dżdży łkam pod parasolem
zziębniętych płatków czeremchy
a w słońcu Andaluzji tańczą
kastaniety oraz smukłe kształty -
chcą drżeć na skinienie opuszek
pamiętam
błądzimy porwani uściskiem
ramion ulic omijając szare domostwa
zazdrosnego cienia - niech pije
dekolt tapas z akwareli ognia
i bliźniaczych luster - czar wyściełanych migdałem
po krańce
sukienka zakwitała oleandrem
lubiłeś ornament w grochy: biedronka biedronka
weź mnie do nieba - aksamit wtulał się w zakamarki
ucha adorującego obietnicę hasta mañana
nie zawsze znaczy do jutra
mży a ja skubię pióra czupryny
stokrotki z brzegu Wisły skoczyć muszę
spojrzeniem za torbą na śliwkowym ramieniu
piastując naiwność przy bocianich gniazdach
wariatka