Nie spodziewałam sie nigdy takiego życia. Myslałam, że będzie idealne, bezproblemowe takie, jakie sobie wymarzyłam. Pomyliłam sie. Bardzo. Miałam plany na przyszłość, studia w Warszawie, praca w redakcji, dużo pieniędzy. Nie myslałam o tym, by sie zakochać. Nie było mi to potrzebne, ani trochę. Najbardziej bałam się , że nie spełnie się w roli dziewczyny, kochanki, póżniej żony i matki Chciałam być zawsze niezależną, mogącą wszystko, samotną kobietą z wyboru. Taki scenariusz najbardziej mi odpowiadał. Do tego dążyłam. Mężczyźni byli mi potrzebni do zabawy, nie do związku. Żal mnie w środku ściskał, gdy patrzyłam na koleżanki i ich chłopaków - ciągle ograniczane, zostawiane, traktowane jak zabawki, jak panienki na pokaz z zadbaną twarzą, szczupłą figurą i seksownymi ubraniami. Nie zazdrościłam - współczułam i cieszyłam się, ze mam inne, lepsze zycie. Byłam pewna, że więcej od nich osiągnę, będę na szczycie, a one latami będą się tłamsiły w chorych związkach. Gdyby ktoś kiedyś mi powiedział, że role się odwrócą, turlałabym się ze śmiechu. A jednak...
Był pogodny, kwietniowy dzień. Nie zapowiadał się jakoś szczególnie. Szłam własnie po tusz do rzęs. Zajęta szukaniem w torebce telefonu, niechcący na kogoś wpadłam. Upuściłam ją.
Nie - pomyślałam. - To niemożliwe Stanęłam jak wryta, nie zważając nawet na torebkę, która znalazła się w kałuży. Widziałam jego twarz jak we mgle. On też był zaskoczony, widać to po oczach, które zmrużył dokładnie tak, jak kiedyś. Staliśmy tak jakąś chwilę. Nie wiem dokładnie ile, czas mi się zatrzymał. Wymamrotałam tylko:
- Mateusz? Co ty tu robisz? Dlaczego zjechałeś?
- Musiałem. - powiedział obojętnym głosem. - Nic sie nie zmieniłaś, nadal ta sama niewinna twarz.
-Heh...Muszę już iść. Trzymaj się. Uciekłam. Uciekłam, bo coś we mnie zadrżało. Poczułam przypływ ciepła, ten sam co kiedys, jak na niego patrzyłam. Zdruzgotana przyspieszyłam kroku. Uslyszalam jeszcze: „spotkajmy się jutro!“. Nie odwróciłam sie. Nie chciałam. Nie chciałam poraz kolejny przeżywać tego, co niegdyś tak bardzo mnie zniszczyło. Przypomniało mi się, jak bardzo go nienawidzę.
Niewyobrażalne jest, jak mocne zmieszanie mnie dotknęło. Nie mogłam sie na niczym skupić, ciągle o nim myślałam. W głowie widziałam tylko obraz naszych wspólnych chwil sprzed roku, kiedy zaczynaliśmy studia. Do tej pory pamiętam wszystko, nadal fruwają we mnie motylki rokoszy. Czy to możliwe, że nadal cos do niego czuję? A może to tylko oznaka mojej sentymantalności? Czy ja go nadal... Nie! - pomyślałam. Dość tego, mam wiele innych rzeczy na glowie - po czym zabrałam się za sprzątanie, mimo, że było czysto. Ale nie było to w tym momencie istotne, musiałam czymś zająć ręce. Denerwowało mnie wszystko. Dywan, tapczan, brudna szklanka w zlewie, czułam się jak pare dni przed okresem. Na szafce leżały papierosy. Jak mogłam o nich zapomnieć? Przecież to one jak nic innego wyleczają mnie ze stresu i przygnębienia. Paliłam jedną po drugiej, kompletnie zapominając o tym, że postanowiłam je ograniczyć tylko do wyjątkowych sytuacji. Przecież to jest ta wyjątkowa sytuacja! - pomyślałam. Niecodziennie jestem tak zdezorientowana, pełna niepokoju, przygnębiona i kompletnie wybita z rytmu codziennego życia. Przecież nie co wieczór Mateusz przyjeżdża. Zapaliłam czwartą pod rząd szluge, po czym położyłam sie zdrzemnąć.
Pod wieczór zadzonił telefon. To Kasia. Mówi, że dobra impreza się szykuje, domówka u kolegi. No więc czemu nie? Nadal pozostał we mnie typ imprezowiczki, mimo że dawno minęły czasy, kiedy to chodziło sie co weekend nabombowanym, by odreagować po ciężkim tygodniu zmagania się z nastoletnimi problemami. Jak mi brakuje tego beztroskiego życia, gdzie z niecierpliwością czekało sie na piątek by pojść na piwo, a nawet trzy. Teraz każdy dzień jest nudny, bez żadnych przeżyć, wszystko takie szare, bez kolorów. Poszłam się szykować, wyglądałam nawet pociągająco, ale jakoś było mi to obojętne.
Godzina 20, słyszę dzwonek do drzwi. To Kasia. Śliczna blondynka z kobiecymi kształtami. Oczywiście nie zapomniała o najważniejszym - 0,7 Finlandii. Wyszłyśmy z domu, nie wiedziałam do kogo idziemy, nie interesowało mnie to wcale. Chciałam tylko sie odstresować, upić i zapomnieć o dzisiejszym dniu. Ale przed tym chciałam jej opowiedzieź o wszystim. Nie zdążyłam. Wyprzedziła mnie swoimi problemami. Może to i lepiej? Lepiej czasami słuchać cudzych niż przeżywać wszystko jeszcze raz. Poza tym uwielbiam bawić się w pania psycholog. Wysłuchiwać, doradzać, mądrzyć się swoimi racjami, doświadczeniami. Ukryty talent? Czy może życiowa mądrość? Przemyślenia przerwała mi K. mówiąc na razie spokojnie
- Znów mnie oszukał, Wiktoria. Znów wybrał kolegów, imprezki i palenie. Miał do mnie przyjść, więc posprzątałam wszystko elegancko, ubrałam jego ulubioną bieliznę, wysmarowałam ciało olejkiem. I co? Oczywiście przyszedł pożyczyć pieniądze. Zamurowało mnie, rozumiesz? Nie wiedziałam co się dzieje. Oczywiście powiedziałam mu, że nie mam, więc ten łajdak bez słowa po prostu sobie poszedł. To jest chore. Wszystko bez sensu. Zobacz, tkwie w toksycznym związku, bo mimo że traktuje mne jak szmate, nie liczy sie z moim zdaniem, bawi się mną, to ja z nim nadal jestem. Wytresował mnie jak sukę, bo nie potrafię odejść. Dobrze wie, że nigdy tego nie zrobię, wykorzystuje całą sytuacje. Robi wszystko, by jego dupie było wygodnie. Ja mam wiązać przyszłość z takim człowiekiem?
Ciągle ta sama historia - pomyślałam. Wiecznie jedno i to samo. Nie rozumiem, dlaczego przez te 2 lata z nim spędzone niczego sie jeszcze nie nauczyła? Tyle razy co ją kopnął w zadek, tyle co sie przez niego ocierpiała, bo kompletnie sie z nią nie liczył, ona nadal z nim jest. Co więcej stara sie być dla niego dobra, najlepsza. Wierzy, że jego zachowanie się zmieni. Naiwna.
- No cóż - powiedziałam. - Nie zostało nam nic innego jak spić mordki. A tak w ogole to ładnie wyglądasz - powiedziałam jej na poprawę humoru. Uśmiechnęła sie. Na szczęście.
Dochodzimy do osiedla. Tam spędziłyśmy większość naszego młodzieńczego życia. Tutaj pierwszy raz sie piło, całowało. Z tymi ludzmi przeżyło się wszystko. Mimo, że teraz to już nie jest to samo i widzimy sie raptem raz na trzy tygodnie, to nadal lubimy sobie posiedzieć.
- O Boże. Czy my idziemy do Marka? - oświeciło mnie.
- No tak, ale co z tego?- odpwoiedziała.
- Przecież tam będzie Mateusz. Kaśka, on wrócił. Widziałam się z nim, ja nie moge tam iść, rozumiesz? Nie moge! Wpadłam w panike. Poczułam wielki przypływ jakiegoś ciepła, strachu. Dziwne uczucie.
Przystanęłam, rozejrzałam się. Czułam jakbym odłączyła się na chwile od świata. Iść, nie iść, nie wiem.
-Zobaczymy, co będzie. Idziemy!- stwierdziłam
-Świetnie, szkoda by mi było flaszki.
Dzwoni telefon. To Karolina - naturalna blond piękność, z wygórowanymi ambicjami, myśląca, że może mieć wszystko. Długie włosy i szeroki, wypukły tyłek są jej atutami, tak przynajmniej sądzą chłopaki. Jeśli o nich chodzi, to gałki oczne zawsze najpierw skupiają się na pupie, później dopiero raczą spojrzeć na całokształt. Nie ubolewam nad tym, nawet mi to nie przeszkadza. Zaskoczyła mnie swoim telefonem. Dzowni raz na jakiś czas, gdy nie ma co robić lub brakuje jej towarzystwa. Nie jest to dla mnie fair, ale przyzwyczajona do jej zachowania - odbieram. Rozmawiam nawet dość miłym głosem. Po minutowej rozmowie wiem to, co wiedziałam zanim się z nią połączyłam. Otóż została opuszczona przez resztę świata, a że na końcu listy znalazła mój numer telefonu, zadzwoniła dobrze wiedząc, że jak zwykle robię coś ciekawego. Zaproponowałam jej imprezę, szkoda, żeby się kisiła w domu. Powiedziała, że kiedyś do nas dojdzie.
Zbliżamy się na miejsce. Mijamy słynną ławkę, gdzie przesiadywało się dniami i nocami robiąc przeróżne zakazane rzeczy. Obok rządek sklepów, w tym monopolowy. Pani dobrze nam znana, po znajomości nie wymagała dowodu, nawet wtedy, gdy brakowało nam do niego nawet 3 lata. Obok apteka. To TA apteka, w której pierwszy raz zmuszona byłam zakupić prezerwatywy, dla własnego bezpieczeństwa. Więcej tam już nie weszlam.
Wchodzimy do klatki, po chwili widzimy drzwi. No co, dzownimy. Otworzył nam dobrze wstawiony już Marek. Modliłam się, błagałam, żeby nie było tam Mateusza. Gdyby był, nie zaprzeczę, że bym uciekła. Nie ze wstydu. Również nie dlatego, że nie wyglądam dzisiaj najlepiej. Dlatego, że się boję. Boję sie tego, że znów go zobacze, obudzi się we mnie długo drzemiąca namiętność i porządanie. Boję sie, że wróci ten cały koszmar - zakochanie.
Wchodzimy do środka. Od razu poczułam zapach dymu papierosowego. Poza tym nic nie rzuciło mi się w oczy. O dziwo było czysto i schludnie, mimo dość sporej ekipy, alkoholu, jedzenia. Powiesiłyśmy kurtki, po czym weszłyśmy do salonu. Ujrzałam już w pełni przygotowany stół, na którym głównie znajdowały sie puszki piwa, butelki wódki i popielniczki. Na około siedzieli ludzie, było ich dość sporo. Usłyszałam zbiorowe 'czeeść' . Były to znajome głosy, ale nie chciałam widzieć, kto u niego jest, z wiadomego powodu. Nie mogłam podnieść wzroku. Nagle podeszła do mnie Ewelina - dobrze zbudowana szatynka, dosyć ładna, jednakże uważała się za gwiazdę, co denerwowało wielu ludzi. Złapała mnie za rękę i porwała do drugiego pokoju.
-Słuchaj, Wiktoria - wyszeptała. - Mam coś dla ciebie.
Wyciągnęła jakąś gazetę.
- Co to jest?
- Zajrzyj na 25 stronę.
Zajrzałam. Zobaczyłam ten piękny żakiet, który nosiła Blair w Plotkarze. Nie mogłam uwierzyć, że można go kupić w tak niskiej cenie. Blair to moja idolka. Wredna, ale zarazem kochana. Marzy o osiągnięciu czegoś wielkiego. Dokładnie tak jak ja.
Na chwilę zapomniałam kogo się boje. Wchodząc do salonu zderzyłam sie w drzwiach z jakąś osoba. Wzrok mój zatrzymał się na znajomym mi nadruku na bluzie. Już wiedziałam czyja to postać.
- Cześć, fajnie, że przyszłaś - powiedział Mateusz.
- Ano miałam wolną chwilkę - odparłam uciekając od jego wzroku.
- Choć, napijemy się kielonka za stare, dobre czasy. Tak na rozluźnienie.
Chce mnie upić - pomyślałam. Nie miałam ochoty z nim przebywać pod jednym dachem, a co dopiero pić i to za naszą przeszłość. Bez sensu opijać z udawaną radością coś, co chce się wymazać z pamięci i już nigdy nie przetworzyć.
- Nie, na razie nie piję - wymamrotałam niechętnie, po czym ominęłam go lekko się o niego ocierając. Przypadkowo. Miałam ochotę stąd wybiec jak najszybciej. Gdziekolwiek. Było mi to już całkowicie obojętne. Nagle pewna myśl pojawiła się w głowie: 'Wiktoria, nie jestes tchórzem, dobrze wiesz' Cieszę się bardzo, że się pojawiła w moich zamotanym umyśle, przywróciła mi wiarę, pewną mobilizacje i przypomniała, na co mnie stać. Nie jestem jakąś pipą, która ucieka od problemów. Udowodniłam to nie raz, wiec udowodnię znowu. Nie pozwolę poraz kolejny dać pomiatać się urażonej dumie, czy też niespodziewanej sytuacji. Halo! Nie tak mnie przecież wychowano!
Wracając do salonu dostrzegłam, że Matiego już tam nie ma. Uciekł? Najprawdopodobniej. Uderzyła we mnie fala radości, dumy, taki wewnętrzny optymizm. Nie było to spowodowane tym, że moge normalnie wypić w spokoju wódke, nie czuć skrępowania, bo jego nie ma. Powód był całkiem inny. On uciekł. Stchórzył. Najnormalniej w świecie wyszedł na frajera. Niewyobrażalne jest, jak bardzo mnie to dowartościowało. Poczułam, że stoję wyżej. Wygrałam pierwsza rundę. A pomyśleć, że o mały włos nie zrobiłam tego samego. Odbija mi się na samą myśl, że poczułby to uczucie.
W spokoju przetrwałam ten wieczór. Mimo, że się cieszyłam, to z drugiej strony brakowało mi jego obecności. Jak typowa kobieta - nie wiem czego chcę. Zostalo mi cieszyć się tym, co mam. Nie chciałam wymagać zbyt wiele, bo dobrze wiedziałam, że im więcej stracę, tym bardziej mi będzie żal.
Impreza skończyła się koło 12. Wyszliśmy z ucieszonymi mordkami podśpiewując wymyślane przez nas piosenki. Po drodze do domu nic nie czułam. Szłam ze spuszczoną głową patrząc w chodnik. Było mi dziwnie, nie potrafię tego nazwać. Coś w rodzaju wewnetrznej pustki, może lekkiej tesknoty i bezradności. Takie uczucie często pojawia się, gdy czegoś bardzo chcesz, ale życie potoczyło się w taki sposób, że choćbys stawał na rękach i tak wiesz, że tego nie zdobędziesz. Powiedzenie 'chcieć to móc' często się nie sprawdza, bowiem istnieją rzeczy, które po prostu do nas nie pasują, bądz jesteśmy zbyt słabi, by się wysilić i je zdobyć. Czasem też poświęcenie jest nieopłacalne.
Zasnęłam szybko. Nie miałam nawet czasu myśleć.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lalala26 · dnia 29.02.2012 10:03 · Czytań: 730 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: