytać na głos?
Mama nie włączyła telewizora. Zapomniała.
A chłopiec, który za ścianą nakrywał na głowę kołdrę, wszystko słyszał. Chociaż nie chciał. Rodzice już od dawna na siebie nie krzyczeli. A teraz głos mamy niósł się po całym mieszkaniu, przerywając ciszę, do której wszyscy byli przyzwyczajeni. Była zła, a nawet wściekła. Okropna. A Tata się jej bał i nic nie mówił. Nieważne były już słowa – wrzask mówił wszystko.
I nagle, jak się zaczęło, tak ucichło. W jednej chwili. A spowodowało to jedno, krótkie zdanie.
– Coś wymyślę kochanie. Coś wymyślę.

– Podnieś ręce w górę i nie wykonuj żadnych nagłych ruchów!
Głos z megafonu zatrząsł okolicznymi szybami. W oknach zaczęły się pojawiać twarze zaciekawione hałasem i migającymi światłami.
Nie wiedział, ile czasu się nie ruszał. Po prostu zamurowało go i nie wiedział, co powinien zrobić. A gdy się odwrócił, by uciec przez dopiero co opuszczoną uliczkę, zobaczył zamykających ją zdyszanych policjantów.
– No to jesteś nasz – warknął ten, który stał bliżej. – Teraz już się nie wywiniesz.
– Jedna sztuczka nie działa na nas dwa razy – odezwał się ten drugi. – Jak zobaczyliśmy gdzie biegniesz, zaraz daliśmy znać reszcie.
– I co teraz? Mamy problemy? – sarknął pierwszy.
Jedno było pewne: coś nie wyszło.

Chłopiec nie wiedział, ile czasu minęło od kłótni. Na pewno więcej niż kilka dni, a nawet tydzień, bo kilka razy byli w kościele. Zdążył już o wszystkim zapomnieć, codziennie bawili się z Tatą, często gdzieś wychodzili, czasem odwiedzali ludzi, których widział po raz pierwszy. Ponoć byli to jacyś dobrzy znajomi rodziców, ale on w to nie wierzył. Bo przecież Tata opowiadał mu o wszystkich swoich przyjaciołach, o ciociach i wujkach, ich dzieciach i dziadkach. A ci nowi nosili imiona, których nie znał.
Dyskutowali o sprawach, których dzieci nie mogły zrozumieć – tak mówili. Ale to musiało być bardzo ważne, bo mama zawsze dopytywała się o te spotkania już przy kolacji.
Aż w końcu, pewnego wieczoru, kiedy obudził się po wyjściu Taty, drzwi od jego pokoju się otworzyły. Ktoś ściszył też telewizor.
– Ty mu powiesz, czy ja mam to zrobić?
Nie usłyszał odpowiedzi na pytanie mamy.
Po dywanie zaszurały cicho nogi w kapciach. W plamie światła, które wkradło się z salonu, zbliżała się do niego postać z długimi włosami. Uklękła przy jego łóżku, oparła łokcie na materacu i westchnęła.
– Wiem, że nie śpisz – szepnęła. – Ale jeśli nie masz ochoty się do mnie odzywać, to nie musisz.
– Czemu?
– Czemu co?
Z mamą nie dało się rozmawiać. Nie potrafili się zrozumieć.
– Czemu przyszłaś? – powtórzył dłuższą wersję pytania.
Mama nie wydawała się zadowolona z przebiegu rozmowy z synem.
– Mógłbyś się do mnie inaczej zwracać? Wyobraź sobie, że nie przyszłam tu tylko po to, by słuchać twojego obrażonego głosu – ze złością odrzuciła do tyłu włosy. – Mam ci do powiedzenia bardzo ważną rzecz, która dotyczy nie tylko mnie i twojego kochanego taty, ale i ciebie.
Chłopiec natychmiast usiadł.
– Mój braciszek? – spytał z szeroko otwartymi oczami.
Mama przez chwilę milczała, nawijając pukiel włosów na palec. Z salonu doszedł odgłos szkła cichutko odstawianego na metalowy stolik.
– Po części – przerwała w końcu milczenie. – Nawet bardzo. Bo widzisz… Tata i ja mamy za mało pieniążków, żeby utrzymać ciebie i jeszcze jedno dziecko. I tata nie może znaleźć pracy w tym mieście. Ale… Jak ja mam ci to wytłumaczyć? Nie ma pieniążków i dlatego teraz tata musi wyjechać. Daleko, za granicę. Bo tam mu kolega załatwił pracę i będzie nam wysyłał pieniążki, żebyśmy mieli co jeść. A jak znajdzie tutaj jakieś zajęcie, to wróci i znów zamieszka z nami.
– Tata wyjedzie? – z całej wypowiedzi mamy tylko te dwa słowa zwróciły jego uwagę.
– Tak, do Irlandii. Do pracy. Żeby mieć pieniądze.
Chłopiec zamrugał dziwnie wilgotnymi oczami.
– Jadę z Tatą – powiedział chwilę później.
– Nie możesz. Musi tam pojechać sam, bez ciebie. Przez jakiś czas się nie zobaczycie, ale on wróci. W końcu wróci.

Jego nogi same zaczęły biegnąć. Nie panował nad nimi. Jak wcześniej stanęły, tak teraz nagle ruszyły i pędziły przed siebie bez wytchnienia. Wiatr zwiał mu kaptur, który nie wiedzieć w jaki sposób jeszcze trzymał mu się na głowie, płuca ponownie zaciągnęły się nocnym powietrzem, a podeszwy zakołatały w chodnik.
Pięć sekund.
Tyle właśnie czasu cieszył się wolnością, nim złapały go w niedźwiedzim uścisku ręce kolejnego stróża prawa. Noga pojawiła się znikąd.
– Już nie będziesz nigdzie uciekał – warknął cicho bezosobowy głos znad jego pleców. Tymczasem musiał się zająć wypluwaniem piasku i krwi, które pojawiły się w jego ustach po nagłym zderzeniu z ziemią. – Nie smakuje? Przyzwyczaj się. W pierdlu będziesz jadł gorsze rzeczy.

– Nie mogłeś się lepiej pożegnać z tatą? Czy ty w ogóle rozumiesz, że teraz przez długi czas go nie spotkasz? Że wyjechał za granicę do pracy, żebyś miał co jeść? Powinieneś być mu wdzięczny, a nie patrzeć jak na złoczyńcę i bandziora. Jesteś beznadziejny. Ojciec się dla ciebie poświęca, a ty mu odpłacasz brakiem zainteresowania i gniewnym spojrzeniem. Nie widziałeś, że czekał, żebyś go uściskał na pożegnanie? Że czekał, aż coś mu powiesz?
Wyrzutom matki nie było końca. Rozstanie z ojcem wypominała mu przez blisko tydzień. Na szczęście nie spędzali ze sobą dużo czasu, bo nadal chodziła do pracy, a chłopcem całe dnie opiekowała się babcia. Wcześniej nie widywali się tak często, ale stara kobieta wydawała się zadowolona z możliwości spędzenia czasu ze swoim wnuczkiem. Robiła mu śniadanie, wychodzili razem na spacer, opowiadała ciekawe historie ze swojego życia, często się śmiała i starała się go rozweselić.
Ale nie była Tatą.
Przez to chłopiec nie był w stanie odzwierciedlić zainteresowania. Po prostu nie zasługiwała na nie.
To właśnie pod jej opieką, kiedy opowiadała mu o chłopcu przejeżdżającym konno pół świata w poszukiwaniu swojej ukochanej, zrozumiał co musi zrobić. Na pewno nie zamierzał czekać. Tata by nie czekał.

Rozprawa sądowa była tylko formalnością.
Nagrała go kamera u zegarmistrza, policjanci widzieli jak dokonuje włamania, podczas ujęcia ukrywał przy sobie skradzione rzeczy, a poza tym nikt nie miał zamiaru ujmować się za przestępcą złapanym na gorącym uczynku. A na dodatek był podejrzany o kilka wcześniejszych, podobnych rabunków.
Dostał trzy lata.
Wszyscy byli zdziwieni, że nic nie mówi. Nie odezwał się ani raz od złapania. Nikt nie usłyszał jego głosu. Niektórych tylko częstował nienawistnym wzrokiem, ale niczym więcej.
Nie narzekał, kiedy wsadzono go do furgonu, by w trybie natychmiastowym znalazł się w ośrodku odosobnienia.

Zrobił to w środku nocy. Mieszkali na parterze, więc sprawa była ułatwiona. Wystarczyło otworzyć okno i zeskoczyć na ziemię. Następnie udał się na przystanek i tam czekał na autobus. Kiedyś Tata wspomniał mu, że wszystkie zmierzają w jednym kierunku – na dworzec. Postanowił wykorzystać wskazówkę pozostawioną zapewne specjalnie na taką sytuację.
Nie czekał długo. Długi kolorowy samochód podjechał, rozsuwane drzwi otworzyły się na oścież, wewnątrz było pusto. Wskoczył do środka i usiadł na najbliższym krześle. Nikt na szczęście nie zwracał na niego uwagi, bo z przodu jacyś ludzie kłócili się z kierowcą o bilety, których on chyba nie chciał im dać. Chłopiec zniknął w fotelu.
Autobus minął jeden przystanek, drugi, trzeci. Czas ciągnął się jak przeżuta guma. Ci z przodu zostali w końcu wyrzuceni – został sam na sam z kierowcą. Na szczęście ten go nie widział, skupiony na wyludnionej ulicy. Jego twarz, od czasu do czasu widoczna w lusterku, zdawała się zaspana i znudzona, a gęste wąsy, jakby skradzione miotle, dodawały mu srogości. Dzieciak wyjrzał przez okno, żeby zobaczyć wielki napis, świecący nad szarym budynkiem.
- Dworzec! Wysiadać!
Wyskoczył, jak tylko rozsunęły się drzwi. Tu wsiądzie w pociąg. Tata poleciał samolotem z lotniska, ale mama mówiła, że to bardzo drogie, więc zabrał wszystkie pieniądze i kupi bilet do tej Irlandii.
Na dworcu trochę dziwnie pachniało, chodzili po nim brudni ludzie i niektórzy tacy, co czekali z torbami, niewyspani i zmęczeni. Podszedł do okienka nad którym było napisane „Kasa”.
– Dobry wieczór! Poproszę bilet do Irlandii!
Pani zerknęła na niego zza wąskich, kwadratowych okularów.
– A mogę poprosić twoją legitymację uczniowską?
– Nie chodzę jeszcze do szkoły! – odpowiedział.
Pani ze zdziwieniem uniosła brwi.
– To może chociaż twój adres domowy? – zadała kolejne pytanie.
Mały uciekinier bez wahania podał jej swój adres zamieszkania.
– Poczekaj tu chwileczkę, zaraz wszystko załatwię – zakończyła rozmowę pani kasjerka, zostawiając nic nie podejrzewającego malucha pod okienkiem.
Niecałe pół trzy kwadranse później na dworcu pojawiła się jego matka.

W więzieniu jest inaczej niż na zewnątrz. Tutaj nikt nie dba o to, aby komuś nie stałą się krzywda. Zaraz na początku kilka razy oberwał, najstarsi więźniowie pokazywali mu, gdzie jest jego miejsce. A najbardziej wszystkich wkurzało, że nic do nich nie mówił, bez względu na to, jakim by nie poddali go torturom. Mogli go kopać, tłuc, walić po głowie - on nigdy się nie skarżył, nie rzucał wyzwiskami. Przez to bardzo szybko się znudził. Nikt nie lubi bawić się zepsutymi lalkami.
Jedzenie było smaczniejsze niż piasek z krwią, ale zdarzało mu się kiedyś jadać lepsze. A telewizja była taka, jak wszędzie indziej. I nie trzeba było nic robić przez cały dzień.
To miejsce dawało się lubić.

Po pierwszej ucieczce było ich jeszcze wiele. Raz zabrał nawet mamie portfel i udał się na lotnisko. W końcu jednak, po tylu nieudanych próbach, zrezygnował. Był już w trzeciej klasie, miał w szkole kilku kolegów, z którymi mógł gadać o męskich sprawach. Bardzo im imponował swoimi licznymi ucieczkami z domu, choć kumple też mogli poszczycić się niejednym podobnym wyczynem.
Właśnie z nimi po raz pierwszy spróbował papierosa, który choć wydał mu się obrzydliwy, był przecież oznaką dorosłości. A najważniejszą sprawą było dorośnięcie. Nikt nie chciał być dzieckiem, im przecież nic nie wolno.
Dlatego właśnie zaczął palić regularnie.

Zdziwił się, kiedy go wezwano. Nic nikomu nie zrobił, wszystkie swoje obowiązki na ten dzień wypełnił, nikt chyba na niego nie doniósł, bo nie było za co. Prawdopodobnie był najnudniejszym osadzonym w tym więzieniu i wyrzucą go stąd za dobre sprawowanie. Już się nad tym zastanawiał i próbował wymyślić coś, co by go tu zatrzymało na dłużej, ale nie miał żadnego pomysłu.
Tymczasowo maszerował za dyżurnym, który coś mówił, ale jak zawsze musiało to być nieistotne. W tym miejscu nic nie było ważne.

– Zabierz stąd tego bachora, bo mu przyłożę!
– Jak ty się zwracasz do matki?! – oburzenie w jej głosie przeczyło wykonywanym ruchom – schowała córkę w fałdach swojej spódnicy.
– Zwracam się, jak na to zasługuje. A może powiesz mi, że jesteś niezbędna w tym domu? Co? No powiedz, kto zarabia na to mieszkanie? Kto je utrzymuje? Z czyich pieniędzy żyjesz?
Spuściła głowę. Już od dawna nie mogła wygrać z jego argumentami. Po narodzinach córki, kolejnym ciosie dla chłopaka, który pragnął braciszka , przestała pracować. Z początku wzięła tylko urlop macierzyński, później nie miała już gdzie wrócić. Sytuacja w domu zaczęła pogarszać się z miesiąca na miesiąc, syn otwarcie nienawidził swojej siostry, babcia nie wystarczyła. Wiek dogonił ją i nie miała siły panować nad zachowaniem wnuka.
W ten sposób pozbawiona pracy i coraz bardziej poczucia własnej wartości, straciła w jego oczach resztki szacunku. Zamieniła się w kogoś, kto robi w domu obiady, pomywa, odkurza i zajmuje się swoim najmłodszym dzieckiem.
– Ty też nas nie utrzymujesz! Skoro tak bardzo ci się tu nie podoba, to czemu się stąd nie wyniesiesz?

– Gdzie idziesz? To już tu. Czy ty w ogóle słuchałeś co ja mówiłem?! Czy nie?!
Nie zaszczycił policjanta spojrzeniem. Podszedł do drzwi i położył rękę na klamce.
– Ty chyba jednak masz nie po kolei w tej głowie. Nikt nie może zrozumieć, że tak milczysz cały czas, a ty po prostu jesteś za tępy, żeby zdanie sklecić, no nie?
Spojrzał osiłkowi w mundurze w twarz. Była brzydka, kwadratowa i ogolona na gładko. Jednym słowem idealnie pasowała do jego pięści. Sprawdził. Zrobił to kilka razy, po czym otworzył drzwi z napisem „pokój odwiedzin”.

Pijany w sztok siedział na krawężniku. Kumple gdzieś sobie poszli po tym, jak się na nich rzucił i poharatał im twarze. Otarł krew z pięści ze świadomością, że rano czaszkę wypełni tępy ból i nie będzie w stanie przypomnieć sobie skąd wzięło się limo pod lewym okiem. Na szczęście kumple mu przypomną. Następnym razem, jak spotkają się na ulicy, prawdopodobnie nie będą na niego zwracali uwagi. Ale on zrozumie co się stało, gdy przyjrzy się ich mordom. Musiał sobie poszukać nowej meliny.
To zabawne, że siedział akurat naprzeciw balkonu, który wychodził z mieszkania jego matki. Tak się rozbawił, że skończyło się na rzuceniu kamieniem w kierunku jej okien. Niestety nie trafił – kiedy celował okna dwoiły i troiły się, balkony przybliżały i oddalały, blok zaczynał falować i zlewać się z granatowym niebem.
Po kilku próbach stwierdził, że pionowa postawa ciała jest nieosiągalna, więc dla większej wygody położył się na trawie. Helikopter w jego głowie właśnie zaczynał startować.
Wtedy zauważył postać stojącą na balkonie. Długowłosą kobietę, która w milczeniu obserwowała pijaka turlającego się po zgniłej trawie. Nim zdążył dokładnie się jej przyjrzeć, znikła.
Albo on zasnął.

Zobaczył przez szybę znajomą twarz. Pamiętał ją bardzo dobrze, choć niezliczone zmarszczki przeorały jej powierzchnię.
Odebrał telefon.
– Jestem już synku. Teraz wszystko będzie dobrze.
– Teraz, to się wypchaj.
Odrzucił słuchawkę na widełki. Nie miał czasu na rozmowę. Korytarzem już biegło pięciu policjantów.
Chyba jednak zostanie tu na dłużej.

– Mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia.
– Tak Tato? – spytał mały chłopczyk.
Tata wziął głęboki oddech, uśmiechnął się, po czym rozczochrał maluchowi trochę zbyt długie włosy.
– Chcę, żebyś zawsze pamiętał, że cię kocham. Co by się nie działo, zawsze będę cię kochał.
Synek podskoczył, uśmiechnął się od ucha do ucha, po czym krzyknął, patrząc Tacie prosto w oczy:
– Ja też będę cię zawsze kochał! Co by się nie działo!
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
MIQD · dnia 21.01.2010 10:03 · Czytań: 1622 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 3
Komentarze
Szuirad dnia 07.02.2010 13:07 Ocena: Bardzo dobre
Gratuluję wyróżnienia
Z uwag technicznych rzuciłóo mio się jedno:
"...najciekawsza rzecz, jaką czynili we dwoje." - raczej we dwóch - ojciec z synem
Przyjęta konwencja zmnusza do uwagi ale i tak pod koniec nieco się zgubilem o kogo chodzi w danym kawałku z więzieniem.
Sylwetki bohaterów nakreślone przebiegiem wydarzeń a nie opisami czytelne i mimo, że final był do przewidzenia z przyjemnoiścią przeczytalem do ostatniej linijki
Nova dnia 16.02.2010 00:23 Ocena: Bardzo dobre
To ja też dorzucę swoje gratulacje:D
MIQD dnia 12.03.2010 21:26
Dziękuję wam. Bardzo wam dziękuję... Przepraszam, że dopiero po miesiącu, ale nie wchodziłem na forum...
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 13:24
Dziękuję za życzenia »
Kazjuno
29/03/2024 13:06
Dzięki Ci Marku za komentarz. Do tego zdecydowanie… »
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:75
Najnowszy:wrodinam