Radości nie było końca, kiedy jabłoń pierwszy raz wydała na świat swoje owoce. Domownicy weselili się tym bardziej, że drzewo spisali już dawno na straty, gdyż te przez wiele lat ukrywało swoje skarby przed światem. Matka już liczyła, ile słoików będzie jej potrzebne na wszystkie przetwory, które zrobi na zimę; dzieci biegały pod konarami dużego już drzewa, radośnie podśpiewując i czekając na spadające owoce, a ojciec chodził tylko dumny, z tajemniczym, ale na pewno szczerym uśmiechem, zupełnie jakby chodziło o jego własne dzieci, a nie o jabłka, które nareszcie się pojawiły.
Faktycznie, owoce jawiły się wyjątkowo okazale i urokliwie. Dziesiątki zieleni przenikały się z setkami czerwieni i żółci na tysiące sposobów, a każde jabłko promieniało blaskiem odbijanego słońca, jakby samo bardzo chciało świecić. Delikatne liście rzucały migotliwe cienie to tu, to tam, a drzewo skrzyło się, oddychało. Żyło. Kiedy siadało się pod jego konarami, pachniało. Słodko.
Jabłoń tego roku zdawała się dawać z siebie wszystko, kiedy wiosną okryła swe gałęzie białym puchem drobnych listków i różowych refleksów. Sąsiedzi chwalili drzewo, twierdząc, że nigdy chyba jeszcze żadna jabłoń tak nie kwitła i widać ją nawet „z drogi”. Tak, aż stamtąd, gdyż jabłoń owa rosła na samym końcu całkiem sporego podwórza, sięgając najdłuższymi gałęziami przez płot niewielkiej polnej dróżki, z dala od drogi.
Sielanka trwała w najlepsze. Słodka obietnica przyniesiona zapachem owoców spełniła się w ich smaku. Dzieci po obiedzie pytały, czy mogą zjeść jabłko, a nie słodycze. Matka cieszyła się, a ojciec… Ojciec przynosił pachnące klejnoty, uśmiechnięty. Najlepiej smakowały te zebrane z ziemi. Spadając, kurzyły się strasznie i wyglądały jak zwykłe jabłka. Dzieci polerowały je wtedy zawzięcie rękawami, a mama nie była zła. Ona też lubiła ten blask. Niezwykły blask zwykłego jabłka.
Czasem zaglądali sąsiedzi, a poczęstowani owocem pytali, czy mogą wziąć trochę później, „na potem”. Niektórzy przychodzili z małymi koszami, jednak nigdy nikt z domowników im nie odmówił. Jabłek było dużo i starczyło dla wszystkich. To były jabłka!
Lata mijały, dzieci dorastały, rodzice się starzeli, a jabłoń nieustannie rodziła, nie odpoczywając, jak to mają w zwyczaju inne drzewa. Czasem dowiadywała się o śmierci kogoś bliskiego albo drogiego, a może po prostu znajomego, kiedy ojciec przychodził po jabłka ze smutnym wzrokiem. Widziała, jak z roku na rok spojrzenie mężczyzny gaśnie, za kolorową tęczówką skrada się pustka, a smutek wyrywa kolejne bruzdy na jego zmęczonej twarzy.
Przestała widzieć dzieci. Chyba już ich nie było. Jej owoce coraz częściej upadały, by stać się pożywką dla ziemi. I tylko czasem ktoś przejeżdżający rowerem po asfaltowej drodze zatrzymał się i podnosił jedno. Asfaltowej. Skąd ona się wzięła?
Któregoś roku ojciec nie przyszedł ani razu. Po prostu. Za to jednego dnia zobaczyła dzieci, tak dawno nie widziane. Teraz już dorosłe. W czerni. Nawet nie podeszły. Prowadziły zapłakaną matkę w stronę domu. Potem już nikt nie przyszedł.
Nie było nikogo. Drzewo nie miało jednak spokoju, zagłuszane nieustannie regularnym hałasem przejeżdżających samochodów. Dusiło się. Nie miało już nadziei. Jednak żyło.
Pewnego dnia jabłoń odwiedziła Kostucha. Popatrzyła z litością i miast wziąć swój zwyczajowy zamach kosą usiadła, oparłszy się o pień.
- Czas na ciebie, moja droga. Tylko ty mi zostałaś. Kto by pomyślał…
Drzewo zaszeleściło suchymi liśćmi, a ostatnie jabłko zachwiało się delikatnie na jego gałęzi.
- Podziwiam cię. Podziwiam twój spokój i wytrwałość. Twoją skromność. Mówią, że to nadzieja umiera ostatnia. Ją już mam – mówiąc to, Kostucha wyciągnęła zza pazuchy ludzkie serce, promieniujące lekkim blaskiem, jednak nieruchome.
Najpiękniejsza rzecz, jaką jabłoń kiedykolwiek widziała. Więc tak wygląda nadzieja. Więc to właśnie ten blask tak długo gasł w oczach mężczyzny… Kilka liści opadło z rezygnacją na ziemię. Kostucha zaśmiała się smutno.
- Nie zwlekajmy z tym. – drzewo nie protestowało.
Ostatnie jabłko potoczyło się po piasku i wpadło na sam skraj asfaltowej drogi.
Następnego roku drzewo upadło. Nadzieja umiera ostatnia? Ja myślę, że to jabłoń odchodzi na końcu.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
mattmeister · dnia 11.09.2012 08:37 · Czytań: 827 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: