Rozwinięcie, kilka zdań i jesteśmy do przodu z fabułą, z naszą opowieścią.
Biegniemy po pagórkach, mokrych od krótkotrwałego i intensywnego deszczu. Są zielone, błyszczące, poprzecinane szarymi, błotnymi ścieżkami. Stojące twardo głazy prężą się dumnie w słońcu, nieliczne krzewy drżą pod wpływem wiatru. Wzrokiem obejmujemy całą krainę, kręci nam się w głowie od zawirowań, zmian tempa i nagłych zwrotów akcji. Bohaterka naszej historii zjeżdża jak szalona, a kilkadziesiąt metrów za nią biegnie trzech wściekłych mężczyzn. Przed chwilą była na nogach, ale poślizgnęła się, machnęła rękami, krzyknęła i upadła na tyłek. Pagórek był stromy, trawa śliska, a ona zaskoczona. Zjeżdżała szybko, nie potrafiła się zatrzymać.
Mężczyźni gubią z oczu uciekinierkę. Zdenerwowani spuszczają czarnego, umięśnionego w kłębie psa. Trop! Łap! Bierz ją! Zwierzę zrywa się, mknie do przodu jak rakieta. A my wracamy do bohaterki. Na drodze zjazdu widzimy niewielkie wybrzuszenie kamienia. Ach, nieszczęście. Co się teraz stanie! Ona jeszcze nie widzi, nie wie, nie ma czasu. Próbuje powstrzymać szaleńczy zjazd w dół. Patrzymy na głaz, patrzymy na nią. Metry dzielą od poharatania nóg i pośladków o ostry kamień. Syczymy na myśl o przecinanej gładkiej, miękkiej skórze. Sukienka ledwie do kolan, błękitna, wpadająca na krańcach w biel pasków. Widzimy jasne kolana, uda. Materiał nawinął się na pośladki. Ach, ach! Nie możemy nic zrobić, tylko obserwujemy akcję.
A nie, przepraszam. Pomyliłem się.
Możemy zmieniać fabułę. Bohaterka zjeżdża szybko, podskakuje na trawie. A my jej podpowiadamy rozwiązanie. Ona nie wie, że to my. Myśli, że sama, tak z siebie. Postanawia zaryzykować, podkula nogi, gwałtownym ruchem barku i bioder zmienia pozycję zjazdową. Niczym wytrawny alpejczyk. Jedną ręką, jak kijkiem, odpycha zielone mokrości. Siła grawitacji odpowiada na wezwanie. Obraca chude i długie ciało. Koziołkuje. Fik. Koziołek. I kolejne dwa. Oddychamy z ulgą, bo bohaterka zostawia ostry kamień kilka centymetrów od trasy zjazdu. Fikołki zmniejszają prędkość, w końcu uderza bezwiednie nogami o mokrą ziemię, wyhamowuje. Uśmiechamy się, ale, ale...
Nagle z naszych ust wydobywa się jęk przerażenia. Widzimy w zwolnionym tempie, bo inaczej nie byłoby czasu opisać wszystkiego, jak pojawia się kolejny kamień, większy, potężniejszy. To przeszkoda nie-do-pokonania dla bohaterki. Zauważa ją w ostatniej chwili, gdy wydawało się, że szalona jazda w dół się skończyła i wstanie, otrzepie trawę z nóg, a potem pobiegnie wolna (nic nie wie o psie). Patrzy na głaz, on patrzy na dziewczynę. Zbliża się do niej, ona zbliża się do niego. Bohaterka krzyczy, głaz milczy. Okrzyk zaczyna się i natychmiast kończy. Później jest lekkie, delikatne muśnięcie wystającej kości policzkowej o krawędź niemej skały. Ależ te kości są piękne, klasycznie wystające. Cudo, miód! Palce lizać! Głaz wyprowadził cios delikatnie, krótkotrwale, jakby ustalał dystans i badał możliwości przyszłego nokautu. Kruche ciało odbija się w lewą stronę, a przeciwnik wyprowadza cios. Nieuczciwy, dodajmy. Trafia przeciwnika w tył głowy. Bohaterka traci przytomność, sędzia krzyczy "Faul! Dyskwalifikacja!", ale wielki kamień ma to za nic. Stoi spokojnie i patrzy, jak krew wypływa z jej głowy.
Sędzia doskakuje do bohaterki. Ma cztery łapy, pysk pełen ostrych zębów. Szarpie ubranie bohaterki, rozrywa sukienkę. Ciągnie za rozdarcie. Sukienka wrzyna się ramiączkami w gładkość kobiecego ciała. Sędzia jest silny, kobieta nieprzytomna, poddaje się bezwiednie ruchom. Gdy pies doskakuje do twarzy bohaterki, groźnie warczy. Waha się, czy łapać za gardło. Patrzy na usta i nos. Dyszy, ślina spod języka, kapie na uroczy, malutki podbródek. Sędzia nie przecina ostrymi zębami tchawicy - nie było polecenia. Za to szczeka zajadle. O tak: Hau! Hau! Hau!
Po chwili pojawiają się mężczyźni.
- Nie żyje? - pyta najmłodszy. Szczupły, wysoki, z pryszczami na twarzy. Wielki nos, żółte zęby, oczy dziecka. Ma ledwie siedemnaście lat. Duże, spocone dłonie.
- Może być - lakonicznie odpowiada drugi mężczyzna. Krótka bródka koloru czarnego spleciona z siwymi włosami. Jest niski - postura boksera. Ma złamany nos, źle zestawiony, do tego szrama na policzku od ust aż do ucha. - Sędzia waruj! Sprawdzę puls - dodaje.
Pochyla się. Wyciąga mocne, owłosione ręce. Jedną łapie za kruchy kobiecy nadgarstek, drugą przykłada do wąskiej, gładkiej szyi. Szepcze do siebie cyfry, rusza mięsistymi ustami.
- Kurwa, jest! - krzyczy z triumfem.
- Dobrze - potwierdza trzeci. Ogromny facet z tych co "potrafią zakryć słońce". Góra mięśni, ręce szerokie jak pnie drzew, potężne ramiona, gruby kark. Czterdziestoparoletni łysielec, twarz bez mimiki. Małe osadzone oczy i bruzdy na policzkach. Władczy - urodzony szef. Zawsze potrafi zadbać o siebie. Przy tym opiekun ludzi upadłych, opoka, strażnik, żywiciel. Zdarza się, że ich koszmar.
Niski ma zamiar podnieść kobietę. Najmłodszy przygryza wargi. Chce coś powiedzieć. Waha się. Nie mówi nic. Milcząco patrzy jak nasza bohaterka jest unoszona. Gdyby otworzyła teraz oczy, zobaczyłaby jak śliczne, zielone pagórki uciekają w dół i pojawia się jasne, niebieskie niebo. Rozumiecie ten moment? Jest wspaniały. Świat wiruje, w tle słońce zabarwia żółtym światłem krajobraz. Wiatr pilnuje, by ożywić widoki. Wiosenna sukienka trzepocze na wietrze, mieni się kolorami.
Nieważne, cholera, ona nie otworzyła oczu. Wróćmy do akcji.
Siwiejący na brodzie bokser wstaje z kobietą. Wygląda komicznie. On niski, ona z długimi nogami szorującymi o ziemię, rękami opadającymi jak korona drzew. Pomimo, że lekka jak piórko, mężczyźnie jest niewygodnie.
- Masz! - Oddaje kobiecy cud młodemu, któremu oczy błyszczą z radości. "Rany, jakby czytał w myślach", sam chciał zaproponować, że weźmie zdobycz, zaniesie po królewsku.
- Jesteś moją księżniczką - szepcze.
- Mówiłeś coś? - warczy bokser.
- Nie - odpowiada szybko młodzieniec.
Idą w górę. Milczą. My obserwujemy.
Pierwszy biegnie Sędzia. Jest dumny, bo znalazł uciekinierkę, pierwszy ją wywąchał. Za nim maszeruje dziarsko niski mężczyzny, ten od szramy. Kolejny jest młody chudzielec z bohaterką na rękach. Przytula pryszczatą twarz do wystających, klasycznych policzków. Na końcu kroczy olbrzym, który zakrywa pochód ogromnym cieniem.
- Stać! - mówi ostatni, a my drżymy, bo wiemy. Stanie się coś bardzo złego. Coś, co się dzieje na okrągło, ale wciąż nas boli, że się dzieje, że nikt nic z tym nie robi i że tak zawsze będzie, do końca świata. [Fuck!!! - przyp. red.]
- Muszę spuścić z krzyża - dodaje łysy. - Młody, rzuć ją tam, na trawę.
Młody zatrzymuje się, jest blady na twarzy. Nie dowierza, patrzy wściekle na łysego mężczyznę, ale nie wytrzymuje wzroku. Bezsilnie zgrzyta zębami, czuje, jak krew pulsuje mu na skroni. Nic nie może zrobić, jest słaby. Kładzie delikatnie na świeżo zroszonej deszczem trawie naszą bohaterkę. Niebieska sukienka dotyka miękkich źdźbeł.
Mężczyzna podchodzi do kobiety. Stoi nad nią. Mocuje się z paskiem, po chwili spodnie opadają, a wraz z nimi białe, postrzępione na ściągaczach, slipy. Młody mężczyzna i jego niski współtowarzysz patrzą uważnie, gdy pochyla się nad ofiarą. Owłosione pośladki uderzają tłuszczem o siebie. Klap! Mężczyzna sapie, widzimy wszyscy, jak ściąga kobiecie majtki. Spluwa w dłoń. Nawilża łono. Kładzie się na niej. Ona wciąż jest nieprzytomna, co wzmacnia podniecenie mężczyzny. Zaczyna gwałcić naszą bohaterkę. Penis mlaszcze. Trwa to chwilę. Ona w nieświadomości jęczy, być może śni stosunek, ból. Nie wiemy. Łysol kończy w niej, wstaje, zakłada spodnie.
- Szefie, ja też mogę? - pyta niski z nadzieją.
- Nie - cicho jęczy młody.
- Dawaj, byle szybko. Nie mamy całego dnia na zabawy - mówi wielki mężczyzna.
Niski bokser kładzie się na kobiecie, dopiero wtedy rozpina rozporek, jakby się wstydził nagości. Ściąga spodnie i majtki. Robi swoje. Zaraz kończy.
- Ha, ha! Szybki Bill! - wcześniejszy gwałciciel po raz pierwszy się uśmiecha. - Spadamy. Młody, załóż jej majtki i jazda!
Młody podchodzi do kobiety, unosi jej nogi, nakłada majtki. Stara się, by nie wdepnąć w to, co obaj zostawili. Podnosi bezwładne ciało.
Ruszają dalej.
Pies wybiega do przodu, po chwili wraca, merda wesoło ogonem, szczeka. Czuje, że zbliżają się do domu, gdzie dostanie michę pełną ciepłego żarcia, a na deser kości do obgryzienia.
Jest szczęśliwy, czuje się częścią stada.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt