Od połowy października 2011 mamy okazję podziwiać kolejny film Marka Koterskiego, scenarzysty i reżysera filmu pt. „Dzień świra”. Niestety, jego nowa produkcja, „Baby są jakieś inne” nie okazała się być ciekawa, ani nawet – wbrew wcześniejszym zapowiedziom – śmieszna. O ile „Dzień świra” był pełen życiowych obserwacji pokazanych w krzywym zwierciadle, o tyle najnowsza produkcja Koterskiego rani godność kobiet oraz mężczyzn.
Zapewne zamysłem reżysera, było nakręcenie komedii, która rozbawi nie tylko mężczyzn, ale i kobiety, gdyż jak powszechnie wiadomo, umiejętność śmiania się z samego siebie, jest jedną z najważniejszych umiejętności w życiu.
Wiele dobrego można napisać o grze aktorskiej - naprawdę znakomita.
Zdjęcia (Jerzy Zieliński) były na wysokim poziomie: doświadczony operator, znany z filmu „Dzieci Ireny Sendlerowej” musiał się wysilić, by
z różnych, ciekawych stron, pokazać dwie postaci jadące samochodem. Niestety, film jako całość poraża swoją prostotą.
Dwaj główni bohaterowie filmu (Robert Więckiewicz, Adam Woronowicz) nie posiadają ani imion, ani nazwisk, nawet celu w życiu. Jadą samochodem nie wiadomo skąd oraz dokąd – wydaje mi się, że to kiepska alegoria życia. Nie jest to celowy zabieg filmowy mający uwidocznić uniwersalność postaci, ale pokazuje ich wyjęcie z kontekstu życiowego. Rozmowa, jaką ze sobą prowadzili była prosta, więc trudniejsza do zagrania. Obydwaj aktorzy poradzili sobie bez zarzutu.
Między bohaterami nawiązuję się długa, kąśliwa i pełna szyderstw rozmowa dotycząca kobiet, ich dominacji opiekuńczej przy wychowaniu dzieci, sposobie prowadzenia auta oraz stosunków damsko-męskich. Widz, pozbawiony możliwości głębszych przemyśleń, może się jedynie przysłuchiwać i niecierpliwie czekać na koniec podróży. Ewentualnie lekko uśmiechnąć się pod nosem jeśli jakieś zdanie, pełne wulgaryzmów, okaże się tak prostackie, że aż śmieszny, lub ziewnąć podczas przemyśleń pseudofilozoficznych jednego z pasażerów.
Kierowca nowoczesnego i drogiego samochodu (a jakże inaczej!) zdaje się być życiowym nieudacznikiem. Mimo – łatwo się domyślić
z prowadzonej rozmowy – dużych zarobków daje się bić swojej żonie, ale… tylko gdy narozrabia. Drugi pasażer, którego dostojeństwo i męska duma przejawia się tylko w trochę innym, niż pierwszego bohatera, sposobie oddawania moczu w publicznej toalecie, opowiada o swojej żonie, jej stylu bycia oraz ciągłym problemie ze znalezieniem kluczy w damskiej torebce. Jakby ten problem był najważniejszym zmartwieniem postaci. Jego uwagi, częste dwukrotne powtarzane słowo na końcu zdania, przerwanego mniej lub bardziej potrzebnymi ordynarnymi wyrazami, początkowo zdaje się być ciekawą formą wypowiedzi, natomiast trwające przez cały film nuży odbiorcę. Ten tylko w jednym momencie może zainteresować się akcją filmu. Kiedy zasypia kierowca pojazdu, śni mu się czarownica. Nie wiem, czy jej postać miała dopełnić obraz kobiet o jakich mówiono, ale na pewno wzbudzała nadzieję na ciekawsze rozwinięcie fabuły, niestety nadzieja ta szybko zostaje rozwiana…
Podejście do kobiet jest przedmiotowe, pokazuje je jako głupie, zrzędliwe osoby, nic nie znaczące, potrafiące tylko malować oczy. Jako jeden wielki powód do narzekań. Co ciekawe, filmowi panowie, często zachowują się tak jak „ich baby”; chrapią podczas snu, ziewają z otwartymi ustami, oraz nie potrafią podjąć szybkiej decyzji o kierunku skrętu samochodem, co ostatecznie doprowadza ich do klęski. Łatwo nasuwa się wniosek, że „baby” wcale nie są takie inne. Dodatkowo sposób wypowiedzi bohaterów rani godność mężczyzn, w których imieniu wypowiadają się podróżnicy, oraz kobiet, o których mowa. Warto zauważyć, że podróżujący są tak samo rozgadani i zajęci własną paplaniną, jak ich opisywane partnerki.
Rozumiem chęci pokazania relacji damsko – męskich w prześmiewczy sposób, ale mieszając religię z wulgaryzmami oraz żenującymi dowcipami granice dobrego smaku i gustu zostały przekroczone. Mężczyźni zostali pokazani jako zblazowani i zmęczeni życiem pseudointelektualiści, kobiety jako słodziutkie i głupiutkie damulki.
Ten film ma marne szanse przejść do historii kina jako wielka produkcja. Nie powstał dla wymagających odbiorców szukających w kinie pierwiastka duchowego, ale dla ludzi, którzy zmęczeni po pracy szukają rozrywki, przy której nie muszą się wysilać intelektualnie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Karol Oczycha · dnia 16.10.2011 22:16 · Czytań: 1481 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: