Mea culpa - tulipanowka
Proza » Obyczajowe » Mea culpa
A A A
Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa

Czym różnimy się od dzieci? Świadomością. Umiejętnością nazwania swoich uczuć, win, grzechów, wad i zalet. Chyba jednak nie stajemy się lepsi, a raczej gorsi – bo z pełną premedytacją, często z chłodną kalkulacją możliwych zysków i strat robimy, to co robimy.

Nasze myśli i wyobrażenia przekalkowują się na życie. Może nie od razu. Czasem trzeba poczekać kilka lat. Jeśli ktoś w fantazjach spotyka sympatycznych i przyjaznych ludzi to i w realu do takich go ciągnie. Gdy ktoś w głowie ma mrok, zdradę i hańbę, wtedy i jego zachowania podświadomie kierują się na złe tory.

Pewnie każdego spotykają chwile olśnienia. Wtedy zaczyna rozumieć, dlaczego spotkało go to, co go spotkało. Właśnie mi zdarzyło się coś takiego.

Nie będę się silić na piękny styl, fikuśne literackie figury – nie mam do tego talentu i nigdy nie miałam. Byłoby hipokryzją udawać, że jest inaczej. Dlatego opowiem o sobie tak zwyczajnie w prostych zdaniach.
Zmarnowałam i przegrałam swoje życie, ale mój sukces, szczęście w nieszczęściu polega na tym, że wreszcie pojęłam, w których momentach popełniałam błąd.

Muszę się cofnąć do okresu dzieciństwa.
Nie mam pretensji do rodziców, bo wielu mogłoby mi ich pozazdrościć. To raczej moja wina, wina mojej psychiki, niż ich zupełnie normalnego podejścia.
Jako starsza siostra musiałam opiekować się bratem Melchiorkiem, być dla niego przykładem. Jednak brachol bywał okropny. Zaczepiał mnie, trącał, dokuczał, specjalnie przełaził nad układanką, nad którą się męczyłam, żeby niby niechcący coś mi zburzyć lub zniszczyć. Często coś mi zabierał i chował, a potem miał ubaw po pachy, że szukam, złoszczę się i nie mogę znaleźć. Czasem nie wytrzymywałam. Na jego pukanie w moje ciało, odpowiadałam popchnięciem, albo uderzeniem. Wtedy Melchior zaczynał przesadnie, teatralnie ryczeć i biegł na skargę. Zaczynała się awantura. Przybiegała matka lub ojciec z krzykiem, że znęcam się nad młodszym rodzeństwem. Kiedy próbowałam się wyjaśnić sytuację, czyli pyskować, dostawałam od matki w twarz. Ojciec był gorszy w moim odczuciu. Nie bił mnie, tylko mówił i mówił, że jestem wredna i że powinnam dostać paskiem po gołym tyłku. Wieczorami płakałam nad sobą i miałam wyrzuty sumienia „dlaczego jestem taka okropna i nie potrafię nad sobą zapanować”. Tak mijał dzień po dniu. Starałam się jak mogłam, ale brachol tym bardziej próbował się mnie sprowokować. Szantażował mnie, że może się rozpłakać – cwany dzieciak. Dla niego to była forma zabawy.
Moi rodzice wychowali się w rodzinach, gdzie najstarsze dziecko było przesadnie faworyzowane i uwielbiane. Zarówno moja matka, jak i ojciec byli tymi młodszymi, dlatego pewnie przeginali w drugą stronę wychowując mnie i Melchiora. Dla nich ja pierworodna byłam ucieleśnieniem całego zła z ich dzieciństwa. Opowiadali nie raz smutne i przykre historyjki z przeszłości, jak to zostali niesprawiedliwie traktowani.
W każdym razie ja jako dziecko starałam się jak mogłam. Ustępowałam Melchiorowi we wszystkim. Mimo tego i tak jako starsza ponosiłam odpowiedzialność za wszystkie psoty, głupie pomysły, za bałagan i zawsze byłam tą wredną i niewdzięczną córką.
W szkole uczyłam się dobrze, ale jak miałam problem z zadaniem domowym szłam po radę do rodziców. Zawsze mi pomogli i za to byłam im wdzięczna. Jednak wcześniej musiałam wysłuchać, że jestem tłukiem, durniem i tym podobne dołujące epitety. Nic dziwnego, że samoocenę miałam niską.
W okresie dojrzewania na mojej twarzy pojawiły się łojowe wypryski. Rodzice najprawdopodobniej kierując się dobrymi intencjami – upominali mnie, żebym nie dotykała czoła, brody, nosa, żebym nie rozdrapywała pryszczy, bo wyglądam paskudnie i odpychająco. Trądzik nie zależał od mojej woli. Nie potrafiłam sobie z nim poradzić, chociaż stosowałam przeróżne smarowidła. Z drugiej strony już byłam znerwicowana i drapanie, ból fizyczny w małej skali, przynosił chwilowe ukojenie.
W każdym razie zrozumiałam, że rodzice nienawidzą, nie akceptują zarówno mojej psychiki, jak i wyglądu. Rzecz jasna jako młody człowiek nie uświadamiałam sobie tego. Czułam tylko wielkie egzystencjalne cierpienia. Pragnęłam umrzeć. Niestety tak bardzo nie wierzyłam w swoją moc sprawczą, że uznałam, iż moje wszelkie działania z góry skazane są na porażkę. Tak beznadziejnej osobie nie jest w stanie się cokolwiek udać, nawet próba samobójcza.

Nauczyłam się zawsze wszystkim ustępować. Nauczyłam się być ofiarą. W milczeniu i z pokorą znosić każdy cios i krzywdę. Inni mają prawo mnie źle traktować, ale ja to muszę wszystko znieść. Nie wolno mi się bronić, bo oberwę jeszcze mocniej. Jak w dzieciństwie musiałam ustępować bratu i niezależnie od obiektywnych faktów, nawet za jego przewinienia, ponosić kary i psychiczne upokorzenia, tak samo w życiu dorosłym odtwarzałam podobne relacje i scenariusze.
Większości wydaje się, że dzieci krzywdzone występują wyłącznie w rodzinach patologicznych. Dziecko z siniakami, brudne, źle ubrane, głodne, zgwałcone ma prawo się skarżyć. Agresja psychiczna w dobrych domach jest tematem tabu, jakąś tam fanaberią wymyśloną na potrzeby usprawiedliwienia nieudanego życia. Pewnie dlatego tak trudno oswoić się z faktami.
To wstyd i niewdzięczność zgłaszać pretensje do rodziny, najbliższych osób, które mnie wykształciły, karmiły, ubierały.
Pewnie tego nie chciały, a jednak się stało.

Ze wszystkich przedmiotów najbardziej pociągała mnie geografia, a w szczególności zjawiska pogodowe, meteorologia. Lubiłam patrzeć się niebo. Niebo – codziennie inne, zawsze fascynujące, jak największy i najpiękniejszy żywy, bo zmienny, abstrakcyjny obraz. Układy i kolory obłoków; szczególnie niezwykłe podczas wschodów i zachodów słońca. Chmury kłębiaste, warstwowe, pierzaste, wysokie, średnie, niskie, falowe, konwekcyjne, frontowe, o rozciągłości pionowej lub poziomej. Czułam, że jestem w tym dobra. Fascynowała mnie pogoda. Niestety nie przyjęto mnie na studia geograficzne. Poniosłam porażkę. Utwierdziłam się w przekonaniu, że jestem beznadziejna, nic mi nie wychodzi i że nigdy nie będzie mi dane zajmować się tym, co mnie ciekawi.
Moi rodzice byli wstrząśnięci i strasznie rozczarowani, że nie dostałam się na studia. Tragedia. Było mi ogromnie wstyd, że znowu ich zawiodłam.
Przestałam spoglądać w niebo. Raz na zawsze pożegnałam się z marzeniami. Skoro nie mogę uczyć się geografii i profesjonalnie się nią zajmować, to najlepiej odciąć się zupełnie, zapomnieć.
Zaczęłam studiować ekonomię, okropnie nudny kierunek, ale dający szansę na późniejsze zatrudnienie, czyli przysłowiowy chleb.

Za sprawą opowieści ojca (dotyczących kar cielesnych z gołym tyłkiem w roli głównej) powstały pierwsze i bardzo mocne wyobrażenia współżycia seksualnego. Kojarzyły mi się z przemocą fizyczną i psychiczną, z sytuacjami bez wyjścia, z poniżeniem i upokorzeniem. Marzyły mi się gwałty i wymuszenia. Mój masochizm docierał do wszystkich aspektów życia.

To ja sama podświadomie prowokowałam sytuacje, żeby zostać skrzywdzona. Pociągały mnie osoby niedostępne, oschłe, bez zasad i skrupułów, niezdolne do miłości i współczucia. Mężczyźni zwyczajni wydawali mi się nudni, słabi, tchórzliwi, aseksualni. Szczerze powiedziawszy ci normalni trzymali się ode mnie z daleka. Może wyczuwali aurę depresyjno-destrukcyjnej mocy? (do tego jeszcze nie doszłam). Rzecz jasna wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. To działo się na gruncie nieuświadomionym. Schemat z dzieciństwa powtarzany na wiele sposobów.
Często się bałam, bardzo się bałam. Jednak strach mnie podniecał. Nie chciałam tego, ale się działo. Jak koszmar, z którego nie można się obudzić, od którego nie można uciec.

Obawiałam się ludzi, bo zawsze czułam, że mnie oceniają, wartościują, krytykują. I wiedziałam, że na pewno coś we mnie jest nie tak: albo coś głupio powiem, albo przeciwnie za mało mówię, albo ubrałam się jak cnotka, albo wyzywająco. To chore tak przejmować się opiniami innych.
„Jeszcze się taki nie urodził, który by wszystkim dogodził” – tyle, że ja miałam wewnętrzny przymus, żeby spełniać oczekiwania, żeby nie dać powodu do narzekań, czy uwag. Byłam ofiarą, która oczekuje swojego sędziego i kata.

W pracy podobnie. Pozwalałam wchodzić sobie na głowę, zrzucać najbardziej gównianą robotę, której nikt inny nie chciał. Nie chwaliłam się sukcesami, z pokorą przyjmowałam ignorancję, mobbing i zawsze starałam się na czas wywiązać z powierzonego zadania. Nikt nigdy nie doceniał, nie szanował mojej pracy, co najwyżej doczekać się mogłam stwierdzenia, że polecenie musiało być łatwe, skoro bez problemów sobie z nim poradziłam.

Dlaczego tak biadolę? Nie wiem. Może żeby się pochwalić, że coś zrozumiałam? Pewnie także po to, bo przewiduję, iż oprócz mnie żyje wiele wartościowych ludzi, którym jest ciężko, którzy są ofiarami schematów z dzieciństwa, często nie zdając sobie z tego sprawy.
Oni przełykają przykrości, krzywdy i łzy, bo myślą, że tak wypada się zachować. Brakuje im wiary w słuszność obrony własnego honoru i godności.
W tym momencie korzystają ludzie nikczemni i siejący niesprawiedliwość. Niektórzy z nich pchają się do stanowisk decyzyjnych, żeby tłamsić słabszych, żeby na innych się wyżywać, manipulować, wykorzystywać, ośmieszać i wymuszać deprecjonujące reakcje u praworządnych osób. W relacjach damsko-męskich podobnie. Tylko czyhają, by dorwać nieszczęśniczkę/nieszczęśnika, nad którą można się znęcać, dręczyć i bezkarnie obrażać.

Uważam, że tak nie może być! Nie wolno pozwalać sobą pomiatać. Należy się konsekwentnie przeciwstawić. To nieprawda, że głupszemu zawsze wypada ustąpić i wybaczyć. Trzeba otrząsnąć się z najtrudniejszych emocji z przeszłości, zmienić ścieżki swoich myśli, podnieść spuszczony pokornie wzrok i powiedzieć całemu światu „ja chcę być szczęśliwy i stanie się tak jak ja zechcę”.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
tulipanowka · dnia 13.09.2010 07:54 · Czytań: 1065 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 7
Komentarze
mariamagdalena dnia 14.09.2010 00:15
przeczytałam - to nie takie łatwe przesłanie
znaleźć w sobie treści odległe od wnętrza
poznaj siebie - i co dalej? Oto jest pytanie.

Dobrze rozłożyć akcenty pokory, pychy i poczucia wartości nie jest łatwo. Tekst dla mnie wciąż jeszcze do przemyślenia.
Bez (wewnętrznej) oceny.
link a dnia 15.09.2010 19:01
Przepraszam uprzejmie i na zapas. Nie rusza mnie literatura w stylistyce wynurzeń na terapii w grupie. A tekst takie właśnie sprawia wrażenie. I nieobecność "fikuśnych literackich figur" to żadna sprawa: szpetota czy niedostatki mowy mogą być jak piękne bingo, jeśli tylko trafiają w sedno opisywanej rzeczywistości: np. mat, który schlał się w tawernie w książce, naprawdę nie musi silić się na orację w falbaniastych dekoracjach.
Miejscowy fragment:

Cytat:
Dlaczego tak biadolę? Nie wiem.


wydaje się, łagodnie mówiąc, zniechęcającą wizytówką, zresztą, nie tylko dla tej publikacji, ale i dla innych możliwych. Z mojego punktu widzenia w ogóle warto wiedzieć, po co się mówi, a już zwłaszcza warto, kiedy mówi się publicznie.
Pozdrawiam.
tulipanowka dnia 15.09.2010 21:38
w zamierzeniu "to coś" miało przypominać zapis z pamiętnika, dziennika, wspomnień po latach

Cytat:
Dlaczego tak biadolę? Nie wiem.

jak dla mnie przyznawanie się do niewiedzy potęguje u odbiorców odczucie szczerości;
w mojej ocenie ten, kto zgrywa się, że zawsze zna odpowiedź, albo nigdy się nie myli - jest postacią niewiarygodną
link a dnia 15.09.2010 22:25
Rozumiem chyba mniej więcej, chociaż sama nie potrafię w ten sposób uogólniać, i prawdę mówiąc, chyba nie chcę potrafić: nic mi po wszystkoidalnych diagnozach. Najczęściej wystarczy ogólnik zbliżyć do jakiejkolwiek konkretniejszej sytuacji, żeby okazał się mamidłem. Np.:
przyznawanie się do niewiedzy potęguje u odbiorców odczucie szczerości
Zakres niewiedzy i jej okoliczności też chyba mają znaczenie? Czy nie? Dajmy na to, przychodzi prelegent, który ma opisać zgromadzonym obyczaje godowe rzekotek. I oznajmia: ja tam sam nie wiem, po co tu jestem. Tak w ogóle, proszę państwa, robię w hydraulice, ale kumplowi od rzekotek babcia umarła, więc go zastępuję.
Podczas gdy słuchacze nie przyszli na spektakl szczerości, tylko po info o płazach.
kto zgrywa się, że zawsze zna odpowiedź, albo nigdy się nie myli - jest postacią niewiarygodną
A jeśli w sztuce teatralnej występuje postać, która ma być pyszałkiem? Wtedy, przynajmniej póty, póki nie zaplanuje się dla niej jakiejś przemiany, to im bardziej zgrywa się na wszechwiedzę, tym bardziej będzie wiarygodna.
Widocznie niewystarczająco jasno opisałam, o co mi chodzi. Nie oczekuję wszechwiedzy. Spodziewam się jedynie od autora świadomości celu, jaki przyświeca tekstowi. Bo jeśli jakaś tekstowa figura nadaje mi o problemach rodzinnych i zastanawia się, po co narzeka, mam skojarzenia z poczekalnią u lekarza lub dość częstym w Polsce marudzeniem po nic, ot, tak, żeby sobie spuścić z wentyla.
tulipanowka dnia 16.09.2010 22:07
na uczelnianej stołówce uwielbiałam biesiadować z pewną moją znajomą;
nawet marudzenie można podnieść do rangi sztuki

Cytat:
Zakres niewiedzy i jej okoliczności też chyba mają znaczenie? Czy nie?
mają znaczenie;

a jeśli chodzi o Twoją przypowieść - słuchacze nie będą się silić na dociekliwe pytania z sali, a hydraulik na głupawe żarciki ośmieszające pytających (mające zniechęcić pozostałych przesadnie zainteresowanych rzekotkami do zadawania pytań) - ja tam wolę taki układ
link a dnia 17.09.2010 09:25
1. nawet marudzenie można podnieść do rangi sztuki
Owszem. W tej sprawie się zgadzamy. Co nie oznacza, może przyznasz, koniecznej prawdziwości karykaturalnie demokratycznego aforyzmu: "Każde marudzenie każdego to sztuka". Lub, w wersji skróconej, automatycznego wnioskowania: "O, marudzenie! ->Czyli sztuka".
2. słuchacze nie będą... etc. etc.
Heh, Jezus Maria. Skąd tak dobrze wiesz, co będą lub czego nie będą? Ja nie mam pewności. Btw, ciekawi, jak to może być, że wystarczy, by na spotkanie badaczy rzekotek przyszedł szczery jak złoto hydraulik, aby z osobliwie humanistycznej uprzejmości – koniecznie wobec hydraulika i osieroconego przez babcię prelegenta, nie słuchaczy – zainteresowanie płazami u badaczy rzekotek stało się nagle "przesadne", a nie sytuacja – stała się absurdalna. Może się wydawać, że przybywa przejawów umiłowania fikcyjności w życiu spoza fikcji sensu stricto. Mniejsza z tym tutaj.
3. Intryguje niespójność perspektyw: komentarze przypisują znaczenie "przyznawaniu się do niewiedzy", w tekście dominują raczej kategoryczne stwierdzenia. Jedyne, czego bohaterka tak naprawdę nie wie, to po co robi to, co robi, czyli tego najważniejszego. Resztę – jak się wydaje w lekturze – wie na bank.
4. Na koniec, wracając do Mea culpa. Trochę o tym, dlaczego tekst nie zalicza się (wg mnie, rzecz jasna, nie: "w ogóle";) do przykładów marudzenia-kunsztu.
- Podstawowy powód, wspomniany w p. 3.: to narzekanie niczego nie szuka. Znalazło. I wie, jak jest i jak "powinno być". Podczas gdy wg mnie tym najistotniejszym, co przekształca gadanie w artyzm, kunszt, jest szukanie ze świadomością, że znalezienie jest niemożliwe – sedno metafizyki, bez której sztuki nie ma. Jest tylko jej małpowanie.
- Powierzchowny dydaktyzm. Z niego ogólniki i arbitralne osądzanie, które pozoruje opis i refleksję – zresztą wyrokuje się zarówno o innych, jak i o sobie (Pewnie każdego spotykają chwile olśnienia; Agresja psychiczna w dobrych domach jest tematem tabu, jakąś tam fanaberią wymyśloną na potrzeby usprawiedliwienia nieudanego życia; z pokorą przyjmowałam ignorancję, mobbing i zawsze starałam się na czas wywiązać z powierzonego zadania. Nikt nigdy nie doceniał, nie szanował mojej pracy itd. itp.). Podczas gdy nie tylko wg mnie, na szczęście, najwartościowsza literatura to taka, w jakiej pojedynczy człowiek dostaje jak najrzetelniejszą, przenikliwą uwagę, bo zdecydowanie zasługuje na coś więcej niż wrzucanie do jednego wora z jakimiś bliżej nieokreślonymi "niektórymi" i "niktami".
- Moralne jakoś bez rozterek moralnych zagryza estetyczne. Jaki prawdziwy kunszt obywa się bez estetycznego? Bo ja takiego nie znam. Np. rękodzieło też bywa sztuką, ale nie dlatego że "się sili" lub wciska ludziom seryjnie "jakie stworzyłem, Boże i ludzie, takim je macie", lecz dlatego że ma wynikający z umiejętności dar zachwycania sprawnie wykonanym, pojedynczym, niepowtarzalnym pięknem. I w tym od literatury niczym się nie różni. Próba literackiego, a nie naiwnie terapeutycznego ujęcia tematu byłaby wg bohaterki "sileniem się". Ponieważ?
tulipanowka dnia 17.09.2010 18:31
jestem oszołomiona, żeby do takiego tekstu dać TAKI KOMENT
akademicka dyskusja właściwie bez końca, za dużo wątków, m.in. dlatego nie podejmę się kontynuacji

Cytat:
najistotniejszym, co przekształca gadanie w artyzm, kunszt, jest szukanie ze świadomością, że znalezienie jest niemożliwe – sedno metafizyki, bez której sztuki nie ma

eee tam, kto szuka, ten znajdzie;
nu może niekoniecznie akurat to czego szukał ;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty