Poranne noce - OWSIANKO
Proza » Inne » Poranne noce
A A A

 

Przeważnie bawiłem w szpitalach. Na ogół zawierałem znajomość z rehabilitacjami w mnogich zakładach leczniczych. Stanowiły dla mnie drugi dom, oazę i deptak, ratunek przed szyderstwem najbliższego otoczenia, od sąsiadów z piętra, tarczę broniącą mnie przed ironią tych, których mogłem lekceważyć na zewnątrz, którzy jednak ranili mnie, gdy, pogrążając się w rozpamiętywaniu, zostawałem niczyj, zdany na mrok.

Choć w głębi ducha zgadzałem się, że infirmerie i sanatoria są to dla mnie odpowiednie miejsca, na pozór wolałem tkwić w swoich rozterkach; sądziłem, że jeszcze nie jestem przygotowany do wymuszonych przeżyć, bo wiedziałem, że uspokojenie nadchodzi nie tak od razu.

Prawdziwy dom stanowił dla mnie wartość, która była tu tylko pustym dźwiękiem. Problem polegał na tym, że nie miałem go nigdy, a ten, w którym zamieszkiwałem, trudno było tak nazwać, trudno się było pochwalić czymś takim. Niewinne zapytanie o to, gdzie jestem zameldowany, wprawiało mnie w popłoch, wpędzało w niewyraźne mamrotanie pod nosem, w niepewne rzucanie podkulonych spojrzeń.

Tak więc kliniki i sanatoria były moją ucieczką, a zarazem – wyzwoleniem od skrępowania wobec ludzi, z którymi nie potrafiłem nawiązać kontaktu. Byłem tam wśród swoich, w miejscach znanych na wylot,   jednym z wielu odmieńców, gdzie nareszcie nie wyglądałem na cudaka, przeciwnie, gdzie mogłem uczestniczyć w całkiem nowym, jeszcze nieznanym, a już podniecającym życiu: przecież mieliśmy wspólne tematy, podobne problemy, mogliśmy porozumiewać się bez omówień i szczegółowych wyjaśnień, a wrażenia ze wszystkich pobytów w tych miejscach układały się nam w mozaikę: marzyliśmy znaleźć się w punkcie, który byłby sumą doświadczeń, wypadkową systemów leczenia, kwintesencją prowadzonego życia!

Na próżno. A mimo to były pobytami jedynymi w swoim rodzaju. Niepowtarzalnymi jak usypiania w towarzystwie argusowej lampki, w asyście uważnego, punktowego reflektora palącego się przez całą noc, kontrolującego rozświetlony fiolet sal, omiatającego ich chrapiącą przestrzeń, obszar wypełniony workami z duszą. Niezapomniany był przejmujący jęk sprężyn, skrzypienie materacy wypełnionych pękatą zawartością mięśni, kadłubów o szklistych oczach, półmartwych postaci z nosem podłączonym do tlenowej butli.

Nie dawało rady zapomnieć o dniach spędzonych na badaniu, na ceremonialnych obchodach z ordynatorem i jego uniżonym orszakiem, o mierzeniu temperatury, poziomu cukru i szczekliwych pytań o stolec, o najściach studentów odbębniających rok.

Tak, pamiętam, że mój kontener na boleści odzyskiwał z rana realną powierzchnię; przeistaczał się w jasną, krzepiącą bliskość wyzdrowienia. Dni rozpoczynały się zapaleniem górnej żarówki w drucianym kagańcu, widokiem nocnego posługacza, pielęgniarza, który, ostentacyjnie ziewając, wachlował się niedomkniętą połową drzwi; nie, nie mogłem zapomnieć, że razem z cierpkim wytchnieniem, w trakcie budzenia się fizjologicznych potrzeb, wychodziło słońce, jeszcze nieśmiałe, a już wczorajsze.

Przeszłość, która nigdy nie odchodziła, poczynała wypływać z ciemności: rozczochrani mężczyźni w podkoszulkach, panowie porośnięci srebrem, z twarzami wystawionymi na fajansowe zimno umywalek, z pomrukiem cienia, z brzęczeniem wiatru w liściach drzew, w poszumie rzeki za oknem, z legowisk podnosiły się otępiałe ze znużenia podkoszulki, dźwigały się ze spoconych barłogów, gnając po następną porcję darowanego życia: świeży kontyngent nadziei.

Umywalek było cztery, a z miejsca obok nich, z rejonu transfuzji i respiratora, z miejsca, w którym leżałem czekając na miskę, skąd wydobywał się przenikliwy smród śluzówki, moczu i odleżyn, słyszałem dziarskie prychanie i opłukiwanie maltretowanych bród i widziałem, jak z golonych, mytych i masowanych podgardli, strumyczkami cieknie woda.

Pamiętam też ostry zapach skłębiony z wonią drugiej, lepszej strony sali, części przeznaczonej dla jeszcze chodzących. I pamiętam, że mieszał się ze swojskim aromatem pieczonych kotletów, przesłodzonych kompotów i gaci na zmianę. A razem z intensywnością słonecznych promieni, jak do toalety wyruszały zmęczone, nieporadne zjawy, widziadła szukające krain wiecznej szczęśliwości, stepujące po zamglonych reminiscencjach. I stwierdzałem, że przeszłość, która nigdy mnie nie opuszcza, znowu zaczyna wypływać na powierzchnię, a życiowa przestrzeń przed wyrokiem, w trakcie przebywania gdzie indziej, zaczyna się kurczyć, zawężać mi i tak wąskie pole manewru, skazywać na dokonywanie pokrętnych wyborów.

Jeżeli przedtem starałem się być aktywnym, decyzyjnie rzutkim, a nawet widocznym i stawianym za wzór, pokazywanym jako przykład silnej woli, upartego dążenia do dzielności, to teraz byłem mało rześki na zewnątrz i sflaczały do środka jakbym uległ krążącym wokół strachom, początkowo więc nocą, a później bez ładu i składu, jak leci, nawet za dnia, nawet co chwilę, ledwie przymrużyłem głowę do jaśka, a już po kwadransie, z krzykiem, jakby kto na żywca odzierał mnie ze skóry, zrywałem się na nierówne nogi wywrzaskując z siebie resztki koszmarnego snu.

Lecz dni, godziny i tygodnie spędzane w łóżkowej monotonii, upływające mi pomiędzy patrzeniem w sufit, a przytulaniem się do zaprzyjaźnionej lamperii, powlekały się patyną miesięcy, rdzawym nalotem bezczynności, osadem coraz bardziej gasnącej wiary, więc pocieszałem się, że wszelka utrata nie jest pikantną przyprawą losu, ale uzupełniającą, wycieńczoną częścią życia.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
OWSIANKO · dnia 16.04.2014 08:11 · Czytań: 651 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 7
Komentarze
amsa dnia 16.04.2014 14:59
Owsianko - bardzo interesujący tekst, trudny, zawiły, nieco zagadkowy, bo nie wiemy, jaką to dolegliwość cierpi bohater. I, chociaż jest ona istotnym elementem jego życia, wydaje się, że powód cierpienia nie jest tak ważny, jak wszystko co z nim związane. Opisujesz niejako skutki, przyczynę pozostawiając w ukryciu, wzmiankując w przedostatnim akapicie o czymś, co może nasuwać tę zagadkę. Całość utrzymana w bardzo przygnębiającym klimacie, kreślisz jakby swoisty świat ludzi chorych, skazanych na... no właśnie na co? Na jakąś formę wegetacji, zamknięcie w przestrzeni budynków szpitalnych czy sanatoryjnych, jakby w gettach. Trudno mi się do tego odnieść, że nie masz racji, albo przyklaskiwać - tak, właśnie tak jest, bo to są subiektywne, osobiste wrażenia i nikt więcej, poza osobami chorymi, nie może zrozumieć tej specyfiki. Niemniej, pomimo kilku powtórzeń, które gdzieś w trakcie czytania odnotowałam, dobrze to napisane, wciąga. Ale brakuje mi zakończenia, bo urwałeś, a ostatnie zdanie jest, dla mnie rzecz jasna, wstępem do tego, co powinno być epilogiem.

Pozdrawiam

B)
Krasnal dnia 16.04.2014 16:09 Ocena: Dobre
tekst oddaje smutek, utknięcie w niebycie szpitalnym
OWSIANKO dnia 16.04.2014 22:00
amsa
Twoje słowa: „brakuje mi zakończenia, bo urwałeś, a ostatnie zdanie jest, dla mnie rzecz jasna, wstępem do tego, co powinno być epilogiem” są słuszne. Faktycznie, można by dopisać ZAKOŃCZENIE. Wtedy jednak tekst byłby łopatologiczny. To znaczy pozbawiony bardzo istotnego czynnika, a więc czytelniczej wyobraźni pozwalającej na interpretacyjne i SAMODZIELNE dopowiedzenie dalszego ciągu.
pozdrawiam
amsa dnia 16.04.2014 22:10
Owsianko - pole do popisu czytelniczej wyobraźni dałeś w całym tekście:). Oczywiście taki zabieg, jak zastosowałeś, też może być, dlaczego nie... Jednak lubię kiedy niektóre utwory kończą się bardziej, niż mniej, zwłaszcza takie prowadzące do epilogu, który wydaje się być jedynym możliwym i nagle autor zaskakuje, wytrącając czytelnikowi wszelkie jego domysły i pozostawia w głowie tegoż czytelnika zaskoczenie, co wydaje się mocniejszym akcentem, niż niejasne przypuszczenia i dywagacje. Ale to tylko moje marudzenie, spowodowane tekstem, bo w moim przekonaniu zasłużył na taki the end :).

Pozdrawiam

B)
zajacanka dnia 16.04.2014 22:33
Hej, niemal jakbym czytała drugi pamiętnik Pilcha.
No, nieco inny, ale bardzo podobny. Nie wiem, czy go lubisz/czytasz -Pilcha znaczy. Ja tak. Polecam.
To dobry tekst. Znając Twoją historię, ciekawam kolejnych.

Kiss

A
Usunięty dnia 17.04.2014 18:27
Witaj. Tekst napisany z nerwem. Można się nawet zdenerwować przy czytaniu. Prawdziwie ujęte wrażenia. Znam to. Opisać bym nie umiała. Dlatego kłaniam się Twojej wnikliwości. Bywaj.
Wasinka dnia 29.04.2014 18:01
Zgrabnie nakreślony obraz i problem bohatera, jak też świat, w którym przyszło mu pędzić życie - jak się okazuje, drugi świat, na zewnątrz, wcale nie przygarnie, a też i nie jest wyczekiwany.
Baaardzo lubię tego typu kompozycje: "wychodziło słońce, jeszcze nieśmiałe, a już wczorajsze" czy "z legowisk podnosiły się otępiałe ze znużenia podkoszulki". Są obrazowe i wypełnione wewnętrznym znaczeniem.


A tutaj można przecinki pomusztrować:
Cytat:
sfla­cza­ły do środ­ka(,) jak­bym uległ krą­żą­cym

Cytat:
zry­wa­łem się na nie­rów­ne nogi(,) wy­wrza­sku­jąc z sie­bie

Cytat:
po­mię­dzy pa­trze­niem w sufit, a przy­tu­la­niem się
- a tu robaczek zbędny



Pozdrawiam zmierzchającym słońcem.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
07/05/2024 12:19
Dzięki Zbysiu za wsparcie. Z krytyką, Jacku, przesadziłem.… »
Kazjuno
07/05/2024 11:11
Witaj Marianie, miło Cię widzieć. Wprowadzając… »
Marian
07/05/2024 07:42
"Wysiadł z samochodów" -> "Wysiadł z… »
Jacek Londyn
07/05/2024 06:40
Zbyszku, niech Ci takie myśli nie przychodzą do głowy. Nie… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 20:39
Pulsar Świetne i dowcipne, a zarazem straszne w swoim… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 13:43
A przy okazji - Zbyszek, a nie Zbigniew. Zbigniew to… »
Jacek Londyn
06/05/2024 13:19
Kamień z serca, Zbigniewie. Dziękuję, uwierzyłem, że… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 12:43
Tak Jacku, moja opinia jest jak najbardziej pozytywna. Zdaję… »
Jacek Londyn
06/05/2024 12:23
Drogi Kazjuno. Przyznam, że bardzo zaskoczyła mnie… »
Kazjuno
05/05/2024 23:32
Szanuję Cię Jacku, ale powyższy kawałek mnie nie zachwycił.… »
Zbigniew Szczypek
05/05/2024 21:54
Ks-hp Zajrzałem za Tetu i trochę się z nią zgadzam. Ale… »
Zbigniew Szczypek
05/05/2024 21:39
Jacku No tak, to prawda - nie to jest ładne, co jest ładne… »
Jacek Londyn
05/05/2024 19:17
Zbigniewie, ten serial to żadne badziewie. Miliony Polaków… »
valeria
05/05/2024 16:12
Cieszy mnie wszystko co piszecie, dobrze, że coś… »
tetu
05/05/2024 15:48
Niezaprzeczalnie atutem tego wiersza jest rytmiczność.… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/05/2024 18:38
  • Dla przykładu, że tylko krowa nie zmienia poglądów, chciałbym polecić do przeczytania "Stołówkę", autorstwa Owsianki. A kiedyś go krytykowałem
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
Ostatnio widziani
Gości online:20
Najnowszy:dompol.2024