Pamiętam tylko ciche pogwizdywanie. Las nie był gęsty i ciemny, właściwie to nie jestem pewna, czy to był las, pamiętam dużą przestrzeń porośniętą brzozami i czasem, kiedy było mi smutno, dałabym sobie rękę uciąć, że ktoś chodził między nimi, koniecznie na czworakach, więc nie mogłam dojrzeć twarzy. Nie słyszałam też trzaskania gałęzi, czasem najwyżej któraś opadła z drzewa, ale robiła to bardzo cichutko, pamiętam tylko ciche pogwizdywanie. Na pomoście ktoś siedział, plecami do mnie, włosy były długie, więc to pewnie ona, ale karku nie widziałam, bo nie podwiewał ich wiatr, wiatru nie pamiętam. Nogami nie dosięgała do powierzchni, choć pewnie gdyby trochę się wysiliła, mogłaby stuknąć stopką w srebrnoszarą taflę, i niebo zatańczyłoby na niej przez chwilę w kółko. Pomost był długi i drewniany. Deski nie skrzypiały, choć nie jestem pewna czy nie zaskrzypiałyby, gdyby ktoś po nich przeszedł.
I żeby chociaż ptak... Pamiętam tylko ciche pogwizdywanie.
Dobrze to znasz, to takie dziwne uczucie, trwać w cichym pogwizdywaniu. I wiem, że trwałam tak, pomiędzy lasem, pomostem, a jeziorem, patrząc we włosy, których wiatr nie rozwiewa, i w człowieka, który na czworakach przemyka pomiędzy brzozami, nie wiedząc czy to jej oczy są srebrnoszare od patrzenia w jezioro, czy to jezioro jest srebrnoszare od patrzenia w jej oczy. I bałam się spuścić wzrok, i bałam się podnieść wzrok, ale jeszcze bardziej bałam się, że nagle ona się odwróci, że człowiek z lasu wstanie, że spojrzą na mnie, a wtedy ciche pogwizdywanie z całą pewnością ustanie.
***
Nie było widać Słońca. Trzymałyśmy się za ręce i cicho gwizdałyśmy, szeroko otwartymi oczami wpatrzone w powierzchnię, nad którą spokojnie wisiały dwie zgrabne nogi, które, gdyby tylko zechciały, mogłyby stuknąć stopką w srebrnoszarą taflę, i niebo zatańczyłoby na niej przez chwilę w kółko. Trzymałyśmy się za ręce i cicho gwizdałyśmy, myśląc o lesie, pomoście i jeziorze, a małe rybki całowały nam paluszki stóp.