Lądowisko w Wyndham nie jest puste, co bardzo nas dziwi. Ludzie i wampiry czekają w gotowości, by w razie pojawienia się żołnierzy opuścić miasto. Nasz powrót witany jest okrzykami wielkiej radości. Jednak chwilę później zapada grobowa cisza.
- Effie! – ciocia Edwina z plikiem kartek posłuchała Samuela i zajęła się koordynowaniem ewentualnego wyjazdu mieszkańców.
- Ciociu... – ściskam ją delikatnie wiedząc, że nie przetrwam ataku bólu, który może się zaraz pojawić. - Nic mi nie jest, nie płacz.
- Kochanie! – kobieta nie zważa na łzy. Gładzi mój policzek, a potem jej wzrok przenosi się na Strażników. – Nie widzę Samuela i Edana. Gdzie oni są?
- Samuel jest z Alexandrem Brycem – wyjaśnia Fredrik. – To długa opowieść. Ale Edan...
- Edan nie przeżył tej bitwy – dopowiada Lenn, który pomaga Philippowi ułożyć ciało wampira na wózku do przewożenia bagaży. – Zajmiemy się wszystkim do powrotu Samuela i Alexandra. Fredriku, zadbaj o Effie.
- Dobrze – de Bran kiwa im w podzięce głową. – Edwino, myślę, że możemy powiedzieć mieszkańcom, by wrócili do domów.
- Edan nie żyje?! – ciocia nie dowierza, mimo, iż widzi zawinięte ciało Strażnika. – To niemożliwe! Gdzie jest Samuel?! Co ma z tym wspólnego Alexander?!
- Alex prowadził podwójne życie – odpowiada wampir, widząc, że ja nie mam na to siły. – Pracuje dla wojska. Nie mam czasu, by o wszystkim ci teraz opowiedzieć. Przekaż mieszkańcom, że Wyndham jest bezpieczne. Kiedy wróci Samuel wyjaśni resztę. Proszę, zajmij się nimi. Ja muszę zabrać stąd Effie.
- Czy sir Gilleabart wrócił do miasta? – pytam nagle.
- Nie – ciocia kręci głową odchodząc. – I to mnie martwi.
Powoli zmierza do mieszkańców oczekujących na wieści. Jej żal i smutek są prawdziwe. Kiedy zaczyna mówić, my odjeżdżamy już z lądowiska.
Szybko docieramy do Strażnicy. Nie dowierzam temu, że zaledwie kilka dni temu opuszczaliśmy to miejsce. Wydaje mi się, że minęło o wiele więcej czasu. Fredrik sadza mnie na kanapie i wychodzi. Podejrzewam, że poszedł porozmawiać z Lennem i Philippem, których widziałam przed domem. Przymykam oczy, a gdy w myślach pojawia się uśmiechnięty Edan, zaczynam płakać.
- Edwina zajmie się mieszkańcami miasta – Fredrik nie ukrywa żalu, gdy patrzy na spokojną twarz Edana. – Dlaczego on musiał zginąć?! Był jeszcze taki młody!
- Był Strażnikiem, który walczył do ostatniej chwili – w głosie Philippa słychać poczucie winy. – Kazał mi ratować Effie... Zostawiłem go z tym zdrajcą, a on nie miał z nim szans!
- Edan nie chciałby, żeby było w nas poczucie winy – Lenn opada ciężko na kanapę w domu gościnnym. – Fredriku, zajmij się Effie. Jest poważnie ranna. Nie wiem, jakim cudem wytrzymała aż tyle. Wkrótce ból będzie dla niej nieznośny.
- Lepiej ty ją obejrzyj – wampir jest niespokojny. – Masz wiedzę i leki, które jej pomogą.
- Nie – Strażnik lekko się uśmiecha. – Ona potrzebuje krwi. A te rany są z bitwy. Widziałeś już takie w swoim istnieniu. Poradzisz sobie.
- Mam sam dać jej swojej krwi?
- Nic jej nie będzie – Amargein jest tego pewien. – Musi odzyskać siły. Potem, jeśli będzie chciała znowu zawrzemy przymierze.
- Dobrze – de Bran wzdycha. – Mam nadzieję, że Samuel bezpiecznie wróci, a Wyndham stanie się niepodległe.
- Alexander nie jest zły – Cass wierzy w to, co mówi. – Spełni obietnicę. Mam tylko obawy, czy zaakceptuje swoje obecne położenie.
- Jest żołnierzem – Fredrik nie ma wątpliwości. – Pomożemy mu przez to przejść.
- Cieszę się, że właśnie ty to mówisz – Amargein nie obawia się takich słów. – Teraz jest jednym z nas. Stworzył go Samuel.
- Samuel go uwolni – de Bran jest tego pewien. – Żaden Strażnik nie może podlegać stwórcy. Musi być wolny. Alex też otrzyma wolność, ale dopiero, gdy wszystko pojmie.
- Będziemy go wspierać – Philippe uśmiecha się nieznacznie. – A teraz zajmij się Effie. Lepiej, żebyśmy nie musieli jej przemieniać pod nieobecność Samuela.
- Masz rację – wampir skłania głowę Strażnikom i wychodzi.
- Samuelu... – Alexander zatrzymuje nagle wampira, gdy podażają długim korytarzem w stronę kwatery dowództwa.
- Słucham.
- Zrobię wszystko, żeby Wyndham było wolne, ale musisz mi w tym pomóc – Bryce mówi spokojnie. – Musimy ich przekonać, że nie stanowimy zagrożenia. Nie wiem nawet, jakie teraz obejmą mnie procedury.
- Poradzimy sobie – wampir dotyka jego ramienia. – Potem porozmawiamy spokojnie. Mam ci wiele do wyjaśnienia.
- A ja mam wiele pytań.
- Otrzymasz na nie odpowiedzi – Samuel uśmiecha się łagodnie. – Chodźmy.
Fredrik zanosi mnie do swojej łazienki i opiera o chłodną ścianę wyłożoną jasnymi płytkami.
- Muszę zdjąć z ciebie ubranie – mówi zabierając mi broń. – Potem obejrzę rany.
- Chyba przywarły do materiału – szepczę szykując się na ból.
- Zaradzimy temu.
Pomaga mi wejść do wanny. Sama nie byłabym w stanie zdobyć się na taki wysiłek. Ciepła woda rozgrzewa skostniałe ciało. Po chwili zabarwia się na czerwono, ale ubrania powoli odchodzą od skóry. Wampir używa sztyletu, żebym mogła je zdjąć. Stoję przed nim naga. Mokre włosy oblepiają mi twarz. Powyżej pępka mam ranę ciętą, z której kapie krew. Tej na plecach nie widzę, ale mina Fredrika nie wróży nic dobrego, gdy kończy mnie opłukiwać. Ramię zostało przeszyte na wylot. Chyba boli najmniej.
- Dzielna Effie – szepcze otulając mnie ręcznikiem, na którym zaraz pojawiają się plamy krwi. – Gdybym wieki temu miał u swego boku w bitwach taką towarzyszkę, jak ty, podbilibyśmy świat.
- Za duży jest, by nim władać – chichoczę przytulając się do niego. – Co z moimi ranami?
- Najpierw napij się mojej krwi, a potem się nimi zajmiemy.
- A czy teraz mogę cię pocałować? – pytam poważnie. – Chyba nikt nie patrzy.
Wampir muska moje wargi. Ale to nie wystarcza ani jemu, ani mnie. Przywieram do jego ust smakując je i lekko kąsając. Ból mi dokucza, ale nie mogę się powstrzymać. Fredrik przecina przegub i pozwala mi pić przez kilka chwil. Czuję też, jak krew spływa po moich plecach, a on wciera ją w ranę. Zaciskam palce na jego udzie. Tylko tak mogę poradzić sobie z cierpieniem. Powstrzymuję krzyk. Z ramieniem idzie szybciej, ale gdy Fredrik dotyka mojego brzucha nie wytrzymuję. Jęczę porażona ostrym bólem. Mocne dłonie przytrzymują mnie przed skuleniem się.
- Spokojnie – głos wampira drży. – Wytrzymaj.
- Nie dam rady – dyszę. Moc przybywa na ratunek. Chce się wydostać. – Moja moc...
- Tylko nie roznieś domu w drzazgi – próbuje żartować, ale czuję, że jest bardzo spięty. – Jeszcze chwilę.
Kiedy kończy, opadam wyczerpana w jego ramiona. Nadal drżę, ale moc odpływa. Wreszcie mogę swobodniej odetchnąć. De Bran pozwala mi wypić odrobinę swojej krwi. Kładzie mnie na łóżku. Zasłania okna i znika w łazience. Wraca kilka minut później. Czysty. Zmył z siebie krew i trud walki. Sam nie został nawet draśnięty, ale wiem, że cierpi. Brakuje mu Finna.
- Zaśniesz? – pyta kładąc się obok i okrywając nas kocem.
- Nie – jego krew zaczyna działać. – Po tym wszystkim nie zdołam.
- Effie... – całuje mnie w ramię. – Edan odszedł, ale my musimy istnieć dalej. On nie chciałby, żebyśmy nosili w sobie poczucie winy i ciągły żal. Musisz zapamiętać go, jako wesołego wampira, który miewał zwariowane pomysły. Finn był świetnym Strażnikiem. Zrobił wszystko, by wspólnie z nami pokonać Płomień i zdrajców.
- A ja go zawiodłam – szepczę łamiącym się głosem. – To przeze mnie zginął.
- Philippe mówi to samo – Fredrik stara się mnie przekonać. – Czuje się winny, że w walce z Mac Clamerem zostawił Edana samego. Ale Finn widział, że jesteś atakowana i nie możesz zmienić swojej pozycji. Postąpił słusznie. Każdy z nas zrobiłby to samo na jego miejscu. Effie, okiełznałaś zło. To najważniejsze. Zabiłaś również Ferrisa.
- Czy przez to stanę się taka, jak on? – próbuję znaleźć odpowiedź, ale nie jestem jej pewna. – Co z Płomieniem? Nie możemy go zniszczyć. To wszystko mnie przerasta!
- Masz nas – uśmiecha się. – Mnie.
- My – myślę nad znaczeniem tego słowa. – Możemy istnieć jako my?
- Pamiętasz słowa, które powiedziałaś w zagajniku przed walką? – Fredrik wraca do tamtych chwil.
- Wtedy to ja wymogłam na tobie obietnicę przemiany – wzdycham ciężko. – Zmieniliśmy Alexandra, nie mnie...
- Zmieniłbym cię z największą rozkoszą – całuje mnie. – Stworzyłbym wampirzycę, a potem uwolnił cię z obietnicy posłuszeństwa wobec stwórcy.
- Nie wiem, czy byłby to taki dobry pomysł – uśmiecham się, a wraz ze mną Fredrik. – Znasz mnie.
- Rzeczywiście, ale zaryzykowałbym – w jego oczach drgają radosne iskierki. – Mówiłem też o tym, że cię pożądam. To pragnienie całej ciebie, twojej krwi, twoich emocji jest tak silne, że aż boli.
- Cierpienie uszlachetnia...
- A cierpienie z miłości podwójnie – dopowiada moje słowa. – Nie wiedziałem, co wtedy odpowiedzieć. Ja miałbym kochać kobietę z krwi i kości? Czasem nie pamiętam już, co znaczą te wszystkie emocje. Ale wraz z pierwszą kroplą twojej krwi na nowo je odkrywam. Mogę dla ciebie cierpieć nawet z miłości.
- A ja myślałam, że jesteś najbardziej wrednym wampirem na świecie – posyłam mu figlarne spojrzenie. – Fredrik de Bran napawa mnie lękiem.
- Wybacz – w jego głosie słychać smutek. – Nie krzywdzę niewinnych, ale nie jestem nieskazitelny. Obiecałaś Edanowi i Alexowi zemstę. Zamierzam w niej uczestniczyć.
- Pamiętam – potwierdzam. – Ale zemsta niekoniecznie oznacza śmierć. Od chwili, gdy moja krew zetknęła się z Czarnym Płomieniem nie mogę zabijać. On z bólu i zniszczenia czerpie moc. Teraz zakazałam mu wszystkiego, co złe. A za rok musi odczuć, że nie zrobiłam niczego niegodziwego. Czarny Płomień nie może mieć nad nami przewagi.
- Nie wiem, czy zdołasz zmienić cokolwiek, ale pomogę ci w tym – całuje mnie czule. – A teraz chyba powinnaś pójść spać.
- Mam lepszy pomysł – uśmiecham się łobuzersko. – Nie odmówisz mi...
Miłość między kochankami, połączona z zawieraniem przymierza okazuje się wspaniałym przeżyciem, które tylko umacnia moją więź z Fredrikiem. Ból, zmęczenie, żal odchodzą gdzieś, choć wiem, że nadal tkwią we mnie. Zasypiam spokojna i silniejsza, układając w swojej głowie kolejny, misterny plan.
Spotkanie w tajnej bazie wojskowej kończy się przed świtem. Alexander wychodzi z niego zmęczony, a Samuel zaskoczony. Obaj jednak odczuwają ulgę. Powoli zmierzają do prywatnej kwatery kapitana.
- Żałujesz? – Samuel siada na pryczy, na której wcześniej sypiał Alex. – To trudna chwila dla ciebie.
- Nie żałuję, że nadal istnieję – Alex pakuje rzeczy do dużej sakwy. – Umarłbym bez waszej pomocy. Kto wie, co stałoby się wtedy z wami i z Wyndham. Odchodzę z wojska jako kapitan rezerwy. Nie zostałem uznany za zdrajcę, nie wyrzucili mnie, to najważniejsze. Teraz będę tylko konsultantem. Moje miejsce zajął porucznik Mac Rea. Jestem spokojny o los oddziału.
- Dziękuję ci za wszystko – wampir skłania głowę. – Wyndham jest niezależne. Nikt nie może nas z niego wyrzucić.
- Miasto jest dla ludzi i dla wampirów – mówi młody wampir. – Myślę, że Edwina zgodzi się nim zarządzać.
- Mam nadzieję, ale o tym powinni zdecydować mieszkańcy. Jesteśmy teraz wolni. Wierzę, że sobie z tym poradzimy.
- Na pewno – Alex uśmiecha się lekko. – Moi dowódcy byli pod wrażeniem twoich słów. Ich propozycja nawet mnie zaskoczyła.
- Alex, ja nie mogę zostawić Effie, Strażników, Wyndham – Samuel błądzi gdzieś myślami. – Czuję się odpowiedzialny za was wszystkich. Poza tym zdrajca nadal jest na wolności, a Effie została właśnie Strażniczką Czarnego Płomienia. Wierzę w jej dobroć i rozsądek, ale ktoś musi ją wspierać.
- Jest przecież Fredrik – odpowiada cicho. – Effie go wybrała, prawda?
- Być może – Quinn przyznaje spokojnie. – A jeśli nawet, to miała do tego prawo. Jednak Strażnikiem jest się już do końca życia lub istnienia.
- Myślisz, że poradzę sobie ze wszystkim? Nie umiem tak dobrze walczyć, jak wy. Mam wiele obaw.
- Jakich?
- Effie zawarła z wami przymierze, ale czy zechce zrobić to ze mną?
- Przymierze zawiera się niekoniecznie tylko raz – wyjaśnia najstarszy wampir. – Effie akurat pod tym względem jest wyjątkowa. Zrobiła to już kilka razy. Nie ukrywam, że częściej z Fredrikiem, niż z pozostałymi. Nie ma to jednak znaczenia. Zawrzecie je między sobą.
- Skąd ta pewność?
- Znasz ją. Poza tym, gdy leżałeś umierający chciała podzielić się z tobą swoją krwią – mówi cicho. – Za wszelką cenę pragnęła ci pomóc.
- A co z de Branem?
- Co masz na myśli? – docieka wampir. – On ci nigdy nie zagrażał.
- Czasem miałem wrażenie, że miał ochotę rozszarpać mi gardło – Alex wzdycha ciężko. – Nie pałamy sympatią do siebie.
- Fredrik to wojownik. Walczy od wieków, ale nie jest zły – Samuel uśmiecha się z przekąsem. – Ma specyficzny charakter, jak każdy z nas. Ufam mu i wierzę w jego zdolności. Może wcześniej nie zachowywał się odpowiednio, ale przyznaj, też go prowokowałeś.
- Przyznaję – kapitan odwzajemnia uśmiech.
- On zaatakuje tylko wtedy, gdy zostanie do tego zmuszony. Nigdy nie sprzeciwił się moim rozkazom. A teraz będzie również oddany tobie, a ty jemu. Jako Strażnik walczysz za każdego z osobna i za siebie. Po powrocie do Wyndham rozpoczniemy trening. Kiedy nauczysz się wszystkiego i oswoisz z nowym istnieniem uwolnię cię z posłuszeństwa wobec stwórcy.
- Dlaczego chcesz to zrobić? – Bryce dziwi się.
- Strażnicy są wolni. Mogą decydować sami o sobie – wyjaśnia. – Stwórcy bywają różni. Czasem wymagają od swoich podopiecznych rzeczy niegodnych. Strażnik nie mógłby ich wykonać, nie mógłby w ogóle nim zostać będąc zależny od kogoś złego.
- Czy to normalne, że odczuwam twój nastrój, Samuelu? Widzę też jakieś przebłyski obrazów – w głosie żołnierza słychać wahanie. – Czy to twoje wspomnienia? Próbuję je przepędzać, ale nie zawsze mi się to udaje.
- Nie walcz z tym – prosi wampir. – Wypicie krwi wampira skutkuje właśnie tym, że odczuwasz emocje drugiej strony. Nie znasz myśli, ale wiesz, kiedy ten ktoś jest radosny, albo niespokojny. Poznałeś kilka moich wspomnień, ale raczej więcej ich nie będzie. Stworzyłem cię wypijając twoją krew. W zamian ofiarowałem ci swoją.
- Rozumiem, że więcej już jej nie skosztuję.
- Raczej nie – Samuel śmieje się. – Effie miała dosyć kontrowersyjny pomysł, by Strażnicy zawarli między sobą przymierze. Nie uczyniliśmy tego, choć nie jest to wykluczone. Nie wiemy, jakie mogłyby być tego konsekwencje.
- Rzeczywiście, Effie miewa oryginalne pomysły – przyznaje. – Ty wyczuwasz mój nastrój, prawda?
- Tak. Stworzyłem cię i wiele o tobie się dowiedziałem. Nie obawiaj się jednak, nie zdradzę twoich tajemnic. Między nami zawsze będzie istniała szczególna więź.
- Czy inni Strażnicy nie będą zazdrośni o to?
- Nie wydaje mi się. Nie zamierzam cię faworyzować. Jeśli mnie znienawidzisz, bo okażę się wymagający i surowy, trudno, przeboleję to. Pamiętaj jednak, że jestem starym wampirem i jako twój stwórca mogę cię zniszczyć.
- Rozumiem – Alex nie zamierza testować cierpliwości i wyrozumiałości swojego stwórcy. – Mam nadzieję, że sprostam twoim wymaganiom.
- Jestem tego pewien. Po drodze opowiem ci o historii wampirów.
- O naszych słabościach i zaletach również?
- Z pewnością – Samuel czuje się znowu całkiem młody. To wprawia go w lepszy nastrój. Jednak żal, który nosi w sercu po śmierci Edana sprawia mu ogromny ból. Quinn wie, że będzie już z nim na wieki.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Elatha · dnia 12.07.2011 10:38 · Czytań: 668 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 10
Inne artykuły tego autora: