Tytuł: Głos Pana
Autor: Stanisław Lem
Wydanie pierwsze w 1968 roku.
Drogi Czytelniku, mam nadzieję, że jesteś idealnym moim słuchaczem. Przeczytałeś mnóstwo książek. Orientujesz się, jaki typ powieści daje Ci najwięcej wrażeń i zadowolenia po przeczytaniu. Wiesz z grubsza, czego byś chciał od czytanego dzieła. Jest tylko jeden mały haczyk. Powoli gatunek, w którym gustujesz, przestaje Cię zaskakiwać. Nudy może nie ma, ale jednak aury tajemniczości również brak.
Proponuję Ci zatem odświeżenie literackiego spojrzenia. Eksperyment. Totalny eksperyment. Wyprawę na drugą stronę lustra. Żeby nie wyszło na to, że sprzedaję Ci kota w worku, przybliżę odrobinę, co Cię czeka i jak wyglądają ramy tej przygody.
Lem, Lem… Od czego by tu zacząć? Człowiek – moloch, moloch literatury!
Jego książki wydano w nakładzie ponad trzydziestu milionów egzemplarzy. Philip K. Dick wysłał do FBI donos, w którym oskarżał Lema, że jest setką pisarzy wydających pod wspólnym pseudonimem. Co jeszcze? Futurolog, którego wizje się sprawdziły.
W zasadzie smaczki, które podałem, są dla naszego eksperymentu drugorzędne. Proponuję utwór „Głos Pana” zwieńczający pisarstwo beletrystyczne Lema. Powodem jest styl książki. Drugim powodem jest następujący w niej przełom – autor rozstaje się z literaturą piękną na rzecz eseistyki naukowej i filozofii. Co to znaczy? Główna funkcja literatury pięknej, którą jest wywoływanie wrażeń estetycznych, ustępuje powoli miejsca funkcjom publicystycznym, naukowym i innym. I to widać! Tak w języku, jak i przemycanych treściach.
Hybryda, chimera, most nad przepaściami, tak można określać tę książkę. Tylko po co to czytać, spytałbyś lub spytałabyś. Bo to wyprawa do innego kraju. Wycieczka do granic literatury. Poznanie całkowicie nowego punktu widzenia.
W tej książce językowym zadaniem każdego akapitu jest przekazać maksimum treści przy najmniejszej objętości. Treści w sensie wiedzy, a nie treści w sensie wrażeń!! Myśl stawiana jest ponad uczuciem! A pomimo to, pomimo tych cierni, to wciąż literatura piękna. Pomimo języka splątanego w węzły gordyjskie!
Wczytując się w wątki poboczne i dygresje znajdziemy mnóstwo niesamowitości - filozoficzny atak na filozofów, atak na gatunek science - fiction w powieści, która sama przecież należy do tego rodzaju, ostrzeżenie przed nauką zastępującą sumienie. Wszystko w sosie języka, do którego smaku trzeba się przyzwyczajać, bo syconego naukową terminologią.
Są trzy możliwości. Odpadniesz od lektury po kilku pierwszych stronach lub przebrniesz daleko, ale uznasz, że nie warto tracić czasu, lub przeczytasz do końca. Tak będzie. Tak bywało, gdy dzieliłem się tą książką ze znajomymi. Powieść jest mocno odmienna od głównych nurtów literatury i dlatego aż trudna w odbiorze. Za to służy jako bardzo dobre lustro, gdy chcemy się dowiedzieć, co cenimy w literaturze. I to właśnie ta wartość, dla której warto po nią sięgnąć.
Dla jednych będzie zaporą nie do przebycia, mimo że autor jest genialny, mądry, prawie prorok i pisze o rzeczach ważnych dla gatunku ludzkiego. Ale najwyraźniej nie o rzeczach, których oczekujemy od literatury pięknej.
Drugim zwiedzanie tego miasta – powieści znudzi się, być może wtedy, gdy wyczytają, że hollywoodzkiego zakończenia raczej nie będzie. I że podmiot liryczny jest nastawiony do rasy ludzkiej, jak Sokrates do Aten. Fajnie go powspominać teraz, ale stać na rynku w Atenach, gdy wygłasza swoje kazania, nie jest już tak miło.
Niektórzy przebrną do końca. Zwykle tacy „bardziej” publicystyczni, walczący o prawdy i Prawdy, lubiący pofilozofować, popolitykować. Albo tacy, którzy bardzo mocno będą chcieli się dowiedzieć, co pragnął powiedzieć autor, jeśli uznają, że mówi z sensem na interesujący ich temat.
Na koniec każdy wróci do swojego życia z wiedzą, jak może wyglądać „coś zupełnie innego” i czy mu się to podoba, czy nie. Jeszcze bardziej docenicie to, co lubicie, lub sięgniecie po nowe. Bogatsi o spotkanie z molochem literatury.