Westerplatte - lina_91
A A A
Lato było upalne, powietrze ciężko wisiało nad ziemią. Poranna rosa wysychała niemal w oczach, nawet tu, nad morzem, mruczącym uparcie całą dobę.

Gryczman, szczupły brunet, choć zajęty, co chwila zerkał w kierunku przystani, gdzie od sześciu dni stacjonował niemiecki pancernik, Schleswig-Holstein. Chorąży Gryczman, w uzbrojeniu Składnicy mając tylko jedno działko kalibru dwudziestu ośmiu milimetrów, wściekle gryzł wargi i z niechętnym szacunkiem myślał o niemal czterdziestu działach na pokładzie torpedowca.

Ledwie dwa dni wcześniej, na wyraźny rozkaz majora Sucharskiego, cofnął czujki znad nabrzeża, żeby nie prowokować Niemców. Ładne prowokowanie! Jakby to oni pierwsi nie pogwałcili wyraźnie przepisów morza, mówiących wyraźnie, że okręt może przybić do brzegu jedynie na zaproszenie. Ale cofnął. W Warszawie wciąż wierzyli w pakt o nieagresji. A w Gdańsku znowu już wszyscy szykowali się do wojny. Blukis, elektromonter, który parę dni temu wrócił, odwołany telegraficznie z pogrzebu brata, przyniósł wieści z Wolnego Miasta. Polaków wyłapywali i wysyłali niby na roboty do Sztutowa. Pociągi nie chodziły. Przez granicę też nie chcieli przepuszczać.

Na Westerplatte nikt już chyba nie wątpił, że wojna nadchodzi i to milowymi krokami. Żołnierze, dodając sobie w szynku odwagi, mruczeli pod nosami słowa hymnu Wolnego Miasta, słowa, które w obliczu wojny nie mogły już przynosić pociechy.

Kennst du die Stadt am Bernsteinstrand,
umgrünt von ew'ger Wälder Band,
wo schlanke Giebel streben
empor zum Sonnenschein !
Ja, sollt' ich fröhlich leben,
in Danzig müßt es sein !
Kennst du die Stadt, wo Turm an Turm
in Treue trotzt dem Zeitensturm,
wo stolze Schiffe gleiten
ins blaue Meer hinein !
Ja, sollt' ich tapfer streiten
für Danzig müßt es sein !
Kennst du die Stadt, wo deutsche Art
voll Kraft und Mut ihr Gut bewahrt,
wo deutsch die Glocken werben
und deutsch ein jeder Stein !
Ja sollt' ich selig sterben,
in Danzig müßt es sein ! *

Gryczman przetarł oczy po raz kolejny. Poranny chłódł wciskał się uparcie w szczeliny munduru, wzmagał gorącą tęsknotę za papierosem i kubkiem czarnej kawy. Żeby nie zasnąć, przeszedł się do placówki kaprala Szamlewskiego. Wracał z wyraźną ulgą, było już po czwartej, a nocna służba kończyła się z pierwszym brzaskiem. Już niedługo.

I naraz... strzał! Senność odeszła błyskawicznie. Strzelać musieli Niemcy, nasi nie mieli pistoletów, skontaktował. Ale echo huku przeszło i rozpłynęło się w nadmorskiej mgle szybko, niepostrzeżenie niemal. Aż zwątpił. Może to przewrażliwione nerwy spłatały mu brzydkiego figla?

W okopach żołnierze już składali koce. Strzelec Misztalski uniósł głowę, żeby zobaczyć, co w lesie się dzieje i nagle świat zaczął się walić na przedpole, świat który już nie należał do pokoju, świat złożony z cegieł, kamieni, konarów, ziemi i ogłuszającego huku. Po bramie kolejowej i długim kawale muru zostało tylko wspomnienie.

Jednocześnie niemal zatargały powietrzem wystrzały ciężkiej artylerii i pociski, ryjąc ziemię, runęły gdzieś w lesie.

Szare mundury i hełmy szturmowe gdańskiej wyborowej SS Heimwehry i kompanii szturmowej wyrosły nad zwaliskami muru i z dzikim wyciem, barbarzyńskim niemal, lecieli na oślep, pewni zwycięstwa, oślepiającego triumfu. Pędzili w zaślepieniu, nie patrząc pod nogi, ale oto jeden za drugim runął na ziemię, jak ścięty serią, a przecież maszynowe karabiny wciąż milczały, wciąż czekały, bowiem Gryczman uparcie nakazywał swoim cierpliwość.

-Będziemy walić na pewniaka, jak podejdą - tłumaczył.

Rozlegają się przekleństwa, dzikie wrzaski, ale teraz już inne, pełne wściekłości. Nie spodziewali się tak głupiej i naiwnej przeszkody, jaką niewątpliwie były druty kolczaste, przeciągnięte pomiędzy pniakami nisko ściętych drzew, niewidoczne w wysokiej trawie.

Są coraz bliżej, już wyraźnie rozpoznają znienawidzone, szarozielone mundury, ale Gryczman wciąż czeka. Podpuszcza. Jeszcze trochę pozwoli im się cieszyć przekonaniem, że zaskoczyli załogę Westerplatte we śnie. W ostatniej chwili pada twardy, żołnierski rozkaz:

-Ognia!

Dwa ciężkie karabiny maszynowe zagrały w zgodnym duecie w rękach niecierpliwiących się strzelców, zaśpiewał również wyższy głos erkaemu. Serie położyły pokosem całe szeregi wyborowej młodzieży SS. Ogień, jakiego nie podejrzewali nawet w tych kurnikach, gdzie panoszyli się bezczelnie die Polacken, sparaliżował siłę pierwszego natarcia.

Nikt nie spał, terkotały już maszynki z piątki i również z wartowni numer jeden. Gryczman uśmiechnął się pod nosem. Adolf kontra Adolf! **

Zaciekły furkot cekaemów i erkaemów nie milkł nawet na chwilę, ale w oczach żołnierzy błyskają wojownicze ogniki. Powąchali już prochu, nabrali pewności, wiedzą, że nie każda kula trafia, nie każda musi zabić. Niejeden z nich po cichu nabrał nadziei, że może pocisk dla niego przeznaczony nie opuścił jeszcze fabryki.

Dobiegł do nich porucznik Pająk z pięcioma żołnierzami. Przebiegł wzdłuż rowów, sprawdził swój odcinek obrony. Gryczman walczył jak lew, zadowolony, że wreszcie wyrwał się z kieratu koszarowego szkolenia rekruta i walczy naprawdę. W tejże właśnie chwili podaje do erkaemu nową taśmę, którą wyrwał z rąk rannego strzelca. To Dominiak, ogorzały, śliczny chłopak. Ma rozwalone lewe ramię. Słania się, blednie, cofa i osuwa na kolana, chwytając ręką wokoło jak niewidomy. Składają go w martwym polu, opatrują ramię. Już wrócił do siebie.

Ale Ussowi wszystka krew odpłynęła z policzków, oczy zaszły mgłą. Wysłany przed chwilą z granatami w celu zniszczenia nieprzyjacielskiego posterunku, otrzymał śmiertelną serię. Usta mu spopielały, jakby spoczął na nich ciężar ostatnich, nigdy nie wypowiedzianych słów. Gryczman zasalutował nieznacznie nad ciałem martwego kolegi i wycofał się do okopów.

Pająk wciąż pruł seriami po krzakach. Niemcy ognia takiego znieść nie mogli i nie mogli się też cofnąć; odwrót mieli odcięty ogniem polskich moździerzy. Pająk chwycił za telefon i zaczął dyktować kierunek ognia moździerzy, bo plutonowy Bieniarz, choć nieustępliwie i nie żałując pocisków, walił bez obserwatora. Skraca więc celownik pod dyktando porucznika. Za daleko! Odłamki padają na własne okopy i ranią kilku żołnierzy. Pająk z wściekłością krzyczy do słuchawki:

-Odchylić na środek pola!

A śmierć zebrała swoje żniwo i po bohaterskiej stronie Westerplatte. Zginął Najsarek, Uss, Jezierski, rychtując swój karabin w trójce, dostał odłamkiem w usta i runął na wznak, nawet nie zdążył krzyknąć.

A jednak natarcie się załamało. Niemcy nie wytrzymali ognia i strzały zamilkły. Niejeden żołnierz przeżegnał się ukradkiem, wdzięczny za chwilę ukojenia dla starganych nerwów.

Major przez okno krzyknął do Grabowskiego, żeby wytoczył trzycalówkę. Obsługa wypchała działo na stanowisko. Rychtują lufę, ładują i celują. Ryknęło, buchnęło i cofnęło się przepisowo, choć przestrzelone nie było ani razu. Bo i jak! Tajemnica.

Grabowski, ucieszony jak dziecko, walił bez pamięci. Dwa gniazda cekaemów na dachu spichlerzy Anker. Potem głowica latarni morskiej wejściowej. I kolejne pozycje, mniejsze, ale okropnie zajadłe. I wreszcie cekaem z wieży kościelnej wydał ostatni strzał, jak ponurą skargę i zamilkł.

Sucharski obserwował z okna koszar sukcesy armatki, ale wiedział, że nie na długo im jeszcze starczy szczęścia. Zbyt dobre szkła mieli pancerniacy, zbyt spokojnie celowali, ukryci za pancernymi ścianami.

Huk, gwałtowne wzbicie się kurzu i uderzenie oślepiło na moment dzielną obsługę działka. Gdy opadła mgła, Władek Wróbel zamachał rozpaczliwie rękami i jęknął gardłowo:

-No to już po wojnie!

Wywalone celnym trafieniem pocisku, zrzucone z pozycji działko, leżało na prawym kole, celując lewą osią w bezlitosne niebo. Prawa oś zaryła głęboko w mech. Grabowski blady, roztrzęsiony, patrzy to na Wróbla, to na Blukisa, który przekradał się właśnie do Elektrowni. Lufa cała i zamek w porządku, ale jak strzelać o jednym kole?

Grabowski przemyka się w stronę koszar. Rozżalony jak dziecko, jak dziecko idzie się użalić dowódcy, że stała mu się krzywda, jakby mu zepsuli najmilszą zabawkę. Idzie zameldować, czemu przestał strzelać. Przecież to nie jego wina...

Porucznik Pająk tymczasem ma coraz większe kłopoty z utrzymaniem stanowiska. Jeden nie żyje, sześciu poważnie rannych. Sięga po telefon i melduje. Nim jednak usłyszał odpowiedź, straszliwy wstrząs odrzucił go do tyłu. Kiedy oprzytomniał, zobaczył niewyraźnie, jak przez mgłę, własne nogi w kałuży krwi. Ostatkiem sił przywołał Gryczmana.

-Odeślij mnie...

Chorąży chwyta wysuwającą się na ziemię słuchawkę telefonu i kończy meldunek spokojnym głosem:

-Porucznik Pająk ciężko ranny. Objąłem komendę.

-Wycofać się na pole potykaczy - pada rozkaz ze strony majora. -Wzmocnić załogę piątki.

Stopiński z kolegą niosą porucznika do koszar. Wolno, by oszczędzić mu najgorszego bólu, choć odłamki ze wszystkich stron rwą powietrze na strzępy. Odetchnęli dopiero oddając rannych w ręce doktora Słabego.

Listę ofiar poległych na polu chwały zasilił kapral Kowalczyk. Zostawili go w lesie, martwego. Wrócą później. Zabranie ciał nie jest warte śmierci pozostałych. A jednak zostawić trudno. W końcu koledzy...

Pod wieczór przychodzi zwątpienie. Minęło już dwanaście godzin, spełnili wymogi rozkazu naczelnego dowództwa. Utrzymali Westerplatte, tę małą połać Polski na ziemi niczyjej. Spełnili, co do nich należało. Zatrzymali pierwszą furię niemieckiego natarcia, nie zawiedli zaufania. Czekają na zapowiedzianą pomoc od dywizji piechoty i baterii z Oksywia i Helu. Słuchają, czy nie słychać nadlatującej obrony powietrznej, czy nie słychać pocisków dział z Helu.

Ale wszędzie panowała cisza, cisza która po porannym łoskocie wydawała się zbyt męcząca, jakby nie na miejscu.

Zaraz po piątej Niemcy wzmocnili szarżę. Ogień walił ze wszystkich stron. Co mieli przeciwko dział pancernika? Karabiny. Walka nierówna, wyczerpująca psychicznie. Pomoc z Helu nie nadeszła, tak jak nie nadeszła ulga. Z przerwami, przez całą noc Niemcy usiłowali robić wypady na wartownię numer jeden i placówkę "Fort". Huk i detonacja, ciągłe i uporczywe wytrącają załogę z równowagi.

Tylko morze, stare dobre, lojalne morze, wiernie szumiało, spłukując w swoje głębiny niewypały leżące w załamaniach skał.

Dowództwo, wciąż trwające na posterunku, nie dopuszcza żołnierzy do radia, nie podaje wszystkich znienawidzonych komunikatów: "Das Oberkommando der Wehrmacht gibt bekannt..." To nieprawda, że wojska się cofają na wszystkich liniach frontu. Myśl wylękła nie chce wierzyć, broni się, tłumaczy. Ale serce żołnierskie zamiera na potwierdzenia tych strasznych wiadomości w polskich komunikatach. Pocieszają się, jak mogą.

Bo przecież i z Helu wciąż słychać nieustanny, daleki grzmot dział. Oni się jeszcze bronią, więc i nie wszystko stracone.

Jeszcze tej samej nocy pochowali Jezierskiego. Wśród zimnego, niepewnego światła księżyca, białe prześcieradło raziło. Nieśli go ostrożnie, jak małe dziecko, bojąc się każdego wstrząsu, sami jeszcze nie oswojeni z potęgą śmierci. Wszystko jak w chorym śnie, pozbawionym sensu. I myśl rozgoryczona, myśl straszliwa, zwątpienie pyta: "Czy już tam o nas zapomnieli?"


Cały kolejny dzień trwa kanonada, z niewielkimi tylko przerwami. Już po południu usłyszeli warkot nadlatujących samolotów. Rozpogodziły się poszarzałe twarze, błysnęły oczy. Dobra nasza!

Ale natychmiast budzi się zimne zwątpienie. Samoloty zbliżają się bez żadnego sprzeciwu, żadnego strzału ze strony niemieckiej. Nadlatują i ostro pikując, przelatują tuż nad budynkiem koszar. Serie żłobią blizny na murach, "poszło" kilka okien. Odłamki szkła zraniły pisarza kancelaryjnego Zdunkiewicza. Ale rozczarowanie bolało bardziej niż rana.

Więc nawet już takiej pomocy nie mogli się spodziewać z głębi kraju!? Już nawet samolotów nie mogli im wysłać? Zaprzedali? Zapomnieli? Zostawili na stracenie? Pytania się mnożą, wciskane przemocą z powrotem do gardeł, żeby tylko nie wypowiedzieć ich głośno. Ale trudno odzyskać wiarę. Z radia wciąż płyną nowe komunikaty, znienawidzone słowa i kolejne miejscowości: Mława, Grudziądz, Osowiec, Bydgoszcz, Kalisz, Częstochowa...

Cisza, kiedy zapadała na moment, dzwoniła w uszach, wzmagała strach. Bo była to cisza przed burzą, jak przed piekłem, które lada moment mogło się rozpętać.

I pociski, które spadły na Westerplatte wkrótce potem, były zapowiedzią piekła. Ziemia ugięła się i jęknęła głucho, nad trzęsącymi się koszarami zawyły huragany ognia. Bomby walą bez przerwy. Już po chwili milknie każda placówka, łączność ponownie zerwana. Przed taką obłąkana burzą nie ma ratunku.

Do zachodniej części podziemia przedostaje się powoli duszny, gęsty dym. Każdy na gwałt szuka czegoś, by ochronić drogi oddechowe, by zasłonić oczy. Ktoś szeptem odmawia modlitwę, inny całuje kostki palców, zmawiając po cichu różaniec. Masek przecież nie mieli!

Oczy pełne paniki, młodsze i starsze, spotykają się wśród gęstej mgły dymu. Tych spojrzeń nie może znieść Dąbrowski. Dopadł zawalonych drzwi, siłą otworzył i zaczerpnął spazmatycznie haust czystego, morskiego powietrza.

-To nie gaz, to kurz! - rzuca okrzyk jak skuteczną broń na wszystkie zmartwienia.

Raz jeszcze rozpogadzają się pociemniałe oczy, raz jeszcze żołnierze oddychają z ulgą, że podarowano im kolejną godzinę. Dla Polski.

Samoloty odleciały, ale zaraz wracają, a z narastającym warkotem i strach. To już koniec. Niejeden zrobił na czole szybki, nieznaczny ruch. Pożegnanie. Ciche i bez skargi. Pożegnanie żołnierza, który do krwi ostatniej obiecał bronić Kraju.

Drugi nalot skończył się wcześniej, ale nikt specjalnie z ulgą nie odetchnął. To przecież tylko jak odroczenie wyroku śmierci. I tak już nie ma siły, by żyć.

Oficerowie nie tracili czasu na zwątpienie. Oni wiedzieli, co muszą zrobić: wytrwać. Wyszli ze schronu, oceniając zniszczenia. Westerplatte, jeszcze przedwczoraj zielone i wesołe, w niczym nie przypominające koszar, teraz wygląda jak pogorzelisko. Nie ma kawałka ziemi, gdzie pozostała trawa, z drzew zostały same gołe kikuty, żałośnie sterczące w niebo.

Powoli, na przekór zwątpieniu, budzi się w sercach nadzieja. Widać przecież dwójkę. Trójka też stoi. I czwórka jeszcze się nie zawaliła. Wartownia numer jeden też w porządku, nikt nie zginął, choć są ranni.

Oczy szukają łącznika, wiadomości, jakiegoś znaku. Bo jednego przecież brakuje. I rośnie strach, już prawie przeczucie nieszczęścia.

Spomiędzy zwalonych i strzaskanych pni wynurzają się widma jakieś, bardziej do koszmarów niż do ludzi podobne, z obłąkanym wyrazem w matowych oczach, zasypani kurzem, pokrwawieni. Strzelec Aniołek i Magdziarz. Ten drugi jest przytomniejszy. Przyciskając kikut urwanej ręki do boku, melduje drżącym głosem, że dwie bomby zawaliły wartownię.

Doktor Słaby nie traci czasu, wypytuje o innych, opatruje, pociesza, podaje wody. We wspólnej mogile leży siedem trupów, które jeszcze niedawno były ich kolegami, towarzyszami broni, braćmi. Zginął Adolf Petzelt, Zatorski, Okraszewski, Perucki, wierny ordynans majora Kita, Jakubiak i Krzak.

Major słuchał komunikatów i gryzł bezsilnie wargi. Wykonali rozkaz, więcej nikt oczekiwać od nich nie może. Czy może żądać od ludzi, by wystawiali się na pewną śmierć?

O ósmej wieczorem Niemcy przypuszczają nowy szturm. Wyobrażali sobie, że po takim piekle wejdą do Westerplatte bez strzału. Szli nieostrożnie, pewni siebie. Ale WST czuwała. Odparli i to natarcie, choć liczba obrońców zmalała do stu czterdziestu dwóch ludzi.

Kolejne dni i kolejne ofiary, nieustająca kanonada wystrzałów. A jednak... Mimo zwątpienia, mimo strachu, trwali wiernie na posterunkach. Kapitan, patrząc w twarze podkomendnych, szukał w nich pytania: po co? Ale ogorzałe, nieogolone, wychudłe i rozgorączkowane oczy milczały. Żadne usta nie wypowiedziały haniebnej propozycji. W żadnych nie zobaczył prośby o wyzwolenie od tej męczarni. Na twarde słowa krótkiej, żołnierskiej pociechy, prostują się plecy, rozjaśniają zasmolone twarze. I jak tu im powiedzieć, że nie ma już ratunku? Jak przemóc się i wydać ten ostatni rozkaz?

I nadszedł w końcu siódmy dzień męki. Jeszcze nie zaczęło świtać, gdy kanonada artylerii ryknęła ze wszystkich stron. Pociski siekły powietrze jak nigdy dotąd. Zbyt drogo okupiło się Westerplatte! Zbyt dużo Niemców zginęło! Ściany już nie są zasłoną, chwieją się obłędnie. Okienka strzelnicze są zasypywane fontannami ziemi i gruzu. Strzelcy odrzuceni zostali pod przeciwległą ścianę. Oficerowie odwracają oczy, żeby nie kłamać. Wobec takiego ognia są bezsilni.

Ze zniszczonego radioodbiornika spływa niewyraźny szept po polsku i okryte kaszmirem imiona wielkości: Westerplatte, Chocim, Cecora.

Ale z Westerplatte została już ruina. Ranni gniją w zaduchu ropy i własnej krwi. Brakuje wody, nie mówiąc już o lekarstwach. Opatrunki zastępuje się bielizną i szmatami.

Obrona Składnicy straciła już strategicznie znaczenie. Jest symbolem. A czy dla demonstracji wolno narażać ponad sto osób na niechybną śmierć, przedłużając bezsensownie ich męczarnie?

Decyzja została podjęta. Bezdźwięcznie słuchają słów dowódcy oficerowie. Patrzy na nich, oczekując uwolnienia od odpowiedzialności, chce usłyszeć rozgrzeszenie, ale już wie, że ono nie padnie. Bez rozkazu nie złożą broni.

Jeszcze porwali się z protestem, niejeden oniemiał z otwartymi ustami. Oddać im Westerplatte?! Oni - do niewoli?

Tego rozkazu nie wolno posłuchać! Jeden klęka w kącie i modli się głośno, inny skulonemu szloch uwiązł w gardle. Ktoś jeszcze z rozpaczą uderza głową o ścianę. Również Dąbrowski nie potrafi opanować wzruszenia, nerwowo łamie kolejną zapałkę, nie mogąc zapalić papierosa. Wreszcie zakrywa oczy ręką.

-Ja? Ja, psiakrew, nawet ranny nie jestem i do niewoli mam iść? Niedoczekanie!

Porwała się niecierpliwa ręka, odruch rozpaczy. Łopatniuk gwałtownym ruchem sięgnął do tylnej kieszeni po rewolwer. Grudziński chwycił w milczeniu jego dłoń i ścisnął aż do bólu.

-Nie wolno, Józek! To także dezercja. Nie jesteś sam, idziemy wszyscy! - ale i jemu krew odpływa z twarzy, i jemu głos rwie się w gardle.

Oficerowie opędzają się od tych słów gorących i ofiarnych, ale już wiedzą, że innego wyjścia nie ma. Bo kapitulacja to wyzwolenie dla tych nieszczęśników.

Pozycje niemieckie dostrzegły wywieszoną białą płachtę i milkły powoli, jakby jeszcze nie wierząc, że to koniec.

Gromadzi się załoga Westerplatte za ocalałym skrzydłem koszar, na starym miejscu zbiórki. Kryli się i dziś, ale tym razem powodem nie była chęć zatajenia liczby żołnierzy. Nie mogli dopuścić, by Szwaby zobaczyli ich drżące ręce, rozpacz, pochylone głowy.

Jan Ciwil, usłyszawszy o kapitulacji, wrócił po swój karabin do okienka, żeby nikt już z niego nie strzelił. Zabłąkana kula, z daleka, bo nie słyszeli nawet huku, trafiła go w twarz. Bluznął tylko krwią, nawet krzyknął nie zdążył. I podniosły się zawzięte głosy.

-Po kapitulacji i strzelają!

Strzał to był z daleka, bo ani huku nikt nie słyszał, ani błysku nie widział. Z daleka, a zabił.

Tymczasem dowódca czekał na ostatni raport. Żołnierze, zebrani na placu, patrzą w ziemię. Oddać Westerplatte, ich niezdobyte Westerplatte...

Padają nazwiska poległych na polu chwały, a długa to lista. Najsarek, Petzelt, Kowalczyk, Uss, Perucki, Gębura, Zatorski, Okraszewski, Jezierski, Zięba, Jakubiak, Krzak, Ciwil, Piróg, Kita...

W nagłej ciszy, która zapadła po raporcie, usłyszeli komendę:

-Sztandarowi cześć!

Wszystkie głowy zwróciły się odruchowo w tę stronę, gdzie jeszcze niedawno, bo przecież tylko tydzień temu, powiewała na maszcie antenowym biało-czerwona flaga. Teraz nie ma po niej śladu. Rozniósł ją huragan bomb, strzałów i szrapneli.

Niejeden przegryzł aż do krwi wargi, zacisnął pięści.

-Spocznij!

Wyraźnie usłyszeli głos Grodeckiego:

-Co tam, chłopcy, nasz orzeł nietknięty!

I faktycznie, wielka płaskorzeźba dwupiętrowej wysokości na ocalałej stronie koszar była nie uszkodzona. Porysowana, ale cała.

-To i Polska będzie cała!

Polska nieśmiertelna, byle tylko jej dzieci w nią wierzyły.

Rozjaśniły się i oczy w smukłej, wysokiej jak trzcina sylwetce kapitana Dąbrowskiego. Przecież Polska nie zginęła... A ci ludzie, co to chcieli oddać życie za ten płat ziemi, przydadzą się gdzieś, kiedyś, w wolnej Polsce.

Póki my żyjemy...



-------------
* polskie tłumaczenie hymnu Wolnego Miasta Gdańska:
Czy znasz to miasto bursztynowych plaż,
otoczone wieńcem zielonych lasów,
gdzie domy swe smukłe szczyty
ku słońcu wznoszą wciąż !
Tak, jeśli mam żyć szczęśliwie
to musi to być tylko w Gdańsku !
Czy znasz to miasto gdzie wieża przy wieży
stawia wciąż czoło dziejowym burzom
gdzie dumne statki żeglują
ku błękitowi morza !
Tak, jeśli mam ofiarnie walczyć
to tylko dla Gdańska to zrobię !
Czy znasz to miasto, gdzie niemiecki ród
pełen siły i odwagi, strzeże bogactw swych,
gdzie niemieckie dzwony wołają
i niemiecki jest każdy kamień !
Tak, jeśli mam błogo umrzeć,
to zrobię to tylko w Gdańsku !


** Dowódcą w wartowni numer pięć był Adolf Petzelt.


Wszystkie nazwiska autentyczne. Wydarzenia również. Nie zgadzać się mogą pewne szczegóły, ale to jest kwestia źródeł.

Pamiętajmy o Nich...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lina_91 · dnia 17.03.2008 12:06 · Czytań: 4774 · Średnia ocena: 3,2 · Komentarzy: 10
Komentarze
valdens dnia 19.04.2008 17:59 Ocena: Dobre
Jakoś przekracza to moje pojęcie, żeby dziewczynę interesowały walki i wojskowe manewry, a jednak piszesz to linko z taką pasją, że nie mam wątpliwości, że Cię to kręci.

Technicznie dobre, tematycznie nie dla mnie.
lina_91 dnia 20.04.2008 16:44
Ja sama nie jestem tm tekstem zachwycona. Pisałam go na szybcika, żeby zdążyć przed wyjazdem. Ale masz rację. Interesuje mnie to. Niekoniecznie wojsko i manewry, bardziej historia, bohaterstwo i ci, co bez wahania oddawali życie za symbole swojej ojczyzny. I pytanie, czy nasze pokolenie też by tak ptrafiło... No i głównie Westerplatte mnie zachwyca, choć może to złe słowo. Nie może zachwycać miejsce rzeźni. A jednocześnie jest to przecież symbol bohaterstwa, o którym pamiętali nasi żołnierze przez kolejne lata wojny. I o którym my też powinniśmy pamiętać.
Usunięty dnia 20.04.2008 16:54 Ocena: Dobre
ja się dołacze do opinii valdensa...tematyka w ogóle nie moja, a strona techniczna chyba ok...pozdrawiam.
lina_91 dnia 20.04.2008 17:00
Jeszcze trochę a zapytam, jakim cudem w ogóle zajęłam jakieś miejsce...
Usunięty dnia 20.04.2008 17:04 Ocena: Dobre
oj przestań...nie o to chodzi:) Jak pierwszy raz zobaczyłam tą Twoją kobyłę pisarską, to zaniemówiłam, kto był w stanie coś tak skomplikowanego, trudnego tematycznie i długaśnego napisać. Za to ogromny pokłon, ale co ja poradzę, że wolę "motylki i słońce" od "wojskowych krwawych bitew"
lina_91 dnia 20.04.2008 17:07
Wierz mi lub nie, oryginał był mniej więcej trzy razy dłuższy. Ale nie miałam czasu na korektę, więc skróciłam. No, nic. Dziękuję za komantarz tak czy siak :)
mumens dnia 20.04.2008 21:03 Ocena: Dobre
Dobre opowiadanie:) Nie miałaś czasu na korektę?:) Ja opowiadanie wysłałem na szybko i gdy je przeczytałem na portalu to myślałem, że się popłaczę, bo wyłapałem chyba 10 strasznych błędów.
Usunięty dnia 20.04.2008 23:32 Ocena: Bardzo dobre
Witam. Gratuluję Ci wygranej i pasji oraz wiedzy :) Mówisz, że oryginał jest trzy razy dłuższy? Chętnie bym przeczytał. Pozdrawiam,
Vanillivi dnia 21.04.2008 02:35 Ocena: Dobre
Nie przepadam szczerze mówiąc za wszelką twórczością traktującą o różnego typu naszych narodowych "moralnych zwycięstwach" . Tutaj opowiadanko przygotowane zostało porządnie, mimo nieco kiczowatego zakończenia. Jedyne co mi niepasowało, to to przeświadczeni, o rychłym wybuchu wojny. Wtedy owszem, mówiło sie o tym, spekulowało, ale nikt takiej pewności nie miał..
lina_91 dnia 21.04.2008 12:45
Vanillivi, czytalam mnostwo ksiazek i pamietnikow z okresu wojennego i ludzie nawet jesli wiedzieli, ze wojna szybko sie nie skonczy, wmawiali sobie, zeby sie nie zalamac. Zakonczenie mnie tez nie zachwyca, ale kiczowatym bym go chyba nie nazwala. Wiem, ze moglam go poprawic, ale jak juz mowilam, czasu nie starczylo. I z perspektywy tez czesc rzeczy bym zmienila. Ale coz...
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty