O duszy kobiecej czyli nie tylko Weronika postanawia umrzeć - Leontyna
Proza » Obyczajowe » O duszy kobiecej czyli nie tylko Weronika postanawia umrzeć
A A A
Była nauczycielką, miała 25 lat, malutkiego synka i rozpadające się małżeństwo. Była zmęczona życiem, trochę smutna i zamyślona. Nie wierzyła, że jeszcze kiedyś może być szczęśliwa…
Ta praca w szkole dawała jej trochę odpoczynku od trudnego życia w samotności, niby była mężatką, ale jej mąż miewał inne kobiety, rzadko bywał w domu, a kiedy wracał był wulgarny, brutalny i w niczym nie pomagał. Leżał przed telewizorem, pił piwo i wrzeszczał, ciągle krzyczał, no i jeszcze czasem zmuszał ją do seksu, w końcu była jego żoną, musiała spełniać „małżeński obowiązek”. Borykała się sama zarówno z codziennym, zwyczajnym życiem, opieką nad dzieckiem jak i ze świadomością porażki, z coraz bardziej dojmującą myślą, że życie jej się nie udało…
Miała 20 lat kiedy wyszła za mąż, wtedy wydawało jej się, że go kocha… ale dość szybko okazało się, że mają zupełnie inne wyobrażenie o wspólnym życiu, inne plany na przyszłość, inną wizję rodziny… Kiedy byli jeszcze tylko we dwoje, wspólne życie właściwie polegało tylko na zabawach i imprezach, była młoda lubiła tańczyć, przez jakiś czas jej się to podobało. Kiedy zaszła w ciążę, on nie przestał się bawić, więc siedziała sama w domu, bo z brzuchem wyglądała mało imprezowo. A potem urodziła dziecko… podobno to najszczęśliwszy czas w życiu kobiety, dla niej zaczęło się piekło. Ciągle go nie było i to w sumie było najlepsze, bo wtedy przynajmniej miała chwile spokoju. Wracał do domu o różnych porach, najczęściej pijany, włączał telewizor i krzyczał: że nie posprzątane, że nie ugotowane, albo coś innego. Kiedy budził dziecko tym krzykiem, wrzeszczał, żeby je uciszyła, bo mu przeszkadza oglądać telewizję. Kiedy go prosiła, żeby jej pomógł, mówił: „chciałaś to masz, teraz sobie radź!” Coraz bardziej go nienawidziła i była coraz bardziej nieszczęśliwa…

***
Otworzyła salę, wpuściła uczniów – 4 klasa technikum, 18-19 letni chłopcy, prawie dorośli młodzi mężczyźni – lubiła ich i oni ją chyba też lubili. Była młoda, sama jeszcze studiowała i czuła się bardziej związana z nimi, niż z nauczycielami, miała wielu kolegów w ich wieku i rozmawiała z nimi jak z kolegami, chociaż oni mówili do niej „sorko”.
Nie od razu Go zauważyła… Przyglądał jej się uważnie, jakoś tak zbyt uważnie, ale wtedy na to nie zwróciła uwagi. W ogóle na nic nie zwracała uwagi, nic nie czuła, żyła w swoim świecie, jakby w szklanej kuli. Został chwilę po lekcji, wszyscy wyszli, a On został, o coś zapytał. Wyszedł z nią z klasy, poczekał aż zamknie salę i szedł z nią, jakby ją odprowadzał. Rozmawiali. Pomyślała: „Fajny chłopak, …miły i …ładny” i aż sama się zdziwiła, dawno nikt jej się nie spodobał. Tak po prostu jej się spodobał, jak chłopak dziewczynie… i to było przyjemne. Dawno nie było nic przyjemnego w jej życiu. Na kolejnej lekcji z tą klasą szukała go wzrokiem… był… patrzył… uśmiechał się. Zaczęła chodzić do szkoły z myślą, że Go zobaczy i …coraz trudniej jej było skupić się na prowadzeniu lekcji. Podchodził, rozmawiali, a jej serce waliło jak oszalałe, miała miękkie kolana, naprawdę do tej pory nie wiedziała, że można mieć takie nogi jak z waty…
- Boże, co się ze mną dzieje! – pomyślała.

***
Był młody, przystojny, ładny. Miał długie włosy, nosił dżinsową kurtkę, czerwoną chustkę na szyi, był wysoki, szczupły, lekko przygarbiony. Kojarzył jej się z kolegami ze studiów – inteligentny, wrażliwy, mądry. Miał w sobie ten specyficzny rodzaj buntu, który w ludziach lubiła, buntu przeciwko wszystkiemu co złe i niesprawiedliwe. Ona też miała taki bunt w sobie i czuła, że mogą się zrozumieć. Chciała dać Mu to jakoś do zrozumienia, jakoś przełamać tę relację nauczyciel – uczeń, tym bardziej, że wydawało jej się, że On też tak myśli i czuje. Właściwie w to nie wierzyła, ale chciała to jakoś sprawdzić, czy On też jest nią zainteresowany, czy jej się tylko wydaje…
Okazja nadarzyła się sama: były jakieś zmiany w planie lekcji , nie wiadomo było kiedy będzie następna lekcja z jej przedmiotu. Zatrzymali ją na korytarzu prawie całą klasą, pytając o termin kolejnej lekcji. Powiedziała, że teraz nie wie, oni kończą już lekcje, więc może im podać swój numer telefonu, niech ktoś do niej zadzwoni to się dowie. Wyjęła z torebki kartkę z telefonem i wyciągnęła rękę …wziął On.
Zadzwonił jeszcze tego samego popołudnia. W jakiś zupełnie naturalny sposób zaczął do niej mówić po imieniu. Spodobała jej się jego śmiałość. Pytał o książkę, którą mogła mu pożyczyć. Umówili się, że przyjdzie po książkę.
Zaczęli się umawiać, spotykać, dużo rozmawiali, o życiu, o książkach, słuchali muzyki, chodzili na piwo. Przychodził do niej do domu, albo gdzieś wychodzili, załatwiali razem drobne sprawy, poznali nawzajem swoich najbliższych przyjaciół. Lubili się, obydwoje to czuli, ale nigdy nie rozmawiali na temat tego co ich łączy. I poza rozmowami i poczuciem zrozumienia i jakiejś specyficznej więzi, nic ich nie łączyło, bo nie mogło łączyć. Ona miała męża i dziecko, a On był jej uczniem – obydwoje zdawali sobie sprawę z tej sytuacji.
On był dla niej niezwykłym antidotum na chory, toksyczny związek z brutalnym i wulgarnym mężem. Miał w sobie jeszcze tę specyficzną młodzieńczą niewinność i delikatność z lekką nutką romantyzmu. Był dla niej uosobieniem wszelkich dziewczęcych marzeń o idealnym związku, o prawdziwej duchowej miłości. Chyba jednak nigdy wtedy nie dopuściła do swojej świadomości myśli, że się w Nim zakochała. Wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić, panicznie bała się tego, co mogłoby się stać, gdyby ktoś się dowiedział, że się spotykają. Kiedyś w awanturze mąż jej wykrzyczał, że demoralizuje uczniów. Zdawała sobie doskonale sprawę, czym by się to skończyło, gdyby dowiedział się ktokolwiek ze szkoły. Nie chciała dla nich obojga, żeby zbezczeszczono tak piękne i czyste uczucie. Właściwie nigdy się nie dowiedziała co On naprawdę do niej czuł, nigdy sobie tego nie nazwali. Nigdy też nie przekroczyli żadnej fizycznej granicy, nigdy jej nie pocałował ani nawet nie dotknął. Obydwoje byli chyba zbyt dobrze wychowani, żeby do tego dopuścić. Jeśli On nawet o tym myślał (w końcu był młodym, normalnym mężczyzną) to nigdy nie zrobił żadnego gestu, który by to sygnalizował. Być może zdawał sobie sprawę, że ona na to nie pozwoli, albo po prostu był zbyt nieśmiały…
Przyszedł koniec roku, święta. Sylwestra spędziła sama w domu z dzieckiem. Mąż gdzieś się bawił, a On pojechał do domu. Jakiś czas po świętach przyszła od niego kartka z wierszem napisanym przez niego – przeryczała nad tą kartką cały wieczór, uzmysławiając sobie coraz dobitniej bezsens całej sytuacji.
Zbliżała się studniówka, powiedział jej, że pójdzie na studniówkę, ale tylko z nią. Przez sekundę była szczęśliwa, poczuła się znowu jak nastolatka, której chłopak proponuje wspólny bal, ale za chwilę już wiedziała, że to jest zupełnie niemożliwe. Nauczycielka nie może oficjalnie wystąpić jako osoba towarzysząca uczniowi na szkolnym balu – taka była brutalna prawda. W czasie studniówki udawali, że się prawie nie znają, On się bawił z kolegami i koleżankami, ona siedziała przy stole z gronem pedagogicznym i zazdrościła każdej dziewczynie, z którą tańczył. Dusza jej wyła z rozpaczy, ale rozsądek podpowiadał, że powinna być Mu wdzięczna, że okazał się na tyle dojrzały, że nie zrobił publicznie niczego głupiego.
Skończył się rok szkolny i On musiał wyjechać. Przyszedł się pożegnać i o mały włos nie spotkaliby się, bo była akurat na spacerze z dzieckiem. Dochodziła do domu, i zobaczyła Go, jak odchodził w przeciwną stronę. Nie mogła Go dogonić, bo z wózkiem nie mogła szybko biec, a On nie słyszał jej wołania, bo miał słuchawki w uszach. Ale się obejrzał… Wiedziała, że widzi Go po raz ostatni, …nie powiedzieli sobie niczego ważnego, nic sobie nie obiecali, nie wymienili nawet adresów, …On był młodym człowiekiem u progu dorosłego życia, …ona miała sprawę rozwodową w toku i poczucie zmarnowanego życia. Obydwoje wiedzieli, że to koniec…

***
Lata mijały. Jej życie jakoś się ułożyło, rozwiodła się z mężem, spotykała różnych mężczyzn, ale z nikim nie związała się na stałe. Pielęgnowała w sobie wspomnienie o pięknym, platonicznym związku z sympatycznym, mądrym chłopakiem. Czasem myślała o nim tak zwyczajnie, ciekawe jak mu się wiedzie, jak się potoczyło jego życie, czy jest szczęśliwy? W jakiś chwilach zwątpienia czy chandry, myślała o nim jak o bliskim przyjacielu, z którym można byłoby pogadać, który by zrozumiał, pocieszył. Czasem myślała też, że może to było właśnie to, czego szuka każdy człowiek, który wierzy w tak zwane: pokrewieństwo dusz, połówki czegoś tam, które się mają odnaleźć, czy po prostu prawdziwą miłość, która wypływa z serca i z duszy.
Co jakiś czas wpadała na pomysł, żeby go odnaleźć i zapytać co u niego słychać. Powiedzieć, że pamięta, że ciągle o nim myśli…
Miała pomysł aby odszukać jego rodziców w rodzinnej miejscowości – mogła przez szkołę dotrzeć do adresów uczniów – ale trzeba było jeszcze wymyśleć jakieś sensowne wytłumaczenie dla dyrektora. No i co powie jego rodzicom…? I co powie jemu jak go już odnajdzie…?
Potem rezygnowała z tych pomysłów. Zdrowy rozsądek podpowiadał:
„i co mu powiesz? pewnie cię nawet nie pamięta!” albo
„człowiek ma rodzinę, żonę, dzieci, jakieś ustabilizowane życie, a ty tu z jakimiś sentymentalnymi kawałkami o pokrewieństwie dusz…”
No i nie szukała.
Kiedyś dotarła do niej informacja, że jakiś znajomy jej kolegi pyta, czy może komuś podać jej numer telefonu? Odpowiedziała, że tak. Przeszło jej przez myśl: „może to On jej szuka???” Ale nikt nie zadzwonił…
Minęło 14 lat odkąd się poznali, życie toczyło się utartym schematem: praca, dom, praca, dom, jej syn dorastał. W Internecie pojawiało się wiele społecznościowych portali, na których ludzie odnajdywali się po latach. Postanowiła się zalogować, … wpisała miasto, …szkołę, …nerwowo szukała w pamięci, która to była klasa…, który rok… ręce jej drżały z emocji… JEST, znalazła Go. Ten sam uśmiech, te same oczy…, no jasne, że trochę starszy, ale… ciągle ten sam. Na zdjęciach widać, że ma żonę i córeczkę – ładna dziewczynka, podobna do Niego…
Wiele razy wchodziła na jego profil, patrzyła na jego zdjęcie, długo się zastanawiała, czy do niego napisać… w końcu się odważyła, napisała nieśmiało:
- Cześć! Mam nadzieję, że mnie jeszcze pamiętasz ;-)) Miło wspominam nasze rozmowy. Szukałam Cię... Ciekawa jestem co robisz, jak żyjesz? Pozdrawiam
Odpisał po dwóch tygodniach, chyba już nawet straciła nadzieję, że kiedykolwiek to nastąpi. I kolejna wiadomość… i kolejna… odpisywali szybko, czasem trochę chaotycznie, jakby chcieli nadrobić stracony czas… szybko odnaleźli ten sam poziom porozumienia, który ich łączył przed laty… wróciły wspomnienia… powiedzieli sobie parę ważnych słów, że to było ważne dla nich obojga, że pamiętają, że byli dla siebie wsparciem w trudnych momentach życiowych i … chyba w podobnym momencie obydwoje zdali sobie sprawę, że nie mogą tego kontynuować… planowali spotkanie, wymienili się numerami telefonów…, ale się nie spotkali…
Na początku miała nawet trochę żalu, że tak raptownie przestał odpisywać, ale doskonale rozumiała, że nie ma prawa zawracać mu głowy. On przecież ma żonę i dziecko, jakieś normalne, ustabilizowane życie. Ona ciągle szukała swojego szczęścia. Była w dwóch czy trzech poważniejszych związkach, ale kiedy mijał okres pierwszej fascynacji i zauroczenia, wiedziała, że to nie to. W każdym brakowało jej jakiejś głębi i tego wewnętrznego uczucia rozpierającego serce, brakowało jej miłości. Zaczynała już powoli godzić się z myślą, że zostanie sama do końca życia. Czasem z kimś się spotykała, tak po prostu, żeby było miło, czy żeby spędzić z kimś czas, ale nie lubiła namiastek, nie potrafiła udawać. Nie umiała związać się na stałe z kimś dla wygodnego, bogatego życia, z rozsądku, czy po to, żeby mieć kogoś kto ma podawać przysłowiową szklankę wody na stare lata. W pewnym momencie postanowiła sobie, że albo się zakocha i będzie szczęśliwa, albo zostanie sama. Inaczej nie ma sensu.

***
Nie pisał, nie dzwonił, wiedziała, że już nie napisze. Czasem wysyłała mu jakieś sms-y z życzeniami na święta, ale nie oczekiwała, że odpisze. Chyba nawet już się z tym pogodziła, że tak musi być w jej życiu. Była zadowolona, że „spotkali” się chociaż wirtualnie, że napisali sobie parę ważnych słów, które potwierdzały to co ich kiedyś połączyło. Do tamtej chwili nawet nie wierzyła w to, że kiedykolwiek się jeszcze skontaktują.
Minęły kolejne dwa lata, szukała nowej pracy, kupiła nowy telefon, żeby mieć w razie jak trzeba będzie oddać służbowy. Przepisywała niektóre numery do ludzi z pracy, z którymi chciała mieć prywatny kontakt, natrafiła na Jego numer i …wysłała mu sms-a z informacją o zmianie numeru i kilka słów, że jakby chciał to zawsze może zadzwonić. Nie oczekiwała, że zadzwoni. Jak zwykle dużo pracowała, często wyjeżdżała służbowo. Była daleko od domu, zasypiała zmęczona po długiej podróży i ciężkim dniu pracy w jakimś hotelowym pokoju, kiedy przyszedł sms. Od Niego.
- Odpiszę rano – pomyślała , ale jednak wzięła telefon, przeczytała uważniej co napisał i odpisała. Siedemnaście lat się nie widzieli, dwa lata minęły od ich ostatniego kontaktu, miesiąc temu wysłała mu wiadomość o zmianie numeru telefonu, a teraz On pisze do niej w nocy, że jest mu kiepsko - to musi mu być naprawdę źle. Nie pisze się chyba do kogoś w nocy, po 17 latach – bez powodu? Miała jakieś irracjonalne poczucie, że go zna, że odbiera jego emocje – tak jak się czuje emocje kogoś bardzo bliskiego, przyjaciela, z którym łączy nas silna więź. Do północy wymienili jeszcze kilka wiadomości, zasypiała, kiedy napisał, że musi się z nią spotkać. Była jakaś determinacja w tym jego stwierdzeniu. Umówili się za tydzień, po jej powrocie z delegacji. Umówiła się z Nim na spotkanie! – z wrażenia nie mogła zasnąć jeszcze przez godzinę. Tydzień pracy ciągnął się potwornie długo, popołudnia i wieczory spędzała samotnie, miała dużo czasu na myślenie – nie mogła przestać o nim myśleć. Znowu, jak kiedyś przed laty, przyszło jej do głowy pytanie: - Boże, co się ze mną dzieje! Od tej nocy kiedy przysłał wiadomość, nagle jakby świat się zmienił. Nie mogła spać, nie mogła jeść. Każda myśl o nim powodowała szybsze bicie serca, przysłowiowe „motylki w brzuchu” i jakiś dziwny stan euforii. (Naprawdę do tej pory myślała, że „motylki w brzuchu” są wymyślone, a one naprawdę istnieją.) Niczego sobie nie wyobrażała, zastanawiała się jakie będzie to spotkanie, czy odnajdą w sobie nawzajem, tamtych siebie sprzed lat? Czy może rozczarują się? Przecież obydwoje mogli się bardzo zmienić przez tyle lat?
W końcu nadszedł ten dzień. Dzień spotkania z Nim. Od rana nie mogła sobie znaleźć miejsca, nie mogła się na niczym skupić. Starała się udawać sama przed sobą, że wszystko jest w porządku, spotkanie jak spotkanie, ale nie udawało się. Jechała samochodem i bała się, że spowoduje wypadek, szła przez ulicę i miała nogi jak z waty, serce tłukło jej się jak oszalałe:
- Boże, co się ze mną dzieje! – znowu pomyślała.
Kiedy przyszła na umówione miejsce, jeszcze Go nie było. Usiadła, spojrzała na zegarek. Za 3 minuty 16.00, rozejrzała się wokół.
- A jak nie przyjdzie? Nieee, na pewno przyjdzie.
Minuta po 16.00. Może dwie. Obejrzała się. JEST. Usiadł koło niej. Zaczął szybko mówić, zadawać pytania, wyschło jej w gardle z wrażenia:
- Cześć! Co u Ciebie słychać? Jak żyjesz? Co porabiasz? Gdzie pracujesz? – chyba był trochę zdenerwowany.
Zaczęli rozmawiać. Tak po prostu jak przed laty. Szybko znaleźli ten sam poziom porozumienia. Bez krygowania się, bez zadęcia, bez zbędnych ozdobników, szczerze i prawdziwie, jak rozmawiają przyjaciele, którzy się dobrze znają i dobrze rozumieją. Był taki jak sobie wyobrażała, że będzie: inteligentny, mądry, wrażliwy… trochę smutny – życie bywało trudne, obydwoje to wiedzieli i potrafili to sobie powiedzieć – jak przyjaciele… Widziała w nim tego dawnego chłopaka, którego pamiętała, niewiele się zmienił, ale teraz siedział przed nią dojrzały mężczyzna… i ciągle miał ten sam uśmiech i to samo spojrzenie i …nadal jej się podobał…
Siedział blisko koło niej, rękę trzymał na oparciu, tak jakby chciał ja objąć…
Miała sporą wiedzę na temat psychologii człowieka, wiele życiowych doświadczeń, była dojrzałą, stabilną emocjonalnie kobietą. I nagle zdała sobie sprawę, że go kocha, poczuła to wszechogarniające, obezwładniające uczucie, rozpierające serce i duszę. To nie była jakaś fanaberia egzaltowanej nastolatki… to było to. Nie mogła już dłużej ukrywać tego sama przed sobą, musiała się skonfrontować z tym co czuła. Siedziała naprzeciw Niego, patrzyła mu w oczy i myślała: Kocham Cię!
Rozmawiali prawie cztery godziny…
Wróciła do domu z mieszanymi uczuciami: z jednej strony była zadowolona, ba, nawet szczęśliwa, że się spotkali, z drugiej – docierał do niej potworny bezsens tej sytuacji.
Całe życie marzyła o wielkiej, prawdziwej miłości, szukała, czekała i wierzyła, że kiedyś to się zdarzy. Spotykała różnych mężczyzn, z niektórymi łączyły ją jakieś cieplejsze uczucia, ale o żadnym do tej pory nie pomyślała: to ten. Pytała się wielu osób, bliskich, znajomych, mamy, siostry , o to czy jak się człowiek zakocha, to wie na pewno, że to ten właściwy, ten na całe życie? – bo ona nigdy jeszcze takiej pewności nie miała.
I nagle teraz ją miała. Dotarło do niej, że Go kocha, że to jest właśnie TEN mężczyzna, TEN człowiek, na którego całe życie czekała, wreszcie miała tę pewność. To było przyjemne, rozpierające dusze uczucie.
I za chwilę zdała sobie sprawę z tego, że to się musi teraz skończyć, bo ON MA Żonę! Nie może mu nawet tego powiedzieć, nie może niczego oczekiwać, nie może nic zrobić – ON MA Żonę! On jest prawym, odpowiedzialnym mężczyzną, dla którego określone wartości moralne są ważne i mają duże znaczenie – wiedziała to, za to w końcu go ceniła i lubiła, to były też jej wartości. Wiedziała, że On nie zrobi niczego żeby się sprzeniewierzyć tym wartościom. Wiedziała, że to nie jest człowiek, który rzuci wszystko, aby pójść… za czym, no właśnie… przecież ona nawet nie wie, czy On ją kocha, czy w ogóle coś do niej czuje… i nigdy się tego nie dowie …
- Boże, co się ze mną dzieje? – pomyślała.
- Boże, jak ja mam dalej żyć, jak udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy w sercu ma się ranę jak po postrzale z ładunku dla słonia…?
Właściwie nic się nie stało, ale jej świat wywrócił się na drugą stronę, już nic nie jest takie samo jak było, już nic takie samo nie będzie. Następnego dnia zdała sobie sprawę jeszcze z jednej rzeczy: skoro to jest TEN człowiek i TA miłość na całe życie, ta jedna jedyna, prawdziwa, to znaczy, że już się nigdy nie zakocha, już nigdy nie będzie szczęśliwa… Jak żyć z takim bólem w duszy…
Bo jeśli życie może boleć, to ona właśnie tego doświadczała… potwornego, przejmującego bólu duszy…
Przez parę dni żyła jak w amoku, starała się udawać przed innymi, że wszystko jest normalnie, jeździła do pracy, wykonywała jakieś czynności domowe jak automat, a jak nikt nie widział – płakała, łzy same cisnęły się do oczu, w samochodzie głośno słuchała Dżemu, bo tylko przećpany i zawodzący głos Ryśka Riedla, współgrał z jej zbolałą duszą… a wieczorami piła alkohol, żeby się trochę znieczulić, żeby trochę zagłuszyć to uczucie w sobie, … żeby nie czuć, tego co czuła…
- Boże, jak zabić w sobie tę miłość, do której nie mam prawa…?
Wygrzebała stary rozpaczliwy wiersz, który napisała 17 lat temu, kiedy zakochała się w swoim uczniu i już wtedy wiedziała, że nie może go kochać… Przeraźliwie pasował…

***
Kiedy już będę Tam
Po drugiej stronie Cienia
Kiedy zostawię Was
Z tej strony Istnienia
Nie będzie mnie
I będę wszędzie
Napiszę list do Boga
Opowiem mu co zrobił
Kiedy zostawił nas
Na pastwę głupich słów
Kiedy pozwolił patrzeć
Oczom, które zabijają
Fantastyczne marzenia
Niewinnych dziwaków
Dlaczego każe nam grać
W tę diabelską ruletkę
Zwaną moralnością
Która nie pozwala kochać tych
których kochamy
Która każe nam robić rzeczy
Których nie chcemy
Dlaczego postawił świat
na głowie absurdu i nonsensu
Przecież tylko nieliczni umieją latać
Ale szybko podcina się im skrzydła
Dlatego trzeba się spieszyć
Zdążyć oderwać się od ziemi
I być już Tam
Po drugiej stronie Cienia
I już nie cierpieć


… i to było chyba najlepsze rozwiązanie z tej beznadziejnej sytuacji, znaleźć się po drugiej stronie Cienia i … już nie cierpieć…
… Weronika u Paulo Coelho postanowiła umrzeć bez powodu, ona miała powód…
… tylko trzeba zdobyć dużą ilość tabletek nasennych…



*koniec*
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Leontyna · dnia 05.07.2010 11:33 · Czytań: 701 · Średnia ocena: 2,75 · Komentarzy: 11
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Darksio dnia 05.07.2010 12:54 Ocena: Dobre
Witaj Leontynko.
Tekst prawdziwy do bólu, już ja coś o tym wiem. Jednakże jest pewne "ale". Jako tekst psychologiczny zupełnie mi do tej kategorii nie pasuje. To raczej zwykła opowieść. I, niestety, bardzo monotonnie napisana. Mimo iż temat ciekawy, życiowy, to jednak nie czyta się z emocjami. Momentami usypiasz czytelnika. Temat świetny (śmiem nawet twierdzić, że autentyczny), ale wykonanie średnie.
Jako, że to debiut daję czwóreczkę z plusem.
Pozdrawiam.
Leontyna dnia 05.07.2010 13:03
Dzięki darxx1 za komentarz :). Rzeczywiście nie wiedziałam do jakiej kategorii to wrzucić. No i chyba powinien być krótszy, być może byłoby mniej monotonnie... W każdym razie bardzo dziękuję za opinię
Darksio dnia 05.07.2010 13:15 Ocena: Dobre
O, zapomniałem o ocenie.
JaneE dnia 05.07.2010 13:30 Ocena: Przeciętne
Przyznam, że zainteresowała mnie opisana przez ciebie historia i choć styl wymaga jeszcze dopracowania, brnęłam dzielnie, bo ciekawa byłam zakończenia.

Niestety zawiodłam się. Liczyłam, że oprzesz się pokusie uśmiercenia głównej bohaterki, to tak przewidywalny ruch.

Zrobiło się zbyt kiczowato i jakoś samobójstwo nie pasuje mi do kobiety, która przez tyle lat zmagała się z życiem, samotnie wychowując dziecko.

Przed tobą jeszcze sporo pracy, niektóre zdania bardzo nieporadne.
Pisz, pisz, pisz, a na pewno będzie coraz lepiej.

pozdrawiam
SzalonaJulka dnia 05.07.2010 15:45 Ocena: Dobre
Początek mnie zafascynował, jednak czym dalej tym gorzej tzn. bardziej kiczowato i melodramatycznie. W pierwszej części opisy zdarzeń są w dobrej proporcji do przedstawiania uczuć bohaterki, później ten stosunek się zaburza i czytelnik zaczyna przysypiać.

Tak, jak JaneE uważam, że zakończenie jest niewiarygodne - bohaterka wydaje się zbyt silna i odpowiedzialna, żeby popełnić samobójstwo. Ma syna - zupełnie pomijasz to, co się z nim dzieje, a zapewne ma spory wpływ na życie matki - w ogóle czym dalej tym bardziej wyizolowujesz kobietę z otoczenia.

Technicznie, sporo do poprawy - zdarzają się powtórzenia, kiepski szyk zdań.

Marudzę dlatego, że widzę tu duży potencjał :) Gratuluję debiutu i życzę powodzenia
Leontyna dnia 05.07.2010 17:42
Dziękuję Wam za wszystkie opinie. Bardzo to dla mnie ważne co piszecie. Bałam się tego, że wyszło melodramatycznie i kiczowato... Dodam tylko, że to moja pierwsza dłuższa forma, do tej pory popełniłam parę "wierszy"... Dzięki, będę trenować ;)
czupurka dnia 05.07.2010 19:06 Ocena: Dobre
A mnie nie uśpiło Twoje opowiadanie. Choć faktycznie uśmiercenie bohaterki nie wyszło dobrze, nawet biorąc pod uwagę, że już nikogo więcej nie pokocha. Zamiast tego dałabym jako zakończenie jakiś kadr z ich spotkania po wielu latach przypadkiem, choćby na ulicy.
Ale i tak podobało mi się. :)
sisey dnia 06.07.2010 10:53
Witaj, wykazałaś się sporym samozaparciem produkując tak łzawy tekst. Rozczarowała mnie postawa "ludziów" z PP - głaszczą debiutanta, nie krzyczą - dobrze, ale nikt nie wskazuje jak to ugryźć. Szalona, poleciała skrótem a to wydaje się za mało. Styl zdecydowanie do poprawki.
Obecnie czyta się to jak... marną plotkę. Wszystkie emocje podmiotu, są gdzieś obok. Razi wprowadzanie dialogów - rachityczne i niekonsekwentnie z czasem.

Kochanie, nie chodzi mi o to, byś zaprzestała pisania, ale długa droga przed Tobą. Na dobry początek zainteresuj się zawartością naszego FORUM (troszkę porad tam znajdziesz) - dostęp z prawego panelu.

Jedna uwaga którą koniecznie zapamiętaj: autor może kłamać w tekście, ale musi być wiarygodny!

Twoja nauczycielka taka nie jest - polonistka i tak marny język? Nie kupuję tego.

serdecznie pozdrawiam i życzę odporności na takich łobuzów jak sisey :D

postaram się zaglądać. B/O
Leontyna dnia 06.07.2010 11:54
dzięki za opinię - sisey, rozumiem, ze powinnam zaprzestać pisania, mimo Twojego zaprzeczenia :D Twój protekcjonalny ton mówi wszystko, kochanie :lol:
pozdrawiam
ps. nigdzie nie napisałam, że ona jest polonistką!
Samuel Niemirowski dnia 07.07.2010 01:13
A ja się nie zgodzę z Siseyem. Jak patrzę na te nasze krajowe polonistki... :lol:

Poza tym popieram przedmówców. Tylko pocżatek był zjadliwy jako wstęp do romansu. Reszta poleciała strasznym banałem.

Pozdrawiam
sisey dnia 07.07.2010 11:03
Ja tam kocham pasjami i żadnej protekcji nie uprawiam. Tu nie ma żadnych podtekstów, pisz, szalej, szlifuj co masz.

Mea culpa, za tę polonistkę, widać myślenie życzeniowe. Z doświadczenia wiem że matematyczki są brzydsze, no i raczej rzadko wierszem... :D

serdeczności i bez urazy proszę, sisey
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:75
Najnowszy:Janusz Rosek