jak wymigać się od wojska - wienczyslaw
Proza » Inne » jak wymigać się od wojska
A A A
Od autora: UWAGA! tekst tylko dla młodzieży! wszystkim powyżej czterdziestki, wstęp WZBRONIONY!!!

Ten tekst powinien być napisany ponad ćwierć wieku temu.
Teraz służba wojskowa nie jest już zaszczytnym obowiązkiem.
Podobno jest nawet więcej chętnych na noszenie munduru,
niż wolnych miejsc w wojsku.

Kiedyś jednak było inaczej. Wymiganie się od wojska
stanowiło niemały problem, ale dla dużej grupy wrażliwych
młodych ludzi była to oczywistość.

Cofnijmy się zatem w ponure czasy stanu wojennego.
Czasy , w których z czarno - białych telewizorów straszyli
ubrani w wojskowe mundury dziennikarze, najważniejszy
generał nosił ciemne okulary, a kiedy przemawiał, siedział
sztywny jak kołek. Ludzie pluli w telewizory na jego widok
i obrzucali go straszliwymi, jeżącymi włosy
przekleństwami. W sklepie bez problemu można było kupić
tylko ocet i musztardę. Wódka była reglamentowana.
Na jednego pełnoletniego obywatela przypadała jedna
butelka wódki miesięcznie. Gdyby wtedy istniał internet,
pewnie popularność zdobyłoby hasło "zabierz babci flaszkę".
Posiadanie babci, która ze względu na zły stan zdrowia albo
wyznawane zasady nie piła alkoholu, było skarbem. Można
było jakoś dogadać się z babcią i wymienić posiadany
wyrób czekoladopodobny, cukierki czy sztuczny miód na
drogocenny alkohol.

Wszystko to jednak była kropla w morzu potrzeb.
Dlatego narodowym trudem Polaków stało się pędzenie
bimbru. Pędzono wszędzie. Na wsi i w mieście.
W willach i blokach. Pędzili robotnicy, rolnicy i inteligencja.
Bez różnicy. Dorastająca młodzież, której nie wystarczała
jedna flaszka od babci, pędziła bimber po domach podczas
nieobecności rodziców.

Sprzęt był prymitywny - jakieś gary, rurki, dwa statywy chemiczne
i najprostsza chłodnica. Aparatura była mało wydajna, więc imprezy
często przenosiły się do kuchni, gdzie stłoczeni przy kuchence
gazowej, na której buzował zacier, dobrze zapowiadający się
młodzi alkoholicy, śledzili wzrokiem każdą
spływającą z chłodnicy do szklaneczki kroplę.
Ledwo szklaneczka wypełniła się przeźroczystym płynem,
już była wypijana. Ciepły, świeży bimber, prosto z kolby,
szybko uderzał do głowy.

To były czasy ciepłego alkoholu. Bimber, wódka, piwo
(którego nie było) - wszystko sprzedawano (podawano)
ciepłe. Lodówki stały puste albo kisiła się w nich woda
mineralna lub polo-cockta. Na imprezach typu "osiemnastka"
alkohol nie miał szans się schłodzić. Natychmiast był wypijany.
Maruderzy, którzy stracili czujność i nie napili się wtedy, kiedy
alkohol jeszcze był, chodzili niedopici i czekali na zrzutę
na melinę. Ten moment następował ZAWSZE!
Alkohol zawsze się kończył i zawsze przychodziła ta chwila:
jeden z gości zbierał do czapki datki na następne flaszki.
Nie było wtedy sklepów nocnych, taksówek na telefon
i innych udogodnień. Życie było ciężkie i wymagało hartu
ducha - wódka zakupiona na melinie również była ciepła.
Wyboru zazwyczaj nie było żadnego. Była Vistula -
brało się Vistulę. Był tylko Bałtyk - kupowało się Bałtyk.

O jedno można było być spokojnym. Wódka zakupiona
na melinie nigdy nie była oszukana. Meliny były prywatnymi
interesami i musiały dbać o swoją reputację. Gdyby wszystkie
firmy w PRL były prowadzone tak uczciwie jak meliny, ludziom
żyłoby się lżej. Niestety czasem nawet prywatni przedsiębiorcy
mieli skłonność do oszustwa. "Poproszę jagodziankę z jagodami"
mówił mój kumpel do pani w białym (powiedzmy) fartuchu
i była to czytelna aluzja. Zwykłe jagodzianki jagód nie zawierały.
Tak jak woda z sokiem z saturatora. Jak kto chciał poczuć sok,
musiał prosić "wodę z podwójnym sokiem". Takie czasy.

Piwa w sklepach nie było. Bywało w mordowniach zwanych
"kuflotekami". Na moim osiedlu była taka jedna - ohydny barak
kryty papą łączył się "ogródkiem piwnym". Ogródek piwny
otoczony był wysokim płotem z blachy falistej, klepisko
wysypane było żużlem, w który wbite były masywne nogi
pancernych stołów. Krzeseł nie było. Konsumpcja odbywała
się na stojąco. W części zadaszonej rządził pan Mietek.
Przed okienkiem do pana Mietka kłębił się gęsty tłum
spragnionych złotego trunku mężczyzn. Pan Mietek
przez okienko odbierał od ludzi puste kufle i pieniądze.
Frajerzy, którzy nie mieli przygotowanej wyliczonej kwoty,
byli w plecy. Pan Mietek nigdy nie wydawał reszty.
Było to ponury olbrzym o twarzy psychopatycznego
mordercy. Budził respekt. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś
upominał się o pieniądze.

Piwo należało wypić szybko. Kufli było mało i stłoczeni
w kolejce ludzie złym wzrokiem patrzyli na smakoszy
nadmiernie długo delektujących się trunkiem. Zresztą
nie było się czym delektować. Piwo było ciepłe
(oczywistość), chrzczone i podłej jakości.


***


Ale ja przecież nie o tym miałem pisać.
Tylko jakoś zdryfowałem.

A przecież miałem napisać o tym jak wymigać się od wojska.
Wtedy to był poważny problem. Co zrobić, żeby nie wzięli
nas do wojska.

Jesteśmy normalnymi młodymi ludźmi. Zamiast uganiać się
po poligonie z karabinem, wolimy uganiać się za dziewczętami.
Zamiast padać na twarz i tarzać się w błocie, wolimy raczej
napić się browarka gdzieś na łące albo w parku. Zamiast czyścić
wojskowy kibel szczoteczką do zębów, wolimy wypad do kina.
Zamiast wysłuchiwać wrzasków kaprala - idioty, wolimy jednak
posłuchać Pink Floydów, Beatlesów, Hendriksa, Sex Pistols.
Nie mamy wygórowanych wymagań. Nasza wolność to ławka
w parku i skrawek błękitnego nieba. To, że wódka jest ciepła
wcale nam nie przeszkadza. Zresztą innej nie znamy.

Nie chcemy wiele. Chcemy tylko trochę wolności.
Ale jeśli nie mamy wady wzroku minus osiem dioptri,
amputowanej w pachwinie nogi, paraliżu, apilepsji, schizofrenii,
stwardniena rozsianego itp. itd. - ta wolność na dwa lata
zostanie nam odebrana.

Możemy wymigać się od wojska symulując depresję.
Ale jest to droga trudna i wymagająca dużego hartu ducha.
Najpierw kupujemy albo pożyczamy "Melancholię" Kępińskiego
i uczymy się jak najwięcej o tej strasznej chorobie.
Potem popełniamy nieudane samobójstwo. Najlepiej
nażreć się leków nasennych, byle nie za dużo.
"Przypadkowo" odwiedzający nas kolega wszczyna alarm
i zabierają nas do szpitala. Potem lądujemy w psychiatryku
na obserwacji. I tu zaczyna się najtrudniejsza część operacji.
W szpitalu podają nam leki pobudzające, po których chce się
nam skakać i śpiewać. Tymczasem musimy być stale smutni
i milczący - w końcu mamy depresję. Trudno przetrzymać ten
ciężki okres. Ale jednemu z moich kumpli się udało.
Po trzech miesiącach spędzonych w szpitalu uznano go
za wariata i wypuszczono. Żółte papiery, które otrzymał
były dla niego biletem do wolności. Nie musiał iść do wojska!

Druga metoda, "na narkomana", też nie należy do przyjemnych.
Wymaga planowania z dużym wyprzedzeniem i wielu wyrzeczeń.
Zaletą jest brak konieczności zażywania szpitalnych leków
antydepresyjnych, które jednak, co tu kryć, mocno ryją beret.

Na rok albo dwa, przed wizytą w Wojskowej Komendzie
Uzupełnień, zapuszczamy włosy. Im są dłuższe, tym dla
nas lepiej. Trzy miesiące przed godziną zero intensywnie
się odchudzamy. Najlepszą metodą na odchudzanie jest
jedzenie codziennie na śniadanie, obiad i kolację, chleba
z masłem i serem żółtym. Po tygodniu takiej diety jemy tylko
wtedy, kiedy naprawdę czujemy głód. O przejadaniu się
nawet nie pomyślimy.

Miesiąc przed wizytą w WKU przestajemy się myć. Chodzimy,
śpimy w jednym ubraniu. Nie zmieniamy bielizny, skarpetek itp.
Nie myjemy zębów! Prosimy koleżankę z liceum dla
pielęgniarek o codzienne wkłucie się nam w żyłę. Wszystko
po to, żeby dobrze wypaść przed wojskowo - lekarskim konsylium.
Na tydzień przed komisją przestajemy jeść cokolwiek.
Wyglądamy już nieźle. Tłuste, długie włosy, brudne ciuchy,
żółte zęby, pokłute żyły na obu rękach,
chudy zarośnięty pysk. (Zapomniałem o bardzo ważnym -
nie golimy się!!). Śmierdzi nam z ust. Cali śmierdzimy.
A będziemy śmierdzieć jeszcze bardziej z powodu głodówki.

Dzień przed wizytą upijamy się do nieprzytomności.
Żeby mieć nazajutrz ostrego kaca. Głodni, brudni i
skacowani idziemy na komisję. Przed wejściem do budynku
WKU wypalamy jointa. Najlepiej, żeby joint był mocny.
Mocny joint, w połączeniu z głodem i kacem, da nam ten
jedyny w swoim rodzaju błysk szaleństwa w oczach,
którego tak bardzo potrzebujemy.

Jeśli nie wyrzucą nas od razu na zbity pysk z kategorią "E",
możemy spróbować trochę podyskutować. Absolutnie
nie zdradzamy się z naszym stosunkiem do wojska!
Wręcz przeciwnie, prosimy o przydzielenie nas do jednostki
bojowej, gdzie będziemy mieć stałą styczność z bronią palną.
Zapewniamy siedzących za biurkiem lekarzy i wojskowych,
że nie możemy się już doczekać chwili, kiedy będziemy sobie
mogli postrzelać. Ponieważ mamy kaca i jesteśmy upaleni
gandzią, nie musimy się nawet specjalnie starać, żeby nasze
przemówienie nie było zbyt składne.

Po otrzymaniu kategorii "E", wracamy do domu, myjemy się
ubieramy świeże ciuchy i wreszcie możemy się porządnie
najeść.


***


Ojej! Ale po co ja w ogóle to wszystko napisałem?

To chyba przez to, że mam kaca. Na co komu dobre rady,
skoro teraz nikt do wojska, jeśli nie chce, to iść nie musi?

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wienczyslaw · dnia 16.05.2013 19:03 · Czytań: 1237 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 31
Komentarze
pablovsky dnia 16.05.2013 19:18
Wiechu, a ja mogę?! :) No zrób wyjątek!
Quentin dnia 16.05.2013 21:32 Ocena: Świetne!
Ubawiłem się porządnie przy twoim tekście, jak to zwykle zresztą bywa.
Wnioski nasuwają się same; świat stanął trochę na głowie. Niegdyś wojsko upominało się o mężczyzn samo, a dziś mężczyźni i kobitki muszą walić doń błagalnie i na kolanach. Sam mam za sobą jedną taką próbę. Zaraz po technikum chciałem wcisnąć się w kamasze, (wcześniej, oczywiście, otrzymałem A z paragrafem na komisji) ale armia wówczas zaczynała przechodzić na zawodowstwo i z WKU odesłano mnie nawet bez kwitka. Kłania się pierwszy akapit twojego tekstu. Jakiś gość, żołnierz, ale bez munduru, poradził mi, żebym poszedł do szkoły podoficerskiej i potem próbował. No to poczułem się odrzucony przez armię i serdecznie od tamtej pory ją pierdolę. Bogu dzięki, że człowiek mądrzeje z czasem i stałem się pacyfistą (czemu dam dowód jednym z moich najbliższych opowiadań - trochę autoreklamy ;) )
No dobra, a co do tekstu, uczciwie trzeba powiedzieć, że takich opowieści brakuje wielu młodym, przez co ich świadomość co do komuny jest właściwie mizerna, bo szkoła gówno nas nauczyła. Pamiętam, że wałkowaliśmy na historii wszystko od starożytności, a gdy dochodziło do wydarzeń po II wojnie światowej, zostawały ledwie skrawki na omówienie tematów przed transformacją ustrojową i lipa. I tak było przez podstawówkę, gimnazjum i szkołę średnią. Dopiero po pewnym czasie zainteresowałem się tematem na własną rękę. Inaczej pewnie do dzisiaj nie wiedziałbym, że mamy w kraju żyjącego zbrodniarza, a właściwie zbrodniarzy.
Zabawnie to wszystko wygląda w twoim opowiadaniu i słowo wstępu zachęcające młodych jest jak najbardziej na miejscu. Pół żartem, pół serio, ale takie czasy były i warto o nich pamiętać.
Pozdrawiam
Madame Chauchat dnia 16.05.2013 22:00
Chyba nie bylo tak rozowo z tym nabraniem WKU. O tym, aby mowic na komisji, ze chcemy strzelac, to nawet ja slyszalam, phi...
wienczyslaw dnia 16.05.2013 22:03
wojsko to syf. tak samo jak harcerstwo. trzeba się od tego trzymać z daleka. nie zapisywać się. nie maszerować. nie merdać ogonem.

jednak coś się zmieniło od tamtych czasów. na lepsze. teraz jest wybór. nigdy nie mogłem zrozumieć jakim prawem moje państwo ma mnie zniewolić na dwa lata. taka dyktatura staruchów nad młodymi. generałami i pułkownikami są zazwyczaj staruchy. a mięsem armatnim młodzi żołnierze. trzeba było kombinować wtedy ostro, żeby nie pójść do

wojska. tekst jest pewnie śmieszny ale prawdziwy. nigdy nie byłem w wojsku, bo udało mi się wymigać i oszukać trepów z WKU :)

madame-nie wystarczy mówić. trzeba mieć jeszcze odpowiedni wygląd :)
Madame Chauchat dnia 16.05.2013 22:12
Wojsko znam z opowiesci 40-60 latkow i z ich przekazu nie wynika, zeby bylo az tak strasznie, wrocili przeciez cali i zdrowi :) Ociec przezyl poligon w Kazachstanie w latach 70-tych i do dzis wspomina picie spiritu na maszinach. Brzmi to raczej groteskowo niz tragicznie.
pablovsky dnia 16.05.2013 22:39
Wienczysławie, czy Quentin zalicza się do młodzieży? A na dodatek zabrał głos. No OK, pewnie nie ma czterech dyszek.
Ja już mam, próbowałem się wprosić do dyskusji, ale widzę, że nie zaprosisz do udziału w debacie.
Wtrącę zatem swoje trzy grosze.
Odniosłem wrażenie, że ten tekst powstał trochę na zasadzie "wypada coś napisać" :) W porównaniu z "Ostrym porno", czy "Psychiatrą" - tutaj maleńko elementów zaskoczenia oraz nie tak wiele humoru, jak w poprzednich dziełach.
Co do samego powołania.
Trochę przekoloryzowałeś, fakt, ludzie próbowali sztuczek, ale czy dobrze na tym wychodzili? Odrabiali wojsko piorąc zafajdane pieluchy w domach opieki, opiekując się nieboszczykami w "szpitalach" i podobnych przybytkach.
Też byłem niepocieszony, jak mnie brali na dwa lata do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, ale!
Odsłużyłem dwa lata w WOP-ie, (obecnie Straż Graniczna), czas upłynął, a co mam przeżytych wrażeń, to moje. I patrząc z perspektywy czasu, nie było to zły czas.
Może pierwsze pół roku człowiek dostawał w kość, ale później? Bez tragedii.
Zawsze mówili, że wojo to szkoła życia i wiele w tym prawdy.
Nie wspominając, że "Za mundurem, panny... " :)

Dziadek powtarzał, że ten, kto nie był w wojsku, ma spore szanse zostać mięczakiem z życiu, bo, zacytuję: "...gdzie mundur, broń i walka o przetrwanie rodzą się twardziele...", sporo w tym racji, drogi Wienczysławie!

Madame Chauchat napisał/a:
Wojsko znam z opowiesci 40-60 latkow i z ich przekazu nie wynika, zeby bylo az tak strasznie, wrocili przeciez cali i zdrowi


Sporo racji, dziewczyno! To nie był fałszywy przekaz ;)

wienczyslaw napisał:
wojsko to syf. tak samo jak harcerstwo. trzeba się od tego trzymać z daleka. nie zapisywać się. nie maszerować. nie merdać ogonem.


A skąd wiesz, skoro nie byłeś? :) Z opowieści? Może nie wszystkich słuchałeś? Ale tak mówią wszyscy, co nie byli, więc jesteś usprawiedliwiony.

Najbardziej podobał mi się początek tekstu. Przypomniałem sobie nazwy alkoholi "Bałtyk", "Vistula" - ech, to było życie? A uczyliśmy się jarać na DS-ach, albo Yugo, co nie?! :)

Pozdrawiam, spocznij żołnierzu! W lewo zwrot, odmaszerować!
wienczyslaw dnia 16.05.2013 23:08
pablo - DS i Yugo!! przypomniałeś mi! to było STRASZNE :)

zdania na temat wojska nie zmienię. pewnie wychowaliśmy się w innych środowiskach. na samą myśl, że musiałbym chodzić w mundurze i słuchać rozkazów, robi mi się niedobrze.
zajacanka dnia 17.05.2013 02:09
tekst do bani.
wystarczyło byc jedynym żywicielem rodziny (służba skrócona do połowy, lub zawieszona), albo pomalować sobie paznokcie u nóg na czerwono: pedałów nie brali.
a wódka (Bałtycka, z niebieską etykieką) była w dowolnych ilościach (nawet schłodzonych) w Peweksie. to nie były złe czasy, tylko trzeba było do nich odpowiednio podejść. przechodziłam (ze ślubnym) całą tę procedurę (włącznie z wizytami u psychiatry - mało skuteczne). a poza tym skąd wówczas gandzia?!

a hercerstwo wcale nie takie straszne, jak je malujesz. pablo dobrze mówi: mundur (jakikolwiek) uczy życia.

kiss
a
Quentin dnia 17.05.2013 09:43 Ocena: Świetne!
Cytat:
Wienczysławie, czy Quentin zalicza się do młodzieży? A na dodatek zabrał głos. No OK, pewnie nie ma czterech dyszek.

Pablo, jeszcze długo nie będę miał czterech dych :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) :)

Nie o to chodzi, że wojsko uczy życia. Kiedyś może uczyło, dziś raczej nie. Mój kuzyn służy obecnie w armii- zawodowiec i mówi, że wszelkie przygotowanie bardziej wygląda jak przedszkole niż poważna zaprawa.
Rozumiem niechęć wienczyslawa, bo mam tak samo. Nie chcę, żeby ktoś mówił mi kiedy mam jeść, a kiedy srać. Wojsko może i jest przydatne, bo nie powiem potrzebne, ale tylko gościom, którzy rośli wychowywani pod kloszem albo jakimś niedojrzałym pajacom, chociaż nie ma pewności, że dojrzeją.
zajacanka napisała:
mundur (jakikolwiek) uczy życia.

Jestem zaskoczony :) Gdyby to napisał ktoś inny, pewnie nawet bym zrozumiał, ale ty, Aniu - Ty, która masz pacyfę w awatarze.... :) Świat stanął na głowie.

Reasumując według mnie wojsko uczy tylko odruchów. Padnij, powstań, lewa, prawa, rozkaz, wykonać, kocie jebany! Potem ludzie nie mają własnego zdania, jeśli nie jest to zdanie dowódcy. A teraz zwolennicy armii możecie mnie zlinczować. Nadstawiam drugi policzek ;)

Make love, not war
zajacanka dnia 17.05.2013 09:48
Quentin napisał:
Jestem zaskoczony Gdyby to napisał ktoś inny, pewnie nawet bym zrozumiał, ale ty, Aniu - Ty, która masz pacyfę w awatarze....

Żebym mogła się z nią identyfikowć dzisiaj, kiedyś musiałam być w mundurku ;)
pablovsky dnia 17.05.2013 17:49
Quentin napisał:
Reasumując według mnie wojsko uczy tylko odruchów. Padnij, powstań, lewa, prawa, rozkaz, wykonać, kocie jebany! Potem ludzie nie mają własnego zdania, jeśli nie jest to zdanie dowódcy. A teraz zwolennicy armii możecie mnie zlinczować.


To nie tak, Quentinie. Nie rozumiemy się :) Czytając Twój komentarz, widać, że młodzian z Ciebie :p
Ja nie twierdzę, że służba w wojsku była ludziom do szczęścia potrzebna! Nigdy w życiu! Mój syn jest teraz w wieku poborowym, był ostatnio w WKU.
Gdyby do dzisiaj istniała obowiązkowa służba, to zaryczałbym się, że go zabierają na dwa lata!
Chodzi o całokształt.
Takie dwuletnie, czy półtoraroczne odosobnienie było dla młodego człowieka hartem ducha, zaprawą przed wejściem w trudny, dorosły świat. Tam mamusia nie mogła pomóc, ani nie wyprała skarpetek synciowi, mogłeś liczyć tylko na siebie (jak w życiu!) No i wszystko toczyło się szybciej, człowiek gruntował sobie pozycję, musiał improwizować, aby go starszyzna nie połknęła, to taka nauka przed trudnym życiem i głównie to miałem na myśli, pisząc, że kto nie był w wojsku, ma większe szanse zostania mięczakiem, albo mamisynkiem ;)
wienczyslaw dnia 17.05.2013 17:54
Cytat:
a poza tym skąd wówczas gandzia?!

z działki. darmowa :)

a hercerstwo wcale nie takie straszne, jak je malujesz. pablo dobrze mówi: mundur (jakikolwiek) uczy życia.


mundur uczy życia? chyba posłuszeństwa. faktycznie, pacyfka nie pasuje do Ciebie.

Cytat:
Reasumując według mnie wojsko uczy tylko odruchów. Padnij, powstań, lewa, prawa, rozkaz, wykonać, kocie jebany! Potem ludzie nie mają własnego zdania, jeśli nie jest to zdanie dowódcy. A teraz zwolennicy armii możecie mnie zlinczować. Nadstawiam drugi policzek ;)

Make love, not war


PRAWDA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

czytałeś Paragraf 22? jeśli nie, to polecam. to chyba najlepsza książka, jaką czytałem. no może jeszcze 1984 Orwella :)
henrykinho dnia 17.05.2013 18:11
Metoda "na brudasa" nie musi wcale zadziałać - można pechowo trafić na zawziętego, acz sympatycznego oficera, który za cel weźmie sobie przemianę domniemanego śmierdziela we wzorową jednostkę eksterminującą :uhoh:

Na szczęście nie były pisane mi wojskowe przygody, choć... czasem ta nieładna część siedząca w człowieku chciałaby uczestniczyć w tej całej hecy. Dla hecy właśnie.

wienczyslaw napisał:
mundur uczy życia?

Pewnie i nie, ale przynajmniej można sobie groźnie powyglądać dla odmiany. Pamiętam, że jako zuch trochę cwaniaczyłem przez to (mam nadzieję, że jeszcze zuchów akceptujesz, wienczysław?;p)

dobry tekst, czegoś się można dowiedzieć. pośmiać też, oczywista
mike17 dnia 17.05.2013 18:12
Wśród nas, młodych chłopaków, wojsko w tamtych czasach to był totalny obciach i chujnia.
To jak iść do ZOMO.
Za ostatniego głąba uważano tego, kogo wzięto w kamasze.
Że nie miał oleju w głowie, by się bronić przed dwuletnim pierdlem.
Ludzie masowo świrowali u psychiatrów, którzy chętnie pomagali.
Byli więc schizofrenicy, cyklofrenicy, nerwica natręctw, paranoicy i inni.
Dwóch na dziesięciu dało się wziąć w moim środowisku, gdzie wojsko to był już synonim kompletnego dna.
A komisje były nad wyraz durne: symulanci dostawali odroczki, a potem kategorię E.
Dwa lata poza życiem to kwas.
I wszyscy to rozumieliśmy.
I każdy się bronił - każdy chciał mieć dziewczynę, a nie pieprzone buciory.
Do dziś mam książeczkę wojskową z kategorią E, he he :)
pablovsky dnia 17.05.2013 18:34
mike17 napisał:
Za ostatniego głąba uważano tego, kogo wzięto w kamasze.


To bzdurki, miły kolego. Ale ja to mike rozumiem, wszyscy, których znam, a nie byli w wojsku mówią w podobnym tonie. Za to Ci co byli, są teraz dumni z tego powodu, nawet jeśli udają przed tymi co niebyli, że "przechlapane było" ;)
Musisz mi wierzyć na słowo.
Powtórzę po raz kolejny, też uważam, że wojsko to był koszmar w oczach nastolatka, w pewnym sensie były to dwa lata wyjęte z życiorysu, ale jednej rzeczy nikt mi nie zabierze - wspomnień, dumy, gdy przyjechałem w mundurze "wopisty" do rodziny, żonki, oraz nabrałem charakteru, czołgając się na poligonach, strzelając z kałacha, myjąc kible szczoteczką do zębów. Tego typu rzeczy dają czadu na przyszłość. W pozytywnym tego słowa znaczeniu.
mike17 dnia 17.05.2013 18:44
Charakteru można nabrać zostając w wieku lat 20-tu ojcem jak ja, i wtedy nagle zmienia się twoje życie, masz się sprawdzić (miałem z tym problemy), szybko wydorośleć, na jakieś pieprzone kamasze po prostu nie masz czasu, bo masz już rodzinę, a wojsko to był obciach i ostatnie lewusy dawały się zagrabić, ludzie bez pomysłu na życie.
A wojsko?
Nie oznaczało niczego, jeno prymitywną, radziecką tresurę.
Znam kolesia, który 2 lata na wartowni wciąż chlał i do dziś jest alkoholikiem.
Więc etos wojaka to lipa na resorach, każdy z mojego pokolenia to wie.
Każdy przed tym szajsem bronił się rękoma i nogoma :)
A potem był pan, a nie kot.
Wśród moich kumpli NIKT nie był w wojsku.
pablovsky dnia 17.05.2013 18:51
mike, jak będziemy tu dyskutować pod tekstem Wiesia, to nam redakcja karne punkty trzepnie :)
Ale tylko szybciutko dopowiem, że masz prawo tak myśleć, to logiczne rozumowanie kogoś, kto się uchylił od służby, na dodatek jak nie ma znajomych kumpli, którzy to przeżyli.
No i trochę jedziesz po bandzie, pisząc, że "lewusy i ludzie bez pomysłu na życie szli do wojska".
Chciałeś mi chyba dopiec, bo jesteś za inteligentny, aby tak myśleć. Wszyscy, co przeżyli służbę musieliby się obrazić, czytając takie słowa.
Ja miałem pomysł co zrobić ze swoim życiem, syna "zmajstrowałem" dopiero po wojsku, gdy znalazłem pracę, więc nie brakowało mi odpowiedzialności.
Lewusem też nigdy nie byłem, to gdzie leży prawda? Pewnie jak zwykle po środku. Wystarczy.
Pozdrawiam miło.
mike17 dnia 17.05.2013 19:03
Ludzie, którzy mieli na siebie pomysł, szli na studia, a nie w pieprzone kamasze kolego.
I to już świadczy, że ci, których udało się capnąć, nie chcieli się dalej uczyć.
Studenci odbywali jeno szkolenia.
Nikt, kto kontynuował naukę nie był brany do wojska.
A więc tylko ci, którzy nie wiedzieli, co ze sobą zrobić, a to jakoby minus jest...
I mieli 2 lata do stracenia he he, po sowiecku kicać po poligonie :)
A to już szczyt głupoty chyba.
Kumple pokończyli szkoły, pozakładali rodziny, nikt w żadnym wojsku nie był, bo to wstyd był.
I pojmij coś jeszcze: nienawiść do armii i przymusu.
shinobi dnia 17.05.2013 19:09
Ciekawy tekst.
Mi na szczęście się upiekło - studenci mojego rocznika automatycznie zostali przeniesieni do rezerwy. I dobrze, wojsko by mnie pewnie rozpieprzyło na drobne. A gdyby nawet nie przenosili mojego rocznika do rezerwy, rzucilbym na stół plik zwolnień i tyle by było z mojej wojaczki. ;)
Quentin dnia 17.05.2013 19:27 Ocena: Świetne!
pablovsky napisał:
To nie tak, Quentinie. Nie rozumiemy się :) Czytając Twój komentarz, widać, że młodzian z Ciebie :p

Dziękuję (ironia) ;)
Nie będę już się nad tym rozwodził, bo nie czas, miejsce i nie temu to służy. wienczyslaw napisał tekst i odeszliśmy już od tekstu bardzo daleko.
Doskonale wiem, co masz na myśli. Problem tkwi w tym, że nie każdemu wojsko jest potrzebne, żeby się zahartować i dojrzeć. Kłania się to, o czym pisze mike w swoim przedostatnim komentarzu.
Ja nabieram charakteru na bezrobociu, w samotności i w podłym upale ;)

Make love, not war
Już milczę.
wienczyslaw dnia 17.05.2013 23:00
Cytat:
Charakteru można nabrać zostając w wieku lat 20-tu ojcem jak ja, i wtedy nagle zmienia się twoje życie, masz się sprawdzić (miałem z tym problemy), szybko wydorośleć, na jakieś pieprzone kamasze po prostu nie masz czasu, bo masz już rodzinę, a wojsko to był obciach i ostatnie lewusy dawały się zagrabić, ludzie bez pomysłu na życie.
A wojsko?
Nie oznaczało niczego, jeno prymitywną, radziecką tresurę.
Znam kolesia, który 2 lata na wartowni wciąż chlał i do dziś jest alkoholikiem.
Więc etos wojaka to lipa na resorach, każdy z mojego pokolenia to wie.
Każdy przed tym szajsem bronił się rękoma i nogoma :)
A potem był pan, a nie kot.
Wśród moich kumpli NIKT nie był w wojsku.


mike- dzięki. :)
Usunięty dnia 18.05.2013 19:03
Trochę wspominkowo, trochę doradczo, trochę zabawnie.
Ot, takie rozmowy starych Polaków przy piwie.
Tekst raczej nadaje się do publicystyki, tym bardziej, ze dyskusja pod nim wcale nie na tematy literackie się toczy.
Pozdrawiam
pablovsky dnia 18.05.2013 19:14
Fakt, blaszka, trochę my sobie podyskutowali, jak przy browarku i ognisku wspomnienia starych dziadów :)
Wienczysław, dawaj tu jakieś nazwy gorzałek i fajek, rodem z PRL-u, powspominajmy jeszcze stare, dobre czasy, bo widzę, że my te same napoje pili i ten sam tytoń palili :)
Jak wychodziłem z woja, to pojawił się bułgarski przebój tytoniowy, nie googlując - pamiętasz o jakich papierosach piszę? :) pół Polski rzucało się do kiosków po ten cud :)
wienczyslaw dnia 18.05.2013 20:52
kurde. nie pamiętam. ale pamiętam papierosy KOSMOS. radzieckie. straszne świństwo. moja koleżanka kiedydyś się porzygała po kosmosach. były jeszcze "partagasy" chyba kubańskie. piekielnie mocne. a na mazurach udało mi się kupić wietnamskie papierosy "Ciang Ciao" za 10 zł.
popularne kosztowały wtedy 18 zł.
pablovsky dnia 18.05.2013 21:08
Jasne, pamiętam "KOCMOC"-y :) A pisząc o tych bułgarskich, miałem na myśli "Wiarusy" :)
Były rewelacyjne, zakładając, że fajki mogą takie być :)
Potem paliło się francuskie, czarne "Dumonty", poezja na tamte czasy! Albo Lordy, pamiętasz?
Ale z rodzimych najlepsze były czerwone Carmeny i niebieskie Caro, ten zapach - niepowtarzalny!
mike17 dnia 18.05.2013 21:18
Ja jarałem RADOMSKIE, waliły w dekiel, że szok.
Były też POPULARNE I EXTRA MOCNE.
W tamtych czasach nie było piwa, więc piliśmy bełty i wódkę.
Mieszkanka bywała niekoszerna - zwała na maxa :)
Browar kupowało się w Pewexie.
Po 90-tym, chmiel pojawił się masowo, ale przedtem dziadownia.
Tylko "Żywiec" w sumie liczył się na rynku.
wienczyslaw dnia 18.05.2013 23:06
faktycznie wiarusy były OK. ale moi rodzice palili radomskie. a w liceum do szpanu należało palenie popularnych. do pewexu nie zaglądałem. nie miałem dolców ani bonów ;(
zajacanka dnia 19.05.2013 01:43
Carmeny przyprawiały mnie o nieustającą migrenę, Caro leczyło... (krótkie i lzejsze). Ale najlepsze były Stuyvesanty. 120's, długie, seksowne, wąskie, dobrze wyglądały w dłoni, kusiły tych od radomskich...
pablovsky dnia 19.05.2013 12:51
Nie pamiętam tych sex Stuyvesantów :) Reasumując, mam nadzieję, że już nigdy nie wrócę do prawdziwego tytoniu, od dwóch lat wciągam e-dym i bardzo sobie chwalę ten nałóg :) Paleta zapachów, smaków i niewielkie koszta. Inna sprawa, że jak zachoruję, to już nie na raka płuc, tylko na e-raka :D
Dragon42 dnia 20.05.2013 00:01
echhhhhhhhh, jak zawsze z opóźnieniem. chyba na prozę się przerzucę;)Stanu wojennego nie pamiętam ze szczegółami, ale pamiętam. Było ciężko.Jednak i wesoło, pomimo, że nie było nic, zawsze można było zastąpić coś czymś. Dla tego Polacy potrafią nawet z gówna ukręcić bat. no oczywiście postkomunistyczne pokolenie mam na myśli:)
Tekst czysto poradnikowy, sprzedałby się jak świeże bułeczki w latach '80 kiedy brano na przymus. Jednak nasze wojsko było dupą, przy carskiej brance, gdzie szło się na 15 lat. Sam byłem w "syfie" jak to wtedy nazywano. Jednak teraz wiem gdzie w karabinie jest lufa, i jak śmierdzi proch i jak smakuje upokorzenie. Byłem, przeżyłem i żyje. Pier.... o tym, że wojsko tamto sramto, unikanie jest 11 przykazaniem, śmieszy mnie teraz. Chociaż sam nie chciałem iść, ale jak co poniektórzy naoglądali się "Krola" to sraczki dostali.
Czekam zatem teraz na tekst o wojsku, pomimo że nie Byłeś, ale na pewno słyszałeś to i owo.
A'propos pędzenie bimbru było bardzo intymną czynnością i nie wierzę żeby impreza toczyła się przy garach:) Sam widziałem jak ojciec z kolegą zamykali się w kuchni pędząc bimber. nie było mowy o większym gronie uczestników, wyrób końcowy to i owszem smakowało większe grono:)
Smocza łapa
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty