Jesienią o piatej po południu - Krystyna Habrat
Proza » Obyczajowe » Jesienią o piatej po południu
A A A
JESIENIĄ O PIĄTEJ PO POŁUDNIU

Spojrzała w okno.

- Dopiero piąta, a już zmierzcha... Chyba nie ma co iść do parku. Byłoby tam zbyt ponuro.

Popatrzyła na niebo. Zawisło szarą płachtą ku ziemi. Odwróciła się zaniepokojona. Pokój przez ten czas zasnuł się cieniami. Spłoszyć ich światłem nie wystarczy. A mąż znowu siedzi nieruchomo w fotelu.

- Napijemy się herbaty? – spytała.

Kiwnął głową.

Odkąd przestał być dyrektorem i nie przesiaduje w pracy do późna, nie przynosi dokumentacji do przejrzenia wieczorem, i ona stara się wracać wcześniej. Przez te pół roku przyzwyczaili się wychodzić popołudniami do parku. Lecz teraz dzień coraz krótszy. Dziś miała dużo pacjentów – zaczął się sezon grypy – wróciła późno, a jeszcze po drodze kupiła mięso Ledwo uporała się z obiadem, zjedli, a tu już zmierzch. W parku o takiej porze czai się mrok. Trzaskają w ciszy gałązki. Ptak złowieszczo zakrzyczy.

Wyszła do kuchni zaparzyć herbatę. Nalała wodę do czajnika. Założyła gwizdek. W zlewie sterczały talerze z obiadu. Pozmywa później. Zrobi też przepierkę. Pościera kurze. Na razie musi odsapnąć po meczącym dniu. Grypy i awantura w mięsnym całkiem ja wyczerpały. Sięgając do kredensu po herbatę, obejrzała się na pokój. Zacierał go mrok, a Jaś nie zapalał światła. Nadal siedział nieruchomo w fotelu. Pewnie wciąż myśli o tym samym. I milczy. Ciągle milczy. Nie czyta zachłannie, jak dawniej, książek ani gazet. Tylko patrzy nieruchomo w przestrzeń. Przedtem ciągle się spieszył i, jeśli nie siedział nad przyniesioną z pracy dokumentacją, biegał po całym domu, hałasując tubalnym głosem. Odtąd tamto się stało – zamilkł, znieruchomiał, przygarbił. Chodzi zapatrzony w podłogę. I jak mu tu powiedzieć, że Kitoń, jego zastępca, zmarł trzy tygodnie temu na zawał?

Przyszła akurat na nocny dyżur, gdy wbiegła koleżanka z przerażeniem w oczach: „następny dyrektor!” wyksztusiła... Kitoń miał 52 lata. Rok więcej niż Jan. Bardzo byli zaprzyjaźnieni... Na szczęście Jaś odszedł do spokojniejszej pracy. W dotychczasowej musiał harować za trzech. Dziwne, on wcale nie czuł zmęczenia. Nigdy się nie skarżył. Trudności tylko podniecały go do działania. Aż popadł w konflikt. Uniósł się ambicją i odszedł stamtąd niemal z dnia na dzień. Nie lubi o tym mówić, ale ona dowiedziała się co nieco od znajomej, którą leczy.

Wróciła do pokoju. Usiadła na drugim fotelu, bliżej okna. Po niebie frunęła czarna chmara ptaków. Kwiliły przeraźliwie. Czy one też się boją i dlatego uciekają w słoneczne strony?

- Jakoś zarzuciłeś naukę angielskiego – powiedziała szybko, byle coś powiedzieć.

- Sam nie wiem... O, słyszysz, czajnik gwiżdże.

Wybiegła do kuchni. Smuga światła stamtąd przecięła czerń pokoju. Jan podniósł głowę... Angielski, te wszystkie książki o kierowaniu ludźmi, efektywności pracy i organizacji w dużym zakładzie – myślał – już mu niepotrzebne. Teraz jest głównym specjalistą w biurze projektów, i wiedza, jaką posiada, wystarcza mu w zupełności. Tu z otwartymi rękami przyjmują wszystkich ze świecznika, którym powinęła się noga. Tacy mają jeszcze szerokie możliwości, kontakty, nie mówiąc o wiedzy i doświadczeniu. Tylko już nie kieruje ludźmi. Nie odpowiada za całą firmę. Nie od niego zależy, co tu się dzieje. Teraz już bałby się brać wszystko na swe barki. Kitoń nawet pół roku na jego stanowisku nie popracował. Jak tu Zosi powiedzieć o jego śmierci? Już trzy tygodnie to rozważa. I to, dlaczego nie poszedł na pogrzeb? Musiałby się jej przyznać, jak wyglądała ich ostatnia rozmowa, a nie chciał, by wiedziała.

Nie pracował tam od miesiąca, ale musiał się dowiedzieć, dlaczego nie wypłacono mu należnej premii. Poszedł z oporami. Na szczęście Kitoń, który po nim nastał – dawny jego zastępca – był mu zawsze przypochlebny. Czasem aż mdliło. „Jak pan dyrektor sobie życzy” – powtarzał. Niekiedy z niepewną miną, bez przekonania, ale otwarcie nigdy się nie sprzeciwiał.

Ciężko było wdrapywać się na schody, którymi chodził przez osiemnaście lat, a teraz już nie. Długo przyszło mu czekać w sekretariacie. Królująca tam panna Gizela, mimo protestów, tytułowała go nadal panem dyrektorem. Lecz jej uśmiech był chyba ciut lżejszy. I traktowała go trochę poufale, co stanowiło kontrast do jej dawnej uniżoności. Ledwo mógł to znieść. Jak na złość, do sekretariatu co chwilę ktoś wchodził, wychodził, i widział go, że czeka pokornie pod drzwiami swego dawnego gabinetu. Siedział więc jak na rozżarzonych węglach. Zwiesił głowę. Nie chciał widzieć ich innymi. Zdążył się przekonać, że kto przestaje być podwładnym zaraz obrasta w butę.

Wreszcie Gizela otworzyła szeroko drzwi obite brązową dermą i oznajmiła:

- Pan dyrektor czeka.

Wchodząc rozwarł radośnie ramiona, ale szybko je opuścił, bo Kitoń ledwie wysunął rękę i mdło uścisnął jego frunącą jeszcze w powietrzu dłoń. Nawet się nie uśmiechnął. Ani razu. Patrzył gdzieś w bok, w pusty gwóźdź na ścianie. Wisiał tam zawsze widok zadeszczonej uliczki Paryża. Jan przywiózł go z pierwszej zagranicznej podróży i umieścił w swym gabinecie, jako najmilsze wspomnienie. Czyżby Kitoń miał mu za złe, że odchodząc, zabrał ten widoczek?

- Premia się panu nie należy.

Panu? Byli przecież na ty? Przed laty na zakładowym balu Kitoń, mający już dobrze w czubie, czerwony i potargany, zaciągnął go do swego stolika. „Niech się pan dyrektor ze mną napije – bełkotał. – Nie pogardzi pan nic nie znaczącym pracownikiem...” Dolewał do kieliszków i wciąż poprawiał potarganą czupryną, a ta uparcie spadała mu na oczy. „Niech mi pan, szanowny panie dyrektorze, mówi po imieniu. Władek... Jestem starszy. Tylko rangą nie dosięgam.” Potem uszczęśliwiony i coraz bardziej ululany płakał mu na ramieniu, aż wilgoć przesiąkała przez rękaw marynarki i koszuli. „Jasiu, ja zawsze będę z tobą. Zawsze na mnie możesz liczyć.”

A teraz ciągnie wyniośle:

- Opóźniał nam pan plan.

- Plan był zawsze wykonany. Nawet w kwartale, o który chodzi, wszystkie obiekty oddane zgodnie z terminarzem. Ja tylko walczyłem o jakość oddawanych obiektów. Was najbardziej obchodziła premia.

- Przysparzał nam pan trudności. Po pana odejściu mieliśmy dużo kłopotów. Ledwo zdołaliśmy to uporządkować.

- To chyba świadczy za mną. Trudniej wam beze mnie.

Kitoń skrzywił się. Nigdy nie bywał tak zgryźliwy. Czyżby był Brutusem? Teraz podniósł się, ucinając dyskusję i zawyrokował:

- Nie warto się odwoływać. Nikt panu nie przyzna racji!

Jan ostatnim spojrzeniem objął swój dawny gabinet. Był już całkiem przemeblowany. Tym ostrzej uwidoczniało się, jak bardzo go tu już nie ma. Pozostał jedynie znajomy gwóźdź przyczajony na ścianie.

Kiedy schodził po schodach biurowca, starał się nie patrzeć na nikogo. Ktoś się do niego uśmiechnął. Wyczuł w tym ironię. Teraz wiedział, że im kto się niżej kłania, tym potem bardziej wypina.

Kitoń dobrze wiedział, iż na nic się zda odwoływać. Wszyscy stanęli przeciw niemu. Tym sposobem przekreślono cały dorobek Jana. Całą jego osobę. Niejednemu się to zdarzało. Łatwo skreślało się tych, którzy nie angażowali się po stronie górującej. Nawet po Kitoniu nastał ktoś zapisany gdzie trzeba. Jak za dawnych czasów.

Jan bije się z myślami, czy miał rację, walcząc tak zaciekle o jakość oddawanych obiektów i nie podpisując odbioru tych nie w pełni gotowych. Podwładni szemrali, bo to zagrażało premii. I to, jak się okazało, Kitoń rył pod nim najbardziej. A kiedy sam został naczelnym, zadbał o sprawozdawczość. To i owo dało się naciągnąć. Coś tam ukryć. I grało. Podwładni byli rozanieleni. Do czasu. W końcu zaprotestowali kooperanci. Zagrozili karami. Zbyt wiele było usterek w pośpiesznie oddawanej mieszkaniówce. Nagle coś w optymistycznym mechanizmie się zacięło. Po burzliwej naradzie, pełnej wzajemnych pretensji, krzyków, Kitoń, trzymając się za serce, zwalił się na swe dyrektorskie biurko. Długo je zdobywał, a cieszył się nim krótko.

- Czemuś taki smutny? – spytała żona, stawiając przed mężem herbatę.

- Ty też niewesoła.

- Moja radość jesienią znika wraz z jasnością dnia. Zobacz sam. Ciemniejące niebo budzi niepokój. Wydaje się złowróżbne. Zawsze bałam się smutku, przychodzącego ze zmierzchem. No, popatrz na niebo. Całe łatane w ciemno-sine pasy, a między nimi przeraźliwe przejaśnienia. Nie straszne to?

Zaciągnęła zasłony. Zapaliła światło. W jasności wszystko się odmieniło. Zbudzony kanarek zaczął z cicha pogwizdywać.

- Nic nie mówisz o nowej pracy – zagadnęła byle tylko przerwać ciszę.

- Wszystko w porządku.

- Tu masz bliżej. I nie przesiadujesz po godzinach...

- A co w szpitalu? – przerwał.

- Jak zwykle... Tylko w mięsnym, gdy ekspedientka przymilała się, bym jeszcze co kupiła z porozwieszanych wkoło wędlin, a na ladach leżało pełno mięs, coś mi się przypomniało...

Opowiedziała, jak w latach osiemdziesiątych sprzedawczyni zrobiła jej awanturę, bo nie miała zarejestrowanej kartki. Zupełnie zapomniała, a termin minął wczoraj. Co robić, gdy nastała się już półtora godziny w kolejce, a przyszła prosto po nocnym dyżurze? Poszła zarejestrować kartkę w sąsiednim sklepie i wróciła prosto do lady, choć kolejka minęła. Ależ to babsko za ladą było wściekłe. Darła się na cały sklep, że nie da mięsa. Dopiero, jak zażądała książki zażaleń, zmiękła.

- Dotąd żałuję, że nie dałam jej w papę.

- Ty?! – dziwił się. – Taka zawsze ułożona? Oddana ludziom.

- Widzisz to były lata osiemdziesiąte... W złych czasach dochodzą do głosu niskie instynkty. Człowiek czasem podleje. Jest czasownik od słowa podły?

Opowiedziała jeszcze, chowając twarz w cień, jak raz, zanim nastały kartki, nastała się kilka godzin po masło. Stojącej przed nią ekspedientka wyskrobała resztki, niecałe 10 deko. Dotąd słyszy zgrzytanie noża po załomach papieru. Poszła do innego sklepu i stanęła w kolejkę popołudniową. Tu masła nie dowieźli, ale ser żółty. Gdy dochodziła już do lady, śledząc w napięciu czy z krojonej bryły starczy jeszcze dla niej, z drugiej strony podeszła kobieta w ciąży. Zofię zatkało, ale krzyknęła z determinacją: ja muszę to kupić. Mam małe dzieci. Już miesiąc nie jadły masła. Więc chociaż ser!

- Nigdy Ci o tym nie opowiedziałam. Wstydziłam się. Człowiek w złych czasach czasem staje się gorszy.

- A teraz tyle wkoło nienawiści... Włącza się telewizor, by zobaczyć, co tam na świecie, a tu: ten polityk powiedział na tego to, inny tamto. Same złośliwości.

Zapadło znowu milczenie. Wstała nastawić płytę Edith Piaf. Ta zawsze ich pocieszała.

Po chwili zawirował grany na harmonii walczyk i zakrzyknęła pieśnią kobieta tak bardzo pragnąca radości życia. Widzieli w Paryżu jej grób na Pere-Lachaise. Obok spoczywał jej śliczny Teo, ostatni mąż.

Nagle Zofia uświadomiła sobie, że dziś przy tej płycie nie czuje już dawnej egzaltacji. Dawniej pobudzała ją do marzeń i do czynu. Wtedy jeszcze zachwycała ją niezwykłość świata. Miała do czego dążyć. Dyplom na medycynie. Potem specjalizacja, doktorat. A co teraz? Niedługo zostanie babką. Nie ma już skłonności do euforii. Bardziej do irytacji i totalnego znużenia. Świat coraz mniej zaciekawia. Prysły jakieś nadzieje i trudno o nowe. Pacjenci też bywają męczący. W sklepach teraz czego dusza zapragnie, bez kolejki, ale w sumie czegoś brakuje. Trudno nawet to nazwać. Kiedy Jaś miał w pracy sukcesy, ona zamartwiała się maturą Leszka i sercowymi przeżyciami Joasi. Do świadomości męża tylko na wpół to docierało. Chroniła go od zmartwień. Jako dyrektor wielkich inwestycji budowlanych miał ich aż nadto. Wtedy jeszcze wierzył w wielkie idee. Po odejściu stamtąd tylko raz się zdradził, że nie rozumie, dlaczego pracowitość i uczciwość to już anachronizm?

Postanowiła jeszcze nie mówić mu o śmierci Kitonia. Zła wiadomość nie musi się spieszyć, bo jak przypomniała sobie z biblijnych Mądrości Syracha: „Smutek zgubił wielu i nie ma z niego żadnego pożytku.” Cóż życie bywa ciężkie, ale czasami można o tym nie pamiętać.

- Za półtora miesiąca dzień zacznie się wydłużać, zaraz po Bożym Narodzeniu – powiedział nagle Jan, a Zofia, nie wiadomo czemu, się ożywiła. Pewnie ma myśl o wesołych świętach. Zaraz spytała:

- Napijesz się jeszcze herbaty?

- Z przyjemnością.

Krystyna Habrat.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Krystyna Habrat · dnia 16.10.2011 11:34 · Czytań: 824 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 17
Komentarze
Figiel dnia 16.10.2011 13:01
Nie wiem, ile czasu zajęło mi przeczytanie tekstu, ale jak w kalejdoskopie doświadczyłam wzruszenia, współczucia, złości, żalu i smutku. Nie będę tego porządkować.Niech tak zostanie.
anik122 dnia 16.10.2011 13:03
Obraz w sam raz do jesiennej zadumy :) Smutno się trochę zrobiło, ale lubię takie klimaty :) Nie ma chyba nic lepszego niż rozmowa z kimś bliskim przy filiżance herbaty :) Pozdrawiam.
Hedwig dnia 16.10.2011 13:35
Napiszę tak: Sposób w jaki piszesz i to co piszesz jest mi bardzo bliskie. Odbierz to jako ukryty komplement. Pozdrawiam serdecznie:)
Dobra Cobra dnia 16.10.2011 15:31 Ocena: Bardzo dobre
Bardzo miła opowieść. Tak to już jest, że jak zasuwamy, to wydaje nam się, że jesteśmy nie do zastąpienia. A po naszym odejściu pojawiają się nowe osoby i ciągną robotę po swojemu.

Lata w związkach mijają i smutne, że człowiek ma coraz mniej do powiedzenia swojemu partnerowi...

Jesień idzie.
Miranda dnia 16.10.2011 16:52 Ocena: Świetne!
Jak lubię Twoje pisanie Sokolkul Nie zawsze komentuje, bo nie wiem co napisać, naprawdę.
Ta jesień, to nie tylko pora roku. Wsiąkłam, zanurzyłam się do samego dna i tyle. Ciepło, miękko, subtelnie, podskórnie, aczkolwiek wyraziście i z mocnymi akcentami przemijania, osłabiania więzi, zamykania się w sobie i smutnej pokory wobec życia. Jak ja to znam, aż za bardzo. Trafiłaś mnie tym tekstem. Dziękuje i pozdrawiam.
Daję: świetne, wyżej już nie ma.
czarodziejka dnia 16.10.2011 18:36
Jak zwykle przeniosłaś mnie z mojego świata do realiów, przed którymi staram się choć troszeczkę oderwać.
Pięknie pokazałaś zachowanie pracowników, zadumę bohaterów. Sposób w jaki jest napisany tekst pozwolił mi się przenieść do opisanych miejsc i zdarzeń.
Szkoda, że ze zmianą stanowiska ( i większą pensją) ludzie tak bardzo się zmieniają. Zapominają o dobrych chwilach, spędzonych we wspólnym towarzystwie.
pozdrawiam:)
Krzysztof Suchomski dnia 16.10.2011 19:13
Piszesz o jesieni życia świetnie wyważonym piórem. Ukazujesz gamę emocji, unikając egzaltacji, pustosłowia, nadmiernego sentymentalizmu. Twoi bohaterowie dostrzegają to, co stanie się, prędzej czy później, udziałem czytelników. Nie jesteśmy temu światu niezbędni, doskonale obejdzie się bez nas. I wcale nie ma zamiaru naprawiać krzywd, jakie nam (w naszym pojęciu) wyrządził. Nie jest nam z taką konstatacją do śmiechu, ale cóż robić? Uczymy się cieszyć tym, co w zasięgu ręki.
Szczerze pozdrawiam
Krystyna Habrat dnia 16.10.2011 22:43
Dziękuję wszystkim. Ta para nie jest stara. Na początku pani miała 47 lat i rzecz działa się w latach 80-tych, ale jej wiek wykreśliłam i przeniosłam akcję bliżej współczesności. Pan ma chyba 51 lat, bo nieco młodszy od zmarłego kolegi, który go wykolegował ze stanowiska. No, ale ze wszystkimi komentarzami się zgadzam, szczególnie, że są tak miłe. Przy jesiennej chandrze bardzo pomaga ludzka życzliwość. Pozdrawiam i życzę dobrego humoru. :)
mariamagdalena dnia 16.10.2011 23:05
podobne odczucia mam co Dobra Cobra
zresztą - i tak dobrze, ze bohatera przyjęto w innej firmie
mam poczucie, ze wiele osób - może nie o tak dużym wykształceniu czy koneksjach, właśnie w tym wieku zostawianych jest "z niczym"
znak czasów - bo "to nie jest kraj dla starych ludzi" -.-" a takich nie starych właśnie, ale i niezbyt młodych tym bardziej
tyle! treść bardzo dobra, styl bez zarzutu, ujęcie - realistyczne
Usunięty dnia 17.10.2011 09:32
Mam wrażenie pewnej nierówności tekstu. Ogólnie utwór dotyczy sytuacji człowieka zdegradowanego zawodowo i celnie to opisałaś, Natomiast w końcówce zawarłaś różne refleksje na inne tematy i chociaż są bardzo wartościowe, lepiej było je pominąć lub szerzej rozwinąć, co wymagałoby dłuższej formy literackiej. W takim zobrazowaniu umyka gdzieś główne przesłanie. Ogólnie bardzo ciekawy tekst.
Szuirad dnia 19.10.2011 13:08
Witaj
Pora roku potęguje tylko zawarte w tekście emocje, uwypukla problemy przemijania. Tu bezwzględnie pokazałaś kryzys, gdy człowiek nagle zostaje wytrącony z tego co stanowiło wypełnienie jego życia i efekt emocjonalny jest tym wiekszy im bardziej człowiek daje siebie.. W jednej z książek Dorothei Benton Frank znalazlem takie zdanie:
"Martwił się, ze jego czas przydatności minął. Świadomość, ze tak wlaściwie jest, bywa gorsza od smierci".

Fantastycznym u Twoich bohaterów jest to, że wzajemnie się chronią, milcząc o Kitoniu. Mają w sobie wsparcie i to co Dobra Kobrazapisał w komentarzu powyżej, ze wraz z wiekiem człowiek ma mnie do powiedzenia swemu partnerowi, w tym przypadku nie jest celną uwagą. wręcz przeciwnie oni milczą obchodzą tematy, ale wynika to z delikatności wobec siebie. Ten związek ma przed sobą wiosną dosłownie, ale również w swoich kontaktach. Trudności już zostały przelamane. Ta druga herbata jest momentem odrodzenia, pogodzenia się (biorąc pod uwagę schemat kryzysu) ze stratą, początkiem powrotu do innego życia.
pozdrawiam
Wasinka dnia 20.10.2011 22:37
Smętna rzeczywistość przewija się przez życie bohaterów - smutna, ale prawdziwa, niestety. Przykro patrzeć, jak takie niesprawiedliwe, bolesne sytuacje burzą spokój dobrych ludzi.
Dobrze jednak, że mają siebie, rozumieją się i, jak zauważył Szuirad (bo stosunki małżonków odebrałam podobnie, jak on), chronią się nawzajem. Małe słowa, małe sytuacje, które się tu między nimi rozgrywają, pokazują, że są blisko siebie, wypełniając dom ciepłą przyjaźnią.
Pozdrawiam uśmiechem.
Krystyna Habrat dnia 21.10.2011 10:55
Blaszko droga, te końcowe refleksje, to próby moich bohaterów ratowania się przed jesienną chandrą, pogłębioną przez ostatnie trudne przeżycia. Wychodzą na spacery, piją herbatę, a czarne myśli, raniące jesienią bardziej, i tak atakują. I na nic się zdają Mądrości Syracha. A jednak. I smutne serce można ułagodzić.
Znam dużo podobnych par, oddanych sobie i wspierających w trudnych chwilach. Więcej, dużo więcej, niż tych nieudanych. Tak jest zresztą statystycznie, tylko te stadła rozpadające się są bardziej krzykliwe, stąd złudzenie że tak źle bywa powszechnie. Na szczęście lepsi górą. Mówię o szczęśliwych.
I szczęścia życzę.KH.
CelinaDolorose dnia 21.10.2011 15:04 Ocena: Bardzo dobre
Dziś mam szczęśliwy dzień! Oto znów miałam przyjemność przeczytać dobry text :) Podobają mi się właśnie takie "jesienne" tematy, gdzie mogę poczuć głębię. Lubię prawdziwe życie i wszystko to, co niesie ze sobą - bagaż doświadczeń i mądrość, z której możemy skorzystać. Zwłaszcza, gdy idzie o relacje międzyludzkie i na dodatek tak bliskie. Cieszę się, że są autorzy, którzy potrafią opowiadać prawdziwe historie, a nie popadać w kanon banału godny programów typu "dlaczego ja" czy "trudnych spraw" ;)
Krystyna Habrat dnia 25.10.2011 12:33
Jakże mi miło! CelinaDolorose, Twoje słowa to balsam na moje serce. Pozwala mi na odwagę dołączania tu nowych tekstów. Dziękuję.
Bajdurzysta dnia 25.10.2011 14:14 Ocena: Świetne!
Witaj Sokol, nastrojowo i refleksyjne, jak zresztą zwykle. W tym tekście jednak spodobała mi się przede wszystkim taka mała próba analizy społecznej, której moim zdaniem starałaś się dokonać. Poraża to wypalenie i niechęć ludzi inteligentnych i wrażliwych. Odnoszę wrażenie, że choć tekst przesycony jest atmosferą spokoju i zadumy, coś w nakreślonym przez Ciebie świecie bezpowrotnie umiera... czy nie jest to człowiek, czy nie jesteśmy to my?
Bardzo dobry tekst. Pozdrawiam
Krystyna Habrat dnia 31.10.2011 15:05
Dziękuję. Bardzo mi miło.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty