Andrzej Pilipiuk - Ile zarabia pisarz? - valdens
Dla użytkownika » Warsztaty Andrzeja Pilipiuka » Andrzej Pilipiuk - Ile zarabia pisarz?
A A A

powrót do
poprzedniej części



Studiując sobie podręcznik pisania tłumaczony z angielskiego dowiedziałem się, że jako początkujący pisarz nie powinienem liczyć na zaliczkę wyższą niż 6 tysięcy funtów... Mój zamieszkujący w Anglii znajomy był długo przekonany, że jestem cholernie nadzianym gościem - w tym kraju pisarz inkasuje przeważnie od 1/3 do ? ceny okładkowej swojej książki (a książki kosztują tam zazwyczaj po kilkanaście funtów). Także u nas pokutuje przekonanie, że pisarze zarabiają krocie. W dzisiejszym odcinku omówimy sobie między innymi finansowe aspekty działalności literackiej. Wprawdzie gentelmeni nie powinni o tym rozmawiać - ale czuję się w obowiązku przestrzec tych z Was, którzy sądzą, że na pisaniu książek można się dorobić fortuny.

A zatem ile zarabia pisarz? Załóżmy, że jesteście początkującymi twórcami, którzy planują sprzedać gdzieś swoje pierwsze opowiadanie. Na co możecie liczyć? Posiadamy na rynku 3 pisma w których można debiutować - "Fantastykę", "Science fiction" i Fantasy-Clika" (o ile ten ostatni nie upadł). Do historii odszedł "Fenix", w którym debiutowałem ja. Stawki, wymagania redaktorów i poziom trudności w ich pokonaniu jest zróżnicowany. Najłatwiej debiutować w "Science fiction" - jednak - i tu uwaga - czasopismo to w ogóle nie płaci debiutantom. Jeśli chcemy zobaczyć nasz utwór w druku należy go skierować właśnie tam. Jeśli chcemy by się ukazał i jednocześnie uzyskać za to gratyfikację finansową musimy uderzać gdzie indziej. "Fantastyka" płaci wierszówkę rzędu 30 złotych za stronę znormalizowaną - tu jednak debiutować jest dużo trudniej. Gazeta ta zamieszcza mniej tekstów, a jej redaktorzy szukają usilnie dzieł o wysokim stopniu wyrafinowania. Jeśli wpadniemy na naprawdę dobry pomysł i uda nam się zgrabnie to opisać, mamy szansę. "Fantasy-Clik" posiada stawkę mniej więcej dwukrotnie wyższą, jednak by coś opublikować u nich należy posiadać tzw. nazwisko - tzn. praktycznie nie ukazują się tam utwory debiutantów.
Debiut w czasopiśmie jest najtrudniejszym elementem pierwszego etapu naszej kariery. Informacja, że już się gdzieś coś publikowało, stanowi silny atut w rozmowach o publikacji kolejnych utworów. Po zamieszczeniu w pismach kilku - kilkunastu opowiadań, jeśli spotkają się z przychylnym przyjęciem czytelników, osiągamy stan pewnej stabilizacji. Już nas drukują. Opowiadanie liczące 20 stron może przynieść nam dochód od zera do ponad pięciuset złotych. Jako jednorazowy zastrzyk gotówki jest to sumka miła, jednak jeśli zechcemy żyć z pisania, może okazać się niewystarczająca.
Oczywiście pisma posiadają swoje określone moce przerobowe i nie należy oczekiwać, że jeśli napiszemy 15 opowiadań rocznie, wszystkie ukażą się drukiem. Zbyt częste eksponowanie jednego nazwiska na łamach gazety szybko nuży czytelnika. A zatem jeśli chcemy zostać zawodowcami musimy, chcąc czy nie chcąc, sięgnąć po dłuższą formę. Musimy wydać książkę.
Z punktu widzenia wydawcy, człowiek wchodzący z ulicy z maszynopisem powieści pod pachą, to zbyt duże ryzyko. Wypromowanie autora jest działalnością trudną i często kosztowną. Trzeba zadbać o reklamę, uruchomić fundusz łapówkowy, przyszantażować lub przekupić recenzentów... A nakłady zwrócą się albo i nie. Dlatego debiutowanie książką jest niezwykle trudne i zdarza się nieczęsto. (aczkolwiek czasem się zdarza). I znowu prawo debiutu. Wydawca dużo chętniej rozmawiał będzie z człowiekiem posiadającym już jakiś dorobek i rozpoznawalnym przez fanów.

W moim przypadku wyglądało to następująco.
Debiutowałem w 1996 roku. Na początku 1997 roku dysponowałem kilkunastoma opowiadaniami i mikropowieścią "Czarownik Iwanow". W sumie było to 300 stron maszynopisu - czyli miałem materiał na książkę. Przez następne 5 lat maszynopis ten leżał w 3 różnych wydawnictwach. Dwa nie zdecydowały się na jego publikację, trzecie zaoferowało termin wydania iście fantastyczny (w negatywnym tego słowa rozumieniu). W chwili, gdy pukałem do drzwi pierwszego, miałem na koncie kilka opublikowanych tekstów i 300 stron maszynopisu. Gdy wreszcie trafił mi się wydawca, miałem za sobą dwie nominacje do Zajdla, nominację do Śląkfy, liczba opublikowanych opowiadań przekroczyła 40, a objętość maszynopisu sięgnęła 1200 stron.
Zainwestowanie we mnie jako autora w 1997 roku było pewnym ryzykiem. W roku 2001 zysk był pewny, a ryzyko znikome. Dlaczego? Promocję mojej prozy odwaliłem we własnym zakresie - pakując teksty, gdzie tylko się dało, zdobyłem grupę fanów. Pojawił się odbiorca, który kupi choćby podstawowy nakład mojej pierwszej książki.

Ile można dostać za książkę? Wszystko zależy od wydawcy. Pewien wiodący wówczas koncern wydawniczy zaproponował mi w 1998 roku stawkę w wysokości... 70 groszy od sprzedanego egzemplarza, w dodatku rozliczane w pełnych tysiącach, co sprowadzało się do tego, że jeśli sprzeda się np. 1700 sztuk, to zapłacą za 1000. Jedna z moich znajomych, publikująca dla konkurencji, zadowalać się musiała w tym czasie stawką ok. 60 gr. od sprzedanego egzemplarza. Kwoty te, wołające o pomstę do nieba, miałyby może uzasadnienie, gdyby książki kosztowały po 12 zł i rozchodziły się w nakładzie ćwierć miliona sztuk. Tymczasem powszechna praktyką, w drugiej połowie lat 90-tych, było wydawanie minimalnego nakładu - rzędu 2 tys sztuk, a w razie gdyby nie schodził, przeceniania go i kierowanie do jatek, czyli na wyprzedaż. Czystej wody niewolnictwo - wydawca inkasował na czysto sumę mniej więcej dziesięciokrotnie wyższą niż autor.
Przy bardzo optymistycznych założeniach, książki sprzedałoby się 2 tys sztuk, za co ja zainkasowałbym całe 1400 złotych. Dodruku by nie zrobiono - za duże ryzyko.
(Tu dygresja w sąsiedniej Rosji rzut wyjściowy wynosi przeważnie 10-15 tys egzemplarzy, a książki czołówki ichnich autorów, sięgają zawrotnych nakładów po 300 tys sztuk.).
Warto zauważyć, że porównywalną kwotę co ja za napisanie, otrzymałby redaktor za przygotowanie książki do druku oraz grafik za zrobienie okładki. Konkurencja nie istniała. Niewolnicy nie mieli dokąd uciec. Rynek podzielony był pomiędzy 3 wydawnictwa, co sprzyjało monopolowi i równaniu stawek dla pisarzy. Równaniu w dół. Wydanie pierwszej książki było jednak dla mnie sprawą priorytetową - wychodziłem z założenia, że nawet jeśli dostanę za nią marne grosze - będzie to swego rodzaju inwestycja w przyszłość.
Na przełomie wieków, na szczęście, doszło do nagłego przetasowania. Pojawiły się wydawnictwa nowe, młode, agresywne, których właściciele wyszli z założenia, że przy wydawaniu książek, pisarz jest jednak najważniejszy.
Stawki nieoczekiwanie skoczyły w górę sięgając 5-7-10% ceny okładkowej. Nagle pojawiły się reklamy książek polskich autorów i równie nagle zastosowano wobec nas elementy promocji stosowane dotąd wyłącznie wobec zagraniczniaków. Zmieniło się też podejście autorów. Złamanie monopolu pozwoliło na zwiększenie szans publikacji, a tym najlepszym umożliwiło wręcz targowanie się o wysokość honorariów.
Do poziomu Anglii nadal mamy daleko, jednak jest to kolejny krok w dobrą stronę.
Ciekawy przykład dały nam pisarki głównonurtowe w rodzaju K. Grocholi czy J. Chmielewskiej. Kobiety te splunęły na wydawców i zajęły się osobiście wydawaniem swoich dzieł. W naszym światku podobną genezę miało wydawnictwo "Runa"... Obecnie mając na rynku 4-5 tytułów jednocześnie można już z tego żyć. I pozostaje mieć nadzieję, że za kolejne 10 lat honoraria dojadą jakoś do średniej unijnej, a nakłady do średniej rosyjskiej. Wtedy pisarze znajdą się w raju, o ile oczywiście jakiś Belka nie wpadnie na pomysł podniesienia nam podatków...


przejdź do
następnej części

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
valdens · dnia 15.10.2008 12:21 · Czytań: 26699 · Średnia ocena: 3,86 · Komentarzy: 8
Komentarze
AnonimowyGrzybiarz dnia 15.10.2008 15:53 Ocena: Świetne!
czekam na kolejną część :)
pawelh dnia 15.10.2008 19:19 Ocena: Bardzo dobre
tia... to smutne,..
amoryt dnia 15.10.2008 20:03 Ocena: Bardzo dobre
ja się spytam tylko, czy konieczne jest, by mieć dłuższy tekst?

zmagam się aktualnie z dwoma grubszymi powieściami, ale mam gotowych opowiadań na co najmniej dwa trzystu stronicowe zbiory. wysłałem część w formie maszynopisu do paru wydawnictw i nawet nie dostałem prostego "spierdalaj" w odpowiedzi.

dawno temu mnie Nowa Fantastyka druknęła. faktem jest, że mój styl bardzo się zmienił od tego czasu, ale zawsze to jakiś sukces. niestety nie pomogło to zbyt wielce, bo wydawcy, jak już napisałem, milczą.

czy potrzebne jest więc, by mieć więcej niż jedno opowiadanie wydane w popularnych magazynach? bo to też nie jest proste. większość ludzi mówi mi, że piszę lepiej niż dobrze, mimo że wciąż mam nie do końca wyrobiony warsztat, więc wysyłałem teksty. niestety znów napotkałem się na mur milczenia i brak zainteresowania.

nie lubię być nachalnym, więc nie zamęczałem redaktorów swoją osobą. czy coś to da, jeśli zmienię moje podejście i zacznę zalewać skrzynkę pocztową i co chwilę wydzwaniał z pytaniem "kiedy druk?".

ciekaw też jestem, czy ktoś z polski próbował może na własną rękę tłumaczyć na angielski swojego tekstu? teoretycznie można wtedy szukać wydawcy za granicą, nie? a w anglii lepiej płacą w końcu : d
ginger dnia 15.10.2008 23:37 Ocena: Bardzo dobre
Hmpf... Coś w tym jest - że wystartowanie jest w Polsce niezwykle trudną sprawą, nawet jak się pisać umie. Chodzi o to, że jak się naprawdę chce, to trzeba o swoje walczyć, nie poddawać się, nie czekać na cud...
Hmpf... A tak na marginesie - jestem w Anglii i książki za dwa funty kupuję, jakby się kto pytał ;)
Usunięty dnia 09.11.2008 10:47 Ocena: Dobre
powiedzmy tak: brak odpowiedzi ze strony wydawnictw to dla mnie patologia. niestety w Polsce powszechna.

Co do debiutu - obecne czasy to miodzio w porównaniu z tym co było jeszcze 10 lat temu.
swobby dnia 30.06.2009 14:12 Ocena: Bardzo dobre
Ale i tak bardzo słabo :(
Aż strach pomyśleć - gdzie wydrukować, żeby się opłacało, innymi słowy żeby się zanadto nie narobić? Za granicą czy tu? A może samemu wydać? Ale w to wliczają się koszty własne... :upset: :(
Tomasz Lippoman dnia 23.07.2009 23:27 Ocena: Dobre
Pierwszą książkę, Skarby Białowieży wydałem sam. Był to przewodnik po Podlasiu napisany w formie krótkiej powieści. Inwestycja 5 tysięcy zł. Dochód ze sprzedaży po 2 latach około 10 tys. Nie polecam. Upierdliwe.

W drugą książkę - Legendy Podlasia zainwestował wydawca. Otrzymuję 10 % ceny hurtowej czyli około 2.2 zł/sprzedany egzemplarz. Polski standard. Oczekuję dochodu około 8- 10 tys po 2-3 latach Do tej pory zainkasowałem około 4 tys. . Nakład pracy około 200 godzin więc stawka za godzinę wychodzi nie najgorsza zważywszy, że połowa z tych legend była publikowana w gazetach i została już zapłacona.
Adamas dnia 08.08.2010 17:30
Wydaje mi się, że póki co młody autor musi poddać się dyktatowi wydawnictwa (o ile łaskawie raczy ono odpowiedzieć na autorowe umizgi) - wydawanie samemu jest pracochłonne (samo wydanie to pikuś - trzeba to jeszcze okmuś sprzedać), finansożerne i, co tu dużo mówić - ryzykowne.
Może się bowiem okazać, że rzeczony autor-wydawca talentu rzeczywiście ni ma, i wtedy pies z kulawą nogą książki nie kupi.
A wtedy, jak w Kole Fortuny: tur tur tur uuuu BANKRUT.
Nie jest łatwo.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty