Rozmowa sprzed wielu lat:
-------------------------------------------
- A skąd wy się tam wzięliście?
- Jeszcze przed wybuchem wojny wasz ojciec dostał pracę w kościele w Gródku Jagiellońskim koło Lwowa. Bo przecież do września 1939 to tam była Polska. Mieliśmy zaraz pojechać ale wkroczyli Niemcy, potem Rosjanie. W końcu przyszło pismo, że będziemy mieszkać tuż przy rynku w ładnym domnku. I żebyśmy się nie bali bo nic nam się nie stanie. Więc pojechaliśmy w lutym 1943 roku.
- No i nic się nie stało.
- Ale to chyba cudem jakimś. Mieszkaliśmy naprzeciwko posterunku Gestapo. Ale Niemcy byli wtedy w stosunku do nas w porządku, przychodzili i rozmawiali z nami. Oni jednak cenili sztukę. Było kilku takich buców, ale komendant był na poziomie. I chyba uratowało nas to, że znaliśmy dość dobrze niemiecki.
Wasz ojciec spędzał całe dnie w kościele po drugiej stronie rynku. Rzeźbił tam Św. Jacka i Św. Jakuba i anioły do ołtarza głównego.
Byłam w ciąży z twoją siostrą. Któregoś dnia, a był to maj usłyszałam okropne krzyki i na rynku pojawili się Żydzi. Wypędzili ich Niemcy z getta. I na moich oczach, tuż przed oknem zaczęli do nich strzelać. Zlikwidowali tego dnia podobno wszystkich Żydów w Gródku Jagiellońskim. Wasz ojciec nie mógł wrócić na noc do domu bo nie mógł przejść przez rynek. Byłam sama, bałam się że zacznę rodzić. Modliłam się, aby przyszli do mnie do domu i też mnie zabili. A wasz ojciec wrócił dopiero po dwóch dniach. Nie chciał go wypuścić z kościoła polski ksiądz. Przyszedł jak już rynek był pusty.
Twoja siostra urodziła się dwa miesiące później. Przeżyliśmy tam jeszcze jesień i zimę i na początku 1944 roku wróciliśmy do Rzeszowa. A przedtem to jeszcze Ukraińcy zaprosili nas do siebie na wieś na wesele czy chrzciny, już nie pamiętam. Byli bardzo gościnni. I mimo, że była wojna i nie było co jeść, to stoły były pełne. Był straszliwy mróz, myślałam, że mi dziecko zamarznie. Ale Ukraińcy dali nam jakieś pierzyny, którym je owinęłam i tak na wozie wróciliśmy do domu.
- To nie byli do was wrogo nastawieni?
- Byli. Wiesz, otoczyli cały dom w którym byliśmy goszczeni. Stali przy płocie, zaglądali przez okna. A jak odjeżdżaliśmy tą furmanką to tylko stali w ciszy i patrzyli spode łba. Byłam przerażona, myślałam, że nas zaczną „ rezać.” Ale wasz ojciec mi mówił, że nas nie ruszą bo on i jego kolega wyrzeźbili im świętych w kościele.
------------------------------------------------------------------------------
Wydarzenie z sierpnia 2004 roku:
----------------------------------------------------
Po drodze z Przemyśla do Lwowa autobus zatrzymał się na rynku w Gródku Jagiellońskim, który jest teraz Gorodkiem. Kierowca ogłosił 20- minutową przerwę.
Wyszła z autobusu i podeszła do drzwi starego XV wiecznego kościoła. Zobaczyła tablicę z napisem w języku polskim i ukraińskim: „W hołdzie Władysławowi Jagielle – 1386-1434 Wielkiemu Księciu Litewskiemu Królowi Polskiemu, którego serce tu spoczywa”.
Przypomniała sobie jak w dzieciństwie mama opowiadała jej, że Władysław Jagiełło zmarł w Gródku Jagiellońskim, w trakcie słuchania słowików.
Weszła do kościoła. Odszukała figury świętych i aniołów w ołtarzu głównym.
Patrzyła na rzeźby, które stworzył jej ojciec na długo przed tym zanim się urodziła.
- A pani to chyba nie tutejsza? – zapytał ją ktoś po polsku. Za nią stał polski ksiądz. – Pewnie do Lwowa pani jedzie. No tak, tu mało kto zagląda. A szkoda, bo historia tego miasta jest bardzo bogata. I jest ono bardzo stare.
Przeprosiła i wyszła. Nie chciała, żeby widział, że płacze.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Hedwig · dnia 04.07.2012 19:37 · Czytań: 962 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 10
Inne artykuły tego autora: