Dziś rano przed wyjściem do pracy rzuciłeś na odchodne: „myślałem ostatnio dużo o nas. Przyjdź proszę prosto z pracy do domu, bo musimy porozmawiać. To ważne! Miłego dnia!”
Zanim zdążyłam spytać o co chodzi już ciebie nie było…
Cholera! Skąd ja znam ten tekst? Deja vu? No jasne! To był początek końca mojego poprzedniego związku!
ON CHCE MNIE RZUCIĆ?!
I jeszcze bezczelnie mówi: miłego dnia!
A nie ostrzegałem? – ironizował diabeł, który nieproszony, zawsze pojawiał się w nerwowych chwilach. Nigdy mu nie ufałem! Taki zakochany, czuły, troskliwy – i co? Porażka!
Próbowałam ochłonąć, zebrać myśli… Spokojnie, spokojnie! Jeszcze cały dzień! Coś wymyślę!
O Boże, dlaczego?! – panikowałam.
W pracy byłam nieobecna duchem. Nie zauważyłam nawet, kiedy dyrektor stanął przy moim biurku. Nieprzytomnym wzrokiem spojrzałam na niego. - Halo! Co się z panią dzieje? Prosiłem o materiały na dzisiejsze spotkanie. Nie zapomniała pani chyba, że o pierwszej przychodzi nasz strategiczny partner? To bardzo ważne spotkanie. Wierzę, że jest pani przygotowana. Musimy mieć mocne karty w ręku. Zależy mi na tym kontrakcie.
Jasne! A mnie zależy na moim facecie i nie mam pojęcia co zrobić, żeby go zatrzymać… Nie mam żadnego pomysłu…
- Będziesz ryczała czarnymi łzami, rozmażesz tusz na twarzy. Z oczami czerwonym od płaczu, siąpiącym nosem, rozmazana, żałosna, wzbudzisz może litość. Nic poza tym - kpił diabeł.
Ledwo wytrzymałam na spotkaniu. Na szczęście dyrektor przejął inicjatywę. Był uroczy, przekonywujący, kompetentny. Kilka razy zwrócił się do mnie o uzupełnienie jakichś danych, co też mechanicznie zrobiłam. Spotkanie zakończyło się sukcesem. Dyrektor był zachwycony. Mnie już nic nie cieszyło…
Zbliżała się szesnasta a ja nie wiedziałam co dalej robić…
Wyszłam z biurowca na ulicę. Słońce uśmiechnęło się do mnie. Ciepłe promyki głaskały moją skórę. Dookoła ludzie śpieszący do sobie tylko znanych celów. Uśmiechnięta dziewczyna pomachała do chłopaka wysiadającego z autobusu. Podbiegła do niego a on ją objął i pocałował. Trzymając się za ręce, roześmiani odeszli. Westchnęłam. Tak kochanie, masz rację. Świat jest piękny. To nie może być prawda, że chcesz odejść ode mnie. Porozmawiamy, wyjaśnimy wszystko sobie. A może chodzi o coś zupełnie innego? - A niby, o co? - Wtrącił się diabeł. Naiwna.
Po drugiej stronie ulicy autobus linii 118 zbliżał się do przystanku. Zdążę!
Zrobiłam krok na jezdnię. Wrzask klaksonu, pisk hamulców. Spojrzałam w lewo.
Rozpędzony potwór runął na mnie z cała siłą!
*********************
Ufff, już po wszystkim. Jestem wolnością. Jak lekko… Mała, przezroczysta chmurka wzbiła się wyżej. Czy ta postać na asfalcie, rzucona jak szmaciana lalka to ja? Wszystko jedno. Całe to zamieszanie, biegający ludzie, karetka pogotowia, radiowóz, jakie to męczące…
Wzniosę się wyżej. Gdzieś daleko słyszę przyzywający mnie głos… Chyba długo tańczyłam w promieniach słońca, latałam na skrzydłach ptaków, zaglądałam w okna przelatujących samolotów, bo zapadł zmrok. Zabłysły światła ulicznych latarni. Miasto zalśniło kolorowymi neonami. Jak pięknie! Opuściłam się niżej. Zaglądałam do okien. Obserwowałam ludzi krzątających się w domach. Matki usypiające dzieci, czytające im bajki na dobranoc. Powoli gasły światła w oknach. Ruch na ulicach zmniejszył się. Tylko co jakiś czas przejeżdżał samochód lub spóźniony przechodzień podążał do domu. Zajrzałam do okna na czwartym piętrze, gdzie paliło się jeszcze światło. Smutny mężczyzna siedział przy stole. W ręku trzymał maleńkie pudełeczko. Otworzył je powoli. Kamyk w pierścionku zamigotał tysiącem światełek. Poczułam ból. Coś we mnie zapłakało. Głos w oddali nawoływał mnie słodko, z miłością. Obiecywał ukojenie, spełnienie. Podążyłam w kierunku, z którego dochodził.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Luana · dnia 11.11.2011 20:45 · Czytań: 966 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 30
Inne artykuły tego autora: