Jestem klocem drewna, a życie dłutem, które rzeźbi mnie podłóg swego upodobania. Czy mam wpływ na akt twórczy? Wierze głęboko, że tak. Wszyscy chcemy w to wierzyć. Obawiam się jednak, że świadomie się okłamujemy, bo co drewno może? Jedynie przyglądać się w milczeniu, jak kolejne krople potu ściekają z czoła rzeźbiarza i żłobią sobie koryto poprzez wzgórza zmarszczek i między szczeciną zarostu. Możemy patrzeć, jak płatami odpadają od nas złudzenia, marzenia, wiara, a na samym końcu nadzieja. Bo nadzieja jest zawsze ostatnia.
Ostrze dłuta potrafi zadawać ból. Czasem rani do żywego. Dzień w dzień życie nas torturuje. Odziera nas z beztroski i uśmiechu. Już nie potrafię się tak śmiać, jak wtedy gdy byłem dzieckiem. Stwardniało mi gardło, wyschło na wiór. Denerwują nas czasem dzieci, które zaśmiewają się z byle, bądź bez powodu. Może zwyczajnie im zazdrościmy?
Każdy z nas jest zrobiony z innego drewna. Większość ludzi to topole – drzewa chwasty. Wiele jest także sosen – przeciętniaków, którzy ciosani są najczęściej. Może dlatego są tak nieufni i stroszą igły w obronie przed światem. Na leśnym szlaku nierzadko napotkamy brzozy – pogodnych, jasnolicych, emanujących pozytywnych energią. Niektórzy są piękni, gdy się smucą. Zwie się ich wierzbami płaczącymi. Tragiczni romantycy. Wrażliwe odludki. Stronią od gwaru. Lubią przycupnąć nad brzegiem ruczaju i przeglądać się w zimnej toni. W miejskich parkach bywają z kolei dęby. Twardziele, szpanujący swymi rozmiarami. Rozłożyści i barczyści. Pyszni i próżni. Sporą grupę stanowią buki. Osoby wymagające, zadbane, eleganckie i ceniące sobie komfort. Drzemie w nich spory potencjał, bo i skrzypki i fotel bujany można z nich wystrugać. Ja lubię o sobie myśleć jak o lipie. Taka majestatyczna, sympatyczna. Ludzie mnie lubią i sadzą sobie a to w parku, a to pod domem. Dziko też sobie rosnę. Uwielbiam pomagać, toteż dzielę się swym leczniczym dobrodziejstwem.
Długo by jeszcze wymieniać. Wszak każdy jest inny. Chciałbym kiedyś spotkać na swojej drodze sekwoje bądź heban, ale niestety w naszych stronach one nie występują.
Tak sobie stoimy i wzrastamy. Co roku otulamy się kolejnym słojem, jak nowym płaszczem. Z wielkim wysiłkiem rodzimy tysiące liści, by po kilku miesiącach je zrzucić, jak nie modny strój. Tak rok po roku. Mężniejemy i ufnie pniemy się w górę. Aż w końcu przyjdą drwale i zetną nas z nóg. Bez słowa i bez pardonu. Trafimy do zakurzonej i zagraconej pracowni życia. Rozpocznie się proces żmudnej dorosłości. Dzień po dniu dłuto losu będzie nas kształtowało. Na początku zawsze jest bunt. Plujemy rzeźbiarzowi żywicą w twarz. Sypiemy trociny do oczu. Z czasem przyzwyczajamy się do tego bólu, oswajamy go i akceptujemy. Opuszczamy gałęzie swych rąk. Nie mamy więcej siły nimi machać w gniewnym uniesieniu. Bolą nas od tego sęki.
Przychodzi w końcu taki dzień, że przeglądając się w oczach rzeźbiarza podobamy się sobie. Przestajemy być niezgrabnym klocem drewna, a stajemy dziełem sztuki.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt