Zaopiekuj się mną - romantyczna
Dramat » Komedia » Zaopiekuj się mną
A A A
Od autora: Obiecałam, że wrzucę do dziesiątego rozdziału i jest ;) Dziękuję za czytanie!

            Nawet nowe zasłony nie pomogły w zderzeniu udręczonego wzroku z jaskrawym światłem dnia. Ciśnienie, dotąd drzemiące pod czaszką wstało, by schwytać każdy nerw w imadło i ścisnąć go z całej siły. Nierzadko zastanawiałam się, dlaczego ludzie piją, skoro skutki tej wątpliwej przyjemności bynajmniej nie należą do idyllicznych. Myślałam nad tym tylko chwilę, po czym spędzałam wieczór w towarzystwie flaszki, która przez moment trzymała w ryzach wypełniającą mnie gorycz.

            Zmusiłam dwie lewe nogi do powstania, mimo że podobnie jak reszta ciała, dostawały trzęsawki na samą myśl, i ruszyłam na poszukiwania towarzyszy niedoli. Ostrożnie stawiałam kroki, starając się nie wypieprzyć na równym parkiecie. Otwarłam drzwi do pokoju, z którego dobiegało przeciągłe chrapanie. Odór alkoholu prawie wybił mi zęby. Zasłoniłam nos dłonią i pokuśtykałam otworzyć okno, przekraczając zwłoki Michała, leżące na podłodze, choć duże, puste łóżko zapraszało do spania. Trąciłam go stopą. Wydał z siebie tylko krótkie westchnienie, oznaczające, że jednak żyje, choć dogorywa. Cienka strużka śliny spływała mu z ust wprost na podłogę.

            Podczas gdy Michał kisił się w swoim kacu, postanowiłam zrobić jajecznicę, a w międzyczasie uprzedzić szefa, że praca nie chciałaby mnie widzieć w takim stanie. Cezary oczywiście zbył mnie swoim zdawkowym okej, chcąc w ten sposób powiedzieć: Nie zawracaj mi dupy dziewczyno! Alibi miało zdmuchnąć świeczki na wyimaginowanym torcie. Co prawda, wykorzystałam już urodziny jako wymówkę tydzień wcześniej, ale mój zwierzchnik nie należał do ludzi, słuchających co inni mają do powiedzenia. W związku z tym dostałam dodatkowy bonus w postaci dnia wolnego od duszenia umysłu w papierzyskach. Kiedyś przyśniło mi się, że zginęłam pod ich stertą, która spadła na mnie niewiadomo skąd.

            Tym razem miało być inaczej. Tym razem miałam butwieć w dezorientacji i poczuciu bezwstydu, które poszło mi w pięty. Posadziłam ociężałe ciało na krześle w kuchni i sięgnęłam do lodówki po produkty potrzebne do najprostszego dania na świecie. Wrzucałam na patelnię, co popadnie. Po chwili, po domu rozniósł się zapach smażonych jajek z boczkiem. Wdzięczniejsza jednak była kawa, przepływająca przez suche gardło, niczym orzeźwiający strumień przez pustynię. Miałam tylko nadzieje, że to nie fatamorgana i zaraz nie ocknę się z pięknego snu. Przylgnęłam do kubka, grożąc mu, że jeśli wypadnie mi z rąk, podam go do dymisji.

            Po dziesięciu minutach spokoju, Aleks wszedł do kuchni i zatruł swoją obecnością błogą ciszę. Najwyraźniej nie brał sobie do serca wstydu, ponieważ wystąpił przede mną w samych spodniach, nie angażując koszulki. Na jego twarzy malowała się marność nad marnościami i niewiele brakowało, a wyglądałby jak Freddy Krueger.

- Napiłbym się kawy – wychrypiał, pocierając dłonią czoło.

- Spojrzeniem jej nie zrobisz – zauważyłam błyskotliwie i pociągnęłam łyk ożywczego napoju. Aleks z zazdrością popatrzył na parujący kubek, który kurczowo trzymałam w garści.

- Chciałem dać ci do zrozumienia, że przyjemnie by mi było, gdybyś ty ją zaparzyła – spojrzał na mnie maślanym oczami.

- Przyjęłam do wiadomości, zadowolony? Usmażyłam jajca, ale na tym koniec taryf ulgowych. – W życiu trzeba być twardym, a nie miękkim.

- Mówisz o tej mamałydze? – Zatopił łyżkę w jajecznicy, która natychmiast z niej spłynęła.

- Osz ty w mordę… - nie zdążyłam dokończyć, bo moja porywcza natura, wiecznie przyklejona do czubka nosa, sięgnęła po porcję paćki i rozmazała ją na twarzy Aleksa.

- Jaja sobie robisz? – Nie wiem, czy bardziej zmartwiło mnie to, że nagle znieruchomiał, czy to, że wpatrywał się we mnie na wpół morderczym, na wpół rozbawionym wzrokiem. – Bitwa jajeczna! – krzyknął i zanurzył swoje łapsko w zawartości patelni.

            Po chwili ze śniadania „mistrza” nie zostało już nic, prócz wspomnienia, ściekającego nam z twarzy. Aleks wysunął język i zlizał z policzka trochę niedoszłego śniadania.

- Ty wiesz, że nawet dobra – pochwalił, deczko poniewczasie.

            Tymczasem do kuchni wszedł roznegliżowany Michał i śpiącym wzrokiem omiótł nasze sfatygowane oblicza. Bez problemu dostalibyśmy role w kolejnej części Strasznego filmu.

- Lena, wrzuć na luz, bo zamkniemy cię w wariatkowie – ostrzegł.

- To on zaczął! – poskarżyłam się, mając żal do Michała, że nie trzyma mojej strony.

- Tak, a ja jestem robaczkiem świętojańskim. Gdybym cię nie znał, to może bym uwierzył. Chociaż… - pomyślał – nie, chyba jednak nie. Tak, czy siak wyglądasz na wariatkę.

            Odruchowo wyciągnęłam rękę po kolejną porcję kary dla drugoplanowego winowajcy, jednak z wymiaru sprawiedliwości nie zostało nic, prócz kawałka pomidora. Michał odgadł mój zamiar jeszcze zanim go powzięłam, w związku z czym nie wydawał się zaskoczony spalonym atakiem. Nie dogryzł mi też, że jestem kaloszem.

            Postanowiłam zostawić chłopaków, by przewietrzyć myśli i rzucić kaca na wiatr. Szczelnie opatulona płaszczem, szalikiem i czapką tak, że na wierzchu zostały tylko przymrużone oczy, wyszłam na zewnątrz. Prószył lekki puszek, anonsujący rychłą zimę. Wcale mi to nie przeszkadzało. Uwielbiałam leżeć w wygodnym łóżku, otulona ciepłem koca i czerwonego nieba. Wtedy zawsze czułam, że wszystkie moje problemy odpływają gdzieś daleko, niesione wiatrem, wraz z puszystymi płatkami śniegu.

            Po sześciu minutach spaceru, skręciłam za róg kamieniczki, zamieszkanej przez samotną kobietę, taką jak ja, tylko dużo starszą. Ile razy bym tamtędy nie przechodziła, w jej oknach niezmiennie rozbłyskiwały światła, jakby bała się zostać sam na sam z wszechogarniającą ciemnością. Zresztą pora dnia nie miała tu nic do rzeczy, prąd nie brał wolnego nawet, kiedy niebo nie spało. Mąż Rozalii, bo tak miała na imię, zmarł cztery lata temu, zostawiwszy ją z rodziną, która wpadała w odwiedziny raz na ruski rok. Czy śmierć nie jest pewnego rodzaju porzuceniem, choć przecież nie mamy na nią wpływu?

            Gdy z daleka patrzyłam na postać kobiety, krzątającej się bezcelowo po całym rozświetlonym domu, aż ścisnęło mnie za serce. Nierzadko poruszała ustami, choć obok nie było nikogo, kto mógłby jej wysłuchać. Chyba wierzyła, że rozmawia ze zmarłym mężem.       

            Zganiłam się w duchu za to, że choć łączyły nas kwiatkowe opowieści, które zawsze relacjonowała, gdy przechodziłam obok, a ona sama pieliła ogródek, nigdy nie miałam dość odwagi, by zapukać do jej drzwi. Niespodziewana wizyta, na pewno w jakimś stopniu uśmierzyłaby samotność, jednak wolałam nie patrzeć na to, co mogło czekać mnie w przyszłości. Przerażał mnie obrazek drutów i wełny w drżących rękach, zaplatających skarpety dla nikogo. Miałam w sobie zbyt wrażliwą dawkę egoizmu, by narażać się na podobne przykrości i zapominać o własnej niedoli.      

            Minęłam dom Rozalii, bezlitośnie obdarty przez czas, i ruszyłam przed siebie. Śnieg z wolna kładł się na rozległych polach, jakby do snu, przykrywając je cieniutką powłoczką. Drzewa po obydwu stronach uliczki szumiały złowrogo pod wpływem nieprzejednanego wiatru.  

            Kiedy mój umysł przewentylował się na dziesiątą stronę, postanowiłam zawrócić. Po kilku krokach poczułam za sobą czyjąś obecność i nagły niepokój wpełznął mi pod płaszcz. Zadziwiające jak można kogoś wyczuć, nie widząc go. Gwałtownie odwróciłam głowę i przez to, co zobaczyłam, moje nogi przybrały postać galarety. W niedalekiej odległości stał najprawdziwszy wilk, łypiąc zagadkowo, jakby oceniał, czy jestem łatwą, czy trudną zdobyczą. Jego miodowe oczy odznaczały się taką intensywnością, że nie byłam w stanie poruszyć kończynami. Gdy jednak wykonał niepewny krok w moją stronę, odruchowo cofnęłam się o tyle samo. Natychmiast zapragnęłam zwiać, gdzie pieprz rośnie, jednak w głowie zakołatała mi zdrowa myśl, że nie należy uciekać przed drapieżnikiem. Stałam więc jak posąg, obawiając nawet korzystania z oddechu, ale zwierzę najwyraźniej nie miało zamiaru poczynić drugiego ruchu.

            Skąd-u-dia-bła-wziął-się-tu-taj-wilk? – serce dudniło mi w czaszce. Był chudy jak szczapa, co jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło. Pewnie od dawna nic nie jadł. Ostrożnie i powoli przeszukałam wszystkie kieszenie płaszcza i w jednej z nich znalazłam kawałek nadgryzionego batona. Miałam wątpliwości, czy czekolada zadowoli zwierzę, jednak gdy usłyszał szelest papierka, nadstawił uszu i ruszył w moim kierunku.

            Krzyk mimowolnie wydarł się z moich ust. Cisnęłam w intruza batonem, po czym zaczęłam biec w stronę domu co tchu, nie oglądając za siebie. Dopiero gdy byłam już blisko, spojrzałam w tył. Wilk truchtał w bezpiecznej odległości. Serce nie nadążało za strachem, traciłam oddech, a płuca paliły mnie żywym ogniem. Na domiar złego nogi odmawiały posłuszeństwa. Kiedy przekroczyłam próg własnego azylu, miałam wrażenie, że umieram. Oparłam się o drzwi i osunęłam na podłogę.

- Ratunku!– wrzasnęłam w przestrzeń, bo nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy.

            Po schodach zbiegł zaaferowany Michał. Z ust zwisała mu szczoteczka do zębów, a z brody, wprost na koszulkę, kapała pasta.

- Czo jeszt mała? – spytał z niepokojem, sepleniąc.

- Wilk mnie gonił! – wysapałam, wciąż nie mogąc złapać tchu. – Wyjmij z gęby tą cholerną szczoteczkę!

- Jesteś pewna, że to nie był zając? – Widząc jego rozbawioną, pełną niedowierzania minę, miałam ochotę porządnie mu przywalić.

- Nie, kretynie! Przecież wiem, jak wygląda wilk! I przestań dowcipkować, mało nie zeszłam na zawał!

- Spokojnie, to tylko żarty – podniósł ręce w geście obrony. – W takim razie, gdzie on teraz jest?

- Wyjrzyj za okno, jeśli taki z ciebie niedowiarek! – zaproponowałam, po czym sama podążyłam za Michałem, trzymając się jego pleców, jakby w obawie, że zwierzę mogłoby w jakiś cudowny sposób przeniknąć przez ścianę.

            Obok, jak spod ziemi, wyrósł Aleks, przypatrując nam się z ciekawością, gdy szliśmy gęsiego w stronę okna. Na pewno wyglądało to idiotycznie.

- O w mordę! Ona nie kłamała! – Michał odsłonił firankę, jego brwi powędrowały do góry i w geście osłupienia, zasłonił dłonią usta.

- Na co się tak gapicie, jak sroka w gnat? – Aleks nie zdołał ukryć zainteresowania.

- Chodź, to sam zobaczysz.

            Współlokator podszedł do naszego punktu obserwacyjnego i szeroko otwarł oczy. Następnie nieco je zmrużył, jakby upewniał się, czy dobrze widzi, by na koniec pokręcić głową z dezaprobatą.

- Zaraz wracam – zakomunikował, po czym zniknął w drzwiach kuchni. Chwilę później usłyszeliśmy otwieranie drzwi frontowych.

- Co on wyprawia?! – Mój przyjaciel był wyraźnie przerażony, gdy spostrzegł jak Aleks wychodzi przed dom i najspokojniej w świecie idzie w stronę wilka, z wyciągniętą dłonią.

- Zostaw, może go zeżre. – Szarpnęłam Michała za ramię, powstrzymując go przed zrobieniem czegoś głupiego.

            Tymczasem Aleks przykucnął przed zwierzęciem, które zaczęło krążyć wokół niego, jak satelita, raz po raz unosząc pysk do góry. Wilk w końcu odważył się podejść i jednym kłapnięciem porwać to, co Aleks miał w ręku. Cokolwiek to było, w ciągu sekundy zniknęło w gardle bestii. Nie zdawałam sobie sprawy, że wbijam palce w ramię Michała, dopóki nie strzepnął z niego mojej dłoni, wraz z godnym pożałowania auć.

            Po dziesięciu długich minutach, na czas których dopadł nas totalny paraliż, wilk dał pogładzić Aleksowi swój wielki łeb i nieznacznie, acz zauważalnie pomerdał ogonem.

- Oszalałeś człowieku?! Życie ci niemiłe? – krzyknął Michał, kiedy totalny idiota znalazł się z powrotem w domu.

- To nie jest wilk, tylko pies, ale łatwo o pomyłkę. – poinformował nas Aleks. – Rasa nosi nazwę Saarlooswolfhond i powstała w wyniku krzyżówki owczarka niemieckiego z syberyjską wilczycą.

- Czemu ty to wiesz, a ja nie? – Przy nim często doświadczałam zawstydzenia, niczym małe dziecko.

- Jest bardzo wygłodzony, pewnie ktoś go porzucił przed świętami.

            No tak, święta to nie tylko czas prezentów i radości, ale też okres eliminowania problemów, dostarczających stresu. Najłatwiej jest porzucić psa w środku bezkresnych pól i umyć ręce od odpowiedzialności. Balast trzeba odciąć, aby balon leciał wyżej.

- Dałeś mu jeść i teraz nie odejdzie – odrzekłam z żalem. – Trzeba się go jakoś pozbyć.

- Pies zostaje ze mną. – Stanowczość, z jaką Aleks wypowiedział te cztery słowa była tak twarda, że mogłaby przemielić niejedną skałę.

- Chyba nie mówisz poważnie? – Przed oczami stanęły mi rozszarpane ciuchy, pogryzione buty i zaślinione powierzchnie. – Bo nie ma takiej opcji.– Opcji właściwie było wiele i każda pchała się na czołówkę.

- Masz duży ogród – zauważył przebiegle, aż oczy zaświeciły mu się, jak lampki na choince.

            Nienawidziłam bezcelowych dyskusji. Nie rodziły one bowiem niczego, poza śmierdzącym zbukiem. Wiedziałam, że nie pozwolę na pozostawienie psa w domu, jednak Aleks również był pewny swojego postanowienia.

- Nie jest ogrodzony – broniłam się rękami i nogami, zupełnie jakbym nie panowała nad sytuacją.

- Więc go ogrodzimy.

- My?! Coś ci się pomieszało! Nie mam zamiaru wydawać kasy na ogrodzenie, bo ty postanowiłeś przygarnąć jakiegoś kundla!

            Dotąd bierny Michał, podszedł do mnie, wziął za ramiona i kazał policzyć do dziesięciu, głęboko oddychając. Zamiast wyciszyć się i uspokoić, coraz bardziej denerwowała mnie myśl, że Aleks zawsze pozbawiał mnie tchu.

- Jeszcze przed chwilą nazywałaś go wilkiem – szepnął, jakby tracąc resztki nadziei, co postanowiłam niezwłocznie wykorzystać.

- Zwał, jak zwał. Pies musi zniknąć, zadzwonię do schroniska. – Wyswobodziłam się z uścisku Michała i przemierzyłam dom w poszukiwaniu telefonu.

- Dzięki za fatygę – dobiegł mnie głos Aleksa. – Ale ja się wyprowadzę.

- Co?! – Szok, jaki dotknął każdego nerwu, przyprawił mnie o kolejne palpitacje.

- Słyszałaś. – Zrobił kwaśną minę. – Mam tylko jedną, ostatnią prośbę. Chcę, żeby pies przenocował w garażu. Skombinuję mu jakieś pudło i koc, co ty na to? A jutro sobie pójdziemy i już nigdy więcej nas nie zobaczysz.

- Mam czuć się winna, bo ni stąd, ni zowąd znalazłeś sobie pupila i zacząłeś cwaniakować w liczbie mnogiej?! – Bezwiednie sięgnęłam do ciepłego policzka i poczułam, że jest mokry.

- Lena? – Nie o taką reakcję mu chodziło. Jakby pożądane reakcje w ogóle miały prawo wybierać.

- Niech ci będzie – odparłam zrezygnowana i pobiegłam do swojego pokoju, by zatrzasnąć za sobą ten rozdział.

            Nadal wzburzona, leżałam twarzą do sufitu i rozmyślałam o drodze, jaką kroczyłam – wyboistym, pozbawionym drogowskazów szlaku. Egzystowałam jak fasadowy autostopowicz – wystawiałam środkowy palec ludziom, którzy chcieli mi pomóc i dokądś podrzucić. Cóż, w najbliższej przyszłości nie zanosiło się, że utrudniające marsz dziury zostaną załatane.

            Nie zeszłam na kolację, choć nalegało na to dwoje przystojnych, acz irytujących mężczyzn. Żaden z nich nie wszedł na górę i nie ośmielił się zakłócać mojego niepokoju. W nieodległych wspomnieniach ujrzałam pełne empatii oczy Aleksa. Skąd wzięło się w nim tyle współczucia, że bez chwili wahania postanowił przygarnąć bydlę podobne do wilka?

            Po upływie kilku bezproduktywnych, pełnych smutku godzin, nadal nie mogłam zasnąć. Nawet powieki nie chciały kooperować. Zegarek wyświetlał pierwszą w nocy. Nie bez cierpienia, powoli wstając, zdradziłam pozycję, w jakiej tkwiłam przez dłuższy czas. Wychyliłam głowę za drzwi, by stwierdzić, że w domu panowała zupełna cisza.

            Wsunęłam stopy w kapcie i po cichu zeszłam do garażu. Było w nim sporo miejsca, którego nie zajmowało moje cacko, więc Aleks bez problemu wstawił tam duże pudło. Z początku nie zauważyłam czworonoga, bo nie leżał na przygotowanym posłaniu, tylko niespokojnie kręcił się po całym pomieszczeniu, węsząc i popiskując. Spostrzegłszy mnie, nadstawił uszu i uciekł w najciemniejszy kąt garażu. Wróciłam do środka po pęt kiełbasy, którą zamierzałam go przekupić, podobnie jak wcześniej zrobił to Aleks.

            Usiadłam na schodach i wymachiwałam jedzeniem przed nosem, udając obojętność. Kątem oka spostrzegłam, że pies był wyraźnie zainteresowany tym, co trzymałam w dłoniach. Trochę czasu minęło, zanim podszedł nieufnie i w fachowy sposób porwał kuszącą wyżerkę. Kiedy się najadł, spoglądał już bez obawy i, merdając ogonem, kładł po sobie uszy. Dobry znak. Mogłam być z siebie dumna. Postanowiłam jednak nie dawać za wygraną i oswoić go z obecnością obcego człowieka. Wyciągnęłam do niego rękę, wespół ze słowami zachęty: No, chodź piesku, a gdy to nie poskutkowało, po prostu jęłam opowiadać mu różne historie, podczas gdy siedział i przypatrywał mi się z zaciekawieniem, kręcąc głową to w lewo, to w prawo. Wyglądał naprawdę pięknie, choć w paru miejscach wystawały mu kości. Jednak jego maść i wygląd, łudząco podobny do wilka, robiły wrażenie. Zszokowana, spostrzegłam również inny, dość ważny szczegół, a mianowicie, że porzucony pies tak naprawdę był suczką, co nie wiedzieć czemu, momentalnie obudziło we mnie solidarność kobiecą.    

            Po jakimś czasie zrobiłam się okropnie śpiąca, więc ukryłam twarz w zagięciach ramion. Tkwiłam w takiej pozycji, dopóki nie poczułam dotyku mokrego jęzora na dłoniach. Delikatnie podniosłam głowę i uśmiechnęłam do zadowolonego i sympatycznego pyszczka. Suczka zdawała się odwzajemniać uśmiech. Położyła mi łeb na kolanach i spojrzała na mnie wzrokiem tak ujmującym, że zdołałby stopić lód.

            Nie myśląc wiele, ostrożnie wstałam, przywołałam ją, uderzając dłonią o udo i skierowałam prosto do swojego pokoju. Nie było mowy, by tkwiła sama w cholernym garażu, w dodatku tak przerażona. Położyłam koc obok łóżka, a kiedy ufnie położyła się na nim, pogłaskałam ją po głowie i uspokoiłam, zapewniając, że nigdy jej nie zostawię. Aleks mógł zapomnieć o roszczeniu sobie praw do mojego psa.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
romantyczna · dnia 19.12.2014 13:24 · Czytań: 694 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
euterpe dnia 21.12.2014 09:01
Wczoraj czytałam, a dziś zbieram się na komentarz. Mam nadzieję, że Aleks nigdzie nie pójdzie, bo historia mam wrażenie, że by na tym ucierpiała. Podejrzewam, że go rozczuli zmiana decyzji Leny i tym samym, tylko zbliżą się do siebie. Pies-wilk, jak zwał, tak zwał, ale potrafi połączyć, nawet prawdzie zacietrzewionych. Może będzie tak i w tym momencie. Szkoda, że się nie
dowiem, do momentu, aż Twoja powieść, ujrzy światło świetlówki w drukarni:)
Pozdrawiam serdecznie,
Ewa
romantyczna dnia 21.12.2014 11:24
euterpe - dziękuję Ci za wierne czytanie ! ;) jeśli masz ochotę, to podaj mi maila na priv, będę wysyłać Ci kolejne rozdziały ;) a będzie się działo, musi się pokomplikować, zanim wszystko dobrze się skończy. A może nie wszystko, kto wie? ;)

Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:72
Najnowszy:ivonna