Rozdział I
Ciekawość
Bervendel. Miasto leżące nieopodal jeziora. Niecałe sto metrów od brzegu Księżycowego Snu znajduje się drewniana chata, która pochylona jest na zachód, w stronę jeziora. Mieszkańcy miasta mówią, że oddaje ona pokłon księżycowi , który co noc, gdy wędruje po niebie, przegląda się w tafli jeziora. W chacie mieszka pewien starzec imieniem Eldmond. Ma długą, siwą brodę prawie do kostek, na której zaplata supełki swoich lat. Co roku w noc urodzin, gdy księżyc jest w zenicie wplata w swoją brodę wspomnienie minionego roku.
Pewnego wieczoru młodzieniec przechadzający się dróżką po małym lasku, który oddzielał chatę starca od miasta, zauważył światło w oknie. Zdziwił się bardzo, ponieważ Eldmond zawsze siedział w półmroku. Tym razem odwiedziło go dwóch wnuków, starszy Sulivan i młodszy Troy. Siedzieli w pokoju przy stole, na którym stała lampa naftowa. Ciepłe światło, przebijając mrok panujący w chacie, padało na twarze młodzieńców oraz starca. W domu słychać było tylko szum wody w jeziorze i fale roztrzaskujące się o brzeg. Ciszę przerwał Sulivan:
- Dziadku, pokaż nam to, co obiecałeś gdy byliśmy u Ciebie ostatnio. Mówiłeś wtedy, że pokażesz nam to w Noc Pełni, gdy księżyc osiągnie swój najwyższy punkt na niebie.
Eldmond wiedział, że aby spełniła się przepowiednia Drugiej Ery Księżyca musi wysłuchać wnuka. Odpowiedział mu więc lekko zachrypniętym głosem:
- Dobrze moje dzieci, pokażę wam, pokażę. Ale zanim to zrobię, pozwólcie, że odpalę sobie jeszcze fajkę.
Wyciągnął z lewej kieszeni swojej marynarki drewniane pudełko, na którym był wyżłobiony stary dąb. Otworzył je i zaciągnął się zapachem tytoniu.
- Nie ma to jak stary, dobry tytoń od Bruck`a, ale wy chłopcy trzymajcie się od tego z daleka. Mogę mieć tylko nadzieję, że nie wdaliście się w swojego starego dziadka.
Po tych słowach włożył trochę tytoniu do fajki i zapalił ją. Zaciągnął się, a wypuszczony dym z jego ust zmieszał się ze światłem starej lampy. Eldmond jeszcze chwilę posiedział na swoim bujanym fotelu i delektował się tytoniem, po czym wstał.
- Chłopcy zaczekajcie tu na mnie. Muszę iść po Wielką Księgę. Nie możecie pójść teraz za mną, albowiem to, co jest w Ukrytej Komnacie może być wam objawione tylko wtedy, gdy będziecie na to gotowi, nie wcześniej.
- Ale dziadku…- jednocześnie odezwali się chłopcy, lecz w pół słowa przerwał im Eldmond:
- Ciekawość to dobra cecha, ale tylko wtedy, gdy nie jest nadużywana. O nic nie pytajcie, wszystko w swoim czasie… Wszystko w swoim czasie- powtórzył.
To rzekłszy chwycił laskę, która owinięta była wyrzeźbioną, długą gałęziął, zakończoną liściem ognistym. Miał on kształt płomienia z widocznym unerwieniem typowym dla liścia. Wspomagając się laską skierował się do biblioteki, która znajdowała się obok pokoju. Szedł powoli, a z każdym krokiem męczył się coraz bardziej. Był bowiem jednym z najstarszych ludzi, nie tylko w Bervendel, ale w całej Zielonej Krainie. Tak w tamtych czasach nazywała się Ziemia. Eldmond miał sto pięćdziesiąt lat. Na świecie był jeszcze tylko jeden człowiek, który mógł się poszczycić tak długim okresem bytowania na ziemi. Był to zakonnik o imieniu Bernard. Ludzie mówili na niego Bernard Długowieczny, ponieważ jego wiek zbliżał się do granicy dwustu lat.
Gdy Eldmond wspierając się laską doszedł do biblioteki, stanął przed najstarszym regałem. Od razu można by było rozpoznać, który to jest, ponieważ drewno nie miało swojego dawnego blasku. Był cały spłowiały, poprzecierany, widać było, że czas zrobił swoje. Ten regał wyróżniało również to, że zwieńczony był rzeźbą, niedużą ale bardzo wyrazistą i szczegółową. Na samej górze znajdował się dąb o masywnym pniu i rozłożystych gałęziach. Było widać, że rzeźbiła go doświadczona ręka. Na środkowej półce po prawej stronie brakowało jednej książki. Starzec podnósł swoją laskę, włożył jej koniec w lukę i przekręcił w lewo. Do uszu chłopców siedzących w pokoju doszedł dziwny dźwięk- to tajemne drzwi się otwierały. Troy i Sulivan zaciekawieni wstali z krzeseł. Nie zrobili nawet kroku, a z biblioteki usłyszeli głos dziadka:
-Nawet nie myślcie o tym, żeby tu przyjść. Nauczcie się Panować nad swoją ciekawością.
Po tych słowach zapalił lampę wiszącą przy tajemnym wejściu, po czym zdjął ją i stanął przed schodami prowadzącymi w dół, do Ukrytej Sali. „Od wieków nikt tędy nie szedł” pomyślał Eldmond. Światło lampy rozświetliło gęsty mrok, a z ciemności na ścianach gdzieniegdzie wyłaniały się pajęczyny.
Chłopców zjadała ciekawość. Bardzo się niecierpliwili, szczególnie Sulivan. Nerwowo przytupując stopą o podłogę zwrócił się do młodszego brata:
- Idź i zobacz co on tam tak długo robi. Jesteś młodszy więc powinieneś mnie słuchać. Idź! Prędko!
Troy ze zdziwienia uniósł brwi i rzekł:
-Nie słyszałeś co dziadek powiedział? Mamy tu siedzieć i czekać. Ty jesteś ode mnie starszy i fakt powinienem Cię słuchać, ale dziadek jest jeszcze starszy, więc będę słuchał jego.
Troy mimo tego, że dopiero wchodził w wiek męstwa, był już dojrzałym duchowo młodym mężczyzną. Odziedziczył po dziadku wiele szlachetnych cech, w szczególności mądrość i odwagę.
Położył łokieć na stole, a dłonią podparł swoją brodę i wpatrywał się w płomień lampy, który palił się spokojnie. Coraz bardziej nerwowy Sulivan już nie wytrzymywał i coraz szybciej zaczął przytupywać stopą. Dołożył do tego jeszcze nerwowe stukanie palcami w stół. Młodszy brat siedział niewzruszony.
- Jak ty możesz tak spokojnie siedzieć? Nie jesteś ciekawy co tam dziadek przyniesie? Przez tą jego tajemniczość moja ciekawość wzrosła jeszcze bardziej.
-Jestem ciekawy, ale staram się to opanować.- odparł Troy.- Lepiej dolej trochę nafty do lampy, bo już przygasa. Zajmij swoje myśli czymś innym.
- Dobra, już dobra. Gdzie dziadek trzyma naftę?
- Sprawdź w starej szafie, tej co stoi obok kominka.- Powiedział Troy nie odwracając wzroku od płomienia.- Zawsze tam ją chował.
Sulivan wstał i przeszedł na drugą stronę pokoju. Chwycił za klamkę i otworzył skrzypiące drzwi starej, podniszczonej szafy, najpierw lewe, potem prawe. Puścił wzrok w pogoni za butelką nafty, lecz nie znalazł jej na półce.
- Nie ma jej tutaj.- Zamykając skrzypiące drzwi rzekł: -Nie wiesz gdzie dziadek mógł ją jeszcze odłożyć?
- Czekaj, czekaj…- odparł Troy drapiąc się po głowie- Wczoraj byłem u niego, gdy słońce chowało się za horyzontem, czytał książkę na drewnianej ławce na altance i miał ze sobą lampę. Poczekaj tu, sprawdzę czy tam jest.
Po tych słowach wstał i udał się na altanę, do której bezpośrednio prowadziły drzwi z pokoju, w którym siedzieli chłopcy. Mały taras umiejscowiony był od północnej strony domu, a widok z niego rozpościerał się na dalekie góry majaczące na horyzoncie. Troy stanął na środku i rozejrzał się dookoła, a ostatnie promienie dnia okryły jego twarz.
-O tutaj jesteś.- powiedział sam do siebie zatrzymując wzrok na małej butelce, która u dołu była zaokrąglona i zwężała się ku górze. Leżała w kącie altany, tuż obok ławki i małego drewnianego stoliczka, na którym Eldmond zwykł stawiać lampę gdy tam przesiadywał wieczorami.
Troy wracając do starszego brata, zatrzymał się na środku pokoju i spojrzał w stronę drzwi prowadzących do biblioteki. Skupił swój słuch głównie na tym, czy aby nie słychać kroków nadchodzącego dziadka i stuku jego laski o podłogę.
- I co, nie widać naszego staruszka?- rzekł zaciekawiony Sulivan.
Troy jakby wyrwany z zamyślenia:
- Yy… co? Nie, nie widać go ani nie słychać. Weź lampę i chodź na altankę, tam dolejemy nafty bo w chacie już mrok zapada, a na zewnątrz jeszcze coś widać.
Starszy brat przykręcił trochę płomień, chwycił uchwyt lampy i ruszył za bratem na altanę. Położył lampę na stoliczku i zwrócił się do Troy’a:
- Masz jakiś pomysł co dziadek może nam przynieść? Zaczynam się trochę obawiać co to może być. Już trochę długo go nie ma, tak mi się przynajmniej wydaje. W dodatku przeraził mnie ten dziwny dźwięk, tak jakby otworzyły się jakieś wrota.
- Ja Ci nie powiem co to może być , bo sam niewiele wiem.- odpowiedział mu Troy.- Odkręć palnik od lampy.
Sulivan posłusznie wykonywał polecenia brata. Lampa po chwili była już napełniona i świeciła pełnym blaskiem. Chłopcy stali jeszcze chwilę na altanie i wsłuchiwali się w odgłosy dochodzące do ich uszu, które przynosił im wiatr wiejący od strony miasta.
- To harfy i bębny, w mieście trwają ostatnie próby do obchodów Nocy Brzozowej- odparł Sulivan
- Na pewno będzie dobra zabawa, jak co roku z resztą. Piwo będzie lało się strumieniami, a… Ale co to…- węsząc, nagle zmienił zdanie Troy.- Sali, czujesz ten zapach? To moja ulubiona kartkóweczka na miodzie z rusztu, mmm… Już mi zaburczało w brzuchu. Eh… Oby dziadek nas nie przytrzymał zbyt długo. Mam nadzieję, że spróbuję jeszcze tego przysmaku.
- Na pewno zostanie coś dla Ciebie. Nie wszyscy są takimi żarłokami jak ty, mój braciszku.- Zaśmiał się Sulivan.
Słońce już całkowicie schowało się za horyzontem.Nagle z pokoju usłyszeli głos dziadka:
- Chłopcy, gdzie jesteście! Czemu tutaj jest ciemno?! Chłopcy!
- O wrócił wreszcie. Już idziemy dziadku!- odkrzyknął Troy.
Wzięli z sobą lampę i wrócili do pokoju. Sulivan uniósł trochę wyżej źródło światła i wysunął je przed siebie, aby lepiej widzieć dziadka. Staruszek lewą ręką podpierał się o laskę. Prawą rękę miał zgiętą w łokciu i przy ciele trzymał tajemniczą, grubą księgę.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt