Spotkanie z mieszkańcami odbywa się przy posągu Ferrisa. Drzewa Pamięci szumią dostojnie, jakby niczym niezainteresowane. Samuel i ciocia Edwina opowiadają ludziom i wampirom o wszystkim, co się zdarzyło. Mieszkańcy są spokojni i opanowani. Cały czas mnie zaskakują. Jedynie zdumienie odmalowuje się na ich twarzach, gdy słyszą, że Ferris Ryann żył cały czas w ukryciu, korzystając z pomocy sir Gilleabarta Mac Clamera. Z ulgą przyjmują wieść, że Czarny Płomień nie stanowi zagrożenia dla Wyndham, a zdrajca będzie poszukiwany. Tego dnia nie chcą rozmawiać i decydować o losach miasta. Pragną godnie pożegnać Edana Finna. Alexandra witają, jak dawno niewidzianego przyjaciela. Ufają mu. Strażnicy są ich jedyną nadzieją na zapewnienie bezpieczeństwa, zwłaszcza w chwili, gdy zdrajca jest na wolności. Nikt nie ma również wątpliwości, że posag Ferrisa należy usunąć i zniszczyć. Nie protestują również, gdy los domu Mac Clamera zostaje przesądzony. Jestem pewna, że cały czas tęsknią za spokojnym życiem, w sennym Wyndham. A teraz wreszcie mają taką szansę i nie zamierzają jej zaprzepaścić. Po wystąpieniu cioci i Samuela wszyscy udają się nad Jezioro Pegeen. Ja wracam na chwilę do domu, by zabrać lilię, którą podarował mi Edan. Chcę, by odeszła razem z nim.
- Philippie, skłamaliśmy – Lenn korzysta z chwilowego zamieszania, jakie powstało, gdy mieszkańcy zajmują miejsca nad brzegiem jeziora i odciąga przyjaciela na bok. – To nie prochy Edana zaraz rozsypiemy nad wodą!
- Ciszej – wampir rozgląda się wokoło. – Oszukaliśmy wszystkich, ale to właściwa decyzja. Ciało Edana nie rozsypało się w proch. To musi być jakiś znak!
- Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Nie wierzę...
- Spokojnie – Cass lekko się uśmiecha, ale nie przynosi to żadnej poprawy na przygnębionej twarzy Amargeina. – W twoim laboratorium nikt go nie odnajdzie. Nikt się nie dowie. Nie wybaczyłbym sobie, gdybyśmy unicestwili ciało przyjaciela. Ono nadal jest takie samo. Ma tylko tę bliznę po ostrzu Mac Clamera. Finn wygląda jakby zapadł w letarg.
- Powinniśmy powiedzieć Samuelowi – Lenn walczy z wyrzutami sumienia. – Może spotkał się już kiedyś z podobnym przypadkiem... Widziałem na własne oczy, jak Czarny Płomień zabijał Strażników. Żaden z nich nie przetrwał. Ich ciała szybko obracały się w proch.
- Ale też żaden z nich nie zawierał przymierza krwi z Effie – przypomina Philippe. – Pamiętaj, że ona nie jest zwykłym człowiekiem. Włada złem, które przeniknęło przez Edana. Wierzę, że nie pozbawiło go jednak istnienia!
- Philippie, albo obaj oszaleliśmy albo jest jeszcze jakaś nadzieja – Lenn patrzy w dal mrużąc oczy. – Jeśli postradaliśmy rozumy, to osobiście poszukam nam poligonu atomowego.
- Wolę innego rodzaju fajerwerki – mruczy wampir. – Chodź, czas na nas.
Nie pamiętam zbyt dobrze uroczystości pożegnania znad jeziora. Pogrążona w myślach, jestem jakby poza tym wszystkim. Wspominam chwile, które spędziłam tutaj z Edanem. Nie przejmuję się tym, że mieszkańcy widzą moje łzy. Strażniczka też ma prawo do emocji i uczuć. Podziwiam spokój Fredrika, choć wiem, że bardzo przeżywa tę chwilę. Philippe cały czas błądzi gdzieś myślami. Podobnie, jak ja nie słucha przemówienia Samuela, cioci Edwiny, czy innych mieszkańców, którzy chcą słowami uczcić pamięć Edana. Nie wyczuwam jego emocji i to bardzo mnie martwi. Podejrzewam, że odciął się od nas, by znaleźć jakikolwiek sposób na ukojenie swojego żalu. Lenn wpatruje się w horyzont nieobecnym wzrokiem. Alex skupiony na uroczystości przeżywa wszystko w ciszy. Płaczę, gdy rozsypujemy prochy Strażnika. Potem z czułością kładę lilię od Edana na wodzie i delikatnie ją popycham. Płynie spokojnie, a ja mam nadzieję, że najweselszy Strażnik jest teraz szczęśliwy. Patrzę, jak kwiat powoli odpływa. Mieszkańcy w ciszy rozchodzą się do domów.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, Samuelu – Lenn spogląda w stronę zamyślonej Effie i Philippa, który wydaje się nieobecny. – Każesz im wejść do sypialni Edana i co dalej? Przecież nie wyrzucimy jego rzeczy!
- Ciszej! – upomina Fredrik, któremu również ten pomysł się nie podoba, ale ma nadzieję, że pomoże to innym w uporaniu się z poczuciem winy. – Przejrzą jego rzeczy, odłożą pamiątki, a resztę zgodnie ze zwyczajem spalimy. Nie pamiętasz, że już kiedyś to robiliśmy?! Piętnaście razy!
- Pamiętam, aż za dobrze – odwarkuje Amargein poruszony słowami de Brana. – Jeśli uważacie, że takie postępowanie przyniesie im pożytek, to nie sprzeciwiam się. Samuelu, po co jednak chcesz tam wysłać Alexandra?
- Dla niego to również będzie ważne doświadczenie – najstarszy wampir odczuwa zmęczenie. – Musi poczuć więź z nami. Dowie się, że Edan był ważny dla Effie i Philippa.
- A dla nas nie był ważny? – Lenn nie jest pewien, co powinien myśleć. Dręczy go niepewność. – Może pójdziemy tam z nimi?
- Nie – Samuel zdecydowanie odmawia. – Poradzą sobie. Ja wyjątkowo muszę odpocząć i pomyśleć. Jutro po treningu przeszukamy dom sir Gilleabarta. A potem odnowimy przymierze.
- Dobrze. W takim razie ja też udam się do siebie – Lenn żegna się z przyjaciółmi i odchodzi.
- A ty, Fredriku? Co zamierzasz?
- Przypilnuję ich dyskretnie – wampir omiata spojrzeniem okolicę.
- Alex jest teraz Strażnikiem, pamiętaj o tym – Samuel nie chce tego mówić, ale uznaje, że tak będzie lepiej. – Podejrzewam, że będzie chciał spędzić z Effie trochę czasu.
- Nie przeszkodzę im. To chciałeś usłyszeć?
- Chciałem wiedzieć, czy ty i Effie... – milknie. – Nieważne. Wybacz.
- Samuelu, znamy się od bardzo dawna – Fredrik ścisza głos do szeptu. – Wiesz, jakim jestem wampirem. Nie skrzywdzę Effie... Nasze relacje stają się intensywniejsze.
- Nie oceniam, ani ciebie, ani jej – wampir uśmiecha się łagodnie. – Przeczuwałem to, ale przecież wiesz, że nie poruszamy tak osobistych kwestii. Chciałbym tylko, by przymierze między nami było nadal zawierane. To dla mnie bardzo cenne.
- Rozumiem – de Bran zastanawia się nad czymś. – Jeśli widzisz problem w tym, że spędzam czas z Effie, to powiedz mi. Jestem Strażnikiem, wojownikiem, przetrwam...
- Ciesz się tym szczęściem – Quinn mówi szczerze. – Ale pamiętaj, że ona jest człowiekiem. Niezwykłym, owszem, ale nadal człowiekiem. Strażnicy są dla siebie rodziną. Nigdy wcześniej nie było wśród nas kobiety, więc to nowe doświadczenie.
- Nie jestem pewien reakcji Alexandra. On nadal kocha Effie. Teraz jako wampir może ze mną walczyć.
- Effie to nie zabawka – oznajmia twardo Samuel. – Nie macie prawa walczyć o nią. Alexander wie o tym. Poza tym nie zapominaj, że Strażnicy walczą razem. Ramię w ramię, miecz przy mieczu. Nie osobno i nie przeciwko sobie. Dlatego jestem szczęśliwy, że Mac Clamer nigdy nie wstąpił w nasze szeregi. Jego zdrada zniszczyłaby nas wszystkich. A teraz wybacz, pójdę powiedzieć im o tym, co postanowiłem. Muszą się otrząsnąć z poczucia winy.
Fredrik wnika w tłum mieszkańców powracających do Wyndham. Nie chce zostać dostrzeżony. W ten sposób uniknie pytań.
Polecenie Samuela przyjmujemy bez sprzeciwu, choć uważam, że postępuje okrutnie wobec nas. Nie tylko zresztą ja. Philippe również jest poruszony. Jedynie Alex zachowuje spokój. Wiemy, że pozostali Strażnicy przebywają w domu. Nikt jednak nie dołącza do nas. Właściwie cieszę się z tego. Oni przeżywają stratę Edana w nieco inny sposób. Może to z racji wieku, choć przecież Philippe jest starszy od Lenna.
Pokój Edana znajduje się na samym końcu korytarza, tuż przy schodach. Wchodzę do niego ostatnia. Jestem zaskoczona. Sypialnię urządzono w stonowanych barwach ziemi, z zielonymi i żółtymi akcentami. Sprawia bardzo przytulne wrażenie. Nie spodziewałam się, że ten młody wampir, o naturze uroczego wariata będzie mieszkał w takim wnętrzu. Jedyny obraz, jaki wisi nad kominkiem, naprzeciwko łóżka przedstawia kwitnącą lilię wodną. Nie wiedziałam, że Edan je tak lubił. Tylko stojące przy ścianie, złożone kartony psują estetyczną całość. Moje serce ściska żal. Starannie zasłane łóżko już nigdy nie da ukojenia właścicielowi. Przysiadam na jego krawędzi nie wiedząc, co mogę zrobić. Czekam na jakikolwiek ruch Philippa. Ale wampir zajmuje fotel przy oknie i milczy, pogrążony w swoich myślach. Alex również czuje się nieswojo. Nie ma odwagi usiąść przy mnie, więc stoi, spoglądając to na mnie, to na Philippa. W końcu nie wytrzymuje.
- Effie? – Odzywa się cicho. Zwracamy na niego uwagę. – Nie wiem, czy powinienem tu być z wami.
- Skoro Samuel kazał ci tu przyjść, to powinieneś zostać – niespodziewanie mówi Cass. – Effie i ja mamy pozbyć się poczucia winy, a ty musisz się nauczyć...
Wampir milknie nagle. Nie naciskamy, by dowiedzieć się więcej. Oboje wiemy, że Strażnicy tworzą jedność, co daje im jeszcze większą siłę w walce. Ale nie tylko to jest dla nich ważne.
- Kiedy Płomień zabił piętnastu Strażników przed wielu laty... – odzywa się ponownie, ale z wahaniem. – To było niepojęte dla nas, ocalałych z tej walki. Ten dom był wtedy inny. Wspólnie zajmowaliśmy sypialnie. Z mojej zginęli wszyscy... Zabranie ich osobistych przedmiotów było dla nas niezwykle trudne. Ale zrobiliśmy to. Nawet nie zdążyliśmy się dobrze poznać z pozostałymi Strażnikami. To były początki. A teraz... Nasza piątka zżyła się ze sobą przez te lata. Poznaliśmy się, ufaliśmy sobie, i nagle jeden z nas zginął...
- Gdybym nie potrzebowała pomocy na moście, Edan byłby z nami – wracam myślami do tamtych chwil. – Ty musiałeś mi pomóc, bo on tego chciał...
- Zostawiłem go...
- Jesteśmy winni – żal w moim głosie jest przytłaczający. – Jak mamy sobie z tym poradzić?
- Nie było mnie przy tym – Alex marszczy brwi. – Nie wiem, jak dokładnie przebiegała wasza walka, ale coś wam powiem. Oboje niesłusznie się oskarżacie. Znam to uczucie. Nie raz traciłem żołnierzy i wydawało mi się, że to ja zawiniłem wydając im rozkaz. Ale oni wiedzieli, jakie ryzyko towarzyszy temu oddziałowi. Podejmowali je świadomie. Edan również wiedział o tym. Był wojownikiem i uznał, że ważniejsza jest Effie, bo bez niej wasza walka byłaby bezsensowna!
- Alex, zamknij się! Nic już nie mów! – staję między wampirami widząc, że Philippe wysuwa kły.
- Niech mówi – Cass podchodzi bliżej, ale nie robi nic, co kazałoby mi wezwać innych na pomoc. – Jesteś „świeżym” wampirem. Właściwie nadal bardziej człowiekiem!
- Może i tak, – odwarkuje Bryce, wysuwając kły – ale teraz będę walczył razem z wami. Ramię w ramię, miecz przy mieczu i jeśli będzie trzeba postąpię podobnie do Edana! Świadomie chroniąc Effie lub któregokolwiek z was. Dla naszego dobra!
Philippe odwraca się nagle i otwiera drzwi szafy umieszczonej w ścianie. Zaczyna z niej wyciągać ubrania Finna i pakować do pudła. Alex podchodzi i pomaga mu. Ja nie mogę się ruszyć, by uczestniczyć w tym. Nie potrafię. Nie opuszczam jednak sypialni. Patrzę, jak obaj pracują. Część rzeczy odkładają. Te pozostaną na pamiątkę.
- Effie, miałaś nam pomóc – Philippe patrzy na mnie znacząco, ale bez gniewu, czy żalu. – Możesz wybrać pamiątkę po Edanie.
- Żartujesz? – prycham zaskoczona. Dwie godziny minęły odkąd tu weszliśmy, a ja cały czas błądziłam gdzieś myślami. – Ja nie powinnam...
- Wybierz coś – głos wampira nie pozostawia mi wyboru.
Wiem, co wezmę. Wskazuję na obraz, który wisi nad kominkiem. Alex zdejmuje go i podaje mi. Nie jest ciężki.
- A teraz możesz już iść – Philippe uprzejmie otwiera drzwi. – Odpocznij.
- Nie pozagryzacie się? – Przezornie pytam, choć widzę, że nie przejawiają wrogich zamiarów wobec siebie. – Mogę spokojnie pójść do swojej sypialni?
- Możesz – Alex uspokaja mnie uśmiechem. – Dobranoc, Effie.
- Dobranoc – kiwam im głową i wychodzę.
Obraz stawiam na kamiennej półce kominka. Nie mam narzędzi, by go zawiesić. Zresztą nie chcę hałasować. Długo nie cieszę się samotnością, ponieważ ktoś puka do drzwi. Otwieram je i widzę Fredrika. Trzyma w dłoni jakieś pudełko.
- Przyjdziesz do mnie? – odsuwa się, by mnie przepuścić.
- Teraz?
- A przeszkodziłem ci w czymś? – lustruje pokój za mną, ale nie dostrzega nic niepokojącego. – Spodziewasz się gości?
- Nie – wzruszam ramionami, choć mam nadzieję, że uda mi się porozmawiać z Alexandrem.
- Alex jest u Samuela – wampir odgaduje moje myśli. – Dzisiaj randka z nim raczej odpada.
- Słucham? – Przyglądam mu się uważniej, chcąc znaleźć znamiona żartu na jego twarzy, ale de Bran mówi poważnie. – Jesteś wredny, wiesz o tym?
- Podobno – łapie mnie za ramię i zatrzaskuje drzwi sypialni.
Nie mam czasu nawet zaprotestować, bo już wpycha mnie do swojego pokoju. Drzwi starannie zamyka, a potem chowa pudełko do szafy.
- Siadaj! – Jego głos jest trochę zbyt ostry.
- Nie traktuj mnie, jak szmacianej lalki – syczę, próbując podejść do kominka, ale on błyskawicznie sadza mnie na łóżku. – Zwariowałeś?! Co w ciebie wstąpiło?!
- Samuel kazał ci zająć się rzeczami Edana, a ty tego nie zrobiłaś! – czuję, że jest na mnie wściekły. – Nie powinnaś była tak postąpić!
- Kto ci powiedział? – Pytam zirytowana. – Philippe, czy Alex?
- Effie, to nie ma żadnego znaczenia – siada obok. – Nigdy więcej nie lekceważ rozkazu Samuela. Nie był bezpodstawny.
- Czy ty myślisz, że ja wyzbędę się żalu i poczucia winy tylko dlatego, że uprzątnę rzeczy Edana?! – Obrzucam go gniewnym spojrzeniem. – Jeśli wszyscy tak uważacie, to rozczaruję was! Edan poświęcił się dla mnie! Dopóki będę istnieć, nie zapomnę o tym! Ten żal nigdy nie znajdzie ukojenia! Nie interesuje mnie to, czy podoba wam się moja postawa, czy nie!
Fredrik nie odzywa się ani słowem. Najdziwniejsze jest to, że nie czuję jego gniewu. Jest spokojny i dziwnie radosny.
- Nie jesteś zły? – Staję się podejrzliwa. – Nic nie rozumiem.
- Teraz wiemy, co naprawdę myślisz – uśmiecha się łagodnie. – Żaden ze Strażników nie jest na ciebie zły. Ale nie chcieliśmy, żebyś tłumiła w sobie emocje...
- Sprowokowałeś mnie?! – Ogarnia mnie złość, a wraz z nią moc daje o sobie znać. – I dlaczego akurat ty?!
- To nie była prowokacja! – De Bran wstaje trochę zbyt szybko. – Samuel uznał, że lepiej będzie, gdy ja z tobą porozmawiam.
- To ma być rozmowa?! – Powoli tracę panowanie nad sobą. – Masz dzisiaj osobliwe poczucie humoru! Na dodatek jesteś zazdrosny o Alexandra! I jeszcze coś ukrywasz przed nami!
Fredrik posyła mi spojrzenie pełne złości. Nie jestem mu dłużna. Odwraca się do mnie tyłem, żebym nie dostrzegła jego twarzy.
- Nie wydaje ci się, że przesadzasz? – Mówi ironicznie.
Ton jego głosu doprowadza mnie do furii. Nawet nie chce użyć mocy, ale jeśli tego nie zrobię, zacznę krzyczeć z wściekłości. Wtedy usłyszeliby mnie wszyscy. Posyłam w stronę wampira moc, która rzuca nim o ścianę. Przez chwilę nie rusza się, ale sekundę później czuję mocne szarpnięcie. Leżę na łóżku. Fredrik pochyla się i mocno ściska moje nadgarstki. Jego oczy płoną gniewem. Kły ma wysunięte.
- Teraz przekroczyłaś granicę! – Warczy nie zwalniając uścisku. – Zaatakowałaś mnie!
- Puść! – Jęczę czując ból. – Zaraz zacznę krzyczeć, a potem znowu użyję mocy!
- Nie ośmielisz się – próbuje przewiercić mnie na wskroś spojrzeniem.
- Czyżby? – Dmucham mu delikatnie w twarz, ale to wystarczy, żeby w pokoju zaczął hulać wiatr. – Może nie ta kolejność, ale zawsze mogę zacząć krzyczeć, a wtedy wiatr przybierze na sile.
- Czuję, że moc daje ci przyjemność – rzuca zaczepnie, a ja mogę nieco ruszyć nadgarstkami. – Jesteś niebezpieczna.
- Już ci się nie podobam? – Atakuję niewinnie, ale chyba nie jest to rozsądna decyzja.
Wampir wysuwa kły i zbliża je do mojej szyi. Czuję zimny oddech na skórze. Jego ciało jest spięte, gotowe do ataku i ugryzienia. Wiem, że takim zachowaniem sprawiłby mi duży ból. Nie tylko fizyczny. Puszcza mnie i staje przed kominkiem. Opiera dłoń na półce. Milczy. Nie mogę w tej chwili poczuć jego emocji. Wzdycham, ganiąc się za słowa, które zraniły wampira. Nie chciałam tego. Niemal bezszelestnie wstaję z łóżka i podchodzę bliżej. Dotykam jego ramienia, ale nawet nie drgnie.
- Fredriku, wybacz mi – wsuwam się pod ramię, mocno go obejmując.
- Effie, ty naprawdę myślisz, że jesteś mi już obojętna? – Nadal czuje się urażony.
- To był tylko niewinny żart, niepotrzebny – przyznaję ze skruchą. – Wiem, że mnie pożądasz.
- Właśnie – wzdycha bawiąc się kosmykiem moich włosów. – Ale nie tylko ja cię pragnę.
- Jeśli w twojej głowie pojawiła się jakaś dziwna myśl, że będę romansować z Alexandrem, to możesz sobie ją darować. Nie zamierzam wchodzić z nim w tak zażyłe relacje, jak z tobą. Nie zrezygnuję jednak z przymierza ze Strażnikami. Z nim również. Zadowolony?
- Nie sądzisz, że on się teraz nie podda? – Jego głos twardnieje. – Z chwilą, gdy stał się wampirem, Strażnikiem, reagujesz inaczej na niego. On także z każdym momentem będzie czuł swoją siłę.
- Wcześniej nie byłeś zazdrosny o godziny, które spędziłam z Philippem, Edanem, Lennem, czy Samuelem – rzucam nieco poirytowana. – Ale teraz cię nie poznaję.
- Oni wcześniej nie byli z tobą w związku – jego oczy znowu płoną. – Nie byłem zazdrosny o Strażników, a oni nie są zazdrośni o nasze relacje teraz. Alexander jednak to zupełnie inny przypadek...
- Porozmawiam z nim – obiecuję. – Zresztą i tak muszę to zrobić.
- Teraz?
- Później, gdy wróci. A właściwie, gdzie jest jego sypialnia?
- Obok twojej – wampir pociąga mnie na dywan. – Effie, ja też cię przepraszam.
- Nie ma sprawy – mruczę. – Powiedz mi tylko, co jeszcze starałeś się ukryć podczas porannej rozmowy w salonie?
- Mów dalej – nakazuje.
- Po pierwszym przymierzu odczułeś różnicę. Coś się zmieniło w tobie za sprawą mojej krwi – wyjawiam. – Z każdym następnym kontaktem pogłębiało się to odczucie. Ale twoja rzekoma sztuczka na Wyspie Śmierci nie jest dla mnie taka oczywista. Nie powiedziałeś nam wszystkiego.
- Nie powiedziałem – przyznaje z trudem. Nie jest z tego dumny. – Czuję moc, która jest częścią ciebie. Przychodzi z każdą kroplą twojej krwi. Zawsze byłem zwykłym wojownikiem. Polegałem tylko na swoich umiejętnościach i broni. Nie miałem nic wspólnego z magią, czy mocą. Nieważne, jak to nazwiemy. Teraz targają mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony, twoja krew napełnia mnie energią, daje siłę, ożywia dawne emocje, a z drugiej, nie wyobrażam sobie, że miałbym władać taką mocą, jak ty! Zwłaszcza teraz, gdy możesz rozkazywać Czarnemu Płomieniowi. Jestem wojownikiem, Strażnikiem, nie magiem!
- Próbowałeś już przywołać moc? – Dotyka z czułością jego policzka. – Wtedy, w tej Sali, to była sztuczka, czy działanie mocy?
- Nie próbowałem, a na wyspie to była sztuczka – przyznaje się, a ja wiem, że odczuwa ulgę. – Ale nie chcę tutaj tego robić.
- Rozumiem – całuję go. – W takim razie jutro wieczorem pójdziemy na spacer i wtedy ci pomogę. A teraz powinieneś odpocząć.
- Effie, ja rzadko odpoczywam – wampir posyła mi czarujący uśmiech, pełen obietnic. – Chyba, że w twoim towarzystwie.
- Dzisiaj będziesz musiał sam się zrelaksować – cmokam go w policzek i wstaję. – Pójdę do siebie.
- Chcesz się spotkać z Alexem?
- Tak. I proszę, nie doszukuj się w tym niczego niestosownego – posyłam mu ostrzegawcze spojrzenie. – Dobranoc.
- Dobranoc, Effie – Fredrik uśmiecha się tajemniczo i zamyka za mną drzwi.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Elatha · dnia 15.07.2011 08:11 · Czytań: 656 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: