Żyła kiedyś w Wielkopolsce taka księżna,
która miała złe humory przez nadwagę.
I nie mówię wcale o niej, że to jędza,
wprost przeciwnie - był z niej kawał dobrej baby.
Nocą kwitła niczym chaszcze amazońskie,
mam na myśli fakt, że pępek jej zarastał.
Gdyby również taki gruby miała portfel,
mógłbym pisać, że to całkiem świetna partia.
W jej zwyczaju było czasem pójść na dietę,
więc chodziła, jak się chodzi do kościoła,
czyli nigdy lub na tydzień raz - w niedzielę,
uskarżając się, że ciężka jej niedola.
Wyśmiewała przy tym ciągle inne księżne,
nie szczędziła też rycerzy ani dworzan.
Dużo jadła i ważyła coraz więcej,
za to w łóżku mogła leżeć wciąż jak kłoda.
W końcu przyszedł czas na szczerość z męża strony,
chociaż nie był tamten dialog górnolotny.
Dziwnym trafem nie zabrakło w nim ironii,
aż podzielił ich na zawsze tłuszczyk psotnik.
Księżna schudła, lecz została całkiem sama,
jakoś potem przygarnęła sobie kogoś,
lecz w efekcie pierdyknęło jej na baniak,
bo wiadomo - co za dużo, to nie zdrowo.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Lenix · dnia 09.12.2013 12:40 · Czytań: 342 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: