„Przed powstaniem Ziemi.”
Huk! Wielki obiekt Druid3290 wylądował właśnie gdzieś pośrodku nikomu nieznanej planety na jakimś pustkowiu.
-Pierdolę taką podróż- zirytował się Adam. -Nie o to mi chodziło jak mówiłem, że chcę przeżyć wielką, niezapomnianą przygodę, włóczyć się przez cztery miesiące w zamkniętej kabinie. Idiotyzm,
-Taa -odparł Mikel. - Sam wiedziałeś gdzie lecimy. Pociesz się, teraz będzie już tylko lepiej, poza tym za tą podróż płacą Ci pięć milionów dolarów.- podsunął.
-Istotnie 5 milionów, założę się, że tyle nam obiecali, bo wcześniej przewidzieli, że i tak stąd nie wrócimy. - narzekał dalej w duchu gratulując im wielkiego sprytu.
W tym momencie Adam, uchylił wielką, opadająco klapę statku kosmicznego Druid3290.
Widok, który rozpostarł się przed nim był tak niewiarygodny , że nie mógł powstrzymać śmiechu.
-Mike, chodź tu, musisz to zobaczyć.
Mikel, mimo, że miał blisko metr dziewięćdziesiąt, to przy ogromnej posturze Adama wydawał się nie dość, że niski, to jeszcze tak żałośnie drobny, iż sądził, że Adam mógłby go zdmuchnąć gdyby tylko chciał. Otworzył klapę, uderzając się w głowę przy wyjściu.
Gdy wyszedł na znak Adama ze swojej kabiny, i stanął na zewnątrz był w stanie wypowiedzieć tylko dwa słowa.
-Kurwa niemożliwe! - wykrzyknął nie dowierzając.
-Jesteś pewien, że twoi przyjaciele nie zrobili nas w konia i przez przypadek nie wysłali nas gdzieś do Yellowstone? - roześmiał się Adam.
Przed sobą mieli wielką polanę, a dookoła roztaczał się ogromnie wielki las liściasty, z drzewami na tyle wysokimi, że nie powstydziłby się tego przeciętny drapacz chmur w Nowym Jorku.
Znaleźli się tu na zlecenie TOK-u. (Tajnej Organizacji Kosmicznej). Mike pracował nad tym projektem przez całe swoje życie, no może z wyjątkiem rocznej przerwy kiedy miał wszystkiego dosyć z powodu nikłych postępów. Wtedy to stracił głowę dla pewnej meksykanki i pojechał za nią w świat co szybko zresztą okazało się błędem. Przez pół roku żyli i bawili się świetnie, jednak kiedy Mikowi skończyły się pieniądze, meksykanka jakoś przestała darzyć go uczuciem i zniknęła zostawiając karteczkę. „Przepraszam, to już koniec, kochałam Cię, ale moje uczucie do Ciebie się wypaliło. Żegnaj. Powodzenia na dalszej drodze życia” Pomijając jednak ten miłosny epizod praktycznie cały czas żył projektem przemieszczania się w czasie. Oczywiście loty kilkaset, czy kilka tysięcy lat wstecz były banalne i możliwe do zrealizowania już od dawna, sam przebywał w starożytnej Grecji obserwując strasznie niesprawiedliwy proces Sokratesa, później podążał śladami Mahometa, kiedy to omal nie zginął z rąk jego wyznawców, zaliczył też kilka mniej znaczących wypraw na koniec XX wieku. Ta wyprawa miała być jednak wyjątkowa, miała zaprowadzić ich na początki dziejów Ziemi, potwierdzić wszystkie teorie na temat ukształtowania się Ziemi. Cztery i pół miliarda lat wstecz, nikt nie wiedział czy to się uda, bo skąd można wiedzieć co się stanie, gdy statek dostanie rozkaz wylądowania na planecie, która właściwie się dopiero tworzy. Oczywiście w ramach zabezpieczenia statek miał polecieć ewentualnie na jakikolwiek stały ląd w pobliżu, gdyby lądowanie na Ziemi okazało się niemożliwe.
- Chodźmy się rozejrzeć – usłyszał głos Adama.
Skinął głową wyrażając aprobatę na ten pomysł.
***
Przez półtorej godziny przedzierali się przez gęsto zarośnięte chaszcze. Nie do pomyślenia. Gdzie oni byli? Adam, były żołnierz, miał pojechać na tą wyprawę w ramach rekonwalescencji i ciekawej odmiany od swojego ostatnio dość nudnawego życia, które wiódł na Ziemi. Wojskowa emerytura bowiem w połączeniu z brakiem rodziny sprawiła, że strasznie się zaniedbał. Oczywiście nie stoczył się jakoś kompletnie na dno, miał mieszkanie w dosyć dogodnym miejscu, blisko centrum Nowego Jorku, oraz forda Galaxy. To był jego majątek. Przez sąsiadów również czuł, że jest szanowany, jako twardo stąpający po ziemi realista, jednak w praktyce zaczął nadużywać nieco alkoholu. Owszem zawsze zdarzało się mu wypić trochę na imprezach u znajomych, ale odkąd wyszedł z wojska pił prawie codziennie, nieraz upijając się do nieprzytomności. W równym stopniu do jego zaniedbania przyczynił się brak ruchu, wiedział, że powinien chociaż zacząć chodzić na siłownię, ale nie mógł się zebrać. Było mu po prostu wszystko jedno. Tutaj miał dostać nową szansę, jego życie miało dostać nowy cel ani chwili nie wahał się kiedy Mike przedstawił mu tą propozycję. Poza tym liczył na sowitą zapłatę. Według wszystkich naukowców, mimo dość niecodziennego celu podróży plan pozbawiony był większego ryzyka, oczywiście mogły wystąpić jakieś problemy ze statkiem, w końcu było nie było to 4 miesiące lotu, ale generalnie, nic nie miało się przydarzyć, mieli po prostu polecieć w odległą przeszłość i potwierdzić wszystkie tezy znanych naukowców o tym jak to Ziemia pozbawiona jeszcze tlenu i oceanów jest atakowana przez różnorodne planetoidy. Tymczasem coś musiało pójść nie tak, albo wszystkie teorie naukowe były, jak się okazało, no cóż niewiele warte, albo oni znaleźli się w jakimś kompletnie innym miejscu, na kompletnie innej planecie, gdzie jak gdyby nigdy nic rośnie sobie las, w dodatku taki któremu jest bliżej do dżungli niż do lasów strefy umiarkowanej, przemieszczali się, więc z wolna torując sobie drogę genialnymi nożami dostarczonymi przez TOK. Adamowi wydawało się, że coś słyszy, ale Mike dalej święcie go przekonywał, że to niemożliwe, że tu nie może być żadnego życia, a tak w ogóle to ten las to prawdopodobnie jakaś namacalna fatamorgana. Adam głęboko współczuł Mikowi, który całe życie poświęcił nauce, a teraz działo się coś kompletnie z nią sprzecznego, coś czego w żadnym podręczniku nie można było wyczytać. Sam był bardziej skłonny uwierzyć w to co widzi. Wojenne warunki nauczyły go akceptować po prostu to co widzi, nie zastanawiając się głębiej nad tym czy to ma prawo bytu, czy nie. Mordowanie niewinnych kobiet i dzieci nie miało w końcu prawa bytu, a jednak sam był świadkiem tego, że takie rzeczy zdarzają się zdecydowanie zbyt często.
-Do cholery, założę, się, że słychać tu śpiew, hmm... tutejszych słowików. Mike, pogódź się z tym, że właśnie zostaliśmy wciągnięci do dość dziwnej rzeczywistości, a twoje teorie muszą pójść na bok.
- Ty nic nie rozumiesz, to nie miało prawa się zdarzyć, mieliśmy wylądować na Ziemi, albo ewentualnie gdzieś w pobliżu, w naszym Układzie Planetarnym, teraz jesteśmy nie wiadomo gdzie, być może nie ma nas jak stąd ściągnąć na Ziemię.
W tym momencie ich rozmowę przerwał donośny głos wielkiego czarnego ptaka z zielono- żółtym brzuchem, wyglądem przypominającego tukana, z tą różnicą, że ten tutaj był 3-metrowy. Nagle ruszył na nich z niesłychaną prędkością. Adam zdążył szybko wyciągnąć swoją broń. Laserowy pistolet LA-27 najnowszej amerykańskiej produkcji. Oddał strzał prosto między oczy wielkiego tukana, który zwalił się na Ziemię tuż przed nimi. Zaskoczony podszedł do ptaka.
Co to za porąbany las pomyślał. Jak mają tutaj jeszcze bociany to stąd nie wrócimy.
- Okej miałeś rację, tu coś żyje. - krzyknął do niego Mike roztrzęsionym głosem. - Wracamy? Ten las może się ciągnąć jeszcze przez pięćset kilometrów, a ja nie chcę , żeby zaraz mnie zjadła jakaś wielka wiewiórka.
- A podobno to ja narzekam, no dobra, skoro mówisz, że wracamy to wracamy, ty tu jesteś szefem, ale dobrze wiesz, że musimy potem wrócić.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt